W tym roku obchodzimy 69 rocznicę wybuchu II wojny światowej, aby 
upamiętnić te wydarzenia chcemy przedstawić naszym czytelnikom 
kilkuczęściowy artykuł opisujący dramatyczny przebieg działań wojennych w
 naszej okolicy w pierwszych dniach września 1939 roku. W artykule 
wykorzystaliśmy obszerne fragmenty pracy „Tragiczny wrzesień” 
absolwentki Gimnazjum nr 1 w Rabce Zdroju Katarzyny Smalarz.
| Żołnierze niemieccy przekraczają granicę. | 
O godzinie 4:45, 1 września 1939 roku, bez wypowiedzenia wojny, wojska 
niemieckie przekroczyły granice Polski - w ten sposób rozpoczęła się II 
wojna światowa. Obrona południowych granic została powierzona Armii 
„Karpaty”, którą dowodził gen. Kazimierz Fabrycy oraz Armii „Kraków” 
dowodzonej przez gen. Antoniego Szyllinga.
| Kazimierz Fabrycy | 
Armia „Kraków” miała bronić między innymi południowego podejścia do 
Krakowa, ze strony Słowacji i Śląska. Za obronę 
beskidzko-podtatrzańskiego odcinka odpowiedzialna była 1 Brygada Górska 
pod dowództwem płk Janusza Gaładyka. W skład jego brygady wchodziły dwa 
pułki piechoty Korpusu Ochrony Pogranicza oraz dwa bataliony Obrony 
Narodowej.
| Odznaka KOP | 
Siły te były bardzo szczupłe i nie mogły powstrzymać wojsk niemieckich i
 słowackich, które uderzyły w kierunku Zakopanego, Nowego Targu i 
Jordanowa. 
W takiej sytuacji gen. Antoni Szylling zdecydował się na wzmocnienie 
obrony i wysłanie w ten rejon odwodu Armii „Kraków”, którym była 10 
Brygada Kawalerii Zmotoryzowanej pod dowództwem płk Stanisława Maczka, 
która rankiem, 15 sierpnia 1939 roku, po całonocnym marszu, przybyła pod
 Kraków. 
0| Stanisław Maczek i Franciszek Skibiński | 
Brygada zakwaterowana została w rejonie Skawina – Liszki – Bronkowie - 
Wola Justowska. Podczas, gdy oddziały rozjeżdżały się na kwatery, mjr 
Franciszek Skibiński wraz z płk Stanisławem Maczkiem zameldowali się u 
generała Szylinga, mieszkającego w jednym z hoteli krakowskich, w którym
 mieścił się sztab armii. Tak relacjonuje przebieg wizyty u generała 
Franciszek Skibiński: Dowódca armii poinformował nas o ugrupowaniu 
ówczesnym i przewidzianym armii „Kraków” oraz o tym, że 10 brygada 
kawalerii stanowić będzie odwód armii, którego użycie nastąpić może 
dopiero po paru dniach działań, gdy zdecydowanie wyjaśnią się już 
zamiary nieprzyjaciela. Generał liczył się poważnie z możliwością 
wybuchu wojny, nie sądził jednak, aby była ona nieuniknioną 
koniecznością. Brygada miała pozostać w stanie pogotowia, pułkownik zaś 
otrzymał zadanie przestudiowania prawdopodobnych kierunków działania 
brygady i nawiązania styczności z dowódcami dywizji na tych kierunkach. 
Zgodnie z planem generała Szylinga, użycie 10 brygady kawalerii było 
najbardziej prawdopodobne.
| Tankietka TKS | 
Kolejne dni dowódcy brygady, płk Maczek i mjr Skibiński, spędzali na 
objazdach terenu, na którym mieli walczyć. Zapoznali się z jego 
topografią, ocenili również stan i wartość dróg oraz przydatność do 
walki różnorodnych obiektów terenowych. Franciszek Skibiński: W 
ostatnich dniach, to znaczy 29 lub 30 sierpnia, dowódca brygady otrzymał
 od generała Szylinga zadanie przygotowania działania na jeszcze jednym 
kierunku: Nowy Targ. Nie mieliśmy czasu na rozpracowanie tego wariantu w
 sposób równie staranny jak poprzednich, tyle tylko, że pułkownik Maczek
 dokonał rozpoznania terenu w rejonie Rabki – Jordanowa - Nowego Targu i
 nawiązał osobistą styczność z dowódcą 1 pułku KOP, który strzegł tego 
kierunku, sztab zaś zaznajomił się z planem zniszczeń przygotowanych 
przez dowódcę saperów armii.
| Manewry 10 BK | 
Stanisław Maczek: 29 sierpnia otrzymałem z armii jeszcze jedną 
alternatywę - Nowy Targ. 30 więc sierpnia, pozostawiając Skibińskiego do
 opracowania wyników naszego rozpoznania z dni poprzednich, 
przeprowadziłem rekonesans „Beskidu Wyspowego” i nawiązałem kontakt z 
dowódcą 1 pułku KOP pułkownikiem Wójcikiem. Wieczorem przywiozłem moją 
ocenę terenu na wypadek zagrożenia armii od południa, co wobec 
wiadomości o koncentracjach niemieckich na tym kierunku, zdawało się 
bardzo prawdopodobne.
| Marian Machocki w wieżyce czołgu Vickers typu E.  Zdjęcie udostępnione przez Krzysztofa Machockiego na licencji GFDL.  | 
Bezpośrednim sygnałem zbliżającego się uderzenia niemieckiego był 
telefon ze sztabu 1 Brygady Górskiej osłaniającej odcinek tatrzański 
frontu bronionego przez oddziały armii „Kraków”. O godzinie 2:30, 1 
września 1939 roku, sztab armii został poinformowany, że po słowackiej 
stronie granicy, naprzeciw Jabłonki gromadzą się pojazdy mechaniczne 
oraz czołgi niemieckie. O godzinie 4:45 nieprzyjaciel uderzył. Żołnierze
 KOP i Batalionów Narodowych nie byli w stanie powstrzymać wroga, cofali
 się.
| Niemieckie czołgi pokonujące rzekę. | 
Stanisław Maczek: Niemcy uderzyli o świcie 1 września 1939 roku na 
całym odcinku armii. Wobec zaznaczającego się od pierwszej chwili 
oskrzydlenia od południowego zachodu przez silny związek 
pancerno-motorowy w kierunku na Nowy Targ i Chabówkę, osłaniany jedynie 
przez 2 baony KOP z jedną baterią art. i oddziałami obrony narodowej, 
dowódca armii rzuca swój odwód operacyjny 10 bryg. kaw. z zadaniem 
osłony skrzydła południowego i tyłów armii Kraków.
W takiej sytuacji decyzja generała Szylinga była szybka: do rejonu 
Jordanowa i Chabówki skierował on natychmiast zmotoryzowaną 10 Brygadę 
Kawalerii, a w rejon Suchej i Makowa przesunął 12 pułk piechoty i 
dywizję artylerii lekkiej oraz pociąg pancerny nr 51 „Pierwszy 
Marszałek”. Oddziały 10 Brygady Kawalerii wraz z walczącym pułkiem KOP 
miały zamknąć wyjście z doliny Czarnego Dunajca na północ, aby nie 
przepuścić Niemców poza linię Myślenice - Dobczyce. Linia ta była bowiem
 granicą terenu, którego ukształtowanie wybitnie sprzyjało obrońcom. Po 
jej przekroczeniu dla pancernych i motorowych wojsk agresora otwierały 
się doskonałe warunki terenowe do uderzenia na tyły armii „Kraków”.
| Pierwszy Marszałek - pociąg pancerny | 
Stanisław Maczek: W szczególności brygada ma nie dopuścić by 
nieprzyjaciel wyszedł z wąwozów górskich i w tym celu ma opóźniać jak 
najdłużej na kierunkach wyprowadzających na Myślenice i Dobczyce, nie 
pozwalając na wyjście na północ od tych miejscowości w teren otwarty i 
trudny do osłony, a przez który przechodzą główne linie komunikacyjne 
armii. W tej chwili w myśli pozostało jedno: „jak najdłużej” i nazwy 
dwóch miejscowości Myślenice i Dobczyce. A że głębokość terenu do 
opóźniania nie przekraczała na jednym kierunku 20 km, a na drugim 30, 
nakazem chwili stało się działać szybko, by jak najdalej na południe i 
najskuteczniej zatrzymać pierwszy impet niemiecki.
| Po bombardowaniu | 
Franciszek Skibiński: Nie było żadnych nowych wiadomości w sztabie 
armii, za to dojrzał mnie przypadkowo generał Szyling, zabrał do swojego
 gabinetu i stając przed mapą jeszcze raz powiedział by nie wpuszczać 
ich poza linię Myślenice - Dobczyce.
| Niemiecka armata na pozycji bojowej | 
Od tego momentu w sztabie brygady zawrzało, zwołano natychmiast odprawę 
dowódców jednostek, wydano pierwsze rozkazy, oddziały przygotowywały się
 do wymarszu. Franciszek Skibiński: Bardzo charakterystyczna była 
reakcja na pierwszy rozkaz bojowy, otrzymany w pierwszym dniu tej 
długoletniej wojny. Jak tygrysy rzuciliśmy się na mapę, Maczek, 
operacyjny i ja. Maczek, wodząc palcem po mapie, zaczął z miejsca 
wydawać rozkazy (…) „zebrać brygadę w rejonie Pcim - Lubień - Mszana 
Dolna w gotowości do działania w kierunku południowym. Marsz wykonać w 
dwóch kolumnach”. W tym miejscu pułkownik Maczek wydał mi wskazówki 
wykonania i pozostawił z zadaniem uruchomienia brygady. Sam zaś z 
kapitanem Stankiewiczem wsiadł do samochodu i pojechał naprzód, do 1 
pułku KOP, w celu osobistego zorientowania się w położeniu powzięcia 
dalszej decyzji.
| Maszerujący żołnierze niemieccy | 
Stanisław Maczek: Zostawiając dyrektywy do ruszenia brygady memu 
szefowi sztabu, sam z kapitanem dypl. Stankiewiczem i kilkoma 
motocyklistami na pełnym gazie udałem się do m.p. dowódcy pułku KOP, 
ppłk-a Wójcika. Z drogi jeszcze, po ponownym rozważeniu sytuacji, 
przekazałem przez motocyklistę rozkaz Skibińskiemu, by na czoło kolumny 
brygady wysunął jeden szwadron przeciwpancerny do mej dyspozycji, z 
przeznaczeniem do Skomielnej Białej. Zdawałem bowiem sobie sprawę jak 
bezbronny jest baon KOP, a jeszcze więcej baon Obrony Narodowej bez 
dział przeciwpancernych, albo dostatecznej ich ilości, wobec zagonu 
pancerno-motorowego. Ważnym zdawało mi się utrzymanie jakiegoś frontu, 
przesłaniającego rozwinięcie się brygady z dwóch długich kolumn, 
przywiązanej do dróg bitych, a z trudnością zejścia w teren górzysty i 
zalesiony.
| Niemiecki patrol | 
Dowódca 10 Brygady pułkownik Stanisław Maczek skierował swoje oddziały 
dwoma trasami: wschodnią - przez Wieliczkę, Dobczyce i Kasinę Wielką 
oraz zachodnią przez Myślenice - Pcim. Franciszek Skibiński: Pojedynczo
 przybywali do sztabu dowódcy oddziałów wezwani na odprawę i każdemu z 
nich oddzielnie przekazywałem rozkaz, którego całość tymczasem była już 
na maszynie. Ugrupowanie brygady w tym pierwszym marszu wyglądało, jak 
następuje: kolumna wschodnia, pod dowództwem dowódcy 10 pułku strzelców 
konnych, plus pluton czołgów TKS, plus pluton saperów maszerowała po osi
 Wieliczka – Dobczyce - Kasina Wielka. Siły główne brygady – pod 
dowództwem pułkownika Dworaka, dowódcy 24 pułku ułanów, szosą 
zakopiańską, przez Myślenice, na Pcim. Obydwie kolumny poprzedzane były 
przez dywizjon rozpoznawczy, maszerujący dwiema osiami. Już po wydaniu 
rozkazów, ale jeszcze przed wyruszeniem kolumn, otrzymałem rozkaz 
pułkownika Maczka natychmiastowego skierowania do jego dyspozycji, do 
Skomielnej Białej, jednego szwadronu armat przeciwpancernych, co 
zdołałem jeszcze przekazać telefonicznie.
W tym czasie siły pancerne i zmotoryzowane 22 korpusu niemieckiego, 
odrzucając nadgraniczne placówki straży granicznej i wojska parły na 
Jabłonkę, Spytkowice i Czarny Dunajec. Siłom tym przeciwstawiła się 
część 1 Brygady Górskiej wzmocnionej dwiema bateriami artylerii.
Główna pozycja obronna 1 Brygady Górskiej przebiegała przez wzgórza na 
południe od: Jordanowa - Góra Ludwiki - Wysoka - Skawa Górna – Rokiciny –
 Rdzawka - Ponice. W skład 1 Brygady Górskiej wchodziły dwa bataliony 
KOP, „Snów I” pod dowództwem ppłk Jana Kazanowskiego, który skierowano 
na Wysoką oraz „Snów II” pod dowództwem mjr Czesława Jamki, który 
stacjonował w Rabie Wyżnej. Zadaniem tego batalionu było zabezpieczenie 
drogi ze Spytkowic do Zaborni, gdzie łączyła się ona z drogą Zakopane – 
Kraków, po której czołgi niemieckie mogły szybko dotrzeć do Krakowa. 
Główną pozycją obrony w tym rejonie była Łysa Góra. Czaty ubezpieczające
 tę pozycję wysunięto dalej na południe. Uderzenie Niemców zepchnęło 
czaty, zostało jednak zahamowane na polskiej pozycji głównej. 
| Dwuwieżowy 7TP - polski czołg lekki skonstruowany  przed II wojną światową  | 
Kazimierz Grzesiak: W piątek 1 września 1939 roku, o godzinie 6.15, 
gdy staliśmy z menażkami po kawę, zobaczyliśmy sportowy samolot lecący 
niewysoko. Gdy rozpoznaliśmy na nim niemieckie znaki, momentalnie 
ogłoszony został alarm bojowy. Śniadanie przerwano i marszobiegiem 
dotarliśmy na Łysą Górę. O godzinie 6.40 byliśmy na stanowiskach gotowi 
przyjąć nieprzyjaciela ogniem cekaemów. (…) Droga ze Spytkowic była 
odkryta, nie miała po bokach drzew. Dochodząc do naszych stanowisk lekko
 się wznosiła, a my będąc na niewielkim wzniesieniu mieliśmy dobrą 
widoczność na prosty 2 km odcinek szosy przebiegającej obok nas. Około 
godziny 7.00, szosą od Spytkowic, zza zakrętu, wyłoniły się trzy 
tankietki. Pędziły w naszym kierunku i ostrzeliwały nasz lasek. Polskie 
cekaemy milczały, a gdy tankietki były już 70 m przed nami, dowódca 
działonu kpr. Saski celnymi pociskami z działka ppanc zniszczył pierwszą
 i zapalił drugą. Trafiona tankietka zjechała do rowu, natomiast trzecia
 zasłonięta dymem, zawróciła do Spytkowic. Niemcy wyskakując z rozbitych
 pojazdów nie mieli białych znaków, ani rąk podniesionych do góry. 
Próbowali rowem uciekać, ale nie zdążyli wrócić do swoich.
| Uszkodzony niemiecki czołg | 
Niemieckie straże przednie nie zdołały złamać oporu pułku KOP. Niemcy 
musieli rozwinąć swoje siły główne. Ataków wszystkich sił tej dywizji 
nie mógł na dłużej zatrzymać samotny pułk piechoty. Na szczęście z 
okolic Krakowa wyruszyła pomoc. Franciszek Skibiński: W miarę 
posuwania się ku południowi narastały obawy wojenne. Zbliżał się ogień 
artylerii zagłuszany poprzednio nawet przez szum silnika samochodu. 
Niemcy nacierali po dwóch osiach: na Jabłonkę i na Nowy Targ. Wydawało 
się, że kolumna idąca na Jabłonkę jest silniejsza, co wynikało w 
szczególności z natężenia ognia artylerii na tym kierunku.
| Kolumna niemieckich czołgów | 
Około godziny 11:30 płk Stanisław Maczek przybył do Skomielnej Białej, 
gdzie mieściło się dowództwo 1 pułku piechoty KOP. Ppłk Wojciech Wójcik 
zapoznał go z sytuacją w rejonie walk. Franciszek Skibiński: 1 pułk 
KOP składał się z dwóch dobrych batalionów KOP, z batalionu Obrony 
Narodowej i z baterii górskiej. Wojsko to żyło już od paru dni w stanie 
alarmu i naprężenia; ta właśnie przyczyna tłumaczyła zmęczenie 
uderzające na pierwszy rzut oka. Mimo wszystko natarcie niemieckich 
oddziałów pancernych, jakie gwałtownie wyruszyło o świcie, stanowiło 
zaskoczenie i z tego powodu część przygotowanych w pasie pogranicznym 
zniszczeń nie została odpalona. Wysunięte oddziały pułku biły się 
dobrze; były meldunki o zniszczeniu z zasadzek kilku czołgów 
niemieckich, potwierdzone obecnością jeńców. Pułkownik Wójcik pokazał 
nam kaprala, który z zasadzki wskoczył z tyłu na czołg niemiecki, wydarł
 wyglądającemu z wieży oficerowi pistolet i zastrzelił go z tegoż 
pistoletu, po czym rzucił do środka ręczny granat.
| Kolumna polskich tankietek | 
Następnie płk Stanisław Maczek i mjr Franciszek Skibiński ruszyli na rozpoznanie terenu. Franciszek Skibiński: W oczekiwaniu na przybycie brygady pojechaliśmy z pułkownikiem 
Maczkiem na rozpoznanie terenu przed naszym frontem, wybierając jako 
punkt orientacyjny wzgórze Wysoka. W Jordanowie skręciliśmy ku 
południowi, przejechaliśmy Skawę i tor kolejowy, po czym podjechaliśmy 
pod górę, na skraj lasu, gdzie trzeba było opuścić samochód i podróżować
 pieszo. Zabraliśmy ze sobą jako ochronę kierowcę i ordynansa 
pułkownika, z bagnetami na broni. 
| Czołgi 7TP poczas pokazu na Polu Mokotowskim w Warszawie | 
Teren opadał łagodnie w kierunku nieprzyjaciela, po czym wznosił się 
równie łagodnie ku Spytkowicom, nie posiadał żadnych przeszkód i był 
zupełnie idealny dla działania broni pancernej, nie ulegało więc 
wątpliwości, że Wysoka będzie przedmiotem natarcia nieprzyjacielskiego i
 że prawdopodobnie tutaj skierowany zostanie główny wysiłek. W 
Spytkowicach płonęło kilka domów. Przez lornetkę można było dojrzeć 
pojedynczych Niemców kręcących się między domami - instynktownie 
przekręciłem pistolet na brzuch, żeby był bliżej pod ręką. Od czasu do 
czasu poza horyzontem rozlegał się strzał działowy, gdzieś nad głowami 
wył pocisk armatni czy haubiczny i rozrywał się bliżej lub dalej. 
Zjawisko to oceniliśmy jako typowe wstrzeliwanie. 
Grzbiet Wysokiej wraz ze skrajem lasku i leśniczówką, trzymała kompania 
batalionu Obrony Narodowej, składającego się z miejscowych górali, 
przeważnie starszych ludzi ubranych po cywilnemu i tylko z opaskami na 
rękawach, uzbrojonych w karabiny, bez broni ciężkiej. Pułkownik Wójcik 
podrzucił im parę ręcznych karabinów maszynowych i pluton KOP-owskich 
ciężkich karabinów maszynowych.
| Armata przeciwpancerna 37 mm | 
Po rozpoznaniu sytuacji stwierdzili, że główne uderzenie nieprzyjaciela 
zostanie przeprowadzone w rejonie wzgórz Wysoka. Mjr Franciszek 
Skibiński otrzymał rozkaz wzmocnienia obrony w tym obszarze szwadronem 
przeciwpancernym uzbrojonym w 9 armat przeciwpancernych 37 mm. O 
godzinie 13:30 szwadron zajął pozycje na wzgórzu. Stanisław Maczek: Od
 świtu w efektownych utarczkach z Niemcami zdobywając nawet jeden czołg,
 hamują postęp Niemców i w tej chwili na kierunku Chabówki są jeszcze 
daleko na przedpolu, a na kierunku Jordanowa opóźniają ich wyjście ze 
Spytkowic, trzymając jako klucz pozycji górę Wysoką. Sam to naocznie 
stwierdziłem, gdy po dołączeniu szefa sztabu wyszedłem z nim na stok 
tego wzniesienia. Ale i odetchnąłem z ulgą, gdy zawarczały w dole 
silniki 9 armat przeciwpancernych, które już złapał w Skomielnej mój 
rozkaz natychmiastowego obsadzenia góry, gdyż zachodnie stoki góry, 
łagodnie spadające ku wsi, aż prosiły się o masowe natarcie czołgów. 
Bariera wzgórz z punktami obserwacyjnymi zasłaniająca rokadę Jordanów – 
Skomielna - Chabówka, bariera tak konieczna dla rozwinięcia się i 
zorganizowania do bitwy brygady, była teraz silnie trzymana. Jeszcze 
tego samego dnia, zasilona na odcinku „Góra Wysoka” dywizjonem 24. p. 
uł. przy wsparciu ogniem dyonu naszej artylerii odeprze ze stratami 
poważnymi pierwsze natarcie czołgów niemieckich i ustalili sytuację do 
dnia następnego.
| Niemieckie czołgi w górskim terenie | 
Po południu niemieckie oddziały zajęły Zakopane, Nowy Targ, Czarny 
Dunajec i dotarły do Spytkowic. Zaobserwowano również ruch 
nieprzyjaciela na odcinku Nowy Targ – Chabówka.
Około godziny 17-tej główne siły 10 Brygady Kawalerii Zmotoryzowanej 
osiągnęły rejon Pcim – Lubień – Mszana Dolna. O 18-tej w Skomielnej 
Białej odbyła się odprawa dowódców brygady. Pas działania brygady został
 podzielony na dwa odcinki „Jordanów” i „Rabka”.
| Tankietki (TKS) - polskie, lekkie czołgi rozpoznawcze | 
Odcinek „Jordanów” obejmujący wzgórza Wysoka i Góra Ludwiki, łagodnie 
opadające w kierunku Spytkowic i łatwo dostępne dla czołgów, stanowił 
główny punkt obrony brygady. Dowództwo w tym rejonie objął płk dypl. 
Kazimierz Dworak. Do obrony tego odcinka skierowano: 24 Pułk Ułanów, 
będący już na stanowiskach szwadron przeciwpancerny i kompanię Obrony 
Narodowej. Jako wsparcie wykorzystano 16 Dywizjon Artylerii Motorowej, 
który znajdował się w Naprawie. Punkt obserwacyjny dywizjonu umieszczono
 na wzgórzu Wysoka.
| Odznaka 24 pułku Ułanów | 
Nad odcinkiem „Rabka”, obejmującym teren rozciągający się od Skawy 
Górnej do Ponic, dowództwo objął ppłk Wojciech Wójcik. Rejonu tego miał 
bronić: 1 Pułk Korpusu Ochrony Pogranicza – Bataliony „Snów I” dowodzony
 przez ppłk Jana Kazanowskiego (został ściągnięty ze wzgórza Wysoka) i 
„Snów II” pod dowództwem mjr Czesława Jamki, szwadron dział 
przeciwpancernych, bateria górska 65 mm oraz bateria haubic 100 mm.
| Haubica 100 mm | 
Franciszek Skibiński: Zgodnie z decyzją, pas obrony podzielony 
został na dwa odcinki. Odcinek „Jordanów”, pod dowództwem pułkownika 
Dworaka, dowódcy 24 pułku ułanów, miał być broniony przez: 24 pułk 
ułanów, kompanię Obrony Narodowej (obsadzającą poprzednio wzgórza), 
szwadron artylerii przeciwpancernej.
| Pułk ułanów | 
Odcinek „Rabka”, trzymany przez 1 pułk KOP (bez kompanii Obrony 
Narodowej), wzmocniony przez szwadron armat przeciwpancernych, wspierany
 przez własną baterię. 16 dywizjon artylerii motorowej na stanowiskach w
 Naprawie miał wspierać obronę Jordanowa. Saperzy otrzymali zadania 
wykonania zniszczeń przed frontem oraz przygotowania zniszczeń 
wyprzedzających.
| Ćwiczenia KOP | 
W odwodzie płk. Maczka pozostały: 10 pułk strzelców konnych i 2 kompanie
 czołgów w Lubieniu oraz dywizjon rozpoznawczy Brygady w Krzeczowie. 
Wkrótce dotarły jeszcze: batalion 12 pułku piechoty, batalion Ochrony 
Narodowej z Żywca i pociąg pancerny. Pułkownik Maczek oceniał, że najważniejszym
 rejonem są wzgórza na południe Jordanowa - Wysoka i Góra Ludwiki - jako
 panujące nad całym terenem, łatwo dostępne dla czołgów, a przy tym 
wyprowadzające nieprzyjaciela na nasze skrzydło. Stąd podjęta decyzja: 
bronić pozycji Rabka - Jordanów. Skupić siły w obronie wzgórza Wysoka i 
Góra Ludwiki. Przeprowadzić przed świtem wypad na Spytkowice w celu 
opóźnienia natarcia nieprzyjacielskiego.
| PanzerKampfwagen I | 
Gdy w Skomielnej Białej odbywała się odprawa, na Wysokiej trwały zacięte
 walki. Żołnierze broniący pozycji na Łysej Górze, na razie 
nieatakowani, mogli obserwować te zmagania. Kazimierz Grzesiak: Szczęście, że Niemcy nie ponowili ataków na nasze pozycje na Łysej 
Górze. Po obu stronach spytkowickiej drogi były uprawne orne pola i 
czołgi mogły z lewej i z prawej strony polami obejść nasze pozycje, a 
następnie bez trudności terenowych dostać się do Zaborni. Niemcy jednak 
skierowali huraganowy ostrzał artyleryjski na Wysoką i atakowali falami 
po 70 czołgów, za którymi posuwała się w opancerzonych pojazdach 
piechota szturmująca polskie pozycje. Na Wysokiej wszystkie domy paliły 
się, dymy pożarów zakrywały pole bitwy. Błyski wybuchów i nieprzerwany 
warkot cekaemów mówił o zaciętości walk. Tam ziemia oddychała gorącem i 
pierwsi żołnierze w obronie Ojczyzny oddawali swą krew. Byliśmy tak 
blisko walczących naszych kolegów z pułku, a nie mogliśmy im pomóc. W 
każdej chwili spodziewaliśmy się takiego samego ataku i to z kilku stron
 więc trwaliśmy na stanowiskach.
| Żołnierze niemieccy podczas walki | 
Około godziny 19-tej w rejon walk przybył 2 szwadron 24 Pułku Ułanów. 
Wziął on udział w odparciu wieczornego natarcia niemieckich czołgów, 
które zmuszono do wycofania się do Spytkowic. W walkach tych szczególnym
 bohaterstwem odznaczył się szwadron armat przeciwpancernych. Do walki 
włączył się również 16 Dywizjon Artylerii Motorowej ostrzeliwujący 
pozycje niemieckie z rejonu Naprawy. Po powstrzymaniu natarcia Polacy 
kilkakrotnie przechodzili do kontrataku zmuszając nieprzyjaciela do 
opuszczenia zajmowanych przez niego stanowisk. Na miejscu walki 
pozostało kilka wraków spalonych czołgów; były przypadki zdobywania 
czołgów w walce wręcz, wzięto do niewoli kilku jeńców. Stanisław Maczek:
W tym samym czasie, gdy na odcinku płk-a dypl. K. Dworaka toczyła 
się zażarta bitwa z czołgami niemieckiej 2 dywizji pancernej na odcinku 
południowym dowodzonym przez ppłk-a Wójcika, a zamykającym kierunek na 
Chabówkę, sytuacja była dużo lżejsza. Wychodząca jakaś nowa wielka 
jednostka niemiecka, którą wkrótce zidentyfikujemy jako 4 dywizję lekką,
 wyplątywała się mozolnie z trudności terenowych, nie ułatwionych chyba 
przez zniszczenia saperów.
| Armatka przeciwpancerna 37 mm | 
Realizując swój plan płk Maczek nakazał przeprowadzenie w nocy wypadu na
 zgrupowanie niemieckich czołgów w Spytkowicach. W wypadzie miały 
uczestniczyć: batalion 12 pp. wsparty kompanią Obrony Narodowej, w skład
 której wchodzili mieszkańcy Jordanowa i okolicznych wiosek, znający 
doskonale teren. Kompania przed trzema dniami ćwiczyła na tym samym 
terenie natarcie, była więc dobrze przygotowana do akcji. Wszystko 
rokowało powodzenie temu wypadowi. Niestety z niewyjaśnionej przyczyny 
batalion 12 pułku dotarł do Spytkowic dopiero tuż przed świtem, gdy 
Niemcy już uruchamiali silniki czołgów. 
Pułkownik Maczek zgodził się i zmienił plan w ten sposób, że wypadu przez góry miał dokonać pułkownik Strażyc z batalionem 12 pułku piechoty i jedną kompanią Obrony Narodowej, podczas gdy dywizjon pułku ułanów miał w ciągu nocy podejść nad potok Podżega, doczekać się tam ataku Strażyca na Spytkowice i zaatakować równocześnie od czoła. Całość działania miała rozegrać się przed świtem. (...)
| Ćwiczenia WP w latach dwudziestych | 
Prawdę mówiąc, wypad nie udał się zupełnie. Na szczęście jeszcze 
przed świtem mieliśmy łączność telefoniczną z majorem Deskurem, dowódcą 
dywizjonu 24 pułku ułanów, który poszedł nad Podżagę, i od niego 
otrzymywaliśmy meldunki, coraz bardziej niepokojące, z których coraz 
wyraźniej wynikało, że Strażyca nie ma jeszcze w pobliżu Spytkowic. A 
jeżeli go nie będzie przed świtem, to trzeba również przed świtem 
wycofać Deskura, który w przeciwnym razie zostanie bez najmniejszej 
wątpliwości rozjechany przez czołgi niemieckie w tym otwartym terenie. 
(…) Wyjaśniło się wkrótce, że kolumna Strażacy - z powodu zbyt późnego 
przybycia do Jordanowa - wyszła na stok panujący nad Spytkowicami już za
 dnia i sprawa skończyła się na obustronnej, mało skutecznej 
strzelaninie. Wzięto tylko jednego jeńca i godziny ataku nie opóźniono, a
 Deskur został na czas wycofany.
Stanisław Maczek: Nie udał się wypad nocny z 1 na 2 września na Spytkowice, wieś długą, w której zmasowała się duża ilość oddziałów niemieckich. Gdy montowałem ten wypad, zameldował się u mnie dowódca 12 p.p. płk Strażyc z baonem swym (sąsiad z zachodniej strony) z prośbą, bym go użył do tego, gdyż to ich rejon ćwiczeń przed wojną. Znają każdy kawałek terenu, więc mają większe szanse. Z niewiadomych mi przyczyn wypad się opóźnił i doszedł do skutku już po świtaniu, nie uzyskując zamierzonego efektu, a przemęczając jeden szwadron 24 p. uł., który manifestacją od frontu odciągał uwagę przeciwnika od właściwego kierunku wypadu.
Stanisław Maczek: Nie udał się wypad nocny z 1 na 2 września na Spytkowice, wieś długą, w której zmasowała się duża ilość oddziałów niemieckich. Gdy montowałem ten wypad, zameldował się u mnie dowódca 12 p.p. płk Strażyc z baonem swym (sąsiad z zachodniej strony) z prośbą, bym go użył do tego, gdyż to ich rejon ćwiczeń przed wojną. Znają każdy kawałek terenu, więc mają większe szanse. Z niewiadomych mi przyczyn wypad się opóźnił i doszedł do skutku już po świtaniu, nie uzyskując zamierzonego efektu, a przemęczając jeden szwadron 24 p. uł., który manifestacją od frontu odciągał uwagę przeciwnika od właściwego kierunku wypadu.
| Opuszczona polska tankietka | 
Natarcie rozpoczęło się w świetle wstającego słonecznego dnia, obrońcom 
jednak udało się zniszczyć kilka czołgów i wziąć paru jeńców. 
Strzelanina w Spytkowicach obwieściła początek bitwy.
| Palące się chłopskie domy | 
Właściwe natarcie ruszyło około 7:30. Nieprzyjaciel nacierał na 
kierunkach: Wysoka – Jordanów i Góra Ludwiki – Jordanów, siłami 150–200 
czołgów. Jednak ogień polskich dział oraz bohaterska postawa żołnierzy 
10 Brygady Kawalerii, Obrony Narodowej i miejscowych ochotników 
powstrzymywała kolejne ataki i zadawała nieprzyjacielowi wielkie straty.
 Skoncentrowany ogień artylerii i powtarzające się bombardowania z 
powietrza powodowały ciężkie straty wśród Polaków. Chwilę później 
nastąpił nalot na pozycje niemieckie. Stanisław Maczek: Za to udała się interwencja lotnictwa własnego. Kilka „Łosi” (prawdopodobnie autorowi chodziło o "Karasie")
 zbombardowało zmasowanie wojsk niemieckich w Spytkowicach - na moją 
prośbę - via d-ca armii. Szkoda, że tak mała ilość samolotów! Straty Niemców były jednak znaczne. 
Około południa obie strony wyczerpane kilkugodzinną walką zaczęły 
odczuwać zmęczenie. Gdy wydawało się, że czołgi przełamią obronę na 
Wysokiej nagle zaczęły się wycofywać do Spytkowic. Na polu bitwy 
pozostało około 20 zniszczonych maszyn nieprzyjaciela.
| Niemiecki czołg, PzKpfw I, biorący udział w kampanii wrześniowej . | 
Po krótkiej przerwie wrogie oddziały wznowiły ogień artyleryjski. Tym 
razem był on jeszcze bardziej skuteczny, zwalczano zwłaszcza rozpoznane w
 czasie porannego natarcia, stanowiska polskich działek 
przeciwpancernych, armat i broni maszynowej. Ponownie uderzyły czołgi i 
piechota. Obrona stawała się coraz bardziej zażarta. Franciszek 
Skibiński: Po krótkiej przerwie rozpoczął się drugi atak natarcia na
 Wysoką od nowego przygotowania artyleryjskiego, bardziej tym razem 
skutecznego, ponieważ Niemcy oczywiście wstrzelali się dokładnie, a 
przede wszystkim wypatrzyli zdekonspirowane w czasie walki porannej 
stanowiska naszych broni. A później poszły do ataku dwa rzuty czołgów i 
piechoty niemieckiej. Meldunki Dworaka stawały się alarmujące. Wprawdzie
 zniszczono znowu parę czołgów - razem tego dnia już ponad trzydzieści -
 ale i nasze armaty przeciwpancerne wykruszały się w ogniu artylerii i 
czołgów niemieckich. Około godziny 16 Dworak meldował, że czołgi wchodzą
 na Wysoką i że rzuca on do kontrataku dywizjon majora Deskura. W tym 
miejscu meldunek się urwał telefon ogłuchł. Najwidoczniej kabel został 
przerwany – może przez ogień, a może i przez czołgi niemieckie! W tym 
też momencie ogień artylerii niemieckiej przeniósł się ze wzgórz na 
miejscowości Jordanów i Naprawę. Nasze działa umilkły: łączność z 
artylerią również została przerwana. Maczek czerwony i zły rozkazał mi, 
abym pojechał do artylerii, stwierdził, czemu te „…syny” przerwały 
ogień, i zrobił z tym porządek, następnie skoczył do Jordanowa, 
zobaczył, co się tam dzieje, i przekazał rozkaz bezwzględnego utrzymania
 Jordanowa i Doliny Skawy do nocy.
| PzKpfw I wjeżdżający na wzgórze | 
| Zabici chłopi | 
Straty polskie rosły, gdy czołgi niemieckie przełamały pozycje obrońców i
 wyszły na Wysoką i Górę Ludwiki. Na punkcie obserwacyjnym ginie mjr 
Żmudziński, dowódca 16 dywizjonu artylerii motorowej. Franciszek 
Skibiński: Baterie 16 dywizjonu artylerii motorowej były już też pod
 ogniem broni małokalibrowej i właśnie zmieniały stanowiska 
pozostawiając na miejscu dotychczasowych stanowisk ogniowych punkty 
obserwacyjne. Powróciło też do baterii paru niedobitków z punktów 
obserwacyjnych rozbitych na górze Wysokiej z wiadomościami, że major 
Żmudziński ciężko ranny dostał się do niewoli. O obu dowódcach baterii 
wiadomo było tylko tyle, że bateryjne punkty obserwacyjne zostały 
przejechane przez czołgi niemieckie. Los ich był nieznany.
| Obecnie na Wysokiej znajduje się cmentarz  poległych w obronie ojczyzny.  | 
Dowódca 24 pułku ułanów, płk Kazimierz Dworak, wysłał do kontrataku, 
będące do tej pory w odwodzie, dwa szwadrony ułanów pod dowództwem mjr 
Jerzego Deskurta. Brawurowy atak spieszonych ułanów pozbawionych osłony 
zaskoczył nieprzyjaciela. Piechota niemiecka ukryta za pancerzami 
czołgów i wozów pancernych na chwilę się zatrzymała. Atak nie mógł 
zakończyć się sukcesem, ale wprowadził zamieszanie w szeregi 
nieprzyjaciela, opóźnił jego marsz i dał szansę na wycofanie się 
jednostek polskich z zagrożonego terenu. Kontratak dywizjonu 24 pułku 
ułanów nie dał rezultatów. W tej sytuacji linia obrony odcinka 
„Jordanów” przesunięta została na wzgórze bezpośrednio przed skrajem 
tego miasta. Franciszek Skibiński: Zobaczyłem przy drodze szwadrony 
Deskura, ukryte w fałdzie terenowej nad rzeką. Ludzie wyglądali na 
absolutnie wyczerpanych. Większość z nich leżała jak trupy na trawie. 
Inni siedzieli tępo wpatrzeni przed siebie. Pot strugami lał się spod 
Chełmów na twarze pokryte warstwą kurzu, tworząc pasy błota. Sam Deskur 
wyglądał niewiele lepiej od swoich podkomendnych. Objawy te były 
najzupełniej zrozumiałe. Dywizjon miał poza sobą ciężką dobę: wczoraj w 
nocy skradał się na Podżagę, zaległ nad rzeką i spędził resztę nocy w 
bliskiej styczności z nieprzyjacielem po to, by przed świtem wycofać się
 na Jordanów do odwodu odcinka. Dzień spędził w ogniu nieprzyjaciela, a 
przed godziną czy dwiema chodził do kontrataku – pieszo na czołgi. 
Odrzuceni ze stratami, wycofali się wreszcie pod ogniem  za ten zbawczy 
pagórek.
| Kolumna czołgów niemieckich | 
Od świtu 2 września wojska polskie walczące na Wysokiej wspierał swym 
ogniem pociąg pancerny   „I Marszałek”, który przybył na stację  w 
Jordanowie. Ponieważ ukształtowanie terenu uniemożliwiało obserwacje 
nieprzyjaciela, dowódca pociągu, kpt. Leon Cymborski wysłał motocyklem 
na punkt obserwacyjny por. Kazimierza Pffenhoffen – Chłędowskiego z 
telefonistą. Po przybyciu na miejsce zameldowali oni o obecności 
nieprzyjaciela w miejscu odległym ok. 3 km od stacji Były to formacje 
niemieckiej 2 Dywizji Pancernej, która głównymi siłami szturmowała 
wzgórze Wysoka bronione przez KOP i 10 BKZ. Artyleria pociągu otworzyła 
ogień wspierając walczące oddziały. Kierowany meldunkami z punku 
obserwacyjnego, był on na tyle skuteczny, że Niemcy nie mogli  osiągnąć 
żadnych sukcesów w terenie. Po pewnym czasie artyleria niemiecka 
wstrzelała się w miejsce stacjonowania pociągu. Zacięty pojedynek 
artyleryjski trwał kilka godzin, pociski wybuchały tuż przy wagonach. 
Około południa kpt. Cymborski został ranny odłamkiem w nogę. Odwieziono 
go do szpitala w Myślenicach. Dowództwo objął kpt. Zdzisław Rokossowski.
 Walka trwała nadal. Około godziny 15 zniszczony został punkt 
obserwacyjny. Telefonista zginął, por. Chłędowski został ciężko ranny i 
stracił lewą rękę. Czołgi nieprzyjaciela wdarły się na szczyt wzgórza 
spychając obrońców.
| Ostrzał artyleryjski | 
Aby rozpoznać sytuację w kierunku Chabówki wysłano czołg Renault na 
prowadnicy szynowej, który został jednak rozbity, a jego załoga odniosła
 rany. Obrońcy wieczorem wycofali się w kierunku Jordanowa. Bitwa 
dobiegła końca. Zbocze Wysokiej usiane był 50 wrakami niemieckich 
czołgów. W takiej sytuacji kpt. Rokossowski podjął decyzje o wycofaniu 
pociągu do Suchej Beskidzkiej. 
W bitwie o Wysoką obok żołnierzy brali również udział ochotnicy z 
Wysokiej, Jordanowa i Chabówki i innych okolicznych miejscowości. Wśród 
nich byli miedzy innymi robotnicy pracujący przy budowie wiaduktu w 
Chabówce. Państwowe Przedsiębiorstwo Przebudowy Drogi Nr 13 Kraków – 
Zakopane – Morskie Oko zatrudniało w Chabówce około 250 ludzi, którzy 
mimo pierwszych oznak wojny, 1 września, przybyli na budowę rano w 
swoich roboczych ubraniach. W tym czasie na plac budowy przybył 
kierownik, inżynier Jan Benedykt Różycki, który przywiózł samochodem 
broń i amunicje, która rozdał chętnym do walki. W ten sposób powstał 
oddział, któremu przewodził szef firmy oraz robotnik kapral rezerwy 
Zarychta, mistrz Wojciech Toll i inżynier Rudolf Molisz. W skład 
oddziału weszli również junacy z 7 Junackiego Hufca Pracy pod dowództwem
 mjr Czechaka, stacjonujący w Jordanowie i Spytkowicach. 2 września u 
boku oddziałów Obrony Narodowej i KOP bronili oni skraju lasu pomiędzy 
Wysoką a Spytkowicami nawet po wycofaniu się regularnych jednostek.
| Ochotnicy w rejonie Wysokiej | 
Stanisław Maczek: Ostatecznie pod wieczór 2 września straciliśmy sam
 szczyt góry, spędzając ogniem ześrodkowanym naszych 2 baterii czołgi, 
które zapędziły się poza grzbiet w kierunku rzeki Skawy. Straty były 
bolesne i w pułku białych ułanów i w oddziale Obrony Narodowej. Kilka 
naszych działek przeciwpancernych zostało rozjechanych na swych 
stanowiskach przez czołgi. Zabici obserwatorzy artylerii i dowódca 
dywizjonu artylerii motorowej mjr Żmudziński.”
| Zdobyte przez Niemców polskie działa polowe | 
Na odcinek „Rabka” broniony przez 1 pułk KOP, gdzie teren nie sprzyjał 
masowemu użyciu czołgów, nacierała piechota wsparta niewielką ilością 
wozów pancernych. Toteż atak ten został stosunkowo łatwo zatrzymany. 
Franciszek Skibiński: Na odcinku 1 pułku KOP nieprzyjaciel nacierał 
siłami piechoty, której towarzyszyła niewielka ilość czołgów. Natarcie 
zaległo natychmiast po wyruszeniu i nie czyniło żadnych poważniejszych 
postępów. Ten kierunek nie budził niepokoju.
| Polscy żołnierze we wrześniu 1939 roku | 
Jan Staszyński: Kompania przygotowała na Obidowej koło kościółka 
rowy strzeleckie i umocnienia ziemne w kierunku przewidywanego ataku 
niemieckiego, a celem było zablokowanie autostrady Zakopane – Kraków. 
(…) Zakopiańska autostrada, która mieliśmy zamykać, tworzyła przed 
naszymi pozycjami jakby siodło. Od Nowego Targu, w linii prostej 
zjeżdżała do siodła, a my byliśmy na drugim wzniesieniu siodła, ukryci w
 ziemnych umocnieniach. Pole ostrzału mieliśmy bardzo dobre, gdyż nie 
było drzew przy drodze, a dodatkowo zaminowaliśmy drogę do Rdzawki i 
pastwiska, przez które czołgi mogłyby objechać nasze stanowiska. Dnia 1 
września o godzinie 6.10 byliśmy na stanowiskach. Niemiecki samolot 
zwiadowczy rozpoznawał nasze stanowiska i to kilka razy. Nie mając broni
 przeciwlotniczej nie mogliśmy mu nic zrobić. Około godziny 19 od strony
 Nowego Targu pokazał się zwiad czołgów, które po wymianie z nami ognia,
 zawróciły. W sobotę, 2 września, rano, kolumna około 30 czołgów z 
Obidowej zaatakowała nas. Pozwoliliśmy im wjechać do siodła, zbliżyć się
 na odległość strzału i wówczas nasze działko zniszczyło dwa czołgi. 
Trzeci chcąc wyminąć przeszkodę skręcił na pastwisko i wjechał na minę. 
Pozostałe wycofały się z zasięgu naszego ognia.
Po południu nastąpiło kolejne niemieckie natarcie. Część sił niemieckich
 uderzyła w rejonie Chabówki, część ruszyła w kierunku Starych Wierchów,
 aby górskimi zboczami zejść do Rabki i Poręby Wielkiej. Jan Staszyński:
Na szczycie Obidowej, za czołgami widoczne były opancerzone auta z 
piechotą. Jedne oddziały skierowały się w las na górze Bani, skąd drogi 
prowadziły do Raby. Duża ilość pojazdów i wojska na szczycie Obidowej 
kierowała się grzbietem gór, w kierunku na Stare Wierchy. W ten sposób 
chcieli wyjść na nasze tyły.
| Polska zapora przeciwczołgowa na leśnej drodze | 
Niemcy dotarli do schroniska na Starych Wierchach wieczorem, rozpoczęli 
ostrzał Poręby i zatłoczonej uciekinierami drogi na odcinku Rabka – 
Mszana Dolna. Czołowe oddziały po zajęciu Starych Wierchów poprzez 
Maciejową ruszyły w kierunku Ponic, Rabki i Chabówki. W takiej sytuacji 
walczący w rejonie Chabówki 1 Pułk Korpusu Ochrony Pogranicza, aby 
uniknąć okrążenia, otrzymał rozkaz wycofania się z zagrożonego odcinka 
na wzgórza po obu stronach Rabki. Wieczorem Chabówka została opanowana 
przez wojska niemieckie.
W walkach tych brała również młodzież licealna, gimnazjalna i absolwenci szkół rzemieślniczych zrzeszeni w Ochotniczy Pluton Pomocniczy. Pluton ten powstał w Nowym Targu, 27 sierpnia 1939 roku, z inicjatywy Powiatowej Komendy Uzupełnień. Uzbrojony został w broń pochodząca z pierwszej wojny światowej. Józef Janus: My – pierwsi ochotnicy, umundurowani, zgłosiliśmy się, 27 sierpnia 1939 roku, do domu przy ulicy Waksmundzkiej 125, w którym mieszkali oficerowie. W ogrodzie przed domem stała kuchnia polowa. Dano nam grochówkę, kawę i papierosy i podzielono nas na poszczególne drużyny. Staliśmy się żołnierzami ósmej kompanii o pseudonimie „Niemen”, która tu stacjonowała. Dowódcą kompanii był por. Rosik, jego zastępcą ppor. Jakubowski. Kompania była częścią 1 Pułku KOP. 1 września 1939 roku, po południu, kiedy od strony Czarnego Dunajca wojska niemieckie zbliżały się do Nowego Targu, pluton otrzymał rozkaz wycofania się w kierunku Chabówki. Ochotnicy, wieczorem, poprzez Stare Wierchy dotarli do Ponic, gdzie zostali zakwaterowani w szkole. Józef Janus: Następnego dnia, już o świcie, odprowadzono nas do Chabówki. Część zgrupowania poszła okopywać się do Rdzawki, by ubezpieczać Chabówkę od południa. Nasze drużyny przeszły tory kolejowe i wyszły na wzgórze Rabki i Zaborni i schodziły do Skomielnej. Były tam już przygotowane okopy, a w nich pełno żołnierzy. W oddali widać było płonące osiedla Wysokiej i Jordanowa. Biła tam artyleria z obu stron. (…) Przed nami sformowano tyralierę, żołnierze zaczęli schodzić w dół. Poszliśmy i my za nimi. Po jakimś czasie, z przodu, odezwały się karabiny maszynowe wroga. Za moment zobaczyłem, jak polną drogą zza lasu wyjeżdżają samochody, a z nich wypadają Niemcy i otwierają do nas ogień z boku. Tyraliera zaległa, plackiem padliśmy i my. Atak się załamał. Żołnierze nasi zaczęli odskakiwać do tyłu, prowadząc jednak ogień. Niektórzy ciągnęli rannych pod górę. Na łące i polach pozostały jednak nieruchome sylwetki. W naszej drużynie nie było strat. (…) Wróciliśmy do Rabki. Noc spędziliśmy w jakiejś restauracji śpiąc na podłodze.
W walkach tych brała również młodzież licealna, gimnazjalna i absolwenci szkół rzemieślniczych zrzeszeni w Ochotniczy Pluton Pomocniczy. Pluton ten powstał w Nowym Targu, 27 sierpnia 1939 roku, z inicjatywy Powiatowej Komendy Uzupełnień. Uzbrojony został w broń pochodząca z pierwszej wojny światowej. Józef Janus: My – pierwsi ochotnicy, umundurowani, zgłosiliśmy się, 27 sierpnia 1939 roku, do domu przy ulicy Waksmundzkiej 125, w którym mieszkali oficerowie. W ogrodzie przed domem stała kuchnia polowa. Dano nam grochówkę, kawę i papierosy i podzielono nas na poszczególne drużyny. Staliśmy się żołnierzami ósmej kompanii o pseudonimie „Niemen”, która tu stacjonowała. Dowódcą kompanii był por. Rosik, jego zastępcą ppor. Jakubowski. Kompania była częścią 1 Pułku KOP. 1 września 1939 roku, po południu, kiedy od strony Czarnego Dunajca wojska niemieckie zbliżały się do Nowego Targu, pluton otrzymał rozkaz wycofania się w kierunku Chabówki. Ochotnicy, wieczorem, poprzez Stare Wierchy dotarli do Ponic, gdzie zostali zakwaterowani w szkole. Józef Janus: Następnego dnia, już o świcie, odprowadzono nas do Chabówki. Część zgrupowania poszła okopywać się do Rdzawki, by ubezpieczać Chabówkę od południa. Nasze drużyny przeszły tory kolejowe i wyszły na wzgórze Rabki i Zaborni i schodziły do Skomielnej. Były tam już przygotowane okopy, a w nich pełno żołnierzy. W oddali widać było płonące osiedla Wysokiej i Jordanowa. Biła tam artyleria z obu stron. (…) Przed nami sformowano tyralierę, żołnierze zaczęli schodzić w dół. Poszliśmy i my za nimi. Po jakimś czasie, z przodu, odezwały się karabiny maszynowe wroga. Za moment zobaczyłem, jak polną drogą zza lasu wyjeżdżają samochody, a z nich wypadają Niemcy i otwierają do nas ogień z boku. Tyraliera zaległa, plackiem padliśmy i my. Atak się załamał. Żołnierze nasi zaczęli odskakiwać do tyłu, prowadząc jednak ogień. Niektórzy ciągnęli rannych pod górę. Na łące i polach pozostały jednak nieruchome sylwetki. W naszej drużynie nie było strat. (…) Wróciliśmy do Rabki. Noc spędziliśmy w jakiejś restauracji śpiąc na podłodze.
| Rabka, cmentarz, kwatera żołnierzy poległych  we wrześniu 1939 roku  | 
Bilans drugiego dnia walki był dla strony polskiej korzystny. 
Nieprzyjaciel zdobył wprawdzie grzbiety dominujących wzgórz, dające mu 
wgląd w dolinę Skawy i Raby, ale zyskał zaledwie około 1000 m terenu, za
 które zapłacił bardzo wysoką cenę w ludziach i sprzęcie. Żołnierze 
polscy nabrali do siebie zaufania. Franciszek Skibiński: Rozważania 
nad przebiegiem pierwszego dnia walki pozwoliły na zebranie szeregu 
wniosków z różnych dziedzin. (…) Przekonaliśmy się, że pomimo ogromnej 
przewagi nieprzyjaciela, szczególnie w lotnictwie, czołgach i artylerii,
 jesteśmy w stanie stawiać mu poważny opór i zadawać ciężkie straty. (…)
 Ten dzień 2 września miał decydujący wpływ na morale żołnierza brygady.
 Pomimo poniesionych strat nabrał on zaufania do siebie i do swojej 
broni. Niemiec przestał być dla niego wielką nieznaną: okazało się, że 
łatwo ugryźć go pociskiem, bagnetem i ręcznym granatem. Czołg też nie 
taki znów straszny, jak go malują; są sposoby i na czołgi, patrzcie ile 
ich tam dymi jeszcze na Wysokiej.
| Grób poległych żołnierzy niemieckich | 
Gdy zapadał już zmrok, a walka się kończyła pułkownik Maczek podjął 
decyzję wycofania się pod osłoną nocy z pozycji, do której artyleria 
nieprzyjaciela była już wstrzelana, a także z obszaru nadającego się do 
użycia czołgów. Postanowił przy tym bronić Armii „Kraków” zamykając trzy
 szlaki: są to drogi z Jordanowa przez Tokarnię - Krzeczów - Pcim, z 
Skomielnej Białej - przez Tęczyn – Lubień - Pcim i z Rabki - przez 
Mszanę Dolną - Kasinę Wielką. Kierunku pierwszego miało bronić 
zgrupowanie płk Dworaka, drugiego - zgrupowanie ppłk Bokszczanina, a 
trzeci szlak zamykała grupa ppłk Wójcika. W odwodzie znalazły się: 
dywizjon rozpoznawczy 10 Brygady i kompania czołgów. Obsadzenie 
wyznaczonych stanowisk dokonano bez zakłóceń. Nieprzyjaciel nie 
zauważył, że poprzednie pozycje zostały opróżnione i od rana ostrzeliwał
 je nadaremnie. Franciszek Skibiński: Powyższe rozważania stanowiły 
podstawę decyzji pułkownika Maczka, powziętej wieczorem 2 września. 
Myślą przewodnią było zamknięcie wąwozów górskich przez trzy samodzielne
 zgrupowania, przy zatrzymaniu w ręku silnego odwodu w celu interwencji 
na każdym z zagrożonych kierunków. Przystąpiliśmy niezwłocznie do 
pisania i rozsyłania rozkazów szczególnych. (…) Przegrupowania osłaniał 
dywizjon rozpoznawczy, rozwinięty początkowo przed całym pasem obrony 
brygady, który miał o świecie odejść do odwodu brygady, do Lubienia. 
Kompania Vickersów pozostała w ręku dowódcy brygady w Tęczynie. Saperzy 
otrzymali zadanie zaminowania najdogodniejszych podejść dla broni 
pancernej w paru zasadniczych punktach, na wszystkich trzech kierunkach.
 Stanowisko dowodzenia brygady przeniosło się na plebanię - tym razem 
czysty i wygodny dom w Lubieniu, gdzie niezwłocznie przystąpiono do 
redagowania ogólnego rozkazu operacyjnego. Zanim usmażyliśmy tę 
znakomitą pieczeń w kuchni sztabowej, świtało już i ledwo zdołałem umyć 
się i ogolić przed bitwą, działa niemieckie znad Skawy ogłosiły koniec 
przerwy.
| Niemieccy żołnierze przed bitwą | 
Działania w dniu 3 września zapoczątkowało lotnictwo polskie dokonując 
bombardowania eskadrami „Karasi”. Eskadra nr 24 wykonała atak bombowy na
 Spytkowice. Eskadra nr 31 bombardowała kolumnę pancerną 4 dywizji 
lekkiej na szosie Nowy Targ - Chabówka. Bombardowania te znacznie 
opóźniły niemiecki atak. Niestety jeden z „Karasi”, trafiony przez 
artylerię przeciwlotniczą, spadł kilkaset metrów od kościoła w Orawce. 
Polegli ppor. obs. Tadeusz Gredecki i kpr. Rudolf Diduch*, trzeci z lotników, zdołał wyskoczyć ze spadochronem, ciężko ranny dostał się do niewoli. Franciszek Skibiński: Nie
 można się uskarżać na brak wrażeń w tym dniu 3 września. Zaczęło się od
 przelotu nad naszymi głowami zaraz o pierwszym świcie polskiej wyprawy 
bombowej w kierunku na Tatry, pewno na skutek naszych meldunków z dnia 
wczorajszego. Mało ich było, tych Karasi, ale ich widok i głuche 
detonacje wyrzuconych za Skawą bomb bardzo nas podniosły na duchu - nie 
zapominają o nas, pomagają! 
| „Karaś” – lekki bombowiec lotnictwa polskiego w kampanii wrześniowej | 
Niemcy nie zorientowali się w naszym nocnym manewrze „odskoku”, 
zmarnowali sporo amunicji artyleryjskiej na wczorajsze stanowiska 
brygady, po czym dopiero rozpoznanie ich stwierdziło wycofujące się 
patrole dywizjonu rozpoznawczego. Zarówno skutkiem tego błędu, jak pewno
 i nalotu bombowego, właściwe natarcie wyszło późno: zarobiliśmy tanim 
kosztem sporo godzin dnia tak cennych w manewrze opóźniającym.
| Niemiecki bombowiec | 
Około godziny 8:00 wyszło jednak uderzenie czołgów wsparte potężnym 
ogniem artylerii oraz atakami lotnictwa bombardującego i szturmowego. 
Niemieckie oddziały rozpoznawcze wpadły jednak w zasadzki. m.in. pluton 
motocyklistów 10 pułku strzelców konnych, pod dowództwem por. 
Wasilewskiego, zniszczył samochód niemiecki zabijając dwóch oficerów i 
zdobywając teczkę z rozkazami i mapami obrazującymi aktualną sytuację. 
Zdobycz odesłano natychmiast do Lubnia, gdzie na plebanii znajdował się 
punkt dowodzenia. Stanisław Maczek: Przenikające rozpoznanie 
niemieckie wpadało w zasadzki i pułapki. W próżni bowiem, między rzeką 
Skawą a właściwą pozycją, grasowały patrole dywizjonu rozpoznawczego i 
10 pułku strz. konnych, w których wyrabiał się talent i doświadczenie 
jednego z najlepszych zagończyków i dowódców w przyszłej dywizji 
pancernej, por. Wasilewskiego. (…) Jego to śmiałe i zaczepne zwroty dały
 nam pierwszych jeńców, między nimi oficera niemieckiego z sytuacją 
wyrysowaną na mapie, z której po raz pierwszy dowiedzieliśmy się, że 
mamy przed sobą dwie dywizje pancerne.
| Odznaka 10 pułku Strzelców Konnych | 
Franciszek Skibiński: Por. Wasilewski (…) zaczaiwszy się z patrolem 
na południowym skraju Naprawy, wyskoczył na przejeżdżający samochód 
sztabowy, niemiecki, zabił usiłujących uciekać dwóch oficerów, a co 
ważniejsze – przysłał teczkę zawierającą rozkazy i mapy z wyrysowaną 
sytuacją. Przywiózł je podniecony i szczęśliwy motocyklista – strzelec 
konny, wpadając setką między ptactwo domowe na podwórku plebanii.
| Polski krajobraz, w tle Karpaty | 
Z tych dokumentów płk Maczek dowiedział się, że oprócz 2 dywizji 
pancernej ma przed sobą również 4 dywizję lekką. Wiadomość ta 
potwierdziła kolejna zdobycz dostarczona dowódcy. W tym czasie lotnictwo
 niemieckie atakowało pozycje obronne wojsk polskich. Kilka samolotów 
dokonało nalotu na stanowisko dowodzenia brygady. Franciszek Skibiński: Ostry gwizdek alarmu lotniczego, który rozdarł powietrze. Zaraz za nim
 huk silników samolotów idących nisko, tuż prawie idących nad dachami. 
Żołnierze rzucili się w poszukiwaniu schronienia, obsługa karabinu 
maszynowego – do swojej broni, nastawiając lufę w kierunku zbliżającego 
się, choć jeszcze niewidocznego celu. (…) Cel ukazał się natychmiast w 
postaci czterech kluczy po trzy lekkie bombowce idące od strony Krakowa,
 w kolumnie – klucz za kluczem. Karabin maszynowy zadygotał długą serią i
 jednocześnie pierwszy klucz zrzucił wiązkę lekkich bomb. Parę tuzinów 
wybuchów wstrząsnęło plebanią, ogrodem, całym obejściem. Eksplozje 
następowały nie jednocześnie, ale jedna za drugą, w odstępie ułamka 
sekundy, co sprawiało efekt przeciągłego grzmotu. Huk był obrzydliwy, aż
 bębenki pękały w uszach. Odłamki bomb, grudy ziemi, kamienie, tynk i 
szkło z gwizdem latały dookoła, żółtawy dym pokrył wszystko. (…) I już 
było po wszystkim – okolica plebanii poryta dziesiątkami lejów, sąsiedni
 dom w płomieniach, z podwórka wołano sanitariuszy, jakaś kobieta 
krzyczała histerycznie.
| Niemiecki samolot | 
Straty po nalocie na szczęście nie były zbyt wielkie, ale uległy 
zerwaniu napowietrzne linie telefoniczne, co utrudniło łączność z 
walczącymi oddziałami. W kilkanaście minut później nad sztabem pojawił 
się niemiecki samolot obserwacyjny, Henschel Hs 126, który 
prawdopodobnie sprawdzał skutki nalotu. Celnie ostrzelany przez 
artylerie przeciwlotniczą runął w okolicy Tenczyna. Franciszek 
Skibiński: W naszych oczach zwinął się w powietrzu jak zabity w 
locie bażant i na łeb na szyję zaczął spadać korkociągiem w las. Nie 
wytrzymałem, wskoczyłem do maszyny i pojechałem w stronę upadku. 
Znalazłem Niemca niezwłocznie, kierując się zwłaszcza zapachem benzyny, 
którą śmierdział strumyk przecinający w tym miejscu szosę. Nad 
strumykiem samolot czarny i postrzępiony wisiał tuż nad ziemią na 
gałęziach połamanych sosen. Natychmiast nadbiegli artylerzyści z 
pobliskich stanowisk i wyciągnęli spod wraka jego załogę. Jeden z 
lotników był już niewątpliwym i opalonym trupem. Drugi żył jeszcze, choć
 widać było, że nie ma ani jednej kości całej i wszystko wewnątrz jest 
poobrywane i porozbijane. Kanonierzy zebrali tę żyjącą miazgę w 
spadochron i położyli na boku szosy. Kiedy zajechał samochód sanitarny, 
Niemiec jeszcze jęczał. Lotnicy mieli z sobą mapę, która ocalała. (…) 
Gdy wracałem z mapą od samolotu, lekarz schylił się właśnie nad rannym 
lotnikiem i dotknął go ręką. Wtedy ten zerwał się, siadł o własnych 
siłach, wrzasnął strasznym głosem i padł na wznak nieżywy.
| Zestrzelony niemiecki samolot obserwacyjny Henschel Hs 126 | 
Ze zdobytej mapy wynikało, że Niemcy dysponują w tym rejonie jeszcze 3 
dywizja górską. Tak więc stało się jasne, że polska brygada walczy z co 
najmniej dziesięciokrotną przewaga nieprzyjaciela. Stanisław Maczek: Jeszcze w tym samym dniu 3 września zestrzelony przez baterię 
przeciwlotniczą brygady lotnik niemiecki z klucza, który z wielkim 
hukiem, ale bardzo nieszkodliwie bombardował kolumnę brygady na szosie 
zakopiańskiej, dał w prezencie jeszcze jedną mapę z wyrysowaną sytuacją z
 dużą kolumną za obiema dywizjami pancernymi, oznaczoną jako dywizja 
górska.
| Rozbity zaprzęg z armatą wz.02/26 | 
Wiadomość ta została potwierdzona przez jeńców, których schwytano po 
rozbiciu czołgu. Przyprowadzeni do sztabu zostali poddani przesłuchaniu 
przez oficera informacyjnego. Franciszek Skibiński: Pierwszy z nich 
cichy i potulny zachowywał się grzecznie, na pytania odpowiadał bez 
zająknięcia. Powiedział co wiedział, potem wyprowadzono go na podwórze, 
gdzie w nagrodę dostał zupę. Następny – podoficer – przystojny wysoki 
blondyn wykazał zgoła odmienne ustosunkowanie się do zagadnienia. Z 
pogardliwą miną włożył ręce do kieszeni, rozkroczył się i oświadczył, że w ogóle nie będzie odpowiadał. „Dobrze, dobrze – odpowiedział mu oficer 
informacyjny – ale tymczasem zachowuj się przyzwoicie wobec oficerów, 
wyjmij łapy z kieszeni i stań w postawie zasadniczej.” Na to szkop 
odpowiedział najbezczelniej, że dla niego oficerem może być tylko 
Niemiec. Bardzo smutno zrobiło się na sercu kapitanowi Stankiewiczowi i 
prawie ze łzami w oczach powiedział do starszego ułana z ochrony sztabu,
 chłopaczka dwumetrowego: „Piotruś, przyjacielu, daj mu w mordę.” 
Piotruś trzasnął na odlew, aż nadczłowiekowi głowa kiwnęła się tam i z 
powrotem, a blond loczki rozleciały się w nieładzie. Jeszcze nie przebrzmiało klaśnięcie, gdy nasz niegrzeczny gość stał na baczność, 
wyciągnięty jak struna i zaczął pokornie, a z pośpiechem odpowiadać na 
wszystkie zadawane mu pytania, dodając to i owo z własnej pilności.
| Rozbity niemiecki samochód pancerny | 
Tymczasem napór oddziałów wroga na siły obrońców był coraz silniejszy. 
Niemcy wkroczyli do opuszczonego Jordanowa. Jednak marsz jednostek 
pancernych został spowolniony przez zawały i barykady zbudowane przez 
miejscową ludność. Sam rynek zatarasowany był ściągniętym z całej 
okolicy sprzętem rolniczym. Opóźniło to natarcie  na pozycję 10 pułku 
strzelców konnych. W ciągu dnia Niemcy wielokrotnie powtarzali ataki 
przy użyciu czołgów i wsparciu lotnictwa, które były jednak odpierane 
przez strzelców płk Bakszczanina. Dopiero około godziny 16, nastąpił na 
tym odcinku kryzys, gdy oprócz ataku frontalnego czołgów, idących miedzy
 szosą a Naprawą,  niemieckie oddziały strzelców górskich dokonała 
obejścia lasem i wdarła się w ugrupowanie obronne tego pułku od strony 
Lubonia Małego. Na szczęście nastąpiło uderzenie brygadowej kompanii 
czołgów „Vickers” i odwodowego szwadronu pułku, co uratowało sytuację, 
lecz obrońcy zostali zepchnięci do rejonu Krzeczowa. Stanisław Maczek: Po sukcesach rannych na przedpolu obrony, pułk od południa odpierał 
natarcia niemieckie, które z godziny na godzinę przybierały na sile, tak
 ognia wspierającej artylerii, jak i ilości wprowadzonych czołgów i 
piechoty zmotoryzowanej. Gdzieś koło godziny 16, gdy odwód pułku 
nastawiał się do interwencji na prawym skrzydle, gdzie wzdłuż szosy 
natarcie niemieckie zyskiwało zwolna na terenie, na skrzydle lewym, 
opierającym się o las na stromym skalistym urwisku, piechota niemiecka, 
jak się potem okazało z dyw. górskiej, przeskrzydliła szwadron 10 strz. 
konnych i zaczęła go spychać w dół ku szosie. Sytuacja bardzo krytyczna,
 gdyż oba ruchy przeciwnika bardzo groźne dla obrony a reagować można 
tylko jednym szwadronem odwodowym dzielnego rtm. Tomkowicza. Oddałem 
dowódcy pułku płk Bokszczaninowi kompanię czołgów Vickersów, wymógł 
przeciwuderzenie na prawym swym skrzydle, podrywając do uderzenia 
czołowy, trzymający się zresztą dzielnie szwadron, co pozwoliło na 
użycie rtm. Tomkowicza do zlikwidowania obejścia przez góry.
| Polska tankietka zdobyta przez Niemców, Beskid Wyspowy | 
W tym czasie nacisk na 24 pułk ułanów w rejonie wsi Chrobocze był 
niewielki. Niemcy skierowali natomiast jeden z pułków pancernych na 
Osielec, usiłując wyjść na tył brygady przez Łętownię. Działanie to było
 jednak na tyle powolne, że nie wpłynęło na zmianę sytuacji w ciągu 
całego dnia. Dopiero po zmroku 24 pułk ułanów otrzymał rozkaz wycofania 
się w rejon Łętowni.
| Polskie stanowisko artyleryjskie rozbite we wrześniu 1939 roku. | 
1 pułk KOP przez cały dzień opóźniał posuwanie się niemieckiej 4 dywizji
 lekkiej wzdłuż szosy z Rabki do Mszany Dolnej. Ppłk Wójcik musiał przy 
tym brać pod uwagę możliwość oskrzydlenia swych wojsk przez pododdziały 3
 dywizji górskiej maszerującej górami z Poręby Wielkiej przez Niedźwiedź
 do Mszany Górnej. Wieczorem pułk zaczął obsadzać północny brzeg rzeki 
Mszanka. Już po zmierzchu Batalion „Snów I” został zaskoczony uderzeniem
 około 30 czołgów w bardzo niekorzystnym dla siebie, otwartym terenie, w
 dolinie rzeki. Batalion uległ częściowemu rozproszeniu, poniósł duże 
straty, a czołgom udało się wedrzeć w obsadzoną właśnie pozycję. 
Jednocześnie pododdziały 3 dywizji górskiej uderzyły od Mszany Górnej. 
Tylko dzięki natychmiastowej pomocy, w zagrożony rejon wysłano 13 
tankietek TK–3, sytuacja została opanowana. Powstrzymano nieprzyjaciela i
 obsadzono pozycje na północnym brzegu Mszanki. Franciszek Skibiński: Oto,
 gdy pułkownik Wójcik przeprowadzał jakieś przegrupowanie nad rzeczką 
Mszanką, nieprzyjaciel wykorzystał zarówno moment, jak i pasmo 
sprzyjającego terenu i uderzył przez zaskoczenie dużą ilością czołgów na
 jeden z batalionów, zadając mu poważne straty, a w paru miejscach 
przejeżdżając przez stanowiska batalionu. Pułkownik Wójcik miał duże 
trudności z utrzymaniem północnego brzegu Mszanki i z odzyskaniem 
utraconych chwilowo stanowisk.
| Niemiec ogląda zdobycz wojenną. | 
Ostatecznie wieczorem trzeciego dnia bojów pozycje polskie ukształtowały
 się następująco: Łętownia – Krzeczów - Mszana Dolna - Mszana Górna. Na 
wszystkich odcinkach parcie nieprzyjaciela zostało powstrzymane, jednak 
wobec zagrożenia wschodniego skrzydła przez dwie niemieckie dywizje 
sytuacja stała się trudna. Franciszek Skibiński: Położenie oddziałów
 brygady w tym czasie, u schyłku dnia walki, przedstawiało się 
następująco: zgrupowanie 24 pułku ułanów w rejonie Łętowni - w 
styczności z dość pasywnym nieprzyjacielem; zgrupowanie 10 pułku 
strzelców konnych na grzbiecie pod Krzeczowem, po ciężkiej, całodziennej
 walce; 1 pułk KOP, raczej wstrząśnięty wieczornym natarciem i 
poniesionymi stratami, trzymał Mszanę Górną i Dolną. Odwód zbierał się 
ponownie w Lubieniu i Krzczonowie.
| Żołnierze niemieccy we wrześniu 1939 roku | 
W takiej sytuacji płk Maczek oceniając zagrożenie wydał następujące rozkazy: 
1. Kierunku na Myślenice bronić wzdłuż szosy zakopiańskiej.
2. W rejonie Pcimia nadejdzie wzmocnienie w postaci jednego batalionu KOP i jednej baterii haubic skierowanych tam rozkazem dowództwa armii „Kraków”.
3. Wszystkie pozostałe oddziały 10 Brygady przerzucić w nocy samochodami przez Myślenice i Dobczyce do rejonu Kasiny Wielkiej i tam wspólnie ze zgrupowaniem ppłk Wójcika uderzyć na nieprzyjaciela.
1. Kierunku na Myślenice bronić wzdłuż szosy zakopiańskiej.
2. W rejonie Pcimia nadejdzie wzmocnienie w postaci jednego batalionu KOP i jednej baterii haubic skierowanych tam rozkazem dowództwa armii „Kraków”.
3. Wszystkie pozostałe oddziały 10 Brygady przerzucić w nocy samochodami przez Myślenice i Dobczyce do rejonu Kasiny Wielkiej i tam wspólnie ze zgrupowaniem ppłk Wójcika uderzyć na nieprzyjaciela.
| Armata 75 mm | 
Franciszek Skibiński: Pułkownik Maczek zdecydował się wykonać zwrot 
zaczepny większością sił brygady na kierunku operacyjnie najważniejszym.
 W tym celu w wąwozie myślenickim miał pozostać zastępca dowódcy brygady
 z 10 pułkiem strzelców konnych. (…) Pozostała część organicznych 
oddziałów brygady, a więc 24 pułk ułanów, dwie kompanie czołgów, 
dywizjon rozpoznawczy, reszta batalionu saperów, reszta dywizjonu 
przeciwpancernego, bateria 75 mm - miały zostać przerzucone nocą przez 
Myślenice i Dobczyce do rejonu Kasiny, połączyć się tam z 1 pułkiem KOP i
 jego środkami wsparcia (bateria 65 mm, działa ppanc, czołgi TKS) i o 
świcie uderzyć w kierunku południowym.
| Żołnierze niemieccy przy uszkodzonym polskim czołgu | 
Wykonanie tej decyzji nie było proste. Część sił przewidzianych do  
natarcia rozpoczęła ruch o zmroku. Trasa wiodła przez Myślenice i 
Dobczyce do Kasiny Wielkiej, co stanowiło około 60 km. Przemarsz przez 
Myślenice odbył się bez przeszkód mimo niemieckiego ostrzału 
artyleryjskiego. Natomiast droga przez Dobczyce okazała się koszmarem. 
Franciszek Skibiński: Droga do Myślenic była wolna, same Myślenice 
znacznie mniej niebezpieczne, niż to sobie wyobrażaliśmy. (…) Po 
opuszczeniu oświetlonych pożarami Myślenic i zanurzeniu się w ciemna 
drogę na Dobczyce, natknęliśmy się po raz pierwszy w tej wojnie na 
zjawisko zatorów drogowych. Droga była szczelnie zapchana przez nie 
kończące się kolumny samochodów i wozów konnych, cywilnych i wojskowych,
 stada bydła i tłumy pieszych uciekinierów.
| Polscy jeńcy wojenni | 
Nieoczekiwaną i największą przeszkodą okazały się jednak tłumy pieszych,
 masy pojazdów, a nawet stada bydła powodujące całkowite zablokowanie 
dróg. Przebijanie się przez te zatory, usuwanie wozów i samochodów 
splątanych na całej szerokości drogi było przedsięwzięciem niezwykle 
trudnym. Należało jednak jak najszybciej przybyć na miejsce 
koncentracji.   Stanisław Maczek: Nocny przemarsz przeszło 60 km dla
 jednostek pancerno- motorowych, bez świateł z powodu zagrożenia 
lotniczego, jest już sam w sobie ciężką pracą. Ale wyczynem będzie 
przepchanie kolumn drogami w wąwozach bez możności zejścia z drogi, 
szczególnie dla sprzętu ciężkiego, przez te nieprawdopodobne zatory 
samochodów, wozów o zaprzęgu konnym, ręcznych wózków dziecięcych, 
uciekającej z płonących wiosek ludności. Kolumna motorowa co chwila 
utyka, posuwa się z szybkością nieraz nóg, pracujących ciężko na czole 
regulatorów ruchu i oficerów sztabu. W pewnych momentach na długie 
minuty i kwadranse zastyga w bezruchu wobec większych węzłów i 
pogmatwań. Dodać do tego trzeba przemęczonych śmiertelnie kierowców 
wozów i naloty choćby rozpoznawcze i ciągłą ich grozę. Była to istna 
Golgota dla plutonu regulacji ruchu, ich energicznego dowódcy rtm. 
Pieregorodzkiego, szefa sztabu brygady i oficerów, którzy w tym 
pomagali.
| Polacy uciekający przed nadciągajacym frontem. | 
Wiele krzywd pozostawili żołnierze polscy na tych kilkudziesięciu 
kilometrach. Było to tym tragiczniejsze, że zdawali sobie oni sprawę  z 
tego iż ich rodziny nogą się znajdować w podobnej sytuacji gdzieś na 
innych drogach Polski. Franciszek Skibiński: Na góralskim wozie 
spała cala rodzina, chłop w kożuchu, kobieta z dwojgiem małych dzieci i 
cielę śpiące na wozie z reszta rodziny. Pies przywiązany na łańcuchu pod
 wozem. Mała dziewczynka tuliła kota w objęciach. Widać było wyraźnie, 
ze jeżeli zepchnie się do rowu ten właśnie wóz, to ciężarówka stojąca za
 nim będzie mogła przejechać na prawą stronę drogi i cały ten korek da 
się rozplatać. Wozy wyciągną się w jedną linie po prawej stronie, czoło 
brygady będzie mogło ruszyć i przejść przynajmniej ten odcinek. 
Zaświeciłem latarką w oczy ludziom śpiącym na furce. Złazić z wozu! 
Chłop obudził się i zaczął wyłazić ociągając się i niechętnie mrużąc 
oczy w świetle mojej latarki.
- Do rowu z tym wozem!
Dziewczynka z kotem przestraszyła się i zaczęła płakać głosem mojej Krysiuni. A minuty płynęły i brygada stała.
- Do rowu!
- Panie, kobieta chora, małe dzieci!
Ach diabli, czyż ja sam nie widzę, że kobieta chora, że małe dzieci! Nie wiem, czy to kurz, czy łzy dusiły mnie w gardle, kurz czy łzy przeszkadzały widzieć. Żal mi było tego starego chłopa jak rodzonego ojca – żebyś wiedział diable, że wolałbym rzucić w kurz drogi Colta i beret, i czarną skórę, zostać z tobą i pomóc wyratować babę, cielę, kota, chabetę i psa, a najbardziej małą dziewczynkę płaczącą głosem Krysiuni. Nie męcz dłużej!
- Do rowu …synu!
Chłop zgiął się w pół, zdjął czapkę, jeszcze prosił. Znów przepadały minuty. Brygada stała, zagrożenie dla skrzydeł armii wzrastało. Wyrwałem chłopu bat i lejce. Zacząłem prać chabetę z całych sił po sterczących żebrach, kobieta podniosła histeryczny wrzask, dziewczynka zanosiła się od łkań, koń ruszył, ponaglony ciosami bata i moim dzikim wrzaskiem – chrypieniem, dał się wpędzić do rowu, za nim przechylił się wóz… i nie patrzyłem, co się dalej stało. Dziura w zatorze była wybita. (…) Zostawiliśmy za sobą niemało krzywdy ludzkiej, niemało przekleństw spadło na nasze głowy. (…) Może kiedyś ktoś pokrzywdzony przez żołnierzy w czarnych skórach i czarnych beretach w czarna noc wrześniową na drogach południowo – zachodniej Polski przeczyta te słowa. W imieniu swoim i żołnierzy brygady proszę o przebaczenie i zrozumienie; myśmy wtedy wierzyli bez cienia wątpliwości w słuszność naszego postępowania – nie było innego wyjścia.
- Do rowu z tym wozem!
Dziewczynka z kotem przestraszyła się i zaczęła płakać głosem mojej Krysiuni. A minuty płynęły i brygada stała.
- Do rowu!
- Panie, kobieta chora, małe dzieci!
Ach diabli, czyż ja sam nie widzę, że kobieta chora, że małe dzieci! Nie wiem, czy to kurz, czy łzy dusiły mnie w gardle, kurz czy łzy przeszkadzały widzieć. Żal mi było tego starego chłopa jak rodzonego ojca – żebyś wiedział diable, że wolałbym rzucić w kurz drogi Colta i beret, i czarną skórę, zostać z tobą i pomóc wyratować babę, cielę, kota, chabetę i psa, a najbardziej małą dziewczynkę płaczącą głosem Krysiuni. Nie męcz dłużej!
- Do rowu …synu!
Chłop zgiął się w pół, zdjął czapkę, jeszcze prosił. Znów przepadały minuty. Brygada stała, zagrożenie dla skrzydeł armii wzrastało. Wyrwałem chłopu bat i lejce. Zacząłem prać chabetę z całych sił po sterczących żebrach, kobieta podniosła histeryczny wrzask, dziewczynka zanosiła się od łkań, koń ruszył, ponaglony ciosami bata i moim dzikim wrzaskiem – chrypieniem, dał się wpędzić do rowu, za nim przechylił się wóz… i nie patrzyłem, co się dalej stało. Dziura w zatorze była wybita. (…) Zostawiliśmy za sobą niemało krzywdy ludzkiej, niemało przekleństw spadło na nasze głowy. (…) Może kiedyś ktoś pokrzywdzony przez żołnierzy w czarnych skórach i czarnych beretach w czarna noc wrześniową na drogach południowo – zachodniej Polski przeczyta te słowa. W imieniu swoim i żołnierzy brygady proszę o przebaczenie i zrozumienie; myśmy wtedy wierzyli bez cienia wątpliwości w słuszność naszego postępowania – nie było innego wyjścia.
| Uciekinierzy w okolicach Rabki | 
Brygada przeszła w rejon Kasiny Wielkiej i choć opóźniona, zdążyła 
jeszcze uprzedzić natarcie niemieckie. Budził się kolejny, piękny, 
jesienny dzień, 4 września 1939 roku. Użycie 1 pułku KOP w planowanym 
natarciu okazało się niemożliwe, ze względu na wyczerpanie żołnierzy 
wieczornymi i nocnymi wypadkami. Płk Maczek zdecydował się na uderzenie 
siłami 24 pułku ułanów wspartego przez dywizjon rozpoznawczy, kompanię 
czołgów „Vickers”, kompanie tankietek TKS i TK. Siły te zostały wsparte 
ogniem dwóch baterii artylerii. Uderzenie całkowicie zaskoczyło Niemców.
 W pierwszym impecie oddziały wroga zostały zepchnięte z przełęczy 
pomiędzy Lubogoszczą a Śnieżnicą i odrzucone w kierunku Mszany Dolnej. 
Zniszczono trzy niemieckie czołgi, wzięto jeńców. Franciszek Skibiński: Natarcie
 wyszło stosunkowo późno, uprzedzając wszelako działanie nieprzyjaciela,
 i było najwidoczniej dużym zaskoczeniem dla Niemców, ponieważ z miejsca
 uzyskano poważne sukces. Zdobyto najpierw wzgórza na południowy zachód 
od Kasiny Wielkiej, a następnie grzbiet na północny wschód od Mszany 
Dolnej.  Na polu walki pozostały trzy nieprzyjacielskie czołgi. Wzięto 
jeńców z 4 dywizji lekkiej. Straty własne wynosiły około piętnastu 
zabitych.
| Wrak rozbitego czołgu niemieckiego | 
Jednak siły atakujących wojsk szybko słabły. Niemcy po zatrzymaniu 
polskiego kontrataku przeszli ponownie do natarcia. Pierwszy atak 
nieprzyjaciela został odparty, a niemiecka 4 dywizja lekka poniosła 
znaczne straty. Drugi atak, wykonany po południu, poprzedzony silnym 
przygotowaniem artyleryjskim i wsparty kilkudziesięcioma czołgami, 
wyparł Polaków z zajmowanych przez nich pozycji i zepchnął ich na 
północ.
Franciszek Skibiński: Niemcy w ciągu dnia atakowali dwukrotnie, z 
tym że pierwszy atak odparto ze znacznymi dla nich stratami, ale trzeba 
było wyciągnąć z odwodu jeden batalion KOP do ubezpieczenia lewego 
skrzydła, któremu zagrażało obejście. Drugi atak poprzedzony poważnym 
przygotowaniem artyleryjskim i wykonany przez masę czołgów wspartych 
kawalerią zmotoryzowaną, odrzucił zgrupowanie 24 pułku ułanów na 
stanowiska wyjściowe, które utrzymano do nocy. W każdym razie mogliśmy 
sobie powiedzieć, że zysk terenowy na najważniejszym dla przyjaciela 
kierunku operacyjnym wynosił w dniu 4 września około zero kilometrów.
| Zniszczony wóz chłopski we wrześniu 1939 roku | 
Józef Janus: O świcie zrobił się ruch, wydano rozkazy. Nam kazano 
odmaszerować do Kasiny. (…) W południe wróg uderzył. Wybuchały pociski, 
dołem szły czołgi. Przed nami pojawili się w wielkiej masie piechurzy, 
siekąc w koło ogniem. Ktoś kazał się cofać. Czyniliśmy to ostrzeliwując 
się nieco, lecz gdy z trzaskiem i hurkotem zaczął wyłaniać się z zarośli
 tuż przed nami czołg, uciekali już wszyscy bezładnie starając się 
dopaść zbawczego lasu, dającego pewną ochronę. W nocy polskie oddziały wycofały się z Kasiny Wielkiej.
Tymczasem szosą zakopiańską parły ku Myślenicom czołgi 2 dywizji pancernej. Niemcy w tym rejonie rozpoczęli natarcie o 8 rano i spychali 10 pułk strzelców konnych na północ. Po godzinie 20 pierwsze niemieckie czołgi dotarły w okolice Myślenic.
Tymczasem szosą zakopiańską parły ku Myślenicom czołgi 2 dywizji pancernej. Niemcy w tym rejonie rozpoczęli natarcie o 8 rano i spychali 10 pułk strzelców konnych na północ. Po godzinie 20 pierwsze niemieckie czołgi dotarły w okolice Myślenic.
| Po bitwie, zdobyty polski czołg | 
W kolejnych dniach 10 Brygada Kawalerii Zmotoryzowanej prowadziła 
ciężkie walki w rejonie Myślenic i Dobczyc. W czasie kampanii 
wrześniowej dotarła aż pod Lwów. Następnie w całym składzie przeszła na 
Węgry.
Tymczasem rankiem, 3 września 1939 roku, wojska niemieckie od strony Ponic przez Łęgi oraz przez Maciejową i Słone dotarły do Rabki.
Tymczasem rankiem, 3 września 1939 roku, wojska niemieckie od strony Ponic przez Łęgi oraz przez Maciejową i Słone dotarły do Rabki.
| Ciężka bateria przeciwlotnicza Schwere Flak w Jabłonce | 
Odgłosy walki w okolicach Rabki ucichły wieczorem 3 września 1939 roku. 
Żołnierze płk Maczka i Korpusu Ochrony Pogranicza wycofali się w 
kierunku Lubnia i Mszany Dolnej. Jeszcze następnego dnia słychać było 
odgłosy walk dochodzących okolic Myślenic i Kasiny Wielkiej, ale bitwa 
graniczna została przegrana.
| Pluton Vickersów | 
Wojska niemieckie dotarły do obrzeży Rabki w nocy 2 września 1939 roku. 
Poprzez Stare Wierchy zeszły do Ponic i dotarły na Łęgi, a przez 
Maciejową na Słone. Rankiem 3 września 1939 roku wkroczyły do Rabki. 
| Rabka, widok na ulicę Orkana | 
Tak te pierwsze dni wojny wspomina mieszkaniec Rabki Andrzej Skowroński: Mój
 ojciec był komendantem Straży Pożarnej, a mama prowadziła sklep. Dzień 1
 września pamiętam jakby był on wczoraj. Było to ogromne przeżycie. 
Mieszkaliśmy w „organistówce”, gdzie pokój dzieliłem z bratem. Jak na 
owe czasy żyliśmy w luksusowych warunkach. Wcześnie rano przyszła mama i
 obudziła mnie. Spostrzegłem, że brata już nie ma, a mama powiedziała: 
- Jędrek! Wstawaj szybko! Umyj się i ubierz, bo nie ma czasu, zaraz Ci 
podam śniadanie!
Posłuchałem mamy wstałem i podszedłem do okna a tam 
ujrzałem całą masę furmanek, jadąca od strony rynku w stronę Zarytego. 
Pomyślałem, że przecież nie jadą na jarmark, bo kierują się przeciwną 
stronę, nie mogłem zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi. Mało tego na 
tych furmankach siedziały kobiety z dziećmi, wozy ciągnęły krowy, 
barany, kozy. Byłem bardzo ciekaw co się dzieje,  poszedłem zapytać mamy
 i wtedy ujrzałem siedzących na ławach strażaków. Było ich kilkunastu. 
Stał także wóz strażacki, który moim zdaniem był „udekorowany” 
gałęziami. Tak to odebrałem. Pomyślałem, że przecież nie ma zielonych 
świątek, więc po co ten samochód tak ubrany? I właśnie w tej chwili 
dowiedziałem się od mamy co się dzieje. Powiedziała: 
- JEST WOJNA!. 
| Budynek Straży Pożarnej, Rabka, 1939 rok | 
Zacząłem zadawać pytania, ponieważ byłem bardzo przerażony i 
zastanawiałem się co z nami będzie. Mamusia opowiedziała mi w skrócie, 
że ludzie uciekają, gdyż niedaleko jest granica i Niemcy nas napadli i 
mogą wkroczyć także do Rabki. Gdy ubrałem się i zacząłem jeść śniadanie 
usłyszałem samolot, który wtedy był niesamowitą sensacją, bo samolotów 
prawie w ogóle nie było. Tylko raz na jakiś czas nad Rabką pokazał się 
jakiś mały samolot, to młodzi i starzy wychodzili z domu i patrzyli w 
niebo. Mówili: 
- Ósmy cud świata! Samolot. 
Dowiedziałem się, że na Bani 
było bardzo dużo ludzi, którzy zaczynali kopać okopy. I właśnie 
wydarzenie, które najbardziej zapamiętałem z tego dnia to, gdy samolot 
latał od strony Gilówki w stronę Bani i tam zrzucał nie bomby lecz 
granaty. Z tego co wiem to na szczęście nic nikomu się nie stało. Gdy 
ten samolot robił koło nad Chabówką, poszliśmy z bratem na front domu i 
spostrzegliśmy, że podjechała pod nasz dom ciężarówka z trzema 
żołnierzami. Wysiedli oni z samochodu i pobiegli przed nasz dom w 
pobliżu którego ustawiona była ogromna hałda kamieni, która przygotowana
 była do naprawy drogi. Mieli oni ze sobą karabin. Ustawili go na tej 
hałdzie i gdy samolot był blisko oddali kilka serii strzałów, a ten 
zaczął się palić. Niestety spadł on na tartak, który zlokalizowany był 
wtedy na Łęgach i momentalnie eksplodował. Piloci, Niemcy, zginęli. A co
 więcej doszczętnie spalił się cały tartak. Ludność była bardzo 
wdzięczna żołnierzom polskim, za to, że zestrzelili ten samolot i 
uratowali wielu ludziom życie. Ich reakcja była niesamowita. Zaczęli ich
 ściskać, podrzucać do góry, aż się bałem, że im krzywdę zrobią. 
| Stanowisko przeciwlotniczego ckm wraz z obsługą | 
Potem była chwila spokoju. W tym czasie rozmawialiśmy z mamusią, 
która mimo wszystko była bardzo podenerwowana. Niedługo potem zrobił się
 ponownie chaos. Strażacy zabrali 2 samochody i pojechali wraz z ojcem. 
Okazało się, że kolejny samolot niemiecki krążył nad stacją kolejową w 
Chabówce. Tak jak poprzedni został on zestrzelony, zapalił się i spadł 
we wsi Skawa do stawu, w którym gospodarz miał ryby. Od razu na miejsce 
ruszyli strażacy, ale niedługo potem wrócili. Ojciec powiedział mamie, 
by spakowała najpotrzebniejsze rzeczy, gdyż Niemcy zbliżają się do Rabki
 i że nas zawiezie na Słone. I tak zrobił. Gospodarze bardzo życzliwie 
nas przyjęli. Ojciec wrócił z powrotem do Rabki. W domu, gdzie nas 
zostawił zaczęło przybywać bardzo dużo osób. Między innymi rodzina 
mieszkająca w „Wawelu”. Po chwili przyszedł bardzo zmęczony ojciec i 
poinformował nas, że jutro bardzo wcześnie rano wyruszam do wojska. Gdy 
ojciec nas zabrał, w domu została babcia, gdyż mieliśmy gospodarstwo: 
krowy, świnie, kury itd., którego nie chciała zostawić. Babcia chyba 
sobie sprawy nie zdawała z tego, że mogła zginąć.  Opowiadała nam, że 
widziała jak na Gilówce kilku żołnierzy polskich, którzy prawdopodobnie 
przez radiostacje kierowali ogniem. Gdy Niemcy ostrzeliwali Sądecką to 
jeden z pocisków padł przed nasz dom. Kolejny upadł, nie wybuchając, w 
ogrodzie koło plebanii i przez bardzo długi okres czasu tam leżał. 
Ksiądz Zdebski wiele razy interweniował do Niemców by ten pocisk zabrali
 i w końcu to zrobili.
| Jeden z rabczańskich budynków zniszczony podczas bombardowania | 
Nastał 2 września. Zmówiliśmy rankiem z ojcem modlitwę. Pożegnaliśmy 
się bardzo czule, tatuś nas pobłogosławił, apelował, że gdyby zginął 
mamy mamie pomagać, słuchać ją, żebyśmy nie mieli do niego żalu, że 
poszedł walczyć o Polskę. Gdy już wyszli zaczęliśmy płakać. Nie dało się
 powstrzymać łez. Atmosfera w sobotę była okropna. Pod wieczór do domu, w
 którym się znajdowaliśmy przyszła grupka polskich strasznie zmęczonych 
żołnierzy. Gospodarze dali im mleko i wodę, a także coś do jedzenia, by 
mogli zaspokoić pragnienie. Następnie udali się w dalszą drogę.
| Rabka, widok na Luboń | 
W niedziele 3 września usłyszeliśmy trzask artylerii. Nastąpiło 
poruszenie. Nagle ktoś rzucił hasło byśmy uciekali do wąwozu. Tak też 
zrobiliśmy. Było tam kilkadziesiąt osób, głównie kobiety z dziećmi. 
Będąc już w tym wąwozie usłyszeliśmy szum, dziwny warkot. Okazało się, 
że to niemiecki samochód pancerny. Gdy żołnierze  nas zobaczyli 
momentalnie skierowali w naszą stronę lufy karabinów maszynowych. 
Wybuchła histeria. Jeden z Niemców zaczął coś krzyczeć ich językiem. 
Nikt nie wiedział o czym on mówi, tylko jedna pani zrozumiała i zaczęła z
 nim rozmawiać. Nie wiem jak to się stało, ale nie zrobili nam krzywdy, a
 wręcz przeciwnie rozkazali nam wrócić do domów i że nie ma powodu do 
obaw. Gdy wracaliśmy do domu okazało się , że nasz sklep, tak jak 
wszystkie pozostałe, został zrabowany. Było to bardzo przykre i 
przygnębiające, szczególnie dla mamusi. W nocy wojska niemieckie 
wyruszyły w stronę Olszówki.
| Kwatera główna wojsk niemieckich w Rabce,  budynek Gimnazjum dr Wieczorkowskiego  | 
Wkraczający do Rabki żołnierze niemieccy podpalili zabudowania dworskie,
 gdzie mieściło się Męskie Gimnazjum dr Wieczorkowskiego. Prawdopodobnie
 gdzieś w jego okolicy znajdował się punkt obserwacyjny obrony 
przeciwlotniczej, który kierował ogniem polskiej artylerii. W ten sposób
 Niemcy chcieli sterroryzować i zastraszyć mieszkańców. Władze terenowe,
 już 1 września, opuściły Rabkę. Wójt Franciszek Bala i sekretarz gminy 
Józef Jankowski ewakuowali się na wschód. Podobnie uczynili pracownicy 
zakładu Kąpielowego i członkowie Komisji Zdrojowej. Rabka wyludniła się 
gdyż część mieszkańców poszła za przykładem władz. Jednak nie wszyscy 
opuścili zdrojowisko. Doktor Teodor Cybulski senior i doktor Ludwik Łuka
 zorganizowali prowizoryczne szpitale dla rannej ludności cywilnej i 
żołnierzy. Szpitale zorganizowane zostały miedzy innymi w sanatorium dr 
Cybulskiego, u sióstr Nazaretanek i w „Pałacyku Babuni”. Andrzej 
Skowroński: Wkraczające oddziały niemieckie zrobiły bardzo potężne 
szkody. Spalili dwór w Rabce, w którym mieściło się prywatne gimnazjum, 
liceum, internat, oraz budynek straży pożarnej z dużym wyposażeniem.
| Gimnazjum męskie dr Wieczorkowskiego | 
Dzień wkroczenia wojsk niemieckich został odnotowany przez ks. Mateusza 
Zdebskiego w kronice parafialnej kościoła św. Marii Magdaleny: Ostatnia wojna światowa nie oszczędziła tutejszej parafii. Wojska 
niemieckie wkroczyły do Rabki w drugim dniu wybuchu wojny t. j. 2 
września 1939 roku, znacząc swój pochód napastniczy, pożarami domów, 
rozstrzeliwaniem lub aresztowaniem wielu mężczyzn, którzy nie dając się 
porwać fali tłumów uciekających w popłochu przed najeźdźcą pozostali w 
domach swoich. 
| Ksiądz prałat Mateusz Zdebski | 
Pierwsze oddziały zbrojne zaraz po wkroczeniu wyprowadziły 
pozostałych księży miejscowych t. j. Ks. Proboszcza Zdebskiego, Kochana i
 Pietraszkę, wikarjuszów ówczesnych z plebanii i postawili ich pod 
płotem na rozstrzelanie, jeżeli zarządzona rewizja plebanii i zabudowań 
gospodarczych wykryje jakiekolwiek ślady żołnierza polskiego lub 
porzuconej broni. Na szczęście nie znaleziono niczego, choć uciekający 
żołnierz polski w nieładzie, głodny i przemęczony, zrzucał broń 
gdziekolwiek aby tylko ujść cało przed przeważającymi siłami 
nieprzyjaciela.
| Stary kościół w Rabce | 
5 września 1939 roku na plebanii kościoła Marii Magdaleny pojawili się 
przedstawiciele niemieckich władz wojskowych. Nakazali oni ks. 
Mateuszowi Zdebskiemu objęcie funkcji tymczasowego burmistrza. Ksiądz 
proboszcz już po wojnie w kronice parafialnej zapisał: Dnia 5 
września 1939 roku zjawiło się na plebanii Gestapo, indagując mnie, 
gdzie ludność, gdy oświadczyłem, że uciekła przed żołnierzami, zapytano 
mnie dlaczego ja nie uciekłem. Kiedy odpowiedziałem, że jako proboszcz 
miałem obowiązek pozostać na stanowisku, wówczas zamianowano mnie – mimo
 protestu z mej strony – burmistrzem miasta. Polecono ogłosić ludności, 
gdy wróci, aby składała wszelką broń, na plebanii, jeśli po 2 
tygodniach, znajdą u kogo broń, nie oddaną, zostanie rozstrzelany. Nadto
 kazano mi być w kontakcie z Komendantem miasta i wypełniać jego 
polecenia. Dzięki temu, ze broń była składana na plebanii uratowałem 
życie mężczyźnie, którego przyprowadziło do mnie Gestapo z zapytaniem, 
czy oddał broń – niedobrzy sąsiedzi oskarżyli go przed Gestapo. Po moim 
oświadczeniu, że broń została oddana przez niego, puszczono go wolno, 
choć żadnej broni nie oddawał.” Pierwsze zarządzenia okupanta 
dotyczyły więc zdania wszelkiej broni pozostałej po niedawnych walkach. 
Bardzo szybko nakazano również oddanie wszystkich odbiorników radiowych.
 Andrzej Skowroński: „Ludzie tymi wszystkimi zarządzeniami byli 
zaniepokojeni i zszokowani. Trzeba było oddać broń i radio. Ojciec także
 podporządkował się tym zarządzeniom, jednak zostawił sobie  krótką 
broń, ale absolutnie nikt poza nim o tym nie wiedział. Pomimo licznych 
sprzeciwów, ludność podporządkowała się, bo wiedziała, że jedyną karą 
jest śmierć.
| Kościół św. Marii Magdaleny w Rabce | 
Dzięki stanowisku burmistrza ks. Mateusz Zdebski mógł, 7 września 1939 
roku, wraz z komendantem miasta,  kpt. Hubnerem, udać się do zajętego 
przez Niemców Krakowa gdzie spotkał się z Księciem Metropolitom 
Kardynałem Adamem Sapiehą. Podczas rozmowy zdał mu relację z sytuacji 
panującej w terenie. Doniosłem Mu, że kościół w Skomielnej Białej 
spalony, Ks. Sitarz przyłapany, otrzymał strzał w głowę, kula na 
szczęście przeszła obok mózgu, jako ranny został wywieziony do szpitala;
 również kościół w Lubniu spalony, moc domów popalonych. Ks. Metropolita
 polecił założyć natychmiast Komitet niesienia pomocy rannym i 
pozbawionym dachu nad głową.
| Rabka, ulica Orkana | 
W połowie września Niemcy zorganizowali Zarząd Gminy. Na plebanii przy 
kościele św. Marii Magdaleny zebrała się grupa mężczyzn, mieszkańców 
Rabki. Przybyli na wezwanie ks. Mateusza Zdebskiego z polecenia kpt. 
Hubnera. Zebrani reprezentowali różne grupy społeczne: księży, lekarzy, 
nauczycieli i rolników. W ten sposób powstała dziesięcioosobowa Rada 
Gminy.
| Kserokopia odpisu dokumentu powołującego  Zarząd Gminy Rabka, 15 wrzesień 1939 rok  | 
Wójtem gminy wybrano Antoniego Nawarę, a jego zastępcą Stanisława 
Mlekodaja. Poza nimi do rady weszli: ks. dziekan Mateusz Zdebski, ks. 
kanonik Stanisław Dunikowski, dr Teodor Cybulski, dr Ludwik Łuka, 
Sebastian Kapłon, Jan Palarczyk, Ludwik Klempka, Józef Wójciak. Wszyscy 
członkowie rady zostali zakładnikami, zobowiązano ich do utrzymania 
spokoju i porządku na terenie Rabki. Rozpoczęła się hitlerowska okupacja
 Rabki. 
| Antoni Nawara | 
Andrzej Skowroński: W pierwszych tygodniach okupacji w Rabce ludność
 była ogromnie przygnębiona. Przestały funkcjonować piekarnie. Mieliśmy 
jednak piecyk, w którym mamusia piekła ogromne chleby. A my chodziliśmy i
 rozdawaliśmy go najbiedniejszym, którzy potrzebowali pomocy. Jako jedni
 z niewielu mieliśmy zrobione zapasy (mąkę, zboża) nie dlatego, że 
rodzice spodziewali się, że wybuchnie wojna, a dlatego, że gdy ojciec 
chodził i sprzedawał po wszystkich wsiach opłatki, to nie za pieniądze 
tylko za zboża. Ojciec był niesamowicie dobrym człowiekiem. Wszystkim 
pomagał podobnie jak mamusia. W każdą niedzielę i święta nim siadaliśmy 
do stołu, mama dawała nam odpowiednie bańki i ja wraz z rodzeństwem 
zanosiliśmy biednym sąsiadom obiad. Do Rabki przyjechała pani Lisowska z
 synem (który był moim rówieśnikiem) i z młodszą córeczką, bez męża, 
gdyż ten został zamordowany w Katyniu. Była bez środków do życia. Mój 
ojciec wymyślił, że każdego dnia będzie dostawała te 3 obiady od jednej 
rodziny. I tak też się stało. Z tego co pamiętam my dawaliśmy obiad w 
piątek, pewnego roku wigilia wypadała w piątek i wraz z rodzicami i 
rodzeństwem przygotowaliśmy dla nich wigilię. Ojciec zawsze powtarzał, 
że tak wspaniałej społeczności jak społeczność góralska to nigdzie nie 
spotkał.
| Andrzej Skowroński  z katechetą  ks. Justynem Bulandą  | 
* prawdziwe nazwisko kaprala brzmi Widuch (zobacz komentarz). 
Zespół Historia Rabki serdecznie dziękuje panu Andrzejowi Skowrońskiemu za udzielenie wywiadu!
Dziękujemy za udostępnienie zdjęć panu Piotrowi Kuczajowi!















































































Witam, mam jedynie uwagę do fotografii użytych w artykule, na jednej jako żywo stoi porzucony sowiecki T-26 a za nim KW-2 więc nijak nie pasują do kampanii wrześniowej na Podkarpaciu, podobnie zdaje się zdjęcie z czołgami PzKpfw II i III z których te drugie są w wersji produkowanej po 1940 roku. Oba zdjęcia najbardziej pasują mi do drugiej połowy 1941 roku i "Barbarossy". To gwoli "prawdy ekranu", może się czepiam ale użyte częściej przekłamania lub nieścisłości wchodzą do powszechnego użytku i są później powielane. Za to zdjęcie Vickersa E bardzo ciekawe i niespotykane a jak najbardziej pasujące do tematu 10 BKZmot.
OdpowiedzUsuń/*
Autor: Zbyszek
Data: 2009-12-29
Godzina: 00:41:04
Komentarz przeniesiony z poprzedniej strony Historii Rabki
*/
Bardzo dziękujemy za komentarz! Przepraszamy za błędy, uwagi zostały już naniesione. Pozdrawiamy! Zespół Historia Rabki
Usuń/*
Autor: Historia Rabki
Data: 2010-03-03
Godzina: 07:18:07
Komentarz przeniesiony z poprzedniej strony Historii Rabki
*/
Fajnie jakby autor się jeszcze znał...Ale ostatnio coraz więcej osób pisze o rzeczach, o których nie ma pojęcia. 1/ Na pierwszym zdjęciu nie jest czołg niemiecki, a dwuwieżowy 7TP! 2/ Na trzecim zdjęciu nie jest to kolumna polskich czołgów, a niemieckich! 3/ Na piątym zdjęciu to nie czołgi 10BK, a czołgi 7TP poczas pokazu na Polu Mokotowskim w Warszawie. Nie było ich nigdy w 10 BK 4/ Zdjęcie ósme to nie TKSy z 10BK, bo zdjęcie zrobiono w innej jednostce. Trochę uwagi...
OdpowiedzUsuń/*
Autor: Pathe39
Data: 2009-02-15
Godzina: 22:38:27
Komentarz przeniesiony z poprzedniej strony Historii Rabki
*/
Bardzo dziękujemy za Pana uwagi! Pisząc ten artykuł opieraliśmy się na różnych materiałach i stąd te nieścisłości. Jeżeli chodzi o zdjęcia to pochodzą one z różnych źródeł i nie posiadaliśmy do większości z nich opisów. Pana uwagi wkrótce naniesiemy na artykuł. Jeszcze raz dziękujemy! Pozdrawiamy! Zespół Historia Rabki
Usuń/*
Autor: Historia Rabki
Data: 2009-02-26
Godzina: 17:25:37
Komentarz przeniesiony z poprzedniej strony Historii Rabki
*/
KIEDY ŁOŚ WALCZYŁ W POLSKICH SIŁACH ZBROJNYCH?????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????
OdpowiedzUsuń/*
Autor: Pathe39
Data: 2009-02-15
Godzina: 22:41:48
Komentarz przeniesiony z poprzedniej strony Historii Rabki
*/
Poprawne nazwisko wspomnianego w treści rannego porucznika to Pffenhoffen – Chłędowski. Zmarł w Koblencji w 1996 roku.
OdpowiedzUsuń/*
Autor: MirKasp
Data: 2010-12-31
Godzina: 20:41:39
Komentarz przeniesiony z poprzedniej strony Historii Rabki
*/
Dziękujemy za uwagi! Zostaną ona wkrótce naniesione. Pozdrawiamy!
OdpowiedzUsuń/*
Autor: Historia Rabki
Data: 2011-02-24
Godzina: 15:34:28
Komentarz przeniesiony z poprzedniej strony Historii Rabki
*/
Witam. Przeczytałem z wielka chęcią i zainteresowaniem artykuł "Tragiczny Wrzesień" który znajduję się na waszej stronie. Mam jednak jedną drobna uwagę odnośnie tego artykułu. Można w nim przeczytać że 3 września zginął kpr. Rudolf Diduch. Jest to nieprawda. Prawdziwe nazwisko tego kaprala to Widuch. Był to brat mojej prababci a pomyłka może wynikać z tego że początkowo myślano że rzeczywiście tak się nazywał. Ogień zniszczył papiery i nazwisko zostało przekręcone. Pozdrawiam serdecznie twórców strony. Paweł Widera.
OdpowiedzUsuń/*
Autor: Paweł Widera
Data: 2009-04-03
Godzina: 15:24:30
Komentarz przeniesiony z poprzedniej strony Historii Rabki
*/
Miejsce kaźni Polaków u wylotu doliny Wielkiej Suchej Doliny (Dolina Chochołowska). Symboliczny grób pomordowanych 27 grudnia 1939 r. przez żołnierzy niemieckich, w tym właśnie miejscu. Mimo ekshumacji zwłok, która odbyła się w październiku 1949 r. i przeniesieniu prochów na cmentarz do Chochołowa, nagrobek pamiątkowy pozostawiono. Znajduje się on po lewej stronie potoku, przy wylocie doliny. Otoczony sztachetowym płotem,, wyznaczony betonowym krawężnikiem (3,26 x 2,04 m), z betonowym krzyżem przy jednym z krótszych boków, na nim tablica pod szkłem zawierająca następujący tekst: \"Ciężko jest dla ojczyzny pracować, jeszcze ciężej walczyć za nią. Trudniej umierać, ale najtrudniej cierpieć. Tu zostali wymordowani w biały dzień przez siepaczy hitlerowskich. Było ich dziewięciu, między nimi prof. Antoni Nawara z Rabki. Dnia 27 XII 1939 r. Nazwiska pozostałych ośmiu osób nieznane. Ekshumacja zwłok odbyła się w październiku 1949 roku. Prochy zostały przeniesione z miejsca mordu Suchej Doliny do Chochołowa i tam na cmentarzu spoczywają. Cześć ich pamięci. Za komitet SI - CH.\" Obecnie dopisane są pozostałe nazwiska.
OdpowiedzUsuń/*
Autor: busiek56
Data: 2009-08-15
Godzina: 2009-08-15
Komentarz przeniesiony z poprzedniej strony Historii Rabki
*/
zdjęcie przedstawiające dwa zniszczone czołgi na leśnej drodze nie pochodzi z 1939 r., jest późniejsze. Na wspomnianym zdjęciu widać dwa sowieckie czołgi. Zdjęcie prawdopodobnie wykonane w 1941 r. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń/*
Autor: Grzegorz
Data: 2010-02-09
Godzina: 18:15:11
Komentarz przeniesiony z poprzedniej strony Historii Rabki
*/
Bardzo dziękujemy za komentarz! Przepraszamy za błędy, uwagi zostały już naniesione. Pozdrawiamy! Zespół Historia Rabki
Usuń/*
Autor: Historia Rabki
Data: 2010-03-03
Godzina: 07:19:11
Komentarz przeniesiony z poprzedniej strony Historii Rabki
*/