Obok tragedii przeżywanej przez społeczeństwo polskie, dziesiątkowane
przez wroga, trwa na naszych ziemiach od roku blisko potworna,
planowana rzeź Żydów. Masowy ten mord nie znajduje przykładu w dziejach
świata, bledną przy nim wszelkie znane w historii okrucieństwa.
Niemowlęta, dzieci, młodzież, dorośli, starcy, kaleki, chorzy, zdrowi,
mężczyźni, kobiety, Żydzi, bez żadnej przyczyny innej, niż przynależność
do narodu żydowskiego, są bezlitośnie mordowani, truci gazami,
zakopywani żywcem, strącani z pięter na bruk, przed śmiercią przechodząc
dodatkową mękę powolnego konania, piekło poniewierki i cynicznego
pastwienia się katów.
(fragment Odezwy Kierownictwa Walki Cywilnej,
Biuletyn Informacyjny, 16 września 1942 r.)
Biuletyn Informacyjny, 16 września 1942 r.)
Polscy Żydzi. Źródło: http://www.bagnowka.com/ |
Miejsce, gdzie znajdował się Dom Modlitwy. Po prawej widoczne schody prowadzące do Bożnicy. Olszewski M., Schody, Tygodnik Powszechny |
Wybuch wojny sprawił, że część żydowskich mieszkańców opuściła
uzdrowisko. Pozostali liczyli na to, że na prowincji będzie łatwiej
przeczekać czas wojny, która przecież miała trwać tylko kilka tygodni.
Jednak wojna trwała, a okupant coraz bardziej nasilał represje wobec
Polaków i ludności żydowskiej. Władze okupacyjne wydawały pierwsze
zarządzenia antyżydowskie, tworzyły obozy pracy. Powstawały pierwsze
getta. Prześladowania nasilały się coraz bardziej, wiele rodzin
żydowskich mieszkających w większych miastach, by uchronić się przed
zamknięciem w gettach, przenosiła się na prowincje. Na teren powiatu
nowotarskiego przybywali głównie żydowscy mieszkańcy Krakowa oraz
wysiedleńcy z terenów wcielonych do Niemiec.
Mieszkanka Rabki, Zelma Sztil, na drodze prowadzącej do Bożnicy. Fotografia została przekazana Fundacji Shalom przez panią Michalinę Niżnik. Źródło: http://www.sztetl.org.pl |
Dla wielu z nich bezpiecznym azylem wydawała się Rabka. Dlatego już w
pierwszych miesiącach okupacji liczba ludności żydowskiej uzdrowiska
znacznie się powiększyła. Roman Dattner, ówczesny mieszkaniec Rabki, tak
relacjonuje te wydarzenia: W Rabce przed wojną było 100 rodzin
żydowskich. Trudnili się rzemiosłem, kupiectwem i byli między nimi też
właściciele pensjonatów i garstka zawodowej inteligencji. W roku 1940
był silny napływ Żydów którzy uciekli do Rabki, nie chcąc się dać
zamknąć w getcie. Każdy jeszcze pracował w swoim zawodzie, ale coraz
bardziej Niemcy zmuszali do pracy dla nich. W 1941 roku, z Krakowa przybył do Rabki Maksymilian Paied: W
Rabce było już około 880 Żydów przybyłych z Krakowa i innych okolic,
nie licząc miejscowej ludności żydowskiej oraz później ściągniętych z
poza Rabki do obozów pracy.
Żydowscy kuracjusze spacerujący rabczańskimi ulicami w Zdroju. |
Niestety walory uzdrowiska rabczańskiego zostały zauważone przez
okupanta. Postanowił on utworzyć w Rabce kurort dla pracowników
administracji niemieckiej i wojskowej. W lipcu 1940 roku została
przeniesiona z Zakopanego, Szkoła Dowódców Policji Bezpieczeństwa i
Służby Bezpieczeństwa. Początkowo jej siedzibą był budynek kolonii
izraelickiej na Łęgach fundacji Marii i Wilhelma Fränklów. Pod koniec
1940 roku szkoła została przeniesiona do willi „Tereska”, gdzie przed
wojną mieściło się sanatoryjne gimnazjum żeńskie należące do pań
Szczuka.
Willa Tereska przed okupacją. |
Komendantem szkoły, po jej przeniesieniu, został SS-Untersturmführer
Wilhelm Rosenbaum. W budynku „Tereski” z polecenia Rosenbauma założono
różne pracownie rzemieślnicze, w których zatrudniano rzemieślników
żydowskich. Były tam zakłady: krawiecki, szewski, siodlarski, fryzjerski
oraz ślusarski, które pracowały na rzecz kursantów i Niemców
przebywających w Rabce. Zorganizowano również gospodarstwo rolne, które
dostarczało stołówce potrzebnych produktów spożywczych. Żydowscy
mieszkańcy Rabki stali się darmową siłą roboczą. Pracowali na potrzeby
szkoły Rosenbauma.
Przymusowi pracownicy szkoły. Od lewej stoją: Łucja Goldfinger, Helena Bauman, Filip Ettinger, Ada Peller (Rawicz), Mala Brand; leży: Zilbermann |
Od wiosny 1941 roku na terenie willi „Tereska” rozpoczęto prace
budowlane. Z czasem dalsze plany komendanta co do jej rozbudowy szkoły
wymagały więcej darmowej siły roboczej. Rosenbaum rozpoczął starania o
sprowadzenie żydowskich robotników z getta w Nowym Sączu. W okresie od
maja do lipca 1942 roku do Rabki przybyło kilkuset mężczyzn, którzy
zostali zatrudnieni w kamieniołomach w Zarytem, przy budowie dróg i
rozbudowie szkoły. Robotnicy zostali zakwaterowani w domach "Krakus",
"Zorza" i "Uciecha" na Słonem. Dlatego mieszkańcy Rabki zamieszkały
przez przymusowych pracowników obszar nazywali gettem.
Wille na Słonem. Od lewej wille Krakus, Zorza i Uciecha, w których w czasie okupacji zakwaterowano przymusowych robotników. |
Z powodu ciągle narastającej liczby Żydów w Rabce, na początku 1942 roku
okupant wydał rozkaz ponownego uruchomienia łaźni przeznaczonej dla
ludności żydowskiej. Łaźnia, ta nie była używana od początku 1940 roku,
kiedy to Niemcy nakazali zburzyć Żydom ich Dom Modlitwy. Czesław Leśny: Żydzi
maszerowali, jak wojsko do łaźni. Dwóch Niemców ich przyprowadzało, raz
w tygodniu, w niedziele. Prowadzonych ich było około 100.
Rabczańscy Żydzi lamentujący nad zniszczonymi zwojami tory. |
Od początku swych rządów władze okupacyjne rozpoczęły systematyczną
grabież mienia należącego do ludności żydowskiej. Nakładano różnego
rodzaju kontrybucje. Żydzi byli bici i poniżani w miejscach publicznych.
Mieszkańcy Rabki postanowili zorganizować pomoc medyczną dla ludności
żydowskiej, która cierpiała coraz większą biedę. Zdzisław Olszewski: Jest
prawdą, że podczas okupacji w Rabce polscy lekarze udzielali
bezinteresownej pomocy Żydom zawsze i wszędzie, o ile było to możliwe.
Ja także „podszywany tchórzem” i lękiem o własne życie w tym
hitlerowskim piekle, leczyłem chorych Żydów nawet w getcie, które w
Rabce nie miało ściśle określonych granic. Nie było ogrodzone drutem
kolczastym, ani regularnie pilnowane przez strażników. Sporadycznie
plądrowali po nim niemieccy żandarmi lub Ukraińcy z Łęgów – „uczniowie”
szkoły policyjnej w „Teresce”. Jednakże i wśród nich byli prawdziwi
ludzie, co ułatwiało nam niesienie pomocy ofiarom bytującym w skrajnie
nieludzkich warunkach. Bo nawet zwierzęta nie przetrwałyby połowy swoich
dni w warunkach, które całymi miesiącami znosili Żydzi.
Zdzisław Olszewski z żoną na deptaku obok Łazienek. |
W początkowym okresie okupacji opiekę medyczną nad ludnością żydowską
sprawował dr med. Zygmunt Paster. Został on jednak zamordowany na
przełomie 1941 i 1942 roku. Pomoc nieśli też inni. Właściciel apteki,
„Pod Gwiazdą” por. rez. mgr farm. Stanisław Miętus oraz mgr farm.
Zygmunt Maksay właściciel apteki przy ulicy Poniatowskiego, którzy w
miarę możliwości przekazywali leki i środki opatrunkowe. Często pomocy
chorym udzielał dr Zdzisław Olszewski: Któregoś dnia w jesieni 1942
roku przemknęła się do sanatorium dr Malewskiego, gdzie pracowałem,
dziewczynka w łachmanach, Rózia Rozengarten. Dziecko niespełna 9 letnie
błagało, żeby zaraz przyjść, bo tatuś umiera. Rózia Rozengarten pobiegła
do „domu”, a ja w kilka minut potem wyszedłem z sanatorium w ponurych
myślach. Przedwojenny tapicer był od lat naszym pacjentem.
Rabka, ulica Poniatowskiego przed wojną |
Getto leżało u stóp Bani, a 300 metrów od willi „Olszówka” przy ulicy
Słowackiego, lecz ja wchodziłem do niego przeważnie od apteki na
Słonem, albo kilkadziesiąt metrów dalej przez willę Franusia Bali, który
w tym czasie gnił już w oświęcimskim łagrze. Jednak jego żona wciskała
mi zawsze do torby lekarskiej „coś dla żydowskich maluchów”...
Trzy poszarpane szczeble – niegdyś stopni prowadzących na werandę rumowiska, które było willą. Na środku „werandy” prycza, a na niej człowiek. Raczej jego szkielet. Siedzi. Dusi się i kaszle. Z ust spływają pasma plwociny spienionej krwią. Wokół ciężko chorego najbliższa rodzina: żona i troje maluchów. Wśród nich mój „goniec” – dziewczynka Rózia.
O Boże! Ja tych oczu nigdy nie zapomnę, błagalnie wbitych we mnie – w jedyną nadzieję... Ten obraz umierającego gruźlika, jego żony i dzieci Rozengartenów wciąż do mnie powraca. Dusi mnie. Szarpie. Dławi wstrętem do samego siebie...
- Już zaraz panie Rozengarten...
Paratus: strzykawki i przede wszystkim Pantopon (narkotyk makowca), przeciwkaszlowo. Bowiem śmiertelny lęk człowieka przed śmiercią i związany z nim wstrząs jest u wszystkich przytomnych ludzi prawie identyczny. Dlaczego tego nie pojmują miliardy na tej Ziemi?
Potem wapno – Calcium Sandoz dożylnie, glukoza z witaminą C i strofantyną... Bo tętno ciężko chorego jest nitkowate, ledwie wyczuwalne i bardzo przyspieszone. Jeszcze raz wapno z cukrem gronowym, Coraminą, Eferoniną...
Żona zakłada mężowi okulary i szepcze:
- Wyjdę na chwilę z dziećmi do drugiego „pokoju”...
Rozengarten przestaje się dusić, opada na pryczę, a ja mierzę mu ciśnienie krwi. Osłuchuję serce i płuca. Coś łagodnie tłumaczę. Pocieszam konającego, że już niedługo będzie mu lepiej...
I niebieskie oczy świecą nadzieją. A potem usta ślą słowa, których nigdy nie zapomnę:
- Pan jesteś jak Chrystus...
- Panie Rozengarten mnie się tego słuchać nie godzi.
- Dlaczego? On też leczył i cierpiał...
Wiatr halny jest zawsze ciepły. Ale tego jesiennego popołudnia był także niezwykle silny. Poszarpane futryny okien werandy z powybijanymi szybami, a poklejone tekturą i płachtami worków, świszczały w podmuchach i gwizdały w uszach.
Rozengarten usnął.
Kiedy odchodziłem z tej otchłani ludzkiej nędzy, zobaczyłem znowu te cudowne i straszne żydowskie oczy i wyciągnięte ku mnie z wdzięcznością ręce – sekundy boskiego szczęścia.
Ludność mieszkająca w okolicy z narażeniem własnego życia niosła pomoc przebywającym tam osobom. Dostarczano żywność i leki. Z listu Leona Trzesniowera: Na szczególne uznanie zasługuje kolega Bala, który nam dostarczał chleb i inne towary. Naprzeciw obozu na pagórku mieszkał młody chłopak, który z narażeniem życia dostarczał do obozu co się tylko dało. W pracy pomagali nam jak tylko mogli kolega Filipiak i jego współpracownik. Przewozili nawet naszą pocztę do Sącza.
Wiele osób postanowiło się ukrywać przed okupantem. Będąc w ciągłym niebezpieczeństwie mogli oni polegać tylko na ludziach dobrej woli. Tadeusz Seweryn: A więc hitlerowcy ledwie wmaszerowali na teren Polski, już pokazali, czym są. W takich warunkach ludzie wiejscy, nie mogąc się pogodzić z rasistowskimi metodami najeźdźców, przechodzili dość wcześnie do czynnego pomagania Żydom w ukrywaniu się przed tropiącymi ich wyznawcami mordu. (...)
Słyszało się o śpiących w piwnicach, ogrodach, szopach, chlewach, strychach, polach i lasach. Bogatsi dawali sobie radę jeszcze jako tako, ale biedota przechodziła straszną gehennę. Nie wiedzieli do kogo się zwrócić o pomoc, do jakich ludzi i organizacji. (...)
Rychło zorientowali się chłopi, że schron dla Żydów trzeba przygotować z chytrym przemyślunkiem. Zaczęli tworzyć, ale w tajemnicy przed sąsiadami, bo języki ludzkie są niebezpieczne. W jednej wsi schronem była stodoła, ale w razie niebezpieczeństwa można było z niej uciec pod osłoną gęstych krzaków do stajni, a z niej do tajemnego podkopu, zaopatrzonego w piec, którego komin ukryty był w gęstych zaroślach. Gdzie indziej na strychu wstawiono ze starych desek przepierzenie, ale tak wąskie, że zaledwie jeden człowiek mógł się tam położyć. Wejście do tej kryjówki było na dachu – po odsunięciu blachy koło komina, a wejście na dach ułatwiała drabina, którą gospodarz miał zwykle opartą o strzechę chałupy. W innej znów wsi właz do schronu był pod łóżkiem w izbie. Podnosiło się kawałek deski podłogowej, a wchodziło po drabinie do podkopu wiodącego do stajni, stamtąd zaś do chlewu, gdzie legowisko było wymoszczone słomą. (...)
Ważnym problemem było wyżywienie podopiecznych. Trzeba było zakupywać dla nich chleb, pęcak, jaglankę, słoninę, cebulę, czosnek, świece, zapałki, sacharynę itp. (...)
Mieszkańcy Rabki ukrywali w swych domach ludność żydowską pomimo grożącej za to kary śmierci. Katarzyna Nawara działaczka podziemia, wdowa po zamordowanym przez Niemców wójcie gminy Rabka Antonim Nawarze, udzielała schronienia w swej willi między innymi rodzinie dentysty Romana Kleinberga.
Trzy poszarpane szczeble – niegdyś stopni prowadzących na werandę rumowiska, które było willą. Na środku „werandy” prycza, a na niej człowiek. Raczej jego szkielet. Siedzi. Dusi się i kaszle. Z ust spływają pasma plwociny spienionej krwią. Wokół ciężko chorego najbliższa rodzina: żona i troje maluchów. Wśród nich mój „goniec” – dziewczynka Rózia.
O Boże! Ja tych oczu nigdy nie zapomnę, błagalnie wbitych we mnie – w jedyną nadzieję... Ten obraz umierającego gruźlika, jego żony i dzieci Rozengartenów wciąż do mnie powraca. Dusi mnie. Szarpie. Dławi wstrętem do samego siebie...
- Już zaraz panie Rozengarten...
Paratus: strzykawki i przede wszystkim Pantopon (narkotyk makowca), przeciwkaszlowo. Bowiem śmiertelny lęk człowieka przed śmiercią i związany z nim wstrząs jest u wszystkich przytomnych ludzi prawie identyczny. Dlaczego tego nie pojmują miliardy na tej Ziemi?
Potem wapno – Calcium Sandoz dożylnie, glukoza z witaminą C i strofantyną... Bo tętno ciężko chorego jest nitkowate, ledwie wyczuwalne i bardzo przyspieszone. Jeszcze raz wapno z cukrem gronowym, Coraminą, Eferoniną...
Żona zakłada mężowi okulary i szepcze:
- Wyjdę na chwilę z dziećmi do drugiego „pokoju”...
Rozengarten przestaje się dusić, opada na pryczę, a ja mierzę mu ciśnienie krwi. Osłuchuję serce i płuca. Coś łagodnie tłumaczę. Pocieszam konającego, że już niedługo będzie mu lepiej...
I niebieskie oczy świecą nadzieją. A potem usta ślą słowa, których nigdy nie zapomnę:
- Pan jesteś jak Chrystus...
- Panie Rozengarten mnie się tego słuchać nie godzi.
- Dlaczego? On też leczył i cierpiał...
Wiatr halny jest zawsze ciepły. Ale tego jesiennego popołudnia był także niezwykle silny. Poszarpane futryny okien werandy z powybijanymi szybami, a poklejone tekturą i płachtami worków, świszczały w podmuchach i gwizdały w uszach.
Rozengarten usnął.
Kiedy odchodziłem z tej otchłani ludzkiej nędzy, zobaczyłem znowu te cudowne i straszne żydowskie oczy i wyciągnięte ku mnie z wdzięcznością ręce – sekundy boskiego szczęścia.
Ludność mieszkająca w okolicy z narażeniem własnego życia niosła pomoc przebywającym tam osobom. Dostarczano żywność i leki. Z listu Leona Trzesniowera: Na szczególne uznanie zasługuje kolega Bala, który nam dostarczał chleb i inne towary. Naprzeciw obozu na pagórku mieszkał młody chłopak, który z narażeniem życia dostarczał do obozu co się tylko dało. W pracy pomagali nam jak tylko mogli kolega Filipiak i jego współpracownik. Przewozili nawet naszą pocztę do Sącza.
Wiele osób postanowiło się ukrywać przed okupantem. Będąc w ciągłym niebezpieczeństwie mogli oni polegać tylko na ludziach dobrej woli. Tadeusz Seweryn: A więc hitlerowcy ledwie wmaszerowali na teren Polski, już pokazali, czym są. W takich warunkach ludzie wiejscy, nie mogąc się pogodzić z rasistowskimi metodami najeźdźców, przechodzili dość wcześnie do czynnego pomagania Żydom w ukrywaniu się przed tropiącymi ich wyznawcami mordu. (...)
Słyszało się o śpiących w piwnicach, ogrodach, szopach, chlewach, strychach, polach i lasach. Bogatsi dawali sobie radę jeszcze jako tako, ale biedota przechodziła straszną gehennę. Nie wiedzieli do kogo się zwrócić o pomoc, do jakich ludzi i organizacji. (...)
Rychło zorientowali się chłopi, że schron dla Żydów trzeba przygotować z chytrym przemyślunkiem. Zaczęli tworzyć, ale w tajemnicy przed sąsiadami, bo języki ludzkie są niebezpieczne. W jednej wsi schronem była stodoła, ale w razie niebezpieczeństwa można było z niej uciec pod osłoną gęstych krzaków do stajni, a z niej do tajemnego podkopu, zaopatrzonego w piec, którego komin ukryty był w gęstych zaroślach. Gdzie indziej na strychu wstawiono ze starych desek przepierzenie, ale tak wąskie, że zaledwie jeden człowiek mógł się tam położyć. Wejście do tej kryjówki było na dachu – po odsunięciu blachy koło komina, a wejście na dach ułatwiała drabina, którą gospodarz miał zwykle opartą o strzechę chałupy. W innej znów wsi właz do schronu był pod łóżkiem w izbie. Podnosiło się kawałek deski podłogowej, a wchodziło po drabinie do podkopu wiodącego do stajni, stamtąd zaś do chlewu, gdzie legowisko było wymoszczone słomą. (...)
Ważnym problemem było wyżywienie podopiecznych. Trzeba było zakupywać dla nich chleb, pęcak, jaglankę, słoninę, cebulę, czosnek, świece, zapałki, sacharynę itp. (...)
Mieszkańcy Rabki ukrywali w swych domach ludność żydowską pomimo grożącej za to kary śmierci. Katarzyna Nawara działaczka podziemia, wdowa po zamordowanym przez Niemców wójcie gminy Rabka Antonim Nawarze, udzielała schronienia w swej willi między innymi rodzinie dentysty Romana Kleinberga.
Alicja Kleinberg, z córkami Ewą i Anną w willi Jedynaczka |
Brat doktora Zdzisława Olszewskiego, Jerzy, w willi „Wierchy” przez cały
czas okupacji w podwójnej szafie ściennej na poddaszu ukrywał syna
przedwojennego urzędnika Poczty w Rabce, Leopolda Korngruna. Także
willa „Truskawka” podczas okupacji, była schronieniem dla rodzin
żydowskich. Bernard Wietrzyk wspomina: Żydzi ukrywani byli w willi
„Truskawka”. Należała ona do Gawronów. W willi tej ukrawali się
Pistreiche i Netzerzy. Mieszkali we wnęce, ukrytej w piwnicy, gdzie nikt
nie chodził. Do willi często przyjeżdżali Niemcy, a pod podłogą byli
ukrywający się Żydzi. Siostra Gawrona bardzo się bała, ponieważ ciągle w
gazecie pisali o rozstrzeliwaniach Polaków za pomoc ukrywającym się
Żydom. Wagner przez całą okupację, dostarczał im żywność. Sprawę cały
czas ukrywano w tajemnicy, absolutnie nikt o tym nie wiedział, nawet
moja żona. No i przeżyli. Przez dwa i pół roku, poddasze willi było schronieniem dla Frani Tiger i jej matki: Nas,
Żydów w Rabce było około 1500 osób. 30 sierpnia 1942 roku zebrano
wszystkich i wysłano na śmierć do obozu w Bełżcu. Polakom pod karą
śmierci zabroniono ukrywać i udzielać jakiejkolwiek pomocy Żydom.
Złapanych rozstrzeliwano lub wieszano. Osiem dni przed deportacją moja
matka i ja ukryłyśmy się na strychu domu gdzie mieszkałyśmy, w
przygotowanej wcześniej kryjówce. Przeżyłyśmy wojnę dzięki pomocy
polskiej sąsiadki, pani Wagner.
Rabka, willa Truskawka |
Szkic willi Truskawka. Na dachu zaznaczono miejsce w którym ukrywała się Frania Tiger z matką przez dwa i pół roku. |
Niektórzy brali pod opiekę żydowskie dzieci, by uchronić je przed grożącym niebezpieczeństwem. Adela Nowosielska: Przyjęłam
w r. 1942 dwoje małych dzieci żydowskich, chłopca 4 lat i dziewczynkę 1
½ roku. Z narażeniem życia mego i moich dzieci przechowywałam je u
siebie w Rabce do r. 1945 i w ten sposób ocaliłam im życie, oddając
dzieci zdrowe i całe rodzicom.
W jak największym skrócie sprawa przedstawia się w ten sposób: Przechowywałam chłopca Borucha Szafira, syna Chany Łai, z domu Korn, i ojca Froima Szafira, przed wojną zamieszkałych w Ostrowcu Kieleckim. Chłopiec, który miał w czasie oddania go do mnie 4 lata, nosił imię Boluś, ażeby uniknąć tak niebezpiecznych podejrzeń. Jesienią r. 1943 Boluś zachorował ciężko na zapalenie wyrostka robaczkowego – przewiozłam go nocą do szpitala w Nowym Targu, gdzie podczas wstępnego badania stwierdzono, że był obrzezany, i bano się go przyjąć. W nocy siostra zakonna (s. Roberta od ss. sefiranek) przeniosła mnie wraz z Bolusiem na pawilon niemiecki, gdzie były Niemki z dziećmi, i umieściła mnie w separatce dla więźniów, i byłam z tym dzieckiem przeszło 4 miesiące. Do domu, do Rabki, jeździłam tylko raz na tydzień, aby zarządzić i dać moim dzieciom jedzenie, i wtedy zastępowała mnie przy Bolku moja córka lat 14, i wskutek tego nabawiła się nerwicy ciężkiej, a tak stale, jak dzień, tak noc, musiałam czuwać przy chorym Bolku. Jest rzeczą zrozumiałą, że wydałam bardzo dużo pieniędzy na szpital, na lekarzy i na służbę w szpitalu; zrobiłam to wszystko, aby dziecko zachować przy życiu. Zbędne jest dodawanie, że za przechowywanie Bolka groziła mi i moim dzieciom w każdej chwili kara śmierci z rąk hitlerowskiego Gestapo.
Drugie dziecko to Ewa Seifmann, córka Ruth Seifmann, która nazywa się obecnie Ruth Malinicka i mieszka teraz w Rio de Janeiro, w Brazyli. Przyjęłam Ewę jako 1 ½ roczne dziecko w 1942 r. Bardzo rysy miała semickie. Matka Ewy po oddaniu mi dziecka zgłosiła się sama do Arbeitsamtu i wyjechała na roboty do Niemiec, i w ten sposób przetrwała wojnę.
Wkład w sprawę ratowania ludzi wnieśli również państwo Elżbieta i Czesław Stolarczykowie, których dom w czasie okupacji stał się schronieniem dla wielu osób. Będąc na spotkaniu Stowarzyszenia Dzieci Holocaustu w listopadzie 2006 roku, poznaliśmy państwo Marię i Eustachego Kruczałów z Tarnowa. Pan Eustachy bardzo interesuje się problematyką czasów okupacji w Rabce. Od lat próbuje wyjaśnić rodzinną tajemnicę – tajemnicę pochodzenia swej małżonki Marii Magdaleny. Jest ona nierozerwalnie związana z historią rodziny Elżbiety i Czesława Stolarczyków. Po wielu latach poszukiwań znalazł odpowiedzi na wiele pytań lecz wiele pozostanie już na zawsze tajemnicą.
W liście do nas pan Eustachy napisał: Na spotkaniu w Krakowie wspominałem, że z przyczyn osobistych zajmowałem się zbieraniem informacji o czasach okupacji hitlerowskiej w Rabce. Poświęciłem temu wiele czasu od 1965 roku...
Spróbuję Panom naszkicować historię jednego uratowanego z holocaustu dziecka żydowskiego – dziewczynki, obecnie mojej Żony.
W 1965 roku urodził się nasz syn. Dziecku trzeba było „wyrobić” dokumenty, tymczasem Urząd Stanu Cywilnego zakwestionował tożsamość jego mamy Marii Magdaleny, urodzonej według Dowodu Osobistego w Krakowie, według „wyciągu z akt urodzenia” w Rabce. Maria Magdalena posiada dwa ważne dokumenty: 1) Kraków. 2) Rabka, więc kim jest ta kobieta? Urzędnicy w prosty sposób poradzili sobie z problemem: przekreślili Kraków, anulowali Dowód Osobisty i już im się wszystko zgadzało.
Taki był początek poszukiwań. Przez te wszystkie lata oboje odwiedzili wiele miejscowości, odbyli wiele rozmów, próbując rozwiązać zagadkę. Nieliczne prowadziły do celu. Stopniowo odkrywali tajemnice Marii Magdaleny. Przełom nastąpił w latach dziewięćdziesiątych, kiedy dotarli w Rabce do pana Kazimierza Romańskiego, który udzielił im pomocy i wskazał osoby, które mogłyby pomóc w odpowiedzi na liczne pytania. Kolejne podróże, spotkania, rozmowy stopniowo ukazywały rozwiązanie.
Mama pani Marii była Żydówką, która przyjechała wraz z mężem do Rabki w czasie wojny. Liczyli na to, że tutaj uda im się przeczekać wojnę. Znali w Rabce kilka osób, u których zatrzymywali się w pensjonatach przed wojną. Jednak po powstaniu Judenratu wszyscy Żydzi przebywający w Rabce zostali zarejestrowani i zmuszeni do pracy na rzecz okupanta. Mama pani Marii pracowała prawdopodobnie w brygadzie roboczej w kamieniołomie w Zarytem. Latem 1942 roku kiedy coraz częściej mówiło się o deportacji ludności żydowskiej Rabki, rodzina zaczęła poszukiwać miejsca, w którym mogli by się ukryć, gdyż kobieta była w ciąży. Po wywiezieniu Żydów mężczyzna został umieszczony w utworzonym obozie pracy, kobieta wraz z innymi kilkoma osobami ukrywała się gdzieś w domach na Słonem. W listopadzie 1942 roku urodziła córkę. Aby ratować dziecko odnowiła znajomość z panem Czesławem Stolarczykiem, pracownikiem poczty w Rabce, członkiem Armii Krajowej. Pewnego dnia pod koniec 1942 roku wyprowadził on z okolic obozu pracy Hanusię, młodziutką „góralkę” aresztowaną na Podhalu za pochodzenie żydowskie, a w swej torbie listonosza wyniósł ukryte pod listami niemowlę. Osoby te zostały ukryte w domu Stolarczyków. W tym czasie przebywały tam inne osoby pochodzenia żydowskiego, którym udzielono schronienia między innymi pani Jadwiga Guziur. W domu było przygotowanych wiele sprytnie umieszczonych skrytek, z których korzystano w czasie niebezpieczeństwa.
W jak największym skrócie sprawa przedstawia się w ten sposób: Przechowywałam chłopca Borucha Szafira, syna Chany Łai, z domu Korn, i ojca Froima Szafira, przed wojną zamieszkałych w Ostrowcu Kieleckim. Chłopiec, który miał w czasie oddania go do mnie 4 lata, nosił imię Boluś, ażeby uniknąć tak niebezpiecznych podejrzeń. Jesienią r. 1943 Boluś zachorował ciężko na zapalenie wyrostka robaczkowego – przewiozłam go nocą do szpitala w Nowym Targu, gdzie podczas wstępnego badania stwierdzono, że był obrzezany, i bano się go przyjąć. W nocy siostra zakonna (s. Roberta od ss. sefiranek) przeniosła mnie wraz z Bolusiem na pawilon niemiecki, gdzie były Niemki z dziećmi, i umieściła mnie w separatce dla więźniów, i byłam z tym dzieckiem przeszło 4 miesiące. Do domu, do Rabki, jeździłam tylko raz na tydzień, aby zarządzić i dać moim dzieciom jedzenie, i wtedy zastępowała mnie przy Bolku moja córka lat 14, i wskutek tego nabawiła się nerwicy ciężkiej, a tak stale, jak dzień, tak noc, musiałam czuwać przy chorym Bolku. Jest rzeczą zrozumiałą, że wydałam bardzo dużo pieniędzy na szpital, na lekarzy i na służbę w szpitalu; zrobiłam to wszystko, aby dziecko zachować przy życiu. Zbędne jest dodawanie, że za przechowywanie Bolka groziła mi i moim dzieciom w każdej chwili kara śmierci z rąk hitlerowskiego Gestapo.
Drugie dziecko to Ewa Seifmann, córka Ruth Seifmann, która nazywa się obecnie Ruth Malinicka i mieszka teraz w Rio de Janeiro, w Brazyli. Przyjęłam Ewę jako 1 ½ roczne dziecko w 1942 r. Bardzo rysy miała semickie. Matka Ewy po oddaniu mi dziecka zgłosiła się sama do Arbeitsamtu i wyjechała na roboty do Niemiec, i w ten sposób przetrwała wojnę.
Wkład w sprawę ratowania ludzi wnieśli również państwo Elżbieta i Czesław Stolarczykowie, których dom w czasie okupacji stał się schronieniem dla wielu osób. Będąc na spotkaniu Stowarzyszenia Dzieci Holocaustu w listopadzie 2006 roku, poznaliśmy państwo Marię i Eustachego Kruczałów z Tarnowa. Pan Eustachy bardzo interesuje się problematyką czasów okupacji w Rabce. Od lat próbuje wyjaśnić rodzinną tajemnicę – tajemnicę pochodzenia swej małżonki Marii Magdaleny. Jest ona nierozerwalnie związana z historią rodziny Elżbiety i Czesława Stolarczyków. Po wielu latach poszukiwań znalazł odpowiedzi na wiele pytań lecz wiele pozostanie już na zawsze tajemnicą.
W liście do nas pan Eustachy napisał: Na spotkaniu w Krakowie wspominałem, że z przyczyn osobistych zajmowałem się zbieraniem informacji o czasach okupacji hitlerowskiej w Rabce. Poświęciłem temu wiele czasu od 1965 roku...
Spróbuję Panom naszkicować historię jednego uratowanego z holocaustu dziecka żydowskiego – dziewczynki, obecnie mojej Żony.
W 1965 roku urodził się nasz syn. Dziecku trzeba było „wyrobić” dokumenty, tymczasem Urząd Stanu Cywilnego zakwestionował tożsamość jego mamy Marii Magdaleny, urodzonej według Dowodu Osobistego w Krakowie, według „wyciągu z akt urodzenia” w Rabce. Maria Magdalena posiada dwa ważne dokumenty: 1) Kraków. 2) Rabka, więc kim jest ta kobieta? Urzędnicy w prosty sposób poradzili sobie z problemem: przekreślili Kraków, anulowali Dowód Osobisty i już im się wszystko zgadzało.
Taki był początek poszukiwań. Przez te wszystkie lata oboje odwiedzili wiele miejscowości, odbyli wiele rozmów, próbując rozwiązać zagadkę. Nieliczne prowadziły do celu. Stopniowo odkrywali tajemnice Marii Magdaleny. Przełom nastąpił w latach dziewięćdziesiątych, kiedy dotarli w Rabce do pana Kazimierza Romańskiego, który udzielił im pomocy i wskazał osoby, które mogłyby pomóc w odpowiedzi na liczne pytania. Kolejne podróże, spotkania, rozmowy stopniowo ukazywały rozwiązanie.
Mama pani Marii była Żydówką, która przyjechała wraz z mężem do Rabki w czasie wojny. Liczyli na to, że tutaj uda im się przeczekać wojnę. Znali w Rabce kilka osób, u których zatrzymywali się w pensjonatach przed wojną. Jednak po powstaniu Judenratu wszyscy Żydzi przebywający w Rabce zostali zarejestrowani i zmuszeni do pracy na rzecz okupanta. Mama pani Marii pracowała prawdopodobnie w brygadzie roboczej w kamieniołomie w Zarytem. Latem 1942 roku kiedy coraz częściej mówiło się o deportacji ludności żydowskiej Rabki, rodzina zaczęła poszukiwać miejsca, w którym mogli by się ukryć, gdyż kobieta była w ciąży. Po wywiezieniu Żydów mężczyzna został umieszczony w utworzonym obozie pracy, kobieta wraz z innymi kilkoma osobami ukrywała się gdzieś w domach na Słonem. W listopadzie 1942 roku urodziła córkę. Aby ratować dziecko odnowiła znajomość z panem Czesławem Stolarczykiem, pracownikiem poczty w Rabce, członkiem Armii Krajowej. Pewnego dnia pod koniec 1942 roku wyprowadził on z okolic obozu pracy Hanusię, młodziutką „góralkę” aresztowaną na Podhalu za pochodzenie żydowskie, a w swej torbie listonosza wyniósł ukryte pod listami niemowlę. Osoby te zostały ukryte w domu Stolarczyków. W tym czasie przebywały tam inne osoby pochodzenia żydowskiego, którym udzielono schronienia między innymi pani Jadwiga Guziur. W domu było przygotowanych wiele sprytnie umieszczonych skrytek, z których korzystano w czasie niebezpieczeństwa.
Czesław Stolarczyk przy samochodzie pocztowym w 1938 roku. |
Rodzice pani Marii prawdopodobnie zginęli, gdzie i w jakich
okolicznościach nigdy się nie dowiemy. Jedyną pamiątką po nich jest
złoty zegarek firmy Zentra wyprodukowany w Szwajcarii w 1937 roku,
zapakowany w futerał wykonany z kawałka koca, który niemowlę posiadało
przy sobie. Zegarek do tej pory przechowywany jest przez państwo
Kruczałów.
Zegarek firmy Zentra i futerał wykonany z obozowego koca. |
Sąsiedzi potwierdzili, że w domu Stolarczyków ukrywano poszukiwanych
ludzi, pamiętali również, że zimą 1942/1943 roku, było tam niemowlę.
Pani Maria Rączka po latach wspominała swej córce Janinie Jaromin, że
Stolarczykowie ukrywali Żydów oraz niemowlę. W tym czasie Czesław za swą
działalność był poszukiwany przez Niemców. W chwilach zagrożenia
Elżbieta ukrywała niemowlę wraz z Hanusią w pobliskim „gaju” nad Rabą.
Coraz częstsze wizyty Niemców w domu spowodowały przyspieszenie decyzji o wysłaniu nielegalnych lokatorów do innych kryjówek. Czesław Stolarczyk wraz ze swym szwagrem Władysławem Zagórskim, który był równocześnie jego przełożonym w konspiracji, przewieźli ukrywających się w inne miejsca. W marcu 1943 roku Hanusia wraz z niemowlęciem została wywieziona do Stryszowa. Tam dziecko zostało ochrzczone przez ks. Wciślaka 1 kwietnia 1943 roku i wpisane do ksiąg parafialnych jako Maria córka Hanusi. W maju 1943 roku Władysław Zagórski przybył do Stryszowa i odebrał dziecko od Hanusi, którą ukryto w innej miejscowości. W tym czasie, 9 maja 1943 roku, odebrał z parafii metrykę chrztu dziecka. Kolejne pół roku dziewczynka z nową mamą, żoną Władysława Zagórskiego Marią, ukrywa się w różnych wioskach w okolicy Zembrzyc i Kalwarii. Wreszcie pod koniec 1943 roku przybyły do Krakowa. W święto Trzech Króli, 6 stycznia 1944 roku, odbył się w Krakowie drugi chrzest dziewczynki. Do księgi parafialnej została wpisana jako Maria Magdalena, córka Marii i Władysława Zagórskich. Zaznaczono jednak, że urodzona w Rabce 2 czerwca 1943 roku.
Coraz częstsze wizyty Niemców w domu spowodowały przyspieszenie decyzji o wysłaniu nielegalnych lokatorów do innych kryjówek. Czesław Stolarczyk wraz ze swym szwagrem Władysławem Zagórskim, który był równocześnie jego przełożonym w konspiracji, przewieźli ukrywających się w inne miejsca. W marcu 1943 roku Hanusia wraz z niemowlęciem została wywieziona do Stryszowa. Tam dziecko zostało ochrzczone przez ks. Wciślaka 1 kwietnia 1943 roku i wpisane do ksiąg parafialnych jako Maria córka Hanusi. W maju 1943 roku Władysław Zagórski przybył do Stryszowa i odebrał dziecko od Hanusi, którą ukryto w innej miejscowości. W tym czasie, 9 maja 1943 roku, odebrał z parafii metrykę chrztu dziecka. Kolejne pół roku dziewczynka z nową mamą, żoną Władysława Zagórskiego Marią, ukrywa się w różnych wioskach w okolicy Zembrzyc i Kalwarii. Wreszcie pod koniec 1943 roku przybyły do Krakowa. W święto Trzech Króli, 6 stycznia 1944 roku, odbył się w Krakowie drugi chrzest dziewczynki. Do księgi parafialnej została wpisana jako Maria Magdalena, córka Marii i Władysława Zagórskich. Zaznaczono jednak, że urodzona w Rabce 2 czerwca 1943 roku.
Władysław Zagórski, Stryszów, 1944 rok. |
W tym czasie na rodzinę Stolarczyków spadła wielka tragedia. W nocy z 10
na 11 lipca 1943 roku gestapowcy wtargnęli do ich domu. Zaskoczony
Czesław Stolarczyk nie zdążył się ukryć we wcześniej przygotowanej
kryjówce i został aresztowany. Wraz z nim w ręce gestapowców wpadła
córka i żona poszukiwanego od dłuższego czasu Józefa Barana, który
zbiegł z „Tereski” po nieudanej próbie ucieczki więźniów. Kobiety
zostały zastrzelone. Pobitego Czesława przewieziono na gestapo do
Zakopanego, a następnie po śledztwie do więzienia na Montelupich w
Krakowie. Z Krakowa został, 17 września 1943 roku, wywieziony do obozu
koncentracyjnego w Oświęcimiu, gdzie zmarł 9 listopada 1943 roku.
W ten sposób udało się rozwiązać niektóre wątki rodzinnej zagadki, lecz wiele pytań nadal pozostanie bez odpowiedzi.
Z listu pana Eustachego: I... tak zbieraliśmy informacje „od domu do
domu”. Jedni wnosili coś nowego, inni zaprzeczali, ale i tak z tego
można było wyciągnąć wnioski posuwające do celu...
Według wskazówek Pani Jadwigi Guziur rozpytywaliśmy o byłych AK-owców,
co doprowadziło nas przez Zembrzyce, Kalwarię do Stryszowa, gdzie
dziecko było pierwszy raz chrzczone na imię Maria, aż... historia
połączyła się z drugim chrztem w Krakowie. Oczywiście podano dwie daty
urodzenia, ale ta prawdziwa jest nie znana. Mamy dwa urzędowe „wyciągi z
aktu urodzenia” i ksero dwóch innych wpisów do ksiąg kościelnych –
wszystkie dotyczą jednej osoby!
Przeżyć w ukryciu mogli tylko nieliczni. Większość ukrywających się w
okolicy Rabki Żydów wpadała w ręce Niemców. Do dnia dzisiejszego
mieszkańcy Ponic pamiętają historię ukrywającej się tam rodziny
żydowskiej. Dziś trudno jest przedstawić dokładny przebieg tych
dramatycznych wydarzeń. Szczegóły zatarły się w pamięci świadków, a
upływający czas sprzyjał powstaniu różnych wersji tej historii. Oto
jedna z nich: W Ponicach podczas ostatniej wojny schroniło się
żydowskie małżeństwo z dzieckiem. Ukrywali się w jednym z domów. Pewnego
dnia przez wieś przechodziła grupa niemieckich żołnierzy, spostrzegł
ich człowiek rąbiący drzewo. Zdenerwowany mężczyzna zaczął uciekać. To
dziwne zachowanie nie uszło uwadze żołnierzy. Postanowili wejść do domu,
w którym schronił się mężczyzna. Podczas rewizji znaleźli na strychu
kryjówkę gdzie ukrywali się Żydzi. Nakazali im wyjść z domu i
poprowadzili ich nad rzekę, na rolę Bacówkę. Nakazano im wykopać dół.
Gdy grób był przygotowany zastrzelono rodziców, a potem dziecko.
Symboliczny krzyż na miejscu egzekucji rodziny żydowskiej w Ponicach. |
Pomimo przeważającej liczby Niemców podczas okupacji w uzdrowisku, na
pewno takich przypadków było więcej. Jednak w obecnych czasach żyje już
niewielu świadków tamtych wydarzeń. Dotarliśmy tylko do nielicznych. Nie
możemy więc przedstawić żadnej konkretnej liczby uratowanych osób, nie
wiemy też ilu Rabczan ratowało w tych czasach ludzkie życie. Wiemy
jednak, że narażając życie swoje i swych rodzin robili wszystko aby
przyjść z pomocą potrzebującym. Po wielkiej akcji deportacji Żydów z
terenów powiatu nowotarskiego pozostali tutaj tylko nieliczni.
Przetrwali oni wojnę w ukryciu. Mogli ją przeżyć tylko dzięki odwadze i
wsparciu ludności polskiej. W tym tragicznym dla ludności żydowskiej
czasie wielu Polaków starało się przychodzić jej z pomocą. Mimo grożącej
za to śmierci, czyniono to bezinteresownie, z poczucia solidarności
wobec ginącego narodu oraz moralnego obowiązku.
Być może, nasi Czytelnicy, także znają przypadki ukrywania Żydów w Rabce
i okolicy? Może ktoś posiada więcej informacji na temat opisanych przez
nas historii? Bardzo prosimy o podzielenie się wiadomościami w
komentarzu pod artykułem.
* Ostatnim rabinem w Rabce był Yisroel Rokeach, który został zamordowany
w czasie wojny. Jego ojcem był Yehuda Zundel Rokeach, rabin Chełma i
Rzeszowa (wywodzący się z dynastii chasydzkiej z Bełza). Teściem
rabczańskiego rabina był Asher Meir Halbershtam, rabin Bochni (wywodzący
się z dynastii chasydzkiej z Sącza).
Zdjęcia pochodzą ze zbiorów Anny Janowskiej, Marii i Eustachego
Kruczała, Marka Goldfingera, Józefa Szlagi i Narcyza Listkowskiego.
W artkule wykorzystano fragmenty książki "Mroczne sekrety willi Tereska".
Ks. Kardynała Stanisław Dziwisz wspomina, że zmarły przed miesiącem Jerzy Kluger (żydowski przyjaciel Karola Wojtyły z lat gimnazjalnych) opowiadał, że chcąc przekazać wyniki egzaminu modlącemu się w wadowickim kościele Lolkowi, wpadł do świątyni i usłyszał, jak kobiety mówiły: "co ten Żyd robi w Kościele?" Wówczas Karol Wojtyła wziął go na bok i powiedział: "Jurek, jesteśmy dziećmi tego samego Boga". Ogromne dzięki Autorom artykułu za trud i odwagę przywołania budującego świadectwa, że i w Rabce wielu myślało niczym wadowicki gimnazjalista - bł. Jan Paweł II - ratując życie sióstr i braci, dzieci jednego Boga.
OdpowiedzUsuń/*
Autor: dk. Kamil Kowalczyk
Data: 2012-01-28
Godzina: 22:34:29
Komentarz przeniesiony z poprzedniej strony Historii Rabki
*/
Nie mieszkam w Polsce od przeszło ćwierćwiecza ale dawną historią Rabki jestem zafascynowana.Dziękuję tym młodym ludziom,że tyle trudu wkładają aby zdobywać prawdę o mieście mojego dzieciństwa.Wiele tych historii znam z opowiadań rodziców,nawet niektórych ich bohaterów znałam z widzenia,tylko nie zdawałam sobie sprawy,że będąc zwykłymi ludżmi ,spotykając ich na ulicy byli naprawdę wielkimi postaciami a jakże skromnymi.Czuję wielki szacunek za ich poświęcenie, odwagę i skromność.
OdpowiedzUsuń/*
Autor: niki
Data: 2012-01-29
Godzina: 01:10:05
Komentarz przeniesiony z poprzedniej strony Historii Rabki
*/
Dziękuję wszystkim,którzy się przyczynili do odkrycia zapomnianych lub ukrywanych kart historii naszego miasta.Szczególnie podziwiam fascynację tych młodych autorów i drążenie prawdy a nie sensacji jak to bywa dzisiaj w mediach polskich.
OdpowiedzUsuń/*
Autor: maria
Data: 2012-01-29
Godzina: 01:24:33
Komentarz przeniesiony z poprzedniej strony Historii Rabki
*/
tam gdzie jest plac do nauki jazdy przy ulicy sadeckiej zaraz przy moście są pochowani żydzi chyba 12 rodzin rozstrzelani przez niemców ich majątek przejął szmalcownik ktory doniósł gdzie się ukrywają
OdpowiedzUsuń/*
Autor: czeslaw
Data: 2012-01-31
Godzina: 09:54:26
Komentarz przeniesiony z poprzedniej strony Historii Rabki
*/
Bardzo ciekawy i wartościowy artykuł. Życzę powodzenia w dalszej popularyzacji dziejów Rabki :)!
OdpowiedzUsuń/*
Autor: Maja Wąchała
Data: 2012-02-04
Godzina: 19:28:49
Komentarz przeniesiony z poprzedniej strony Historii Rabki
*/
ciekawa sprawa z tym zdjęciem Żydów, przez Was ściągniętym ze strony www.bagnowka.pl. ja je mam z zupełnie innego źródła, z zupełnie innym pochodzeniem... :) https://picasaweb.google.com/113529710694360172854/ZydziPrzeworscy#5713181668122423170 wygląda to na sprawę dla detektywa :) pozdrawiam serdecznie i twórców i odwiedzających tę stronę :) katarzyna mańko
OdpowiedzUsuńnie jest to z mojej strony żart primaaprilisowy :D km
OdpowiedzUsuńNa stronie bagnowka.pl musiał być błąd. Na podstawie zdjęć w albumie z odnośnika, wynika że są to Żydzi przeworscy. Dziękujemy za informacje!
Usuńale właśnie nic nie wynika :D trzeba by było zapytać "bagnówkę" skąd mają zdjęcie. ich zdjęcie jest pełniejsze, moje jest jakby kopią z niego. być może to są właśnie Żydzi rabczańscy i to ja muszę nanieść poprawkę u siebie.
Usuńniestety chyba nie mam jakiejś wtyczki, bo strona bagnowka nie wyświetla mi żadnych załączników, więc ja nie zapytam, bo nie mam się jak odnieść do zasobów...
czekam więc na rozwój sytuacji, licząc na Waszą historyczną dociekliwość i rzetelność :) km
hm, teraz to rzeczywiście wygląda na prima aprilis :D bo co nagle robią przeworscy Żydzi w notce rabczańskiej? dobre wrażenie? ;) do czasu wyjaśnienia sprawy nie bawiłabym się zmienianiem stanu dotychczasowego :) km
OdpowiedzUsuńNiestety, ale wygląda na to, że strona ta już jest nieaktywna - zdjęcia się nie wyświetlają. Jedna z fotografii tam zamieszczonych była, naszym zdaniem, błędnie przypisana do Rabki. Skontaktowaliśmy się wtedy z autorem, ale nie uzyskaliśmy odpowiedzi. Być może, że z tym zdjęciem jest podobnie.
UsuńByć może. Cóż, jak już napisałam u siebie - dla mnie to bardzo ciekawy zbieg okoliczności i jest mi wszystko jedno, do jakiego miejsca ten archetyp Żyda zostanie przyporządkowany :) A historycznie - będę pamiętać, żeby o to zdjęcie jeszcze popytać na Podkarpaciu. Jeśli dowiem się czegoś nowego podzielę się informacją. Pozdrawiam. km.
OdpowiedzUsuń