Po kilkutygodniowej przerwie wznawiamy cykl doniesień przedwojennej prasy, o sportowych wydarzeniach wśród społeczności międzywojennej Rabki. I pomimo, że najbardziej prestiżowe dla Rabki zimowe imprezy sportowe, tzn. Międzynarodowe Akademickie Narciarskie Mistrzostwa Polski w latach 1934 i 1935 nie powtórzyły się już w naszym mieście, to nadal nie brak było tu wielu innych, choć już mniejszego kalibru. Zapraszamy więc do dalszej lektury w nadziei, że może kiedyś dane nam będzie obserwować na żywo odradzające się zmagania sportowców, bez konieczności wyjazdu poza Rabkę.
Józef Szlaga
Rabczańskie reminiscencje sportoweCzęść VI – sporty zimowe w roku 1936
Przewidziane w sezonie zimowym imprezy sportowe
Sezon zimowy 1935/1936
2 i 3 stycznia – Zawody narciarskie o puchar Rabki;
5 stycznia 1936 – Bieg o odznakę sprawności (SN AZS Kraków);
1 – 2 lutego 1936 – Zawody narciarskie i hokejowe „Sokoła” (związkowe);
2 lutego 1936 – Doroczny bieg zjazdowy z Turbacza (TTN Kraków);
5 – 6 lutego 1936 – Zawody narciarskie o mistrzostwo Okręgu Krakowskiego PZN w kombinacji norweskiej
Międzynarodowy akademicki mecz drużynowy Polska – Austria (SN AZS Kraków);
26 grudnia – Zawody narciarskie młodzieży (SN OZP) Rabka;
27 grudnia – Zawody narciarskie o Odznakę Sprawności PZN (SN OZP) Rabka.
Informacyjny Kalendarz Narciarski 1935/36
Warunki śniegowe
Rabka – Zdrój. (PAT) Bardzo obfite opady śnieżne dni ostatnich stworzyły w rejonie Rabki – Zdroju znakomite warunki śnieżne dla narciarzy. Warstwa śniegu w Rabce wynosi 60 cm. W okolicznych górach około 1,50 m. Sezon narciarski bardzo się ożywił. Na święta jest zapowiedziany liczny zjazd sportowców. Skocznia narciarska została udoskonalona. Odbędą się tu liczne zimowe imprezy sportowe
Kurjer Poznański grudzień 1935 r.
W górach halny. Na Podhalu… zawody w skokach
W piątek odbył się w Rabce konkurs skoków młodzieży na skoczni obok Kaplicy Zdrojowej. Mimo ostatniej odwilży, spowodowanej wiatrem halnym, warunki śnieżne dobre. Zainteresowanie publiczności bardzo duże.
Pierwsze miejsce w konkursie zajął Szarawarski Jerzy, mając najdłuższy skok – 9,5 m; drugi Pędzimąż – 9,0 m; trzeci Czerwiec 7,5 m.
Organizację zawodów przeprowadził Związek Podhalański w Rabce.
Kurjer Poranny grudzień 1935 r.
Zawody narciarskie w Rabce
Staraniem Ogniska Zw. Podhalan odbędą się w dniach 2 i 3 stycznia zawody narciarskie o puchar Rabki.
Puchar ufundowany przez miejscową gminę, znajduje się w posiadaniu PTT Zakopane, dwukrotnie zdobyty przez Stanisława Marusarza.
W ramach programu odbędą się: 8 km. dla pań i juniorów, 16 km. – bieg otwarty i złożony, oraz konkurs skoków na Grzebieniu. Przewidziany jest start najlepszych zawodników zakopiańskich.
Warszawski Dziennik Narodowy grudzień 1935 r.
Narciarstwo w Sokole
Jubileuszowy Zlot Zimowy Sokoli odbędzie się w Rabce, w dniach 1 – 3 lutego, z następującym programem:
1. Zawody narciarskie o pierwszeństwo Związku T. G. Sokół w Polsce – bieg otwarty i do kombinacji 12 km, dla junjorów i druhen bieg 5 km, ponadto skoki otwarte i do kombinacji.
2. Zawody hokejowe na torach ślizgawkowych w Parku Zdrojowym w Rabce o pierwszeństwo Związku T. G. Sokół w Polsce.
Oprócz zawodów odbędą się też kursy:
a) zjazdowy dla wytrawnych narciarzy,
b) kurs poprawy stylu dla zawodników,
c) kurs dla początkujących i zaawansowanych.
Zgłoszenia na kursy i do zawodów należy kierować do Związku Towarzystw Gimnastycznych „Sokół” w Polsce, Referat Sportów Zimowych w Krakowie, ul. Piłsudskiego 27. Uczestnicy uzyskują zniżki kolejowe w wysokości 81 proc. Po karty uczestnictwa uprawniające do zniżek kolejowych i do bezpłatnych kwater, należy zgłaszać się pod podanym adresem na 5 dni przed zamierzonym wyjazdem, przekazując przez P.K.O. Kraków (Sokół Kraków) 406.314 – 2 zł. za legitymację plus porto 25 gr.
Siedem groszy styczeń 1936 r.
Zawody narciarskie dla młodzieży w Rabce
W niedzielę odbyły się w Rabce zawody narciarskie młodzieży w kombinacji norweskiej. Zawody zgromadziły kilkudziesięciu młodych zawodników z miejscowej góralskiej ludności.
Program zawodów obejmował biegi na 4 i 8 km oraz skoki na małej skoczni. Ośnieżenie trasy biegowej bardzo dobre, ale nocna odwilż sprawiła, że zawodnicy mieli dość ciężkie warunki.
W kombinacji juniorów zwyciężył Papież Jan, uzyskując na 8 km czas 7,30 min., a skoki 11 i 10 i pół m.
W kombinacji młodzików pierwsze miejsce zajął Bronisław Klempka przed Karolem Mierzwą.
W skokach młodzików starszych wygrał Klempka, uzyskując 11 i pół i 11 m, przed Zacharą 10 i 10 m.
Chwila styczeń 1936 r.
W blaskach i cieniach białej turystyki
(Z notatnika narciarza)
Zaskrzypiał śnieg pod płozami nart lekko pochylone postacie narciarzy ruszyły naprzód, kreśląc na śniegu długi biały szlak.
Dumna jest Rabka z tego, że od pierwszych grudniowych opadów utrzymał się on w jej pięknej dolinie do dziś – niema go jednak za wiele.
Tam i sam czarne grudy, gołe progi rozrywają powłokę śnieżną. Jednak iść można, a nawet wcale dobrze niesie.
A co najważniejsze słońce opromienia okalające dolinę Rabki wierchy i granie – Wielki Luboń – Porębę Wielką, pasmo Gorców, ku któremu suniemy, i nadaje głębokie tony lasom świerkowym i górskim zboczom. Iskrzy się pod nami biały pokrowiec zimy. Urocze to miejsce wypadowe dla naszego wielkiego raidu, przez grzbiet Gorców na Lubań do Krościenka i dalej przez Beskidy do Krynicy, Dukli, Iwonicza - ponad 300 km. na chyżych deskach nart.
Zaledwie zaczął się raid, a już odczuwamy jego pierwsze bezcenne dobrodziejstwo: poszły w niepamięć stosy wykazów i rozkazów, meldunków i raportów, sprawozdań i wyjaśnień, tłumaczeń i uzupełnień, – jak pod podmuchem tatrzańskiego wiatru, wywiały gdzieś czady wielkomiejskich jazzbandów, kin, brydżów i „półczarnych".
Już za to jedno błogosławion bądź narciarski raidzie !
Pełnemi płucami wdychamy przeczyste górskie powietrze.
Schronisko na Starych Wierchach (968 m), wyczekiwany punkt w wędrówce przez Gorce |
Droga stale prowadzi w górę – dziś jeszcze osiągnąć mamy Stare Wierchy (1027 m ) – punkt wyjściowy na grań Gorców z ich najwyższym szczytem Turbaczem (1311 m.) – by, po noclegu w schronisku na Starych Wierchach, jutro przejść cały grzbiet Gorcowy do doliny Ochotnicy: pojutrze – marsz do Krościenka. Wprawdzie z mapy mamy tylko nieco ponad 10 km drogi, ale w narciarskiej kalkulacji zawsze trzeba uwzględnić znaczną różnicę wzniesień (z Rabki do Wierchów ok.600 m) i arcyważny czynnik – śnieg.
Przechylając się z nogi na nogę, podchodzimy w górę przez otwarte lub zalesione stoki i grzbiety, by stromą leśną ścieżką, przez narciarzy zwaną holwegiem, dostać się na Maciejową. Tu pod szczytem miłe spotkanie: trzech kolegów, którzy już od wczoraj tkwią na Starych Wierchach, mknie na nartach do Rabki na kawę, choć do zachodu słońca zaledwie 2 godziny. Przelotne pozdrowienia i do zobaczenia się w schronisku!
Dalsza droga mija nam szybko wśród odsłaniających się coraz to piękniejszych widoków. Przy schronisku wierchowem – czarujące zakole gór z pełnią Tatr od południa, masywem majestatycznej Babiej Góry z zachodu, a od północy wzgórza Beskidu Wyspowego: Lubomierz i Mogielnica, za którą, z doliny Mszany, z Dobrej i Jurkowa toczyliśmy w śnieżnym listopadzie 1914 r. walki na Chyźówki, Stopnicę, Królewską, Tymbark, Limanowę! Ileż to wspomnień odległych a miłych, także wiosenne tchnienia marzeń młodzieńczych, nadziei i radości życia płyną z tych gór w ich zimowej szacie!
Słońce zachodzi i zalewa żółto - czerwoną poświatą białe wierchy, hale i zbocza. Koloryt tego zachodu jednak niepokoi. Będzie jutro pewnie wiatr i zadymka: nad doliną Rabki, nie wiedzieć skąd, zebrały się ciemne, gęste chmury.
– „Będzie kurniawa” – zapowiada góral, gazdujący w schronisku.
A w schronisku niezwykły tłok i gwar. Z trudnością mieści się dwudziestu narciarzy. Poszły w ruch zapasowe łóżka, prycze i sienniki na podłodze. Zapasy jakoś wytrzymują żarłoczność gości, lecz ze zsiadłem mlekiem coś źle. Z małej kuchenki, w sieni między izbami „odchodzi” masami herbata, jajecznica, kiełbasa gorąca. Podziwiać należy zabiegi gospodarskie skrzętnej gaździny, która radzi sobie doskonale wśród suszących się przy kuchni i nad kuchnią butów, rękawic i skarpetek.
Rozmieszczenie się na nocleg na przylegających bezpośrednio do siebie leżach, wyładowywanie plecaków i ładowanie ich zpowrotem, mycie się wśród łóżek i stołów, gdy inni smarują narty na jutro – wszystko to razem stwarza chaos, do którego turysta musi się przyzwyczaić.
Nie wzrusza to tylko brydżystów, którzy i tu się zwąchali (mafja międzynarodowa) i odwalają w najlepsze robry przy kopcącej lampce naftowej.
Wszystko się kończy na świecie, jak senne marzenia, kończy się także i brydż i wreszcie ogarnia wędrownych mieszkańców przytulonego do Wierchu schroniska narciarski zdrowy, zasłużony sen.
Zadymka śnieżna stanowiła dla wędrujących niemałe utrudnienie i wyzwanie |
Nie omylił się gazda. Od rana „duje”, sieje śnieg drobnym maczkiem i świata Bożego nie widać. Niema tych gór, które tak zachwycały wczoraj o zachodzie – znikły za gęstą kotarą mgły. Wicher miecie kłębami śniegu – to z tej to z innej strony. Kurniawa.
Temperatura 2º poniżej zera. Głębokość warstwy śniegu... Stoi w prawdzie słup pomiarowy przy schronisku, lecz śnieg zawiał go zupełnie. „Auf, bo zupa !” – pobudka o 6.30 – odmarsz o godz. 8.15 trzema grupami w krótkich odstępach czasu. Ci, co nie zdążyli wysmarować nart wieczorem, smarują gwałtownie teraz : najpierw podkładowym Haugiem, potem cienko uniwersalnym Rekordem na świeży śnieg. Ma służyć na zjazd i na podchodzenie.
Niezwykłe powodzenie ma benzynowa maszynka do rozcierania na gorąco smarów na desce – ponieważ jest tylko jedna, trzeba więc przeważnie zastępować ją dłonią, tym najprymitywniejszym i zresztą najlepszym instrumentem narciarza.
Pierwsza grupa znikła szybko w pobliskim lesie pod szczytem Wiercha – kolej na nas. W ogóle podział narciarzy na grupy nie jest znów taki prosty, jakby się zdawało. Pierwsza grupa to wyrypiarze. Ci sformowali się łatwo zpośród takich, którzy już niejeden raid, niejedną górską wyrypę zrobili na deskach. Ale co do podziału pozostałych, zabrakło już odpowiedniego wskaźnika. Względy bliższej znajomości czy przyjaźni nie mogły zadecydować, bo brać wędrowna z przeróżnych zeszła się kątów Rzeczypospolitej – od Bielska do Gdyni i od Lidy do Krakowa. Proponowano dla wygody stworzyć oddzielną grupę brydżystów, z kibicami byłoby 6 – 7 ludzi. Ja podsunąłem nieśmiało myśl wydzielenia grupy kanciarzy z tych co, (wielki krzyk mody narciarskiej), przyjechali z nartami „zjazdowemi“ o kantach okutych metalem.
Myśl nie spotkała się z uznaniem, a ja znalazłem się w grupie, której charakterystyczną cechą były jednakowego, szaro-zielonego koloru wiatrówki. Znalazło się natomiast dwóch „niezależnych” podpułkownik i major, którzy idą „na dziada” – jest to marsz pod hasłem „idź, jak chcesz, byleś doszedł” i „śpiesz się powoli”.
Plecaki spakowane, narty nasmarowane – czas ruszać w dalszą drogę |
Doświadczenie kiepsko przespanej nocy na Starych Wierchach pokazało, że grupy nie powinny być zbyt duże. Duże grupy z trudnością mogą dobrze zagospodarować się i wypocząć w ciaśniejszych schroniskach, grupa zaś 5 do 6 ludzi jest już samowystarczalną w razie jakiegoś wypadku i zawsze dość wygodnie urządzi się na każdym niemal postoju.
Suniemy wolno ku górze i zagłębiamy się w piękny i szeroki, jak aleja parku, holweg na zalesionej grani Gorców.
Niestety z przepysznych widoków, z jakich słynie Turbacz i cały ten grzbiet, na które tak łasi się oko turysty, nic nie będzie.
Kurniawa rozpętała się na dobre. Wiatr „duje“, jak mówią górale i coraz to nawiewa to znów spędza mgły.
Czasem odsłania się na krótko ponad smrekami widok ku Tatrom. Tam i sam mgła szara zasnuła doliny i hale. Wreszcie, w pobliżu już szczytu Turbacza, siąpie deszczyk i skosem sieka po twarzach. Deszczyk na wysokości 1300 m to już naprawdę zaczyna się odwilż. Na tę świadomość kurczą się serca narciarzy.
Lecz trzeba iść dalej. Droga zresztą dobra, jedynie zdradliwe są holwegi. Jako dowód tego, sterczy właśnie dziobem do góry z wału śnieżnego przy naszym szlaku złamana narta, jakiegoś niefortunnego wędrowca, postawiona tam pewnie ku przestrodze innych – nieco dalej znów, druga, której nie chciało mu się już widać ciągnąć za sobą.
Schronisko pod Turbaczem spalone. Ci co je znali, radzi są temu: było ciasne i marne, może nowe będzie lepsze. Z Turbacza zjazd. Śnieg wymacerowany przez tygodniowe odwilże, mrozy, wiatry i niepogody jest wybitnie niejednolity – to też zjazd z początku piękny, kończy się na zlodowaciałej skorupie, na której niejedna narta lepiejby sama pojechała bez narciarza!
Wśród nieustającej zawieruchy przechodzimy Jaworzynę i zatrzymujemy się w szałasie na jakiejś lepiej osłoniętej hali.
Szałasy góralskie to niejednokrotnie jedyne schronienie na trasach wędrówek |
Typowy szałas juhasów z grubych nieciosanych beli. Dach obramowany belkami obciążonemi kamieniami, by nie zerwało, (oby tylko kto usłużnie tych kamieni nie zdejmował!). Okien niema. Jedna większa izba dla owiec, za nią mniejsza dla bacy i juhasów Tam się też robią owcze serki, owe oszczypki i parzenice, z których słyną hale tatrzańskie.
W zimie tu pusto – czasem zajrzą tu przygodni, jak my wędrowcy, na odpoczynek. Ukryci przed wiatrem, który huczy po borach, wydobywamy sobie nawzajem z plecaków to i owo dla pokrzepienia ciała i ducha. Broń Boże żadnych alkoholów! Wprawdzie toczyliśmy w tym szałasie poważną dysputę, czy dla koniaku Stock Medicinal, ze względu na jego właściwości medyczne, nie należałoby zrobić wyjątku, pijemy jednak skromnie herbatę z manierki i zajadamy trochę sera i owies narciarski. (Dla laików wyjaśniam, że jest to mieszanka orzechów czy migdałów z rodzynkami).
Odpoczynek nie trwa długo, bo droga jeszcze daleka, a ze względu na kurniawę – dość przykra. Wprawdzie podejście na Gorc (1222 m) przez Przysłop (1187 m.) jest niezbyt ciężkie, za to zjazd przez Gorcowe (725 m.) w obecnych warunkach śnieżnych, po wichurze i przy odwilży zdradziecki i trudny. Zjeżdżamy wreszcie w dolinę rzeczki Ochotnicy i koło godz. 15.30 jesteśmy we wsi tej nazwy. Śnieg już zupełnie rozmokły, chlupie nam pod nartami, a południowe stoki gór ponuro ku nam się czernią. Wieś ciągnie się na kilometry wzdłuż potoku, płynącego do Dunajca. Tu czekają nas kwatery, zajęte przez wcześniej przybyłych wyrypiarzy. Jakiś mały góralik, pętak na naretkach, któremu bose piętki sterczą z wiązań, prowadzi nas do kwater.
Kierownictwo raidu nocuje w budynku posterunku policji, my zaś stoimy u żyda Mangla. Dom blachą kryty – „handel towarów mieszanych” – dziewięciu narciarzy zmieściło się tu doskonale w dwóch izbach.
Mamy łóżka, świeżą pościel, pierzyny a kuchnia okazała się pierwszej klasy! Sznycle świetne, znakomite kartofle z cebulką, kompot z jabłek doskonały i nawet herbata bez najmniejszego zarzutu! Przytem kwitnie czysta i piękna mowa polska i obyczaje wersalskie.
W sąsiednim pokoju kilkoletnia żydóweczka śpiewa nie tyle bez błędu, ile bez przerwy: „Prosiłem ją przy jabłoni”. Czy nie świetny prognostyk dla populacyjnej polityki w tej ochoczej Ochotnicy?
Sen już zaczyna morzyć – przed snem jeszcze porządki narciarskie, a właściwie przydługi bałaganik: suszenie, reperacje, smarowanie. Smarujemy, smarujemy – ale na jakiż wreszcie śnieg?
Za oknem „duje” i niestety, deszcz – prawdziwy deszcz! GIOTTO
Polska Zbrojna styczeń 1936 r.
cdn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz