niedziela, 28 października 2012

Dzień Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny w wierze i obrzędowości ludowej

Zbliża się uroczystość Wszystkich Świętych, a następnie Zaduszki. Dni w których zgodnie z tradycją wspomina się zmarłych, odwiedza groby bliskich, pali znicze, a także składa wieńce czy kwiaty. Dla wielu osób jest to moment na refleksje, także nad własnym życiem. Jednak publikowany poniżej artykuł nie dotyczy tego typu zadumy, koncentruje się natomiast nad wierzeniami i tradycjami naszych przodków oraz ich analogiami z wierzeniami innych narodów. Jego autor prof. Witold Klinger był wybitnym polskim filologiem klasycznym, współtwórcą tzw. poznańskiej szkoły filologicznej. Artykuł "Dzień Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny w wierze i obrzędowości ludowej", opublikowany 1 listopada 1926 roku na łamach czasopisma "Czas", rozpoczyna się od wyjaśnienia genezy nadchodzących świąt w świecie katolickim. Następnie autor zarysowuje tradycje związane z kultem pamięci o zmarłych na świecie, które przestrzegane były w czasach mu najbliższych. Niektóre wierzenia i wyobrażenia z początku XX wieku niewiele mają już wspólnego z tym co jest kultywowane obecnie, przykładowo tradycja ugaszczania dusz, czy też ogrzewania przodków niewtajemniczonym nic nie mówi. Ostatnia część artykułu poświęcona jest genezie Święta Zmarłych. Na wstępie autor przyznaje rację zdaniu Jamesa George'a Frazera, innego słynnego filologa i historyka religii, że kościół katolicki nie stworzył, lecz jedynie usankcjonował z dawna istniejące obchody zaduszne. Po czym wskazuje na analogie obecnych tradycji do starożytnych obrzędów z Rzymu i Grecji, w czasie których upamiętniano poległych za ojczyznę. Jak się okazuje, podobieństwa nie tyczą się tylko tradycji. Wiele ze starożytnych obrzędów ku czci zmarłym znajduje swoje odbicie w rytuałach pogrzebowych. Autor zauważa także, że znana mu i rozpowszechniona w całej Europie legenda o człowieku, który spotkał się z duszami zmarłych znana była już w starożytności! Z końcowego zestawienia przytoczonych tradycji, jasno wynika, że nie przypadkowa zbieżność, ale wpływ starożytnych obrzędów zadecydował o charakterze i czasie zbliżających się świąt.

Źródło: Ilustrowany Tygodnik Polski, nr 14, 1915 r.


Dzień Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny 
w wierze i obrzędowości ludowej


Następujące bezpośrednio po sobie uroczystości Wszystkich Świętych (1 listopada) i Dnia Zadusznego (2 listopada) nie w jednym powstały czasie. Uroczystość pierwsza zawdzięcza swe istnienie synowi Karola W., Ludwikowi Pobożnemu, który za radą papieża Grzegorza IV nakazał w r. 835 święcenie tego dnia we Francji i Niemczech, co zresztą nie było na Zachodzie zupełną nowością, bo już w VIII w. zaświadcza dla Anglji istnienie tego święta Beda Czcigodny. Uroczystość druga powołana została do życia przez św. Odilona, opata słynnego klasztoru benedyktyńskiego w Clugny, który w r. 998 polecił wszystkim podległym mu klasztorom odprawiać 2 listopada uroczystą mszę żałobną za dusze wszystkich zmarłych. Zbożny zwyczaj, przyjmowany stopniowo przez inne reguły, rozszerzył się z czasem na cały świat katolicki.
Wieczór Zaduszek na cmentarzu Powązkowskim. (Rysował z natury Gerson)
Źródło: Tygodnik Illustrowany, nr 268, 1864 r.
Powstałe w różnych czasach i niezależnie od siebie, uroczystości te jednak pozostają ze sobą w ściślejszym związku i niejako uzupełniają się wzajem: obie przecie poświęcone są pamięci zmarłych z tą jedynie różnicą, że pierwsza jest wyrazem należnej czci zmarłym, uświęconym przez męczeństwo i żywot w Chrystusie, druga wyrazem żywej troski o zagrobowy los zwykłych, grzesznych ludzi. Jeżeli z punktu widzenia kościelnego ważniejsza jest uroczystość pierwsza, to masy ludów chrześcijańskich szczególniej przywiązały się do ostatniej, wszak Święci, jako Święci właśnie, są nam dalsi od zmarłych dziadów, ojców, braci – i pod opieką tej uznanej przez Kościół katolicki uroczystości przechowały się do naszych czasów resztki prastarego kultu przodków z masą obcych chrześcijaństwu wierzeń i wyobrażeń, zwyczajów i obrzędów. Ta jednak jesienna uroczystość zaduszna nie jest wyłączną właściwością Kościoła katolickiego; istnieje ona również i w Kościele wschodnim, gdzie jednak umiejscowiona jest nieco inaczej: obchodzą ją przeważnie w sobotę przed św. Dymitrem (26 października), rzadziej w sobotę przed św. Michałem, tj. 8 listopada (Bułgarja), niekiedy nawet w wigilję t.zw. „Pokrowa Bogorodzicy”, przypadającego na 1 października (Podlasie Ruskie).
Przed Burzą. Mal. Michał Wywiórski.
Nie mam zamiaru omawiać tu szczegółowo odnośnej obrzędowości, która zresztą doczekała się już gruntownych opracowań zarówno w literaturze naukowej Zachodu (przypomnę n.p. Frurera „Feast of all Souls” w książce „Adonis, Attis, Osiris” wyd. 3. Str. 50 – 83), jak i naszej (mam na myśli cenną pracę prof. A. Fischera „Święto umarłych”, Lwów 1923).  Pragnę jedynie zaznaczyć, że formy, jakie w związku z tą jesienną uroczystością zaduszną przybiera cześć zmarłych, są zupełnie identyczne z formami, w jakich występuje ona w związku z omówionemi już uroczystościami zimowemi, wiosennemi i letniemi. Powszechnem jest wierzenie, że w Dzień Zaduszny dusze zmarłych opuszczają groby, i jużto wracają do swych domów, gdzie dla ułatwienia im powrotu drzwi lub okna nieraz stoją otworem i nawet szpary w ścianach nie są zamazywane, jużto nocą zbierają się na  nabożeństwo w kościołach, gdzie w dzień odprawiano za nich modły.
"...upiór skoro wyszedł z ziemi,
Oczy na gwiazdę poranną wywrócił."
"Upiór", Adam Mickiewicz
Rys. Czesław Jankowski
Ilustracją ostatniego wierzenia jest rozpowszechniona w całej Europie legenda o człowieku, który zwabiony światłem, wchodzi nocą do kościoła, widzi tłum nieznanych postaci, w których poznaje nieboszczyków, ucieka, jest przez nich ścigany, i zwykle, opowiedziawszy o zajściu, umiera. Częste jest również niejednokrotnie potępione przez Kościół wierzenie, że te dusze potrzebują, jak żywi, jadła i napoju, rodzące zwyczaj obrzędowego ich pojenia i karmienia. Co prawda, u nas, a zresztą i w całej środkowej Europie, wyobrażenie to już jest w zaniku, i zamiast ugaszczania dusz widzimy jedynie odwiedzanie i wieńczenie grobów oraz palenie na nich świec, latarek i lampek oliwnych; jedynie dla Wileńszczyzny mamy zaświadczony zwyczaj, że gospodyni w tym dniu wylewa nieco jadła do kąta, wymawiając imię zmarłego. Za to na Wschodzie (Białoruś, Ukraina) i Południu (Bałkany), czasami także na Zachodzie (Bretanja) Europy trzyma się to naiwne wyobrażenie jeszcze mocno. Zmarłym jużto niosą napój i jadło na mogiły, jużto wystawiają je w domu na stole, do którego ich uroczyście wzywają na początku obchodu, aby następnie wygnać ich precz.
"Któż to jest na progu?
Ktoś ty taki?... po co?... na co?
Ach, trup, trup! upiór, ladaco!
W imię Ojca!... zgiń, przepadaj!"
"Dziady cz. IV", Adam Mickiewicz
Rys. Czesław Jankowski
Do dań koniecznych na tej uczcie obrzędowej, należą: kutja, tj. gotowana pszenica lub jęczmień z miodem, znana nam z obrzędowości wigilijnej, bliny, tj. smażone oładki z mąki pszennej lub tatarczanej, znane z obrzędowości zapustnej, wreszcie miód i owoce, często spotykane tak w obrzędowości zadusznej, jak i pogrzebowej.
"Czemu waspan tak jesteś dziwacznie ubrany?
Jak strach, albo rozbójnik, co to mówią w bajce,
Z różnych kawałków sukmany
Na skroniach trawa i liście
Wytarte płótno przy pięknej kitajce?"
"Dziady cz. IV", Adam Mickiewicz
Rys. Czesław Jankowski
U nas niewątpliwym przeżytkiem tego prastarego ugaszczania dusz jest zwyczaj sutego obdarowywania w tym dniu dziadów, żebraków i wogóle ubogich, którzy w ten sposób otrzymują to, co pierwotnie przeznaczone było dla zmarłych: wynika to z zupełną jasnością z takich zebranych przez prof. Fischera faktów, jak to, że chleb, który rozdaje się ubogim, uprzednio jest składany na grobie zmarłego (Opoczyn) albo niesiony do krzyża na rozstaje,  – miejsce grzebania samobójców (Lubaszów, Milków). Jeżeli czasem, jak w powyższym wypadku, miejsce zmarłych zajęli ubodzy, to czasem znowu dostaje się ono dzieciom.
Widok "dziada kościelnego" siedzącego boso
pod bramą cmentarną jeszcze w dwudziestoleciu
międzywojennym nie należał do rzadkości.
Prosili oni o datki, w zamian zapewniając
o modlitewnej pamięci za swych
ofiarodawców.
Fot. ze zbiorów Józefa Szlagi
Na Sycylji dzień 2 listopada jest nietylko Dniem Zadusznym – giorno degli morti – kiedy zmarli opuszczają swój przybytek podziemny, aby ludzkiej zakosztować strawy, ale także dniem tradycyjnych podarków, – giorno di strenne dei fanciulli. Podarki te wręczają im w imieniu zmarłych, którzy rzekomo osobiście patronują urządzanemu wtedy jarmarkowi łakoci i zabawek. We Francji w górnym biegu Saony, wieśniaczki w tym dniu idą do kościoła w szatach żałobnych, niosąc koszyki pełne jabłek i orzechów, i po nabożeństwie obdarzają niemi dzieci. Nie znikło także bez śladu niemniej naiwne wyobrażenie, że zmarli, podobnie jak żywi, potrzebują także ciepła, zwłaszcza po wyjściu z ziemi w chłodnej porze jesiennej. Przytoczę parę przykładów wyrastających stąd zwyczajów, których nie widzimy w pracy prof. Fischera. Ogrzewanie przodków odbywa się w sposób dwojaki: rozpalają dla nich ognie jużto na cmentarzu, na ich grobach, jużto w izbie na ognisku domowem.
Zaduszki. Mal. Witold Pruszkowski
Ostatnią formę zwyczaju widzimy np. w Dolnej Bretanji, gdzie w wigilję Dnia Zadusznego gospodyni nietylko po wieczerzy nakrywa dla dusz po raz wtóry stół, ustawiając na nim jabłecznik, mleko i ciasto smażone na patelni (bliny), lecz i zapala na ognisku potężną kłodę drzewa, zwaną „drzewem umarłych” (kef ann aneon). Pierwsza znana jest dotąd na Białorusi, a niezbyt dawno była znana i u nas. Białorusini pow. Borysowskiego gub. Mińskiej na t.zw. „Charetuzy” tj. „Dziady” w sobotę przed św. Dymitrem, po zachodzie słońca wyruszają na cmentarz i tam palą ognie, zamiatają miotłami mogiły i obkładają je darnią. Około północy oddalają się wszyscy, bo „zmarli ... wstają z grobów”. Że te ognie nie mają za wyłączne zadanie dostarczania światła, niezbędnego dla uporządkowania mogił, widać z dalszych słów opisu, że po odejściu żywych „zapalone ogniska płoną aż do rana”.
"Zaszło słońce, biegną dzieci,
idą starce, płaczą, nucą;
lecz znowu słońce zaświeci,
wrócą dzieci, starce wrócą."
"Dziady cz. I", Adam Mickiewicz
Rys. Czesław Jankowski
U nas był niegdyś zwyczaj zapalania w tym dniu na rozstajach, gdzie grzebano samobójców, stosów, pozostałych z rzucanych przez przechodniów gałęzi. Znał ten zwyczaj jeszcze Wincenty Pol, u którego w opisie Dnia Zadusznego w „Pieśni o domu naszym” czytamy:
Za okopem palą Dziady – na mogiłce zabitnika...
Toć rok cały każdy wiernie, – co przejeżdża, co przechodzi,
Rzuca łomy, słomę, ciernie...
Gdy urośnie na mogile – stos po roku, to go palą...
I coś jęczy i coś huczy, – jak duch w mękach potępiony.  
Krzyż na rozstaju. Mal. Michał Wywiórski
Nie zatraciło się wreszcie równie dziecięce wyobrażenie, że przybywające po błotnistej drodze dusze potrzebują się przedewszystkiem obmyć i oczyścić, które to wyobrażenie znajduje swój obrzędowy odpowiednik w spotykanym niekiedy zwyczaju przyrządzania dla nich łaźni. Białorusini np. gubernji Mińskiej na „Znietrowskije Dziady” kąpią się w łaźni, podganiają opóźniających się słowami: „puśćcie już zmarłych”, a gdy się wszyscy wymyją, zostawiają w łaźni wiadro czystej wody i świeżą miotełkę dla „dziadów”, jak nazywają tam umarłych.
"Czego potrzebujesz, duchu młody?
Czy prosisz o chwałę nieba?
Czyli o święcone gody?
Jest dostatkiem mleka, chleba,
Są owoce i jagody."
"Dziady cz. II", Adam Mickiewicz
Rys. Czesław Jankowski
Zupełna zgodność obrzędowa tej jesiennej uroczystości zadusznej z zimowemi, wiosennemi i letniemi jest jeszcze podkreślona przez to, że i tu, jak tam, wbrew praktyce kościelnej ludowe obchody zaduszne nie ograniczają się do jednego dnia. U Białorusinów np. Gub. Witebskiej t.zw. „Zmitrowki” przeciągają się „do triech dzion”, a według zapewnień jednego z misjonarzy kurlandzkich XVII w., że u Łotwy jesienne święto umarłych trwało od 29 września do 28 października t.j. prawie cały miesiąc.
Nad grobem. Mal. Teodor Axentowicz
Po ustaleniu głównych konturów uroczystości przechodzę do zagadnienia jej genezy. Ma niewątpliwie rację Frazer, gdy mówiąc o dniu Wszystkich Świętych i Dniu Zadusznym, twierdzi, że Kościół katolicki nie stworzył, lecz jedynie usankcjonował z dawna w tym czasie istniejące obchody zaduszne. Mniej szczęśliwą wydaje się próba Frazera związania tej sankcji Kościoła z faktem, że dawni Germanowie 1 października, Celtowie 1 listopada obchodzili swe uroczystości noworoczne, z obchodami zadusznemi rzekomo ściśle związane. Ponieważ obchody zaduszne są znacznie liczniejsze od noworocznych, które z natury rzeczy mają miejsce tylko raz na rok, nie mogą te ostatnie wyrastać i rozwijać się z pierwszych,  – mogą co najwyżej kojarzyć z niemi przygodnie, bynajmniej jednak nie zawsze: w Rosji np. przed reformą Piotra W. początek roku przypadał na 1 września, święto zaś umarłych, jak już wiemy, miało miejsce dopiero w sobotę przed św. Dymitrem, tj. w końcu października. Stwierdzony już niejednokrotnie wpływ kalendarza starożytnego na dzisiejszą obrzędowość ludową każe nam i tutaj w tym kierunku szukać rozwiązania podniesionego zagadnienia, i dziwić się trzeba, że nie pomyślał o tem Frazer, który sam przecie pierwszy powiązał z kultami starożytnemi obrzędowość dnia św. Jerzego i M.B. Zielnej.
"Stała w miejscu, grobowej podobna kolumnie;
Potem biegła, jak lekkie zefiru powiewy,
Oczy zwrócone w ziemię... nie spojrzała ku mnie!"
"Dziady cz. IV", Adam Mickiewicz
Rys. Czesław Jankowski
Otóż zarówno Grecja, jak i Rzym starożytny znały jesienne obchody zaduszne. Według Plutarcha (Żywot Aristidesa r. 21) Platejczycy aż do jego czasów święcili pamięć poległych w walce z Persami bohaterów 16 Majmakteriona, odpowiadającego mniej więcej naszemu listopadowi. Miały tu miejsce uroczyste procesje na groby wojowników z trębaczem na czele, czarnym bykiem ofiarnym, wozami z wieńcami i pękami mirtu, gronem wolnych młodzieńców, niosących obiaty różne i mleko, tudzież naczynia z oliwą i wonnościami pośrodku, i z archontem niosącym hydrję (naczynie z wodą) na końcu. Archont ten, który zwykle nosił szaty białe i nie dotykał żelaza, w tym dniu zbrojny był w miecz i strojny w chiton purpurowy. Po przybyciu na miejsce obmywał on wodą płyty grobowe, namaszczał je oliwą, zabijał byka i „pomodliwszy się do Zeusa i Hermesa podziemnego, wzywał mężów dzielnych, co polegli za Helladę, na ucztę i sycenie się krwią (hajmakourian)”. Następnie zmieszawszy czarę wina i odlawszy z niej nieco, dodawał: „Ugaszczam tych, którzy legli za wolność i Helladę”. Obrzęd ten – mimo niektóre rysy bardzo archaiczne, jak sycenie zmarłych krwią, jak purpurowy chiton celebranta, mający liczne analogje w rytuale pogrzebowym, jak wreszcie jego miecz, tak bardzo przypominający ów miecz, którym Odysseusz trzyma na wodzy cisnące się do krwi dusze (Od. XI 48-50), nie jest bynajmniej stary, gdyż pozostał po słynnej bitwie Platejskiej (479). Uderza w nim to, że ma on miejsce 16 Majmakteriona, nie zaś w rocznicę zgonu bohaterów, która jak wiemy z innego ustępu tegoż pisarza (r.19), przypadała na 4 Boedromiona (września). Dlaczego? Zapewne dlatego, że w listopadzie miała miejsce odwieczna uroczystość zaduszna, do której obchód późniejszy musiał się i w czasie i w szczegółach obrzędownie dostosować.
Ofiara z byka. Fragment rzymskiego reliefu.
Fot. Agnieszka Fulińska. Źródło: http://antiquitates.blox.pl
W Atenach, w miesiącu Pyanepsion, odpowiadającym naszemu październikowi, obchodzono także uroczystość „Epitafia”, poświęconą pamięci poległych za ojczyznę. I to święto ateńskie jest stosunkowo świeżego pochodzenia; jeżeli jednak odniesiono je do października, to prawdopodobnie dlatego, że był to czas zdawien dawna pamięci zmarłych poświęcony. Za taką odwieczną uroczystość zaduszną osobiście skłonny jestem uważać przypadające na 7 Pyanepsiona święto „Pyanepsie”, od których ten miesiąc otrzymał swą nazwę. Warzono w tym dniu w specjalnych garnkach (chytroj) mieszaninę różnych nasion, przeważnie jednak strączkowych, jak fasola i bób, a także wnoszono do świątyń i domów i umieszczano na drzwiach t.zw. „ejresiony”, tj. strojne w pasma szerści, wstęgi kolorowe, pieczywo, owoce różne i flaszki z winem, miodem, oliwą, gałązki oliwne. Co prawda, tradycja starożytna odnosi tą uroczystość do koła świąt Apollinowych. Ale Apollin mimo swej olbrzymiej roli w życiu duchowem Grecji historycznej był przecie przybyszem obcym i jeszcze dla Homera jest bogiem trojańskim, tj. azjatyckim. Sądzę przeto, że związek tej uroczystości z kultem Apollina jest już wtóry czyli późniejszy i że pierwotnie była ona poświęconą duszom zmarłych. Za tem przypuszczeniem przemawia to, że: 1-o, bób, jak już wiemy z poprzednich szkiców o Zapustach, Wielkanocy, Zielonych Świętach, jest zwyczajną ofiarą zmarłym, nie zaś bogom niebieskim; 2-o, wznoszone jednocześnie z warzeniem kaszy bobowej „ejresione”, jak wykazałem o tem w specjalnej o niej monografji („Eos” 1926+29), także wiąże się ściśle z kultem zmarłych; 3-o, garnki z warzywem mieszanego ziarna są charakterystyczne nie tylko dla święta „Pyanepsjów”, ale także „Thargeljów” (w maju) i „Anthesterjów” (w lutym), i jeżeli „Thargelja”, podobnie jak „Pyenepsia”, uchodzą zwykle za uroczystość Apollinową, to „Anthesteria” mimo oparcia się o kult Dyonizosa zachowały zawsze wyraźne znamiona święta umarłych. Mamy więc wszelkie prawo przypuszczać, że kult Apollina przyciągnął i wchłonął w siebie niektóre uroczystości, pierwotnie odnoszące się do czci zmarłych. Jest to zresztą już „a priori” zupełnie prawdopodobne, gdyż Apollin, zwycięzca syna ziemi, smoka Pythona i zdobywca jej wyroczni w Delfach, musiał także uzyskać pewną władzę i nad znajdującym się w jej łonie królestwem dusz: przypomnę, że Delfy były tą instancją, która orzekała o „heroizacji” dusz, tj. o odniesieniu ich do kategorji wybranych i uprzywilejowanych, że Delfy były również tą powagą moralną, która wystąpiła przeciw jońskiemu zwyczajowi pobierania okupu za krew przelaną, jako niemoralnemu, zastępując go przez oczyszczenie rytualne itd.

Spór Heraklesa z Apollinem o trójnóg delficki.
Fot. Agnieszka Fulińska. Źródło: http://hellenika.wordpress.com
Ale Grecja posiadała nie tylko, jak już wiemy, zaduszki jesienne: miała ona również związane z niemi podania i legendy, najzupełniej zgodne z wyżej wspomnianemi dzisiejszemi. Pauzanjasz, autor duchownego przewodnika po Grecji z czasów Antoninów opisując najbardziej czczoną w Grecji świątynię Izydy w pobliżu fokejskiej Tithorei i związane z nią wiosenne i jesienne uroczystości, na których końcu niepoświęceni po złożeniu przepisanych ofiar winni byli się oddalić, dodaje: „opowiadają, że raz człowiek pewien ... niepoświęcony, wiedziony zuchwałą ciekawością, wszedł do miejsca tego, – i wszystko wydało mu się pełnem dusz; powrócił on, coprawda, do Tithorei, lecz opowiedziawszy, co widział, ducha wyzionął” (X 32, 17).
Izyda karmiąca Horusa.
Po Grecji wreszcie – Rzym. Ponieważ rzymski kalendarz poetycki Owidjusza, jego nieocenione „Fasti" nie zostały jak wiadomo, ukończone, obejmując jedynie pierwszych 6 miesięcy, święta drugiej połowy roku są nam daleko mniej znane od świąt pierwszej. Mimo to nawet to, co o nich wiemy, wystarcza, aby stwierdzić tam istnienie paru uroczystości zadusznych. Z ustępu Warrona, zachowanego u Makrobiusa (1,16,17-18) i Katona, zachowanego u Festusa i Parota Diakona (Excerpt. XI s.v. „mundus”) dowiadujemy się, że trzy razy w roku – w przededniu święta Wulkanaljów, – 23 sierpnia, 5 października i 8 listopada stał otworem – patet – t.zw. „mundus”, zwyczajnie zamknięty. Był to głęboki otwór w ziemi, w samym środku najstarszego osiedla Rzymu, na Palatynie, w czasach późniejszych w pobliżu wzniesionej tam przez Augusta świątyni Apollina, do którego wrzucano ofiary bogom podziemnym, Disowi (Plutonowi) i Prozerpinie.  Uchodził on za wejście do świata podziemnego, jak to wynika z zupełną jasnością ze słów Warrona: „Gdy otwarty jest mundus, otwarte są jakby drzwi mrocznych bogów podziemnych, a więc podległe im dusze mogły wtedy swobodnie rozlatywać się po świecie. Dnie te, rzecz naturalna, były uważane za nieszczęśliwe, kiedy nie wydawano bitew, nie wyruszano na wojnę, nie przeprowadzano nawet poboru, nie zawierano małżeństw i nie wypływano na morze. Ponieważ podobne zakazy istniały także w związku z „Feraljami” i „Lemuraljami”, znanemi świętami umarłych, zyskujemy nową podstawę do uznania za takowe i dni otwierania rzeczonego „mundus”. Rzuca się tu w oczy, że druga z wymienionych dat jest bardzo zbliżona do daty „Pyanepsjów”, ostatnia jest zupełnie zgodną z dniem św. Michała (8 listopada), poprzedzonym przez obchód zaduszny.
Umbilicus Urbis Romae, zwany także Mundus. Był to niewielki monument,
stojący na Forum Romanum - na fotografii widoczny w formie małego stożka
znajdującego się na podeście. Wyznaczał centrum Rzymu, a także miejsce
kontaktu pomiędzy światem żywych i światem zmarłych.
Zestawiam teraz pokrótce omówiony już materjał grecki i rzymski. Na 7 października  i 1 listopada przypadają obchody zaduszne u Greków, Aten i Platej, – na 5 października i 8 listopada u Rzymian. Czy nie wpływ grecki ustalił czas tych obchodów w Rzymie i czy z kolei nie wpływ kalendarza rzymskiego zaważył na lokalizacji kościelnych uroczystości zadusznych na Wschodzie i Zachodzie? Z porównania dat wynosi się wrażenie, że Kościół katolicki oparł się na uroczystości późniejsze, listopadowej, Kościół zaś prawosławny na wcześniejszej październikowej, co nie usunęło jednak tu i ówdzie, jak w Bułgarji, święcenia pamięci zmarłych według daty późniejszej (w sobotę przed św. Michałem). 
"Głowa opada na łóżko,
W twarzyczce bladość opłatka,
Ręce stygną, a serduszko
Bije z cicha, bije z rzadka.
Już stanęło... już jej nié ma!"
"Dziady cz. IV", Adam Mickiewicz
Rys. Czesław Jankowski
Że mamy tu wypadek wpływu, nie zaś tylko przypadkowej zbieżności, tego dowodzi fakt następujący. Wschodnio – europejska „kutja”, nieodłączna od tej jesiennej uroczystości zadusznej, jak zresztą i zimowej, jest identyczną z wspomnianą grecką kaszą bobową. Zachodzące między niemi różnice, polegające na tem, że dzisiejsza „kutja" przyrządza się z miodem, ateńska kasza zawiera przymieszkę bobu, jest tylko pozorna, gdyż, jak poświadcza jeszcze w III wieku przed Chrystusem Sosibios – mieszanina także „była gotowana na czemś słodkiem”, a staroruska „kutja”, jak widać z pewnego zabytku XII wieku, była także mieszana z bobem. Dodam na zakończenie, że etymologja wyrazu, jak już dawno zauważono, prowadzi nas także do Grecji: nie pochodzi on jednak z greckiego „Kydeia” (?!), jak niesłusznie przypuszcza prof. Fischer, lecz przez nowogreckie „koukkia” wiąże się ze starogreckiem „kokkos”, ziarnko.
"Oto obchodzimy Dziady!
Zstępujcie w święty przybytek;
Jest jałmużna, są pacierze,
I jedzenie, i napitek."
"Dziady cz. II", Adam Mickiewicz
Rys. Czesław Jankowski
Witold Klinger

Tekst artykułu nadesłał Józef Szlaga. Serdecznie dziękujemy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz