sobota, 28 kwietnia 2012

Rodzina w wirze historii cz. 3

Zakończyła się hitlerowska okupacja. Pomału, na ile było to możliwe, życie wracało do normy. Mietek marzył o podjęciu studiów. Jeszcze w 1945 roku został przyjęty na Wydział Medyczny Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jurek rozpoczął naukę w Prywatnym Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcącym dra Jana Wieczorkowskiego w Rabce. 
Dr Jan Wieczorkowski przed budynkiem Prywatnego Gimnazjum
i Liceum Ogólnokształcącego. Fot. ze zbiorów Józefa Szlagi
W rok później, 17 lipca 1946 roku, zdał eksternistycznie małą maturę i po wakacjach, w tej samej szkole, rozpoczął naukę w matematyczno–fizycznej klasie licealnej. W szkole, od 1945 roku, działała utworzona z inicjatywy starszych kolegów: Mieczysława Klempki i Mieczysława Jarosławskiego, II Drużyna Harcerzy im. Gen. Władysława Sikorskiego. Jerzy natychmiast wstąpił do „Żółtej Dwójki” - drużynę nazywano tak od koloru noszonych przez druhów chust. Drużyna nawiązywała do najlepszych tradycji przedwojennego harcerstwa, a wśród jej członków znaleźli się chłopcy, którzy mogli pochwalić się partyzancką przeszłością w Armii Krajowej.
Po lewej, kapelan „Żółtej Dwójki”,
katecheta ks. Józef Hojoł.
Źródło: http://www.janowice.info.pl/
Kapelanem drużyny był szkolny katecheta ks. Józef Hojoł, który również w czasie wojny był związany z AK. Przez to drużyna szybko stała się solą w oku nowych władz. W 1948 roku, ks. Hojoł został aresztowany, a drużyna rozwiązana. Te trzy lata to niezapomniane chwile spędzone w gronie przyjaciół, na łonie natury, na wycieczkach i obozach harcerskich. Pierwszy obóz był w Zakopanem na Hali Kondratowej w 1945 roku. Drugi w Szczawnicy na Sewerynówce w 1946 roku. Następnie w 1947 roku pojechaliśmy na obóz do Śmiechowa. Ostatnim obozem był Lubowidz nad jeziorem Lubowidzkim, niedaleko Lęborka. Buły to obozy letnie, w czasie wakacji i trwały około jednego miesiąca. W pozostałym okresie było sporo wycieczek jedno i dwudniowych: Turbacz, Stare Wierchy, Koncentracja drużyny na Luboniu wielkim, a wszędzie gdzie była nasza wiara płonęły harcerskie ogniska, którym towarzyszył stale humor i śpiew. – wspomina Jerzy Janowiec.
Harcerze „Żółtej Dwójki” podczas wycieczki na Turbacz.
Fot. ze zbiorów Tadeusza Klimińskiego
Po zakończeniu wojny odżyła nadzieja na powrót Andrzeja. Jeszcze pod koniec okupacji Helena otrzymała przesyłkę pocztową, w której znajdowało się około trzech metrów granatowego sukna. Przesyłka nadeszła aż z Australii, a nadawcą była jakaś organizacja polonijna. Do przesyłki dołączony był przekaz, adresowany pismem podobnym do pisma męża, co utwierdziło rodzinę w przekonaniu, ze kapitan żyje i gdy będzie to możliwe powróci. 
Pismo Zarządu Głównego PCK, z 19 stycznia 1960 roku, do Mieczysława
Janowca informujące o nieudanych poszukiwaniach
kap. Andrzeja Janowca w Australii
W 1945 roku Janowców odwiedził znajomy rzeźnik z Mszany Dolnej, który walczył we wrześniu 1939 roku i dostał się do niewoli radzieckiej. Spotkał tam kapitana Janowca, który wiedząc, że szeregowi żołnierze są zwalniani z obozu poprosił o przekazanie rodzinie wiadomości i pieniędzy od niego. Niestety zwolniony żołnierz, nie dotarł do domu. W czasie okupacji mieszkał poza Generalnym Gubernatorstwem. Dopiero po wojnie odwiedził rodzinne strony. Przekazał słowa pozdrowień i pieniądze - dwa banknoty pięćdziesięciozłotowe. To były ostatnie wiadomości o kapitanie.

W tym czasie Janowcowie uzyskali informacje o okolicznościach śmierci Staszka. 
Pismo Zarządu Głównego PCK z 28 grudnia 1946 roku informujące
o okolicznościach śmierci syna
Zofia Krowicka, jego narzeczona, zajęła się ekshumacja ciała z powstańczego cmentarza przy Al. Ujazdowskich na cmentarz na Bródnie. W listopadzie 1945 roku nadesłała rodzinie Świadectwo Śmierci Stanisława, wydane przez Parafie Rzymsko–Katolicką Matki Boskiej Loretańskiej w Warszawie. 
Świadectwo Śmierci Stanisława, wydane, 15 listopada 1945 roku,
przez Parafie Rzymsko–Katolicką Matki Boskiej Loretańskiej w Warszawie
Helena zebrawszy potrzebne dokumenty przesłała je do Komisji Weryfikacyjnej dla spraw AK Okręgu Kraków, obwodu Limanowa. Komisja pośmiertnie awansowała strzelca z cenzusem Stanisława Janowca ps. „Krawat’ do stopnia plutonowego podchorążego ze starszeństwem od 27 listopada 1944 roku oraz odznaczyła Krzyżem Walecznych i Brązowym Krzyżem Zasługi z Mieczami. 
Pośmiertne zaświadczenie weryfikacyjne Komisji Weryfikacyjnej dla spraw
AK Okręgu Kraków, obwodu Limanowa
W rok po wojnie do Zarytego przyjechała Kolonia Ministerstwa Oświaty. Jerzy poznał jedną z wychowawczyń, jak się okazało w czasie powstania była łączniczką. Od niej dowiedział się o ciężkich walkach toczonych w okolicy Gmachu Sejmu, przy ul. Wiejskiej. Od tego czasu jego największym pragnieniem było odwiedzić grób brata. 

Okazja nadarzyła się w listopadzie 1947 roku. Jerzy i jego koledzy z drużyny: Tadek Kowalczyk, Michał Polczak, Jasiek Miśkowiec, zebrali trochę pieniędzy, a resztę dołożyli rodzice. Wyruszyli w drogę. W pociągu do Warszawy panował okropny tłok - tłumy ludzi jechały aby odwiedzić w te świąteczne dni groby swoich bliskich. Wieniec, który wieźli ze sobą zrobili z górskiej jedliny przeplatanej liśćmi bukowymi i dębowymi oraz suszonymi górskimi kwiatami. Na biało-czerwonej szarfie wymalowali napis „Od harcerzy z Rabki”. Zapewne można było na miejscu kupić jakiś wianuszek, ale chodziło o to, by wieniec był z Rabki, gdzie Staszek stawiał pierwsze swe kroki.- wspomina Jurek. Prócz wieńca chłopcy zabrali do woreczka trochę ziemi i kamieni z Potoku Lubońskiego, żeby Staszek, jak mówili: miał przy sobie trochę naszych gór, w których się wychował i spędził młodość. Po wielkich trudach dotarli do stolicy.
Warszawa, Dworzec Główny, 1946 rok
Miasto wyglądało strasznie. Dworzec to był maleńki parterowy barak – wspomina Jerzy Janowiec - dookoła otoczony morzem gruzów. Szło się wydeptaną wśród gruzów ścieżką, raz w górę, gdzieś do poziomu drugiego piętra, to znowu w dół – na ziemię której widać nie było. Trudno było się zorientować czy idziemy w dobrym kierunku, w koło pustka i cisza i gruzy, gruzy… Tak niedawno była tu ulica, domy, miasto tętniące życiem i gwarem – stolica. Jakaś starsza babina wyszła skądś z tych gruzów, gdzie ludzie mieszkali w zachowanych piwnicach i wskazała nam drogę na drugi brzeg Wisły. Na Pragę jeszcze wtedy komunikacji nie było. Doszliśmy do miejsca gdzie dawniej był most Kierbedzia, a teraz stoi most pontonowy zbudowany przez wojsko obok szczątków tamtego, wysadzonego w powietrze. Przeszliśmy na Pragę. 
Warszawa, jeden z mostów pontonowych przez Wisłę , 1946 rok
Tutaj już było więcej całych domów, jeździły tramwaje i samochody, odetchnęliśmy trochę. Wreszcie dotarliśmy na Bródno. Jedna z naszych znajomych dziewczyn mieszkała wraz z siostrą przy ulicy Wincentego, pod samym cmentarzem bródnowskim, u niej więc założyliśmy nasza warszawską kwaterę. Tutaj ogarnęliśmy się trochę, przebraliśmy w harcerskie mundury i poszliśmy na grób Staszka. Cmentarz bródnowski jest olbrzymi, a ścisk panował na nim nie mniejszy niż w pociągu. Furorę zrobiły nasze harcerskie mundury i czapki ze sznurami muszelek i orlimi piórami. Grób Staszka był skromny: drewniany krzyż, pośrodku tabliczka z napisem „Janowiec Stanisław, lat 24, ps. „Krawat”, żołnierz Armii Krajowej, zginął w Powstaniu Warszawskim”. Na mogile leżał żelazny wojskowy hełm (taki jak nasze wojsko nosiło w 1939 roku) i biało–czerwona opaska z czarnymi literami A.K. Złożyliśmy wieniec, wysypaliśmy przywiezioną z Rabki ziemię, zapaliliśmy znicz, cichutko odśpiewaliśmy naszą harcerską modlitwę i „Idzie noc…” Nasza misja została spełniona.
Cmentarz na Bródnie w Warszawie, alejka cmentarna.
Źródło: http://warszawa.wikia.com/wiki/Cmentarz_Br%C3%B3dnowski
Nasze dziewczyny były z nami, bo jak się okazało były też harcerkami. Resztę czasu poświęciliśmy na zwiedzanie Warszawy i rozmowy przy kawie i ciastku. Na drugi dzień nocnym pociągiem wróciliśmy do Rabki. (…)

Oczywiście nie był to oficjalny harcerski wyjazd, bo nie zgłaszaliśmy wcześniej tej eskapady u druha komendanta. Pomysł przyszedł nam w ostatniej chwili i nie było już komu zgłosić gdyż wszyscy rozjechali się na rodzinne „Zaduszki”. Były to zresztą czasy, w których główny cel naszej wycieczki należało przemilczeć.

Przez cały ten czas Janowcowie byli inwigilowani przez Urząd Bezpieczeństwa, którego pracownicy poszukiwali kapitana Andrzeja Janowca. Podejrzewali nawet, że poszedł do lasu i walczy przeciwko nowej władzy. UB nie podobała się również przynależność Stanisława do AK i działalność Jerzego w harcerstwie. Wizyty te skończyły się gdy na wniosek Heleny sąd uznał jej męża za zmarłego. 
Postanowienie Sądu Grodzkiego w Nowym Targu z 31 marca 1949 roku
uznające kap. Andrzeja Janowca za zmarłego
Rodzina jednak miała nadzieję, że któregoś dnia wróci on do domu. Przez kilka miesięcy Helena bezskutecznie poszukiwała pracy. Dopiero pod koniec 1946 roku została zatrudniona jako nauczycielka w szkole Sióstr Nazaretanek w Rabce, a po jej zlikwidowaniu, w 1948 roku, podjęła obowiązki nauczycielki w Dziecięcym Ośrodku Sanatoryjnym i Prewencyjnym w Rabce.
Gimnazjum Żeńskie oraz Szkoła Powszechna Sióstr Nazaretanek w Rabce.
Fot. ze zbiorów Józefa Szlagi
Po rozwiązaniu „Żółtej Dwójki” Jerzy postanowił „zmienić klimat”. Wyjechał do rodziny na Ziemie Odzyskane. Chciał się „zgubić”. Wylądował w Bytomiu, gdzie rozpoczął naukę w Państwowych Szkołach Budownictwa. Bardzo szybko okazało się, że to zawód, który chce wykonywać. Wyobrażałem sobie jak to musi być przyjemnie swoją twórczą myśl przelewać na papier na desce projektanta, potem je koordynować i realizować podczas wykonawstwa, a potem podziwiać gotowe, ukończone swoje dzieło i myśleć o następnym projekcie do zrealizowania. Szkołę ukończył w 1950 roku, zdając maturę i uzyskując dyplom technika budowlanego. Następnie rozpoczął studia na Politechnice Śląskiej na wydziale Inżynieryjno–Budowlanym, oddział Architektury, które ukończył w 1954 roku. W tym czasie pracował już w Gliwickim Biurze Projektów Budownictwa Przemysłowego, gdzie przepracował 35 lat, do emerytury.

Matka Jurka pracowała, w swym ukochanym zawodzie, do 1966 roku. Wiele czasu poświęcała również na działalność społeczną. Była między innymi radną Miejskiej Rady Narodowej w Rabce, działała w Komitecie Opieki Społecznej, w Lidze Kobiet, w Polskim Czerwonym Krzyżu. Była dumna ze swych synów, którzy systematycznie odwiedzali ją w Zarytem. Podczas jednego z takich rodzinnych spotkań Jerzy obiecał jej, że zapali świeczkę na grobie ojca. Nie doczekała tego, zmarła 12 kwietnia 1978 roku. Jednak obietnica Jurka miała się spełnić.

cdn.

Serdeczne podziękowania składamy Jerzemu Janowcowi za udostępnienie materiałów z rodzinnego archiwum.

4 komentarze:

  1. Dziękujemy tak zacnym rodzinom rabczańskim że dzielą się swoimi rodzinnymi biografiami.To budujące a przede wszystkim tworzące historię miasta.My mieszkamy za oceanem ale często zaglądamy na te strony ponieważ jesteśmy z dzieciństwa związani z Rabką.Chłoniemy wszystkie wiadomości ,tak jak latarnik z noweli Sienkiewicza.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo proszę o informację czy po wojnie, w latach 70, w tym budynku Gimnazjum Żeńskiego było sanatorium dziecięce. Pamiętam, że pralnią zajmowały się siostry zakonne, szkoła sanatoryjna była w dobudowanym gdzieś dalej długim pawilonie. Nie pamiętam gdzie to jest teraz, ale gdzieś koło Parku Zdrojowego,na samej górze. Nie wiem czy nie ma tam teraz Instytutu Chorób Płuc i Mukowiscydozy. Wszystko zmieniło się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście w latach 70-tych budynek Gimnazjum Żeńskiego Sióstr Nazaretanek był jednym z Pawilonów Instytutu Matki i Dziecka (obecnie Pawilon VI Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc w Rabce).

      Instytut znajduje się nieopodal parku zdrojowego przy ulicy Profesora Rudnika 3. Pawilon VI położony jest w głębi terenu placówki obok szkoły, poniżej znajduje się Kaplica Zdrojowa pod wezwaniem św. Teresy od Dzieciątka Jezus.

      Usuń
  3. Polskiego uczyła mnie pani Malwina Barycz, mieszkała na ul. Orkana, wydała swoje wiersze, które kupiłam przypadkiem gdy 12 lat temu z córką byłam w Rabce. Chociaż będąc w sanatorium, w r. 1971, miałam zaledwie 7 lat to jeszcze przez bardzo długi czas prowadziłyśmy korespondencję. Potem bywałam w Rabce prywatnie, na przełomie lat 70 i 80 i mieszkałam na Słonecznej, obok Domu Pracy twórczej UJ, na Ruchu Oporu i Smrekowej w pięknych, starych willach być może wynajmowanych przez AM w Krakowie. Nie wiem czy teraz poznałabym tę okolicę, zapewne wiele zmieniło się z duchem czasu, niestety...Rabka to śliczne uzdrowisko, powietrze jak balsam. Pozdrawiam, dziękuję za odpowiedź.aG

    OdpowiedzUsuń