środa, 28 lipca 2010

Okruchy tamtych dni...

Zapraszamy Państwa do zapoznania się z kolejną pracą wysłaną na konkurs "Losy Bliskich i Losy Dalekich - życie Polaków w latach 1914-1989". Tym razem będzie to opracowanie autorstwa Kamila Romańskiego pt. "Okruchy tamtych dni... (ze wspomnień Kazimierza Romańskiego ps. Romek)", w którym przedstawił losy swojego dziadka, żołnierza Armii Krajowej walczącego w szeregach oddziału partyzanckiego Jana Stachury "Adama". Praca przygotowana przez Kamila została zakwalifikowana na szczebel ogólnopolski konkursu i została wyróżniona przez Fundację Armii Krajowej w Londynie.

Gdy usłyszałem na lekcji historii o konkursie pt. „Losy Bliskich i losy Dalekich - życie Polaków w latach 1914-1989” pomyślałem o moim dziadku Kazimierzu Romańskim, który w czasie wojny był partyzantem. Dziadek zostawił po sobie bardzo dużo dokumetów i zdjęć o których wiedziałem, ale nigdy szczegółowo nie przeglądałem. Konkurs stał się doskonałą okazją do poznania historii mojej rodziny.

Moją pracę zacząłem od przeglądania dokumentów i zdjęć, które dziadek pozostawił po sobie, a było ich naprawdę sporo. Na szczęście gdy żył opowiadał mi wiele o swoich wojennych losach, co bardzo pomogło uporządkować pozostawione materiały. Po ich przejrzeniu zabrałem się do pisania pracy.

Mój dziadek, Kazimierz Romański, urodził się 16 stycznia 1920 roku w Rabce. Jego ojciec Stanisław był naczelnikiem poczty we Lwowie, a matka Karolina prowadziła z siostrą Wandą Nowak i ich ojcem Franciszkiem Węcem rabczańskie restauracje. Dziadek był jedynakiem, mówiono, że był dzieckiem słabej budowy i lichego zdrowia. Ciekawostką jest to, że w metryce urodzin zapisano, że dziadek urodził się 1 maja 1920 roku, choć tak naprawdę była to data chrztu!

Druh Kazimierz Romański
z mamą Karoliną
Od 1927 roku dziadek uczęszczał do szkoły powszechnej. Choć był dzieckiem płonnym uczył się bardzo dobrze. Po ukończeniu szkoły powszechnej rozpoczął naukę w Prywatnym Gimnazjum Sanatoryjnym Męskim w Rabce dr. Jana Wieczorkowskiego. Uczniami tej cieszącej się powodzeniem szkoły były dzieci z całej Polski. Jako bardzo dobry uczeń został zwolniony z opłat czesnego za naukę, pod warunkiem, że swoje zeszyty, prowadzone przez niego bardzo starannie, będzie oddawał do szkolnej biblioteki, aby służyły jako pomoc do nauki młodszym kolegom.

Prywatne Gimnazjum Sanatoryjne Męskie
w Rabce doktora Jana Wieczorkowskiego
Oprócz nauki w szkole, dziadek wiele działał społecznie. Razem z katechetą ks. Justynem Bulandą zawiązał Drużynę Harcerską w Rabce, której został pierwszym drużynowym. Razem z kolegami w ramach działalności harcerskiej założyli amatorski cyrk, organizowali występy teatralne i jasełka, a zebrane podczas widowisk fundusze przeznaczali na wycieczki i obozy. Dziadek Kazimierz wziął również udział w ogólnopolskich zawodach w biatlonie, na których zajął szóste miejsce.

Wycieczka harcerska w 1934 roku, podczas której oznakowano
nową trasę turystyczną: Gorc – Szczawa. Stoją od lewej:
prof. Bolesław Dunin-Borkowski, Józef Miśkowiec, Christ Hugo,
siedzi Kazimierz Romański. Fotografował ks. Justyn Bulanda.
Po ukończeniu gimnazjum i zdaniu małej matury do wybuchu wojny kontynuował naukę w krakowskim liceum przy ulicy świętej Anny.

Obóz harcerski w Rabce Zarytem
Ojczyzna dla mojego dziadka była najważniejsza. Pod koniec sierpnia 1939 roku, zgłosił się na ochotnika do siatki obrony przeciwlotniczej działającej na terenie Rabki. Przeglądając dokumenty znalazłem taśmę z nagraniem jego wspomnień na ten temat: Wybuch wojny zastał mnie na punkcie obserwacyjnym Ligi Obrony Kraju, który był umieszczony na Gilówce. Składał się on z dwóch podoficerów Wojska Polskiego i kilku ochotników z terenu Rabki. Obserwacje z tego punktu prowadzone były na kilka dni przed wybuchem wojny. Mieliśmy do dyspozycji plansze z sylwetkami niemieckich samolotów. Punkt wyposażony był w aparat telefoniczny. Meldunki z takiego punktu, a była ich cała siatka na terenie kraju, kierowane były do centrali LOK, gdzie na odpowiednich mapach nanoszono kierunek lotu, ilość i rodzaj samolotów nieprzyjacielskich. Rankiem w piątek, 1 września 1939 roku, wojska niemieckie i słowackie przekroczyły południową granicę Polski i wtargnęły na Podhale - wybuchła II wojna światowa. W godzinach popołudniowych otrzymaliśmy rozkaz aby zniszczyć wyposażenie punktu i udać się w kierunku Myślenic. Wieczorem kolejny rozkaz nakazał nam powrót na opuszczone stanowisko, gdyż uderzenie wojsk niemieckich zostało powstrzymane przez żołnierzy Maczka. Noc spędziliśmy w Lubniu. Rankiem 2 września 1939 roku powróciliśmy do Rabki. Tłumy uciekinierów przewalały się przez ulice uzdrowiska. Wieczorem otrzymaliśmy rozkaz wycofania się w kierunku Mszany Dolnej, tam byliśmy świadkami pierwszego bombardowania miasta przez samoloty nieprzyjacielskie. 3 września byliśmy w Nowym Sączu, tam dowiedzieliśmy się, że Anglia i Francja przystąpiły do wojny. Mimo to nasz odwrót trwał nadal. Kolejnym etapem był Tarnów, gdzie ze względu na sytuację wojenną nasza drużyna została rozwiązana. My jednak w dalszym ciągu maszerowaliśmy na wschód. Dotarliśmy aż pod Równe. Tam 17 września 1939 roku byłem naocznym świadkiem wkraczania wojsk sowieckich do Polski. Patrzyłem na niekończące się kolumny jeńców polskich eskortowanych przez żołnierzy sowieckich, pędzeni byli na wschód. Widziałem łzy w oczach obserwujących te sceny ludzi. Tak skończył się „sen o szpadzie”. Zawróciłem do Lwowa. Tam zachorowałem. Po wyzdrowieniu postanowiłem wracać do domu. Zostałem jednak schwytany podczas próby nielegalnego przekraczania granicy radziecko–niemieckiej i umieszczony w sowieckim obozie przejściowym.

Pierwsze dni września 1939 roku,
uciekinierzy w okolicach Rabki
Po trzech dniach dziadek uciekł. Wspominał mi, że motywacją do jego ucieczki, był wielki głód jaki panował w tym obozie. Miał on dużo szczęścia, gdyż tego samego dnia, wieczorem, jeńcy zostali wywiezieni. Szczęście jednak mnie nie opuściło, - opowiadał dalej dziadek - zdołałem zbiec. Po kilkutygodniowej tułaczce dotarłem wreszcie do domu. Rabka przedstawiała ponury widok, przygnębienie potęgował obraz jesiennej słoty oraz opadające mokre żółtobrązowe liście. Opustoszałe uzdrowisko stało się ponure i obce. Na tablicach, murach i drzewach wisiały zarządzenia i ogłoszenia władz okupacyjnych oraz plakaty z napisem: „Anglio! Twoje dzieło!”. Po ulicach krążyły kilkuosobowe patrole wojskowe. Wszędzie było dużo szwędających się, hałaśliwych żołnierzy niemieckich. Większość sklepów była pozamykana, w otwartych brakowało towaru.

Niemiecki plakat propagandowy oskarżający rząd
Wielkiej Brytanii, pojawił się na ulicach  polskich miast
w październiku 1939 roku
Budynek gimnazjum do którego dziadek uczęszczał przed wojną został zajęty przez wojska niemieckie. Aby uniknąć wywózki na roboty do Niemiec musiał znaleźć jakąkolwiek pracę. Pracował jako uczeń piekarski, potem jako robotnik a następnie był pomocnikiem szofera w sanatoriach niemieckich.

Kwatera główna wojsk niemieckich w Rabce,
budynek Gimnazjum doktora Wieczorkowskiego
Wyniesiony z harcerstwa patriotyzm oraz chęć walki z okupantem spowodowały, że w 1942 roku został zaprzysiężonym członkiem Związku Walki Zbrojnej. Do jego obowiązków należało roznoszenie prasy podziemnej i przekazywanie wiadomości radiowych. Było to jednak dla niego za mało. W połowie 1944 roku, w wieku 24 lat, wstąpił do oddziału partyzanckiego formowanego od grudnia 1943 roku, przez por. Jana Stachurę ps. „Adam”. Oddział pod kryptonimem „Mszyca” wchodził w skład 1 Pułku Strzelców Podhalańskich Armii Krajowej. W tym czasie prowadził on wzmożone działania partyzanckie w ramach akcji „Burza”. 

Z chwilą wstąpienia mój dziadek, Kazimierz Romański, przyjął pseudonim „Romek” i pełnił funkcję strzelca. Oddział „Adama” działał w rejonie Rabki i Mszany Dolnej, a jego siedziba znajdowała się na Luboniu Wielkim (Beskid Wyspowy). W różnych okresach należało do niego nawet około 60 osób. 

Dziadek był jednym z aktywniejszych członków oddziału. Brał czynny udział w większości zbrojnych akcji. Z jego zapisków wynika, że miał on swój udział między innymi w rozbrojeniach niemieckich oficerów i żołnierzy oraz w akcjach zaopatrzeniowych oddziału, polegających na rekwirowaniu magazynów wojskowych. Dodatkowo brał udział w ostrzelaniu taboru kolejowego w Rabie Niżnej pilnowanego przez Niemców, w ostrzelaniu kolumny samochodów niemieckich w Kasinie Wielkiej, w rozbiciu magazynu niemieckiego z narzędziami i sprzętem do prac przy okopach w Rabie Niżnej. Podobnych akcji było więcej.

Żołnierze Oddziału Partyzanckiego „Adama” podczas oczekiwania
na zrzut pod Mogielnicą, sierpień 1944 rok. Do zrzutu nie doszło,
samoloty poleciały nad Warszawę. Soją od lewej: Marian
Gąsiorowski ps. „Sosna”, Jan Węglarz ps. „Antek”,
Józef Myszogląd ps. „Rybak”, Józef Dudzik ps. „Wasyl”,
Stanisław Kościelniak ps. „Kazek”, Adam Hubiszta ps. „Łoś”,
Andrzej Chorągwicki ps. „Waśko”, Stanisław Skowroński
ps. „Skowronek”. Siedzą od lewej: Kazimierz Romański
ps. „Romek”, Józef Węglarz ps. „Mały”, Józef Flig ps. „Sójka”.
Jedna z nich odbyła się w lipcu 1944 roku na drodze Kraków-Zakopane na Małym Luboniu nad Skomielną Białą. W ramach akcji zorganizowano zasadzkę w którą wpadł samochód z oficerami niemieckimi. W pozostawionych dokumentach znalazłem opis tej akcji. Kwaterowaliśmy w schronisku na Luboniu Wielkim, kiedy dołączył, raczej przybył do naszego Oddziału, Oddział Partyzancki „Wilka” [pod dowództwem por. Wiktora] Lacha. Oddział ten kwaterował na Łysinie /891 m/ w paśmie gór Lubomira i Łysiny, kiedy nastąpiła obława niemiecka. Z obławy tej Oddział się wyrwał i przybył na Luboń. Nasz dowódca „Adam”, Stachura Jan, wysłał patrol na wioskę Tenczyn. W patrolu brało udział 5 żołnierzy. Dwóch z Oddziału „Wilka”, nazwiska i pseuda nieznane, i trzech z Oddziału „Adama”: Gąsiorowski Marian „Sosna”, Skowroński Stanisław „Skowronek” i Romański Kazimierz „Romek”. 

Po przepenetrowaniu Tenczyna wyszliśmy na Mały Luboń, a potem na autostradę Kraków-Zakopane biegnącą w dół ku Skomielnej Białej w miejscu dużego łuku. Był to pogodny ranek. Tu urządziliśmy zasadzkę w zaroślach /chyba olszyny/ tuż przy drodze, przy samej fosie. W niespełna minutę od naszego usadowienia się od strony Skomielnej Białej wyprysnęła zza zakrętu amfibia /auto mogące jeździć po lądzie i wodzie/ a w niej 4 oficerów. Pamiętam dokładnie błysk srebra. Byli to wyżsi oficerowie, ponieważ tacy mieli dużo różnych elementów obszywek przy mundurach. A potem mam w oczach ich widok jak zginali się do przodu a głowy ich opadały w dół. Był to efekt naszej strzelaniny. Auto się zatrzymało. Bieg nasz w ich kierunku został zatrzymany, kiedy posłyszeliśmy warkot motorów nadjeżdżającej kolumny samochodów. Okazało się, że amfibia jechała na jej czele. Odwrót nasz był błyskawiczny. Po chwili rozpoczęła się huraganowa strzelanina w której rozpoznać było można strzały z kbk, oraz lekkiej i ciężkiej broni maszynowej. My byliśmy już bezpieczni bo byliśmy już po drugiej stronie wzgórza znajdującego się obok. W drodze na Luboń wstąpiliśmy do domostw na Polanie „u Krzysiów” /w czasie obławy na Luboń wszystkie domy i zabudowania gospodarcze zostały przez Niemców spalone/. Kiedy dochodziliśmy do szczytu Lubonia spotkaliśmy biegnące nam naprzeciw oddziały „Adama” i „Wilka” ze Stachurą i Lachem na czele. Po zdaniu relacji poszliśmy do schroniska. Wieczorem oddziały odpłynęły z Lubonia, każdy w swoim kierunku. My udaliśmy się na Łętowe.  

Na Luboniu. Od lewej: Kazimierz Romański ps. „Romek”,
Adam Hubiszta ps. „Łoś”
Podobno był to specjalny oddział niemiecki do obław na partyzantów. Jechali podobno ze Słowacji. Według późniejszych relacji wszyscy oficerowie zostali zabici i byli oficerami SS. W każdym bądź razie w Rabce odbył się ich pogrzeb z bardzo dużą pompą. Pochowani byli przy kaplicy zdrojowej w Rabce. Potem ich ekshumowano.”

Kolejna z akcji, którą chciałbym przytoczyć odbyła się również w lipcu 1944 roku. Jej celem było sanatorium SS znajdujące się w budynkach „Konary” i „Gałązka Rozmarynu” w Rabce. Oddział chciał zaopatrzyć się w broń, sprzęt medyczny i żywność. Z zapisków dziadka: „Budynki te usytowane w samym środku uzdrowiskowej części Rabki pod koniec wojny zajęto na SS Lazaret. Zeszliśmy ze schroniska na Luboniu w nocy. Po drodze przyłączyli do nas żołnierze z bunkra w Luboniu od „Witolda”, podporządkowanego „Adamowi” jako jego jedna z placówek. W Rabce w jej części nazwanej „Gawronówką” weszliśmy w regulację potoku Słonka głęboką na około 3 - 3,5 metra i tak przeszliśmy koło budynku żandarmerii będącego na naszej trasie. Z regulacji wyszliśmy koło budynku „Stella”. Rozległy się strzały alarmowe strażnika stojącego obok tego budynku.

W czasie okupacji w miejscu gdzie stoi obecny pawilon handlowy „Gazda” oraz skwer obok którego stoi obecnie obelisk poświęcony poległym żołnierzom Oddziału Partyzanckiego Armii Krajowej „Adama” był dużym zagłębieniem w terenie. Było to dawne koryto „rzeki”, potoku Słonka przed jej regulacją. Po wojnie zagłębienie to zasypano podnosząc teren do stanu obecnego.

Wykorzystując to zagłębienie cały Oddział przebiegł przez niego następnie przebiegliśmy między budynkami „Warszawa” oraz stojącego obok a już nie istniejącego bydynku „Pod Matką Boską”. W ten sposób znaleźliśmy się na tyłach budynku lazaretu SS. Teren na tyłach tych budynków lekko obniża się ku potokowi Słonka a następnie urywa się ostrym uskokiem przy drodze obok potoku. Trzask łamanych gałęzi oraz odgłosy poruszania się tak dużej ilości ludzi spowodował reakcję strażników pilnujących kolumny samochodów wojskowych ustawionych na drodze przy potokou. Zareagował na to „Tygrys” Makuła Józef oddając kilka krótkich serii z „empi”. Nastąpił generalny odwrót Oddziału, spowodowany zamieszaniem, w kierunku Kaplicy Zdrojowej a następnie w stronę górki Maciejowej. Było bardzo ciemno. Oddział się rozproszył. Część zołnierzy nie pochodzących z terenu Rabki i okolicy nie znająca topografii terenu przyszła w kilka godzin później po przybyciu trzonu Oddziału na Luboń do schroniska.


Akcja nie powiodła się a tak wiele po niej sobie obiecywano. Wywiad i łącznicy nie mogli powiadomić „Adama” o przybyciu większej ilośći wojsk niemieckich do Rabki, ponieważ nastąpiło to na krótko przed naszą akcją.


Na punkcie obserwacyjnym na Luboniu.
Siedzi po prawej: Edward Palarczyk ps. „Jeleń” 
Dziadek wziął również udział w tragicznie zakończonej akcji, która miała miejsce 25 października 1944 roku. Miało to być tylko zwykłe rozbrojenie żołnierzy niemieckich konwojujących transport drewna do tartaku w Mszanie Dolnej. Niestety w jej wyniku poległ jeden z partyzantów, przyjaciel dziadka Stanisław Luber ps. „Indyk”. Dnia 25.X.1944 roku wyruszyliśmy na akcję z Glisnego. Staliśmy wtedy pod Okrągłą. Oddział był rozlokowany u Pustelników i Daszkiewiczów. /Domy te zostały później wraz z jeszcze jednym gospodarstwem spalone po zastrzeleniu w ogrodzie Daszkiewiczów przez „Dzięcioła” Kołodziejczyka Józefa gestapowca z Mszany Dolnej./ Dzień był pochmurny. Do „Adama” przyszedł meldunek, że do tartaku w Mszanie Dolnej żołnierze niemieccy wiozą podwodami drzewo. Żadne inne dane nie były nam wiadome. W skład patrolu, który miał brać udział w akcji weszli ochotniczo „Długi” Wacławik Tadeusz, „Skowronek” Skowroński Stanisław, „Sosna” Gąsiorowski Marian, „Romek” Romański Kazimierz. Na dowódcę patrolu „Adam” wyznaczył Lubera Stanisława pseudonim „Indyk”. 

Poprzebieraliśmy się jak kto mógł w „cywilne” ubrania, niektórzy w trencze. „Indyk” ukrył pod trenczem pistolet maszynowy produkcji francuskiej marki MAS. Pistolet ten został zdobyty przez „Małego” Węglarza Józefa i „Bociana” Kołodzieja Michała w czasie wykonanej przez nich akcji w Rabce w budynku koło stacji kolejowej na mieszkającego tam Niemca. Reszta żołnierzy uzbrojona była w broń krótką. Patrol miał markować grupę robotników drogowych i dlatego w tym celu zaopatrzyliśmy się ad hoc w jakieś łopaty i inne narzędzia. 

Niemiecki żółnierz wzięty do niewoli
przez partyzantów, lato 1944 rok
Około południa zeszliśmy z Glisnego przez most na rzece Rabie na drogę, którą mieli jechać Niemcy. Tutaj od patrolu odłączył „Długi” tłumacząc, że mieszka tutaj niedaleko i wszyscy go tutaj znają. Udaliśmy się w kierunku mostu na rzece Rabie, następnie zawróciliśmy i jeszcze raz poszliśmy w kierunku mostu wyczekując na Niemców. Niemcy nadjechali ale z przeciwnego kierunku tzn. od strony Mszany Dolnej i juz bez drzewa. To nas trochę, zdezorientowało. Poza tym mieliśmy ich poza plecami co utrudniało nam ich obserwację. Szliśmy grupą, teraz po porozumieniu się, rozciągneliśmy się jeden za drugim na pewnej odłegłości. Z chwilą kiedy nadjechały furmanki powożone przez wozaków z Raby Niżnej, było ich trzech, wyciagnęliśmy broń i wezwaliśmy żołnierzy do poddania się. Niemców było pięciu. W zamieszaniu jakie powstało przy zatrzymywaniu się furmanek, rozbroiliśmy Niemców odbierając im nowiutkie karabiny. Nie zdążyliśmy przeprowadzić rewizji osobistej Niemców kiedy od strony Raby Niżnej na drodze ukazało się auto. Jeden z podoficerów wykorzystał sytuację, skoczył do rowu i wyciągnowszy parabellum i zaczął strzelać w naszym kierunku. Pozostali zrobili to samo. „Skowronek” i „Sosna” wycofali się z akcji /uciekli ?/ „Indyk” i „Romek” odskoczyli za tor kolejowy biegnacy tu obok drogi. Tu zza nasypu doszło do wymiany ognia między nami a Niemcami. Nagle „Indyk” krzyknął „Wiejemy” /jak się okazało później na jego decyzję wpłynęło to, że pistolet jego się zaciął./ Przebiegnęliśmy około 10 - 15 metrów stokiem słabo zarośniętym zaroślami biegnąc koło siebie łeb w łeb. Nagle poczułem ciepło na twarzy, spojrzałem na „Indyka” w momencie kiedy upadł na ziemi wydając jęk. Usiadłem obok „Indyka”. Zabrałem mu karabin i pistolet ostrzeliwując się przez cały czas. Byłem uzbrojony po zęby bo posiadałem 2 zdobyczne karabiny, pistolet maszynowy i rewolwer. Biegnąc i idąc naprzemian pod górę ostrzeliwałem się przez cały czas. Międzyczasie napełniłem magazynek rewolweru nabojami. 

Pod schroniskiem na Luboniu. Stoją z przodu od lewej:
Kazimierz Grzesiak ps. „Grot”, NN, Władysław Rogowiec ps. „Witold”,
 Roman Medwicz ps. „Morski”, Edward Palarczyk ps. „Jeleń”
Kiedy wyszedłem na górę zbocza znalazłem się poza, zasięgiem ognia niemieckiego. Pobieżnie oceniłem sytuację. Nie była ona dobra. Na drodze Niemcy, na Podobinie przy okopach Niemcy, na stacji kolejowej w Mszanie Dolnej Niemcy, we dworze [w Rabce] Niemcy. O odpłynięciu na Glisne gdzie stacjonował oddział nie było mowy. Po oddaleniu się od miejsca akcji o około 500 metrów natknąłem się na „Skowronka” i „Sosnę”. Zaraz poczułem się raźniej. Już wspólnie przez tzw. „Olszyny” przeskoczyliśmy przez drogę oraz rzekę Mszankę i idąc zaroślami wzdłuż rzeki skręcając w wąwóz potoku wpadającego do rzeki wyszliśmy na zbocze górki Spyrkowa. Tam doczekaliśmy do zmroku skąd okrężną, drogą przez Podobin przyszliśmy Pod Okrągłą, gdzie zameldowałem „Adamowi” o przebiegu akcji i okolicznodciach śmierci „Indyka”. Pamiętam jak „Adam” powiedział do mnie: „a teraz idź i umyj się”. Twarz moja i odzież było schlapana krwią i mózgiem „Indyka”. Jak się później okazało kula odłupała mu kawałek czaszki. W akcji zdobyto 5 kbk. Wszyscy żołnierze niemieccy mieli na rękawach V, a więc byli podoficerami.

Partyzanci oddziału „Adama”, jesień 1944 r.
Pierwszy z prawej Stanisław Luber ps. „Indyk”.
Dziadek walczył w oddziale aż do jego rozwiązania, które nastąpiło 20 stycznia 1945 roku. W tym dniu oddział kwaterował w szkole na Glisnem. Dowódca, por. Jan Stachura ps. „Adam”, wraz z oficerami przyszedł do swoich żołnierzy i oznajmił: „Z dniem dzisiejszym rozwiązuję nasz oddział”. Było to wynikiem rozkazu z dnia 19 stycznia 1945 roku komendanta głównego AK, gen. Leopolda Okulickiego, o rozwiązaniu Armii Krajowej.

W okolicach Lubonia. Stoją od lewej: Roman Medwicz
ps. „Morski”, dowódca oddziału Jan Stachura ps. „Adam”.
Pomimo tego część partyzantów walczyła dalej z wycofującymi się wojskami niemieckimi. Specjalne grupy żołnierzy podpalały budynki i wysadzały mosty. W Rabce płonęły między innymi wille „Pod Konarami”, „Gałązka Rozmarynu”, budynek gimnazjum Jana Wieczorkowskiego. Niemcy wysadzili również elektrownię. Planowali zniszczenie dworca kolejowego i poczty, ale dzięki dzielnej postawie partyzantów zostali zmuszeni do opuszczenia miejscowości. 28 stycznia 1945 roku do Rabki wkroczyły wojska radzieckie.

Po wojnie dziadek ukrywał się przed przedstawicielami nowej władzy. Ujawnił się 13 października 1945 roku w Powiatowym Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Limanowej. Następnie zdał maturę w liceum Jana Wieczorkowskiego w Rabce i rozpoczął naukę na Uniwersytecie Wrocławskim na wydziale architektury. Studia przerwał po miesiącu, gdy otrzymał propozycję objęcia stanowiska kierownika w fabryce zbrojeniowej w Piotrowicach. W 1947 został wcielony do wojska i przydzielony do jednostki chemicznej w Łańcucie. Po zakończeniu służby wojskowej powrócił do Rabki, gdzie podjął pracę w Teatrze Lalek „Rabcio”. Następnie pracował jako skarbnik w rabczańskim oddziale NBP, był również kierownikiem placówek banku NBP w Wieliczce i Miechowie. Od 1961 roku do emetury pracował w Zakładach Komunalnych w Rabce.

Ujawnienie w Limanowej 13 października 1945 roku. Z oddziału
„Adama” ujawnili się wtedy między innymi: Kazimierz Romański
ps. „Romek”, Mieczysław Klempka ps. „Kot”,
Stanisław Skowroński ps. „Skowronek”.
Mimo upływu lat utrzymywał bliskie kontakty z kolegami z oddziału „Adama”. Przez cały ten czas wraz z nimi starał się zachować dla potomnych okruchy pamięci z czasów wojennych lat. Był inicjatorem mszy partyzanckich połączonych z apelem poległych, które odbywają się w dniu 15 sierpnia od 1991 roku w kościele p.w. Najświętszego Serca Pana Jezusa na Glisnem.

Zaproszenie na Msze Partyzancką odbywającą się
15 sierpnia  w kościele p.w. Najświętszego Serca
Pana Jezusa na Glisnem z 1992 roku.
W 1992 roku ze wspólnych składek byłych partyzantów podarowano kościołowi na Glisnem obraz „Matki Boskiej Partyzanckiej”, który został pobłogosławiony przez papieża Jana Pawła II. Kopię obrazu podarowano w Ludźmierzu papieżowi podczas jego pielgrzymki w 1997 roku. Obecnie znajduje się w Domu Polskiego Pielgrzyma w Rzymie.

Obraz „Matki Bożej Partyzanckiej”  znajdujący się
w kościele p.w. Najświętszego Serca Pana Jezusa na Glisnem
Kazimierz Romański ps. „Romek” (po prawej) i Adam Trembecki
ps. „Miś” z reprodukcją obrazu „Matki Bożej Partyzanckiej” 
Dziadek przyczynił się również do powstania obelisku, znajdującego się na deptaku koło Kawiarni Zdrojowej w Rabce, który upamiętnia tragiczną śmierć kolegi z oddziału Jakuba Hojnego ps. „Leszek”.

Obelisk upamiętniający śmierć Jakuba Jerzego Hojnego ps. „Leszek”
8 stycznia 1945 roku. Na tablicy tej wymieniono dodatkowo
innych poległych żołnierzy oddziału „Adama”: Władysław
Fudro  ps. „Jeleń”, Sebastian Kuczaj ps. „Kula”,
Stanisław Luber ps. „Indyk”, Jan Załuski ps. „Hiszpan”
Był też inicjatorem powstania trzech tablic pamiątkowych. Pierwsza z nich została wmurowana w sierpniu 1991 roku w zewnętrzną ścianę schroniska na Luboniu Wielkim i upamiętnia żołnierzy oddziału „Adama”.

Pamiątkowa tablica wmurowana w dniu  16 sierpnia 1991 roku
w zewnętrzną  ścianę schroniska na Luboniu Wielkim
Kolejna poświęcona została Stanisławowi Luberowi ps. „Indyk”, który poległ w jednej z akcji. Znajduje się ona na cmentarzu w Mszanie Dolnej.

Tablica znajdująca się na cmentarzu w Mszanie Dolnej,
upamiętniająca kolegę  z oddziału Stanisława Lubera
ps. „Indyk”. Odsłonięta w 2003 roku
Trzecia tablica została odsłnięta w maju 2003 roku, została umieszczona na budynku „Turbacz” przy ulicy Wąskiej. Upamiętnia ona jedną z akcji rozbrojeniowych, którą przeprowadzili żołnierze z oddziału „Adama”.

Kazimierz Romański ps. „Romek” z tablicą
upamiętniającą akcje żołnierzy oddziału „Adama”.
Dziadek by ocalić od zapomnienia tamte tragiczne dni, opisywał niektóre ze swoich wspomnień w lokalnym tygodniku „Wiadomości Rabczańskie”, w gazecie „Echo Krakowa” oraz w książeczkach wydawanych przez oddział GOPR-u w Rabce.

Za działalność wojenną został odznaczony między innymi Brązowym Krzyżem Zasługi z Mieczami, Krzyżem Partyzanckim, Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski oraz mianowany do stopnia kapitana. Po długiej i ciężkiej heroicznej walce z chorobą odszedł na „wieczną wartę” 8 sierpnia 2006 roku. Cześć jego pamięci!


Kamil Romański

Fotografie pochodzą ze zbiorów Piotra Romańskiego.

5 komentarzy:

  1. Coś Pięknego! ;)

    /*
    Autor: Szymon
    Data: 2010-07-29
    Godzina: 09:12:16

    Komentarz przeniesiony z poprzedniej strony Historii Rabki
    */

    OdpowiedzUsuń
  2. super że jeszcze ktoś o tym pamięta i fajnie że taka strona powstała a co do pracy cudowna aż się płakać chce

    /*
    Autor: baśka
    Data: 2010-08-01
    Godzina: 21:40:25

    Komentarz przeniesiony z poprzedniej strony Historii Rabki
    */

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetna praca! Gratuluję! Chwała bohaterom AK!

    /*
    Autor: Michał
    Data: 2010-11-04
    Godzina: 08:28:12

    Komentarz przeniesiony z poprzedniej strony Historii Rabki
    */

    OdpowiedzUsuń
  4. W szkole nad Glisnem, gdzie rozwiązany został oddział partyzancki kierownikiem szkoły był w owym czasie mój ojciec Ferdynand Taraska, który od 1940 z polecenia księdza proboszcza Józefa Stabrawy prowadził tam tajne nauczanie. Tam też z całą wioską przeżył rewizję niemiecką która groziła im wszystkim rozstrzelaniem. Niemcy broni nie znaleźli i ci mieszkańcy wioski zostali cudownie ocaleni.

    /*
    Autor: Antoni Taraska
    Data: 2010-11-08
    Godzina: 20:25:50

    Komentarz przeniesiony z poprzedniej strony Historii Rabki
    */

    OdpowiedzUsuń
  5. Mój dawny sąsiad Kazimierz Romański :) Od małego go pamiętam był wielkim człowiekiem i takiego go zapamiętam

    OdpowiedzUsuń