wtorek, 14 grudnia 2010

Boże Narodzenie u Górali zwanych „Zagórzanami”

Z okazji Świąt Bożego Narodzenia
składamy Czytelnikom życzenia
miłości, spokoju, wszelkiego dobra.
Abyśmy dla siebie nawzajem byli pełni
życzliwości i zrozumienia.
Życzymy rownież wszelkiej pomyślności
w Nowym Roku 2011

Zespół Historia Rabki

"Najważniejszą uroczystością doroczną u górali galicyjskich jest Boże Narodzenie, zwane powszechnie między ludem polskim Godniemi Świętami, lub też po prostu Godami (...)

Tatry zimą, mal. Stefan Filipkiewicz
Jak wszędzie na świecie, tak i tu o zbliżających się godnich świętach rozprawia się zwykle na kilka tygodni naprzód, a w ostatnich, najbliższych dniach zaczynają się porządki w chałupie. Bywa to zadaniem najstarszej córki w rodzinie. Więc najpierw musi ona pooblepiać piece gliną, potem je wybielić, a także umyć i wyszorować wszystkie ściany drewniane w obu izbach i drewnianą powałę i nareszcie w ścianach wybielić szpary (...) Potem myją się także wszystkie stolice, to jest ławki ruchome i ławka pod oknami (...) nareszcie wszystkie cebrzyczki i konewki; ale podłogi się nie myje wcale (...)

Rabka w zimie
Dzień Wigilii

Nareszcie zbliża się dzień wilji; więc o północy jedna z dziewcząt, mianowicie ta, która chodzi około krów, bierze Skopiec i leci do „zimnej”, to jest do studni, po wodę, która o tym czasie ma być bardzo skuteczną, gdyż posiada własności uzdrawiające, czyli raczej zapobiegające chorobom. Z tą wodą idzie najpierw do obory i kropi bydlęta, potem do izby i tu kropi z kolei całą rodzinę, a wtedy każdy, zbudziwszy się, bierze trochę wody na dłoń i umywa twarz w przekonaniu, że to mu posłuży na zdrowie.

W chwilę potem ruch wielki się robi: gaździna, to jest gospodyni, wstaje do wyrabiania chleba, zarozczynionego z wieczora; chłopaki zrywają się i lecą do lasu po podłaźniczki, to jest po małe choinki, czyli raczej wierzchołki z choinek, których całe brzemię jeszcze przed świtem przynoszą do domu. Przyciąwszy najwyższą, środkową gałązkę, zostawiają tylko boczne, a wtedy jedną z tych podłaźniczek zatyka się nad jednemi drzwiami chałupy z zewnątrz, „z pola”, jak to powszechnie mówią w Galicji, drugą tak samo nad drugimi – gdyż drzwi w sieni zawsze bywają na przestrzał – trzecia nad drzwiami obory. Potem jeszcze jedną wiesza się u pułapu w oborze, wierzchołkiem w dół, drugą tak samo w czarnej izbie, pod pierwszym tragarzem w powale, w kącie, koło okna i nareszcie ostatnią, najparadniejszą, ubiera się krążkami wyciętymi z różnobarwnych opłatków, które się nićmi przywiązuje dokoła nićmi na gałązkach i zawsze wierzchołkiem w dół wiesza się w świetlicy. Wiesza się zaś tak samo u tragarza, w kącie przed obrazami, które zwykle rzędem podwójnym zapełniają jedną ścianę izby. Podłaźniczki te mają być bardzo skuteczne w domu.(…)


Czasem też mają krążki czyli denka wielkości talerza z słomy lub pręcików wyplecione, które zdobią kółkami z kolorowych opłatków po brzegach, a na samym środku dają świat to jest kulę ażurową z krzyżem, bardzo misternie wyklejoną z opłatków. (...) 

Ale cała ta ceremonia ubierania i wieszania podłaźniczek odbywa się już po południu; z rana zaś są jeszcze inne zwyczaje, przywiązane do dnia wilji. I tak skoro chłopaki wybiega do lasu na choinki, gazda zarzuca na siebie kożuszek, bierze siekierę pod pachę i idzie do ogródka przed chałupę gdzie ma drzewko owocowe. Spostrzegłszy to gaździna wybiega za nim (...) i podczas gdy gazda, przyłożywszy siekierę do gruszy lub jabłoni, wykrzykuje gniewnie: a zetne cie (...) to ona znowu woła na męża: Jędrek! Albo Sobek! Czy jak mu tam na imię - nie ścinaj, bo będzie rodziła! (...) i tak “do trzeciego razu” to jest po trzykroć. A to drzewko bywa potem takie rodzone, tj. urodzajne, że z roku na rok miewa owoce. Gaździna, dokonawszy obrony skazanego niby na ścięcie drzewa, wraca do chałupy i bierze się do wyrabiania chleba. Zatoczywszy bochenki, umywa ręce z ciasta, bierze tę wodę, bierze kropidło i idzie do ogródka pokropić śliwy, aby także były rodzone (...)


Od południa (…) dzień wilji już się uważa za święto uroczyste. Po południu gaździna przynosi z komory czystą bieliznę dla całej rodziny, potem myje i czesze dzieci, czasem można widzieć, jak nawet mężowi swemu wyczesuje głowę. A skoro się odbędzie ogólna toaleta, wtedy chłopaki zabierają się do przystrojania podłaźniczek opłatkami. (...) Całe młodsze pokolenie kupi się dookoła stołu w kącie świetnicy stojącego (...) przy którym odbywa się robota. Jeden wycina z opłatków kółka i paski, drugi z kolei klei świat czyli ową kulę (...)

W tym czasie gaździna zajęta jest w czarnej izbie przyrządzaniem i gotowaniem jadła wilijnego, które się u górali nazywa po prostu obiadem, bo chociaż się spożywa już przy świetle, ale że tego dnia post ścisły się zachowuje i od śniadania rannego nikt nic nie je aż do wieczora, więc właściwie jest też obiadem. Gotuje się zaś dnia tego wszystko, co tylko jest w chałupie z darów bożych, więc żur żytni, albo kluski jęczmienne na polewce, ziemniaki, kapusta, groch, karpiele, grzyby, owoce suszone tj. śliwki i gruszki, albo jabłka, podług tego co urodziło się w tym roku. Musi być także kukiełka pszenna, tj. strucla makiem posypana.


Podczas gotowania wilji wróżą sobie kobiety na przyszły urodzaj warzywa i zboża i w tym celu odkładają na bok w kominie węgielki rozjarzone, z których jeden ma oznaczać ziemniaki, drugi bób, trzeci groch, czwarty jęczmień lub owies itd. Potem zaś uważają, jak się te węgle będą dopalać. Te, które palą się czerwono aż do końca, rokują nieurodzaj, te zaś na których porobią się białe jerzenie i całkiem pokryją je z wierzchu, wróżą wielką obfitość płodów.

A skoro podłaźniczki już pozawieszane i jadło gotowe, wtedy chłopaki przynoszą z okołu tj. ze stodoły snopek owsa niemłóconego i ścielą go na stole, a gaździna po czterech rogach daje pod słomę po bochenku chleba, przykrywa to z wierzchu „łoktusą” tj. prześcieradłem płóciennym, kładzie na to paczkę opłatków i stawia miseczkę z miodem świeżo podebranym z ula. Jak tylko się ściemni i gwiazdy ukażą się na niebie, wtedy zaświecają lampy i cała rodzina klęka i odmawia pacierz. Po pacierzu ojciec pierwszy zasiada przy stole, (…) łamie opłatki, smaruje miodem i każdemu z obecnych daje po kawałku; ale nie mówią przy tym nic, ani życzeń sobie nie składają, tak jak u nas.

Gaździna przynosi pierwszą misę, przysuwają ławki i zaczynają jeść. (…) I rzecz godna uwagi, że dnia tego, jako też w pierwsze święto Bożego Narodzenia, jedzą w świetnicy przy stole, co zresztą nigdy się więcej nie trafia, bo jak rok okrągły, zwyczajem rozpowszechnionym u ludu i w Galicji i w Królestwie, jadają na stolicy tj. na ławie. A gdy skończą jedną potrawę to gaździna resztki pozostałe na misie wylewa do cebrzyka, w którem przygotowana parzonka z siana dla krów, gdyż i one dnia tego dostają opłatka i z każdej potrawy wilijnej po trochu. Wiedzą bowiem i bydlęta, jaki to jest dzień i o samej północy „przegadują” ludzką mową, opowiadając sobie o narodzeniu Chrystusa Pana. Lecz nie wolno ludziom ich podsłuchiwać, bo mogliby przyjść do nieszczęścia. (…)


Potem następuje ceremonia wypędzenia pcheł z domu. Gaździna staje w oknie, a jedna z dziewcząt idzie na pole i obchodzi chałupę dokoła (...) potem dziewczyna obchodzi jeszcze dwa razy chałupę, za każdym razem stając przed oknem i przemawiając(...), a pchły, zaklęte w ten sposób, muszą się gdzieś wynieść “na pańszczyznę”. (...) 

Potem, skoro misy z jadła się umyją i izba się zamiecie zasiadają wszyscy na ławach i zaczynają kolędować chórem: „Anioł pasterzom mówił”, „W żłobie leży” i „Hej w dzień narodzenia Syna jednego” – które to trzy kolędy są najbardziej rozpowszechnione w okolicy. (…)

Po odśpiewaniu kolęd młodsi, głównie zaś chłopaki, lecą na jutrznię tj. na pasterkę do kościoła parafialnego (…) a pozostali czem prędzej idą „leżeć” tj. spać, bo jak poprzedniej nocy krótkie było spanie, tak i tej każdy wie dobrze, że nie długo doleży.

Kościół na Harendzie, mal. Władysław Jarocki
Naprzód o północy dziewczęta biegną do zimnej po wodę, która na jedną chwilę ma się zamienić w wino, a przyniósłszy znowu kropią w oborze i w izbie i składają życzenia: „na szczęście i zdrowie, na to Boże Narodzenie”. 

A o godzinie drugiej muszą już być wszyscy na nogach i oczekiwać przybycia „podłaźników” tj. gości, którzy zwykle po pasterce przychodzą na podłazy tj. z powinszowaniem świąt. (…) Gdy tak podłaźnik wejdzie do izby, to przede wszystkim mówi, jak zwykle, u progu: „Niech będzie pofalony Jezus Krystus”, a potem bierze garść owsa, którego ma przy sobie pełną rękawicę, sypie w jedną stronę, bierze znowu garść, sypie w drugą stronę i tak idzie przez izbę, mówiąc: 

Na scęście, na zdrowie, na to Boże Narodzenie,
żeby się wam darzyło w komorze,
W oborze;
Kielo kołków,
Telo wołków;
Kielo jedlicek,
Telo cielicek!
I na polu daj Boże
Po dziesiątku w każdym kątku!

(wieś Ponice k/Rabki, ok. r. 1888)

Potem z podłazów idą już prosto na nabożeństwo do Rabki.


Był także zwyczaj, o którym dzisiaj opowiadają jeszcze, ale który już zupełnie poszedł w zaniedbanie, że tej nocy po chałupach “warzono czarownicę”. Robiło to się tak. Od dnia św. Łucji (...) odkładano po kawałku drewna codzień aż do dnia wilji i zbierano tym sposobem wiązkę, złożona z dwunastu kawałków. Na drzewie tym, za powrotem z pasterki, rozniecano ogień i postawiwiszy garnczek z wodą gotowano w nim powązkę, tj. płótno, przez które mleko się cedzi. Miało to taki skutek, że się tym sposobem gotowała nie powązka, tylko ta czarownica, która zrobiła kiedy szkodę (...) robili też dawniej starzy ludzie stołek, który w dzień św. Łucji zaczynali strugać i ciosać pracując nad nim przez dni dwanaście po trochę, kończyli dopiero w sam dzień wilji. Ten stołek służył także do rozpoznania czarownic (...) 

Boże Narodzenie

W pierwszy dzień Bożego Narodzenia ludzie wracają z kościoła wcześniej niż kiedy indziej. Nikt nie staje na gawędkę, nikt nie wstępuje do karczmy po drodze, bo się nie godzi i każdy w największym skupieniu spędza resztę tego ważnego dnia u siebie, w kółku rodzinnym, śpiewając pobożne kolędy. (…) w całej wsi panuje jakaś niezwykła, uroczysta cisza. Nikt się też nie tknie żadnej roboty gospodarskiej, bo wszystko zawczasu przygotowane i przysposobione tak dla bydląt, jak i dla ludzi do jedzenia, nawet izby nie zamiata się wcale od wilji aż do św. Szczepana.

Drugi Dzień Świąt

Lecz w św. Szczepan od razu robi się gwarno, bo jest to dzień uciechy i zabawy świątecznej. Z rana chłopaki, wykruszywszy owies ze snopka na stole wigilijnym , niosą go do kościoła i tu jest na wsi zwyczaj, że gdy ksiądz idzie przez nawę i kropiąc wodą święci owies , to każdy rzuca na niego garść ziarna, a to na pamiątkę ukamienowania św. Szczepana. Resztę zabrawszy do domu, przechowują aż do wiosny i dają do owsa przeznaczonego na siew, aby się lepiej darzył. (...) 

Nocy zaś tej prawie znowu nie śpią , a jest to już trzecia noc z rzędu, bo w św. Szczepana przychodzą kolendnicy z szopką i turuniem. Lecz są to dwie partje oddzielne, nie łączące się ze sobą ; turuń bowiem chodzi osobno, szopka osobno (...)”.


Materiały wykorzystane: Stefania Ulanowska, "Boże Narodzenie u Górali zwanych „Zagórzanami”", „Wisła”, t.2, 1888.

Rabka zimą

2 komentarze:

  1. Dziekuję za ten artykuł.Szczegolnie wzruszył on mojego teścia ,urodzonego w Ponicach w 1934r.Kilka razy ze łzami w oczach powtórzył: tak było.... Ale większą satysfakcję miałam widząc zainteresowanie moich dzieci, których wyobraznię ukształtowały współczesne "plastikowe" gadżety i amerykańskie wpływy kulturowe. Wesołych Świąt dla wszystkich!!!!!

    /*
    Autor: spytkowianka
    Data: 2010-12-16
    Godzina: 00:01:48

    Komentarz przeniesiony z poprzedniej strony Historii Rabki
    */

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mi pomogła ta strona ! Jest super ! :)

    OdpowiedzUsuń