Doroczne święta Bożego Narodzenia, na które z utęsknieniem czekają wszyscy – dzieci, młodzi i starsi, są tuż tuż, i aż trudno uwierzyć, że to już rok upłynął od poprzednich! Z niedowierzaniem stwierdzamy, że właściwie nie wiadomo kiedy i na czym czas przeleciał w tak zawrotnym tempie. Szczególnie nam - współczesnym, chorobliwie niemal uzależnionym od oszałamiających osiągnięć i cudów techniki, żyjącym w ciągłym pośpiechu i jakby ciągle w drodze.
Zapracowani, zagonieni nie mamy czasu na nic – ani na wypoczynek, ani dla rodziny, ani dla znajomych, ani dla nas samych, choćby na chwilę zastanowienia nad mijającym czasem. W tym pędzie zapominamy o tym co naprawdę jest dla nas ważne, co powinno się liczyć w życiu, co zawsze było i być powinno nadal na pierwszym miejscu w naszych dążeniach. Czytając poniższy artykuł odnosi się wrażenie, że powstał obecnie, na zamówienie jakiejś współczesnej nam redakcji. Okazuje się jednak, że 90 lat temu, kiedy to opublikowano go w czasopiśmie Gazeta Lwowska, ówczesne społeczeństwo mierzyło się z podobnymi dylematami i problemami jak my dzisiaj. Żyjemy w czasach bardzo trudnych i tak niepewnych, (ale jakże zbliżonych do tych opisywanych), że z obawą zaczynamy myśleć o tym jaka przyszłość czeka nas, nasze dzieci i wnuki, nasz kraj – Polskę.
Nadchodzące święta Bożego Narodzenie są więc dobrą okazją do szerszych refleksji oraz do tego, aby Wam, drodzy sympatycy bloga Historia Rabki, a także Waszym bliskim, złożyć serdeczne życzenia – zdrowia, wszelkiej pomyślności, życia w pokoju oraz obfitości łask od narodzonego właśnie Bożego Dziecięcia oraz by zbliżający się Nowy Rok był rokiem choć trochę lepszym od mijającego i nie wstrząsanym wydarzeniami, które dziś trudno nawet przewidywać.
Chwała na wysokości a pokój na ziemi
Nie zna naród polski drugiego święta, które by tak głęboko i serdecznie umiłował, tyloma od wieków przystroił najpiękniejszemi kwiatami swej duszy i wyobraźni, do tego stopnia zespolił ze swą tradycją, sentymentem – ze swem życiem całem.
Od najmłodszych lat dzieciństwa każdy z nas związany jest z tym dniem wigilijnym i jego wieczorem niezliczonemi, a jakże niezwykle mocnemi niciami najpiękniejszych wspomnień, niezapomnianych wzruszeń nieokreślonych, a jednak przedziwnie krzepkich nadziei. W ten jeden dzień w ciągu długiego roku, a raczej w ten jeden wieczór, stajemy się jacyś inni, jakby cudownie odmienieni: lepsi, mocniejsi i weselsi. Otwierają się najtajniejsze Sezamy dusz naszych i spływa na nas niezwykłe, cudowne, nieporównanie radosne ukojenie. Chyba, że sami nie chcemy i dusze zamykamy wszelkim lepszym wzruszeniom.
Skąd się bierze ta wielka, a tajemnicza siła dzisiejszego święta? Trzeba by sięgnąć do najgłębszych tajników naszej narodowej psychologji, aby znaleźć a raczej wyczuć odpowiedź. Coś się tam zazębiło w tem świecie Bożego na świat przyjścia z najistotniejszym rdzeniem polskiej natury – zazębiło od dawien dawna i w sposób ogromnie silny.
Boże Narodzenie, to dla Polaka wielkie misterjum: spełnienie oczekiwań. Wszystko, co potem nastąpiło – i odsłonięcie tajników nowej dla całego świata wiary i męka Golgoty i zwycięstwo krzyża i łaska odkupienia – było zawarte już w tym pierwszym momencie, jak w drobnem ziarenku żołędzi zawarte są przyszłe poszumy rozłożystego dębu. Była głucha noc – a oto nagle brzasnął ludzkości świt nowego, tak upragnionego i tak długo czekanego dnia...
A to pragnienie oczekiwania jest jedną z fundamentalnych cech polskiej psychiki, która musi mieć jakąś wielką przed sobą wiarę, musi żyć nadzieją, że się coś poprawi, musi widzieć magiczną moc odmiany losu w tajemnem słowie: jutro. Tacy już jesteśmy.
I dlatego ten moment zwrotny w dziejach świata, gdy oczekiwane przez tysiąclecia słowo o nowej erze stało się ciałem, przemawia nam do duszy szczególnie silnie, jest przez nas otoczony osobliwym pietyzmem, wyzwala w nas najlepsze siły ducha. Pełni radości i zaufania, śpiewamy wszyscy zgodnie – ile jest domów w Polsce i ile rodzin:
– Chwała na wysokościach, a pokój na ziemi!
* * *
Pokój... Słowo, które dziś na ustach wszystkich, gdy się nieustannie myśli i mówi o – wojnie.
Ale nie tylko pokój w wojskowem, czy politycznem tego słowa znaczeniu. „Pokój", to również antyteza tego wszystkiego, co jest niepokojem, udręką, niepewnością, a co niestety w obecnej dobie jest chlebem powszednim każdego. „Pokój", w polskiem rozumowaniu, w polskiej barwie uczuciowej tego słowa, to zarazem i sprawiedliwość i wyrównanie drogi w przyszłość, rozwiązanie męczącej zagadki jutra i nadzieja, że to jutro będzie od dnia dzisiejszego lepsze. „Pokój" to równocześnie także praca. A praca staje się dla coraz liczniejszych rzesz w Polsce pojęciem równoznacznem z drogą do jakiegoś lepszego, niż obecne życia, początkiem jakiegoś nowego okresu.
Na dwie grupy można dziś podzielić europejskie społeczeństwa. U jednych góruje nad wszystkiem innem obawa, aby się nie powtórzyła nowa groza wojny [1914-1918 J.S.], która tak niedawno nad niemi szalała; to są narody, które zagadkę swojego losu już rozwiązały i okres walki o przyszłość mają już za sobą, a teraz myślą przede wszystkiem o dniu dzisiejszym i o tem, aby trwał jak najdłużej. Dla innych zaś narodów nie wojna stanowi najgroźniejsze słowo, ale zagadka jutra, ustawiczne szukanie odpowiedzi na męczące pytanie: Co dalej z nami będzie? Jakie rozwiązanie znajdzie niezwykle trudny problem naszej przyszłości?
Polska należy do tej drugiej kategorji narodów – tych, które od jutra oczekują, że będzie lepsze. Tymczasem zaś nasze dziś jest coraz pochmumiejsze, życie staje się coraz trudniejsze i uboższe w jasne horyzonty. Na drodze, którą idziemy, staje się dziwnie mglisto i nieprzejrzyście: nie można dojrzeć, jak tylko najwyżej na niewielki dystans paru lat, do najbliższego zakrętu. Czujemy, że musimy mieć wytknięty wyraźny kierunek tej drogi nie na lata, ale na całe pokolenia – a równocześnie uświadamiamy sobie, że wytknięcie takiego, jak dotąd, ciągle dopiero szukamy. Są zaledwie pewne słowa drogowskazy, ale to jeszcze za mało.
Pojęciem dotychczas nierozwiązanem jest kwestja polskiej siły narodowej i społecznej.
Nie należy jej mieszać ze sprawą własnego państwa, z zagadnieniem, jak je wzmacniać i utrwalać, jak rozwijać i utrzymywać, jak używać i bronić. Bo państwo, to jednak tylko zewnętrzna forma a nie treść. Treścią są żywi ludzie, w swej zbiorowości – nie tylko chwili bieżącej, ale długiego łańcucha pokoleń, zarówno minionych jak i nadchodzących, w których uzmysławia się nam dług wobec przeszłości i obowiązki wobec przyszłości.
Organiczne zespolenie formy z treścią, państwa z narodem, to druga strona problemu – ale i ona nie wyczerpuje jeszcze wszystkiego. Pozostaje strona trzecia: sam rozwój tej narodowej treści, w znaczeniu zarówno duchowem i moralnem, jak materjalnem i fizycznem.
Strona to zaś najważniejsza, bo ona stanowi fundament całości.
Państwo jest domem, a rodziną w tym domu – naród. Własny dom ma znaczenie tylko jako środek do celu, a tym celem jest byt rodziny i jej przyszłość, współżycie w domu i troska o tych, którzy będą gospodarowali po nas – aby nie potrzebowali chodzić do obcych na wysługę za chleb. Aby solidność domu i jego celowy układ służyły sile i wzrostowi rodziny, a nie jedynie kłótniom, kto ma mieć klucz od bramy i pierwszy głos.
A te rzeczy, dotyczące nie formy naszego zbiorowego bytu, ale jego treści, są jeszcze ciągle w mgławicy, nieprzemyślane do końca, nie wytknięte jasno i zdecydowanie, nie realizowane planowo i konsekwentnie. Więc gdy się w dniu dzisiejszym uświadamia w nas wspomnienie wielkiej chwili, która dla całego świata była początkiem nowej ery, to się z tą świadomością łączy także pragnienie: niech się rozwidni przed Polską jej droga narodowa i społeczna.
* * *
Mówimy: – Pokój ludziom dobrej woli. Ta „dobra wola", to jest także jedna z naszych cech specyficznych. Polak ze szczególnem upodobaniem doszukuje się u drugiego Polaka woli złej, nawet z uporem będzie go o tej złej jego woli przekonywał – a najdalsze mu jest to, co powinno być najprostsze: że dobrą wolę miewamy w sobie wrodzoną. I to wszyscy... Trzeba tylko umieć ją odgrzebać i trzeba w nią wierzyć. No i – trzeba nie tylko mówić, ale i działać wedle wskazań tej powszechnej dobrej woli.
Jakiż to las pytań j trudności, jeśli się wmyślimy w całość stojących przed Polską dzisiejszą problemów, w mnogość i ostrość przeciwieństw, w trudność pogodzenia sprzecznych dążeń i ambicyj, wreszcie w krótkowzroczność tych, którzy nie potrafią ogarnąć i słuszną miarą zmierzyć wszystkiego, bo im myśl o sobie samych mąci jasne spojrzenie na innych i zrozumienie prawdziwe, czem jest powszechność i co z niej wynika. A jakże to prosto, jasno i syntetycznie układa się w słowach kolendy:
„Podnieś rękę, Boże dziecię,Błogosław ojczyznę miłą!W dobrych radach, w dobrym bycie.Wspieraj jej siłę swą siłą.Dom nasz i majętność całąI wszystkie wioski z miastami...A Słowo – Ciałem się stałoI mieszkało między nami.”
Czyż w słowach tej kolendy – modlitwy nie można dostrzec – pod przenośnią – wszystkich, jakie nas dręczą, problemów? A czego potrzeba do ich rozwiązania? Tego jednego tylko: aby słowo stało się ciałem – słowo naszego narodowego i społecznego jutra, które do tej pory jeszcze się należycie nie skrystalizowało. Abyśmy drogę przed sobą mieli jasno wytyczoną na długi szereg pokoleń, a nad naszem życiem zbiorowem zamiast dzisiejszej rozterki panował pokój – w najobszerniejszem i najpełniejszem znaczeniu.
Przedrukował w oryginalnej pisowni i opracował Józef Szlaga
.jpg)
.jpg)
.jpg)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz