niedziela, 31 sierpnia 2008

Tragiczny wrzesień

W tym roku obchodzimy 69 rocznicę wybuchu II wojny światowej, aby upamiętnić te wydarzenia chcemy przedstawić naszym czytelnikom kilkuczęściowy artykuł opisujący dramatyczny przebieg działań wojennych w naszej okolicy w pierwszych dniach września 1939 roku. W artykule wykorzystaliśmy obszerne fragmenty pracy „Tragiczny wrzesień” absolwentki Gimnazjum nr 1 w Rabce Zdroju Katarzyny Smalarz.
Żołnierze niemieccy przekraczają granicę.
O godzinie 4:45, 1 września 1939 roku, bez wypowiedzenia wojny, wojska niemieckie przekroczyły granice Polski - w ten sposób rozpoczęła się II wojna światowa. Obrona południowych granic została powierzona Armii „Karpaty”, którą dowodził gen. Kazimierz Fabrycy oraz Armii „Kraków” dowodzonej przez gen. Antoniego Szyllinga.
Kazimierz Fabrycy
Armia „Kraków” miała bronić między innymi południowego podejścia do Krakowa, ze strony Słowacji i Śląska. Za obronę beskidzko-podtatrzańskiego odcinka odpowiedzialna była 1 Brygada Górska pod dowództwem płk Janusza Gaładyka. W skład jego brygady wchodziły dwa pułki piechoty Korpusu Ochrony Pogranicza oraz dwa bataliony Obrony Narodowej.
Odznaka KOP
Siły te były bardzo szczupłe i nie mogły powstrzymać wojsk niemieckich i słowackich, które uderzyły w kierunku Zakopanego, Nowego Targu i Jordanowa. 

W takiej sytuacji gen. Antoni Szylling zdecydował się na wzmocnienie obrony i wysłanie w ten rejon odwodu Armii „Kraków”, którym była 10 Brygada Kawalerii Zmotoryzowanej pod dowództwem płk Stanisława Maczka, która rankiem, 15 sierpnia 1939 roku, po całonocnym marszu, przybyła pod Kraków. 
0
Stanisław Maczek i Franciszek Skibiński
Brygada zakwaterowana została w rejonie Skawina – Liszki – Bronkowie - Wola Justowska. Podczas, gdy oddziały rozjeżdżały się na kwatery, mjr Franciszek Skibiński wraz z płk Stanisławem Maczkiem zameldowali się u generała Szylinga, mieszkającego w jednym z hoteli krakowskich, w którym mieścił się sztab armii. Tak relacjonuje przebieg wizyty u generała Franciszek Skibiński: Dowódca armii poinformował nas o ugrupowaniu ówczesnym i przewidzianym armii „Kraków” oraz o tym, że 10 brygada kawalerii stanowić będzie odwód armii, którego użycie nastąpić może dopiero po paru dniach działań, gdy zdecydowanie wyjaśnią się już zamiary nieprzyjaciela. Generał liczył się poważnie z możliwością wybuchu wojny, nie sądził jednak, aby była ona nieuniknioną koniecznością. Brygada miała pozostać w stanie pogotowia, pułkownik zaś otrzymał zadanie przestudiowania prawdopodobnych kierunków działania brygady i nawiązania styczności z dowódcami dywizji na tych kierunkach. Zgodnie z planem generała Szylinga, użycie 10 brygady kawalerii było najbardziej prawdopodobne.
Tankietka TKS
Kolejne dni dowódcy brygady, płk Maczek i mjr Skibiński, spędzali na objazdach terenu, na którym mieli walczyć. Zapoznali się z jego topografią, ocenili również stan i wartość dróg oraz przydatność do walki różnorodnych obiektów terenowych. Franciszek Skibiński: W ostatnich dniach, to znaczy 29 lub 30 sierpnia, dowódca brygady otrzymał od generała Szylinga zadanie przygotowania działania na jeszcze jednym kierunku: Nowy Targ. Nie mieliśmy czasu na rozpracowanie tego wariantu w sposób równie staranny jak poprzednich, tyle tylko, że pułkownik Maczek dokonał rozpoznania terenu w rejonie Rabki – Jordanowa - Nowego Targu i nawiązał osobistą styczność z dowódcą 1 pułku KOP, który strzegł tego kierunku, sztab zaś zaznajomił się z planem zniszczeń przygotowanych przez dowódcę saperów armii.
Manewry 10 BK
Stanisław Maczek: 29 sierpnia otrzymałem z armii jeszcze jedną alternatywę - Nowy Targ. 30 więc sierpnia, pozostawiając Skibińskiego do opracowania wyników naszego rozpoznania z dni poprzednich, przeprowadziłem rekonesans „Beskidu Wyspowego” i nawiązałem kontakt z dowódcą 1 pułku KOP pułkownikiem Wójcikiem. Wieczorem przywiozłem moją ocenę terenu na wypadek zagrożenia armii od południa, co wobec wiadomości o koncentracjach niemieckich na tym kierunku, zdawało się bardzo prawdopodobne.
Marian Machocki w wieżyce czołgu Vickers typu E.
Zdjęcie udostępnione przez Krzysztofa Machockiego
na licencji GFDL.
Bezpośrednim sygnałem zbliżającego się uderzenia niemieckiego był telefon ze sztabu 1 Brygady Górskiej osłaniającej odcinek tatrzański frontu bronionego przez oddziały armii „Kraków”. O godzinie 2:30, 1 września 1939 roku, sztab armii został poinformowany, że po słowackiej stronie granicy, naprzeciw Jabłonki gromadzą się pojazdy mechaniczne oraz czołgi niemieckie. O godzinie 4:45 nieprzyjaciel uderzył. Żołnierze KOP i Batalionów Narodowych nie byli w stanie powstrzymać wroga, cofali się.
Niemieckie czołgi pokonujące rzekę.
Stanisław Maczek: Niemcy uderzyli o świcie 1 września 1939 roku na całym odcinku armii. Wobec zaznaczającego się od pierwszej chwili oskrzydlenia od południowego zachodu przez silny związek pancerno-motorowy w kierunku na Nowy Targ i Chabówkę, osłaniany jedynie przez 2 baony KOP z jedną baterią art. i oddziałami obrony narodowej, dowódca armii rzuca swój odwód operacyjny 10 bryg. kaw. z zadaniem osłony skrzydła południowego i tyłów armii Kraków.

W takiej sytuacji decyzja generała Szylinga była szybka: do rejonu Jordanowa i Chabówki skierował on natychmiast zmotoryzowaną 10 Brygadę Kawalerii, a w rejon Suchej i Makowa przesunął 12 pułk piechoty i dywizję artylerii lekkiej oraz pociąg pancerny nr 51 „Pierwszy Marszałek”. Oddziały 10 Brygady Kawalerii wraz z walczącym pułkiem KOP miały zamknąć wyjście z doliny Czarnego Dunajca na północ, aby nie przepuścić Niemców poza linię Myślenice - Dobczyce. Linia ta była bowiem granicą terenu, którego ukształtowanie wybitnie sprzyjało obrońcom. Po jej przekroczeniu dla pancernych i motorowych wojsk agresora otwierały się doskonałe warunki terenowe do uderzenia na tyły armii „Kraków”.
Pierwszy Marszałek - pociąg pancerny
Stanisław Maczek: W szczególności brygada ma nie dopuścić by nieprzyjaciel wyszedł z wąwozów górskich i w tym celu ma opóźniać jak najdłużej na kierunkach wyprowadzających na Myślenice i Dobczyce, nie pozwalając na wyjście na północ od tych miejscowości w teren otwarty i trudny do osłony, a przez który przechodzą główne linie komunikacyjne armii. W tej chwili w myśli pozostało jedno: „jak najdłużej” i nazwy dwóch miejscowości Myślenice i Dobczyce. A że głębokość terenu do opóźniania nie przekraczała na jednym kierunku 20 km, a na drugim 30, nakazem chwili stało się działać szybko, by jak najdalej na południe i najskuteczniej zatrzymać pierwszy impet niemiecki.

Po bombardowaniu
Franciszek Skibiński: Nie było żadnych nowych wiadomości w sztabie armii, za to dojrzał mnie przypadkowo generał Szyling, zabrał do swojego gabinetu i stając przed mapą jeszcze raz powiedział by nie wpuszczać ich poza linię Myślenice - Dobczyce.
Niemiecka armata na pozycji bojowej
Od tego momentu w sztabie brygady zawrzało, zwołano natychmiast odprawę dowódców jednostek, wydano pierwsze rozkazy, oddziały przygotowywały się do wymarszu. Franciszek Skibiński: Bardzo charakterystyczna była reakcja na pierwszy rozkaz bojowy, otrzymany w pierwszym dniu tej długoletniej wojny. Jak tygrysy rzuciliśmy się na mapę, Maczek, operacyjny i ja. Maczek, wodząc palcem po mapie, zaczął z miejsca wydawać rozkazy (…) „zebrać brygadę w rejonie Pcim - Lubień - Mszana Dolna w gotowości do działania w kierunku południowym. Marsz wykonać w dwóch kolumnach”. W tym miejscu pułkownik Maczek wydał mi wskazówki wykonania i pozostawił z zadaniem uruchomienia brygady. Sam zaś z kapitanem Stankiewiczem wsiadł do samochodu i pojechał naprzód, do 1 pułku KOP, w celu osobistego zorientowania się w położeniu powzięcia dalszej decyzji.
Maszerujący żołnierze niemieccy
Stanisław Maczek: Zostawiając dyrektywy do ruszenia brygady memu szefowi sztabu, sam z kapitanem dypl. Stankiewiczem i kilkoma motocyklistami na pełnym gazie udałem się do m.p. dowódcy pułku KOP, ppłk-a Wójcika. Z drogi jeszcze, po ponownym rozważeniu sytuacji, przekazałem przez motocyklistę rozkaz Skibińskiemu, by na czoło kolumny brygady wysunął jeden szwadron przeciwpancerny do mej dyspozycji, z przeznaczeniem do Skomielnej Białej. Zdawałem bowiem sobie sprawę jak bezbronny jest baon KOP, a jeszcze więcej baon Obrony Narodowej bez dział przeciwpancernych, albo dostatecznej ich ilości, wobec zagonu pancerno-motorowego. Ważnym zdawało mi się utrzymanie jakiegoś frontu, przesłaniającego rozwinięcie się brygady z dwóch długich kolumn, przywiązanej do dróg bitych, a z trudnością zejścia w teren górzysty i zalesiony.
Niemiecki patrol
Dowódca 10 Brygady pułkownik Stanisław Maczek skierował swoje oddziały dwoma trasami: wschodnią - przez Wieliczkę, Dobczyce i Kasinę Wielką oraz zachodnią przez Myślenice - Pcim. Franciszek Skibiński: Pojedynczo przybywali do sztabu dowódcy oddziałów wezwani na odprawę i każdemu z nich oddzielnie przekazywałem rozkaz, którego całość tymczasem była już na maszynie. Ugrupowanie brygady w tym pierwszym marszu wyglądało, jak następuje: kolumna wschodnia, pod dowództwem dowódcy 10 pułku strzelców konnych, plus pluton czołgów TKS, plus pluton saperów maszerowała po osi Wieliczka – Dobczyce - Kasina Wielka. Siły główne brygady – pod dowództwem pułkownika Dworaka, dowódcy 24 pułku ułanów, szosą zakopiańską, przez Myślenice, na Pcim. Obydwie kolumny poprzedzane były przez dywizjon rozpoznawczy, maszerujący dwiema osiami. Już po wydaniu rozkazów, ale jeszcze przed wyruszeniem kolumn, otrzymałem rozkaz pułkownika Maczka natychmiastowego skierowania do jego dyspozycji, do Skomielnej Białej, jednego szwadronu armat przeciwpancernych, co zdołałem jeszcze przekazać telefonicznie.


W tym czasie siły pancerne i zmotoryzowane 22 korpusu niemieckiego, odrzucając nadgraniczne placówki straży granicznej i wojska parły na Jabłonkę, Spytkowice i Czarny Dunajec. Siłom tym przeciwstawiła się część 1 Brygady Górskiej wzmocnionej dwiema bateriami artylerii.

Główna pozycja obronna 1 Brygady Górskiej przebiegała przez wzgórza na południe od: Jordanowa - Góra Ludwiki - Wysoka - Skawa Górna – Rokiciny – Rdzawka - Ponice. W skład 1 Brygady Górskiej wchodziły dwa bataliony KOP, „Snów I” pod dowództwem ppłk Jana Kazanowskiego, który skierowano na Wysoką oraz „Snów II” pod dowództwem mjr Czesława Jamki, który stacjonował w Rabie Wyżnej. Zadaniem tego batalionu było zabezpieczenie drogi ze Spytkowic do Zaborni, gdzie łączyła się ona z drogą Zakopane – Kraków, po której czołgi niemieckie mogły szybko dotrzeć do Krakowa. Główną pozycją obrony w tym rejonie była Łysa Góra. Czaty ubezpieczające tę pozycję wysunięto dalej na południe. Uderzenie Niemców zepchnęło czaty, zostało jednak zahamowane na polskiej pozycji głównej. 
Dwuwieżowy 7TP - polski czołg lekki skonstruowany
przed II wojną światową
Kazimierz Grzesiak: W piątek 1 września 1939 roku, o godzinie 6.15, gdy staliśmy z menażkami po kawę, zobaczyliśmy sportowy samolot lecący niewysoko. Gdy rozpoznaliśmy na nim niemieckie znaki, momentalnie ogłoszony został alarm bojowy. Śniadanie przerwano i marszobiegiem dotarliśmy na Łysą Górę. O godzinie 6.40 byliśmy na stanowiskach gotowi przyjąć nieprzyjaciela ogniem cekaemów. (…) Droga ze Spytkowic była odkryta, nie miała po bokach drzew. Dochodząc do naszych stanowisk lekko się wznosiła, a my będąc na niewielkim wzniesieniu mieliśmy dobrą widoczność na prosty 2 km odcinek szosy przebiegającej obok nas. Około godziny 7.00, szosą od Spytkowic, zza zakrętu, wyłoniły się trzy tankietki. Pędziły w naszym kierunku i ostrzeliwały nasz lasek. Polskie cekaemy milczały, a gdy tankietki były już 70 m przed nami, dowódca działonu kpr. Saski celnymi pociskami z działka ppanc zniszczył pierwszą i zapalił drugą. Trafiona tankietka zjechała do rowu, natomiast trzecia zasłonięta dymem, zawróciła do Spytkowic. Niemcy wyskakując z rozbitych pojazdów nie mieli białych znaków, ani rąk podniesionych do góry. Próbowali rowem uciekać, ale nie zdążyli wrócić do swoich.
Uszkodzony niemiecki czołg
Niemieckie straże przednie nie zdołały złamać oporu pułku KOP. Niemcy musieli rozwinąć swoje siły główne. Ataków wszystkich sił tej dywizji nie mógł na dłużej zatrzymać samotny pułk piechoty. Na szczęście z okolic Krakowa wyruszyła pomoc. Franciszek Skibiński: W miarę posuwania się ku południowi narastały obawy wojenne. Zbliżał się ogień artylerii zagłuszany poprzednio nawet przez szum silnika samochodu. Niemcy nacierali po dwóch osiach: na Jabłonkę i na Nowy Targ. Wydawało się, że kolumna idąca na Jabłonkę jest silniejsza, co wynikało w szczególności z natężenia ognia artylerii na tym kierunku.
Kolumna niemieckich czołgów
Około godziny 11:30 płk Stanisław Maczek przybył do Skomielnej Białej, gdzie mieściło się dowództwo 1 pułku piechoty KOP. Ppłk Wojciech Wójcik zapoznał go z sytuacją w rejonie walk. Franciszek Skibiński: 1 pułk KOP składał się z dwóch dobrych batalionów KOP, z batalionu Obrony Narodowej i z baterii górskiej. Wojsko to żyło już od paru dni w stanie alarmu i naprężenia; ta właśnie przyczyna tłumaczyła zmęczenie uderzające na pierwszy rzut oka. Mimo wszystko natarcie niemieckich oddziałów pancernych, jakie gwałtownie wyruszyło o świcie, stanowiło zaskoczenie i z tego powodu część przygotowanych w pasie pogranicznym zniszczeń nie została odpalona. Wysunięte oddziały pułku biły się dobrze; były meldunki o zniszczeniu z zasadzek kilku czołgów niemieckich, potwierdzone obecnością jeńców. Pułkownik Wójcik pokazał nam kaprala, który z zasadzki wskoczył z tyłu na czołg niemiecki, wydarł wyglądającemu z wieży oficerowi pistolet i zastrzelił go z tegoż pistoletu, po czym rzucił do środka ręczny granat.
Kolumna polskich tankietek
Następnie płk Stanisław Maczek i mjr Franciszek Skibiński ruszyli na rozpoznanie terenu. Franciszek Skibiński: W oczekiwaniu na przybycie brygady pojechaliśmy z pułkownikiem Maczkiem na rozpoznanie terenu przed naszym frontem, wybierając jako punkt orientacyjny wzgórze Wysoka. W Jordanowie skręciliśmy ku południowi, przejechaliśmy Skawę i tor kolejowy, po czym podjechaliśmy pod górę, na skraj lasu, gdzie trzeba było opuścić samochód i podróżować pieszo. Zabraliśmy ze sobą jako ochronę kierowcę i ordynansa pułkownika, z bagnetami na broni. 
Czołgi 7TP poczas pokazu na Polu Mokotowskim w Warszawie
Teren opadał łagodnie w kierunku nieprzyjaciela, po czym wznosił się równie łagodnie ku Spytkowicom, nie posiadał żadnych przeszkód i był zupełnie idealny dla działania broni pancernej, nie ulegało więc wątpliwości, że Wysoka będzie przedmiotem natarcia nieprzyjacielskiego i że prawdopodobnie tutaj skierowany zostanie główny wysiłek. W Spytkowicach płonęło kilka domów. Przez lornetkę można było dojrzeć pojedynczych Niemców kręcących się między domami - instynktownie przekręciłem pistolet na brzuch, żeby był bliżej pod ręką. Od czasu do czasu poza horyzontem rozlegał się strzał działowy, gdzieś nad głowami wył pocisk armatni czy haubiczny i rozrywał się bliżej lub dalej. Zjawisko to oceniliśmy jako typowe wstrzeliwanie. 



Grzbiet Wysokiej wraz ze skrajem lasku i leśniczówką, trzymała kompania batalionu Obrony Narodowej, składającego się z miejscowych górali, przeważnie starszych ludzi ubranych po cywilnemu i tylko z opaskami na rękawach, uzbrojonych w karabiny, bez broni ciężkiej. Pułkownik Wójcik podrzucił im parę ręcznych karabinów maszynowych i pluton KOP-owskich ciężkich karabinów maszynowych.

Armata przeciwpancerna 37 mm
Po rozpoznaniu sytuacji stwierdzili, że główne uderzenie nieprzyjaciela zostanie przeprowadzone w rejonie wzgórz Wysoka. Mjr Franciszek Skibiński otrzymał rozkaz wzmocnienia obrony w tym obszarze szwadronem przeciwpancernym uzbrojonym w 9 armat przeciwpancernych 37 mm. O godzinie 13:30 szwadron zajął pozycje na wzgórzu. Stanisław Maczek: Od świtu w efektownych utarczkach z Niemcami zdobywając nawet jeden czołg, hamują postęp Niemców i w tej chwili na kierunku Chabówki są jeszcze daleko na przedpolu, a na kierunku Jordanowa opóźniają ich wyjście ze Spytkowic, trzymając jako klucz pozycji górę Wysoką. Sam to naocznie stwierdziłem, gdy po dołączeniu szefa sztabu wyszedłem z nim na stok tego wzniesienia. Ale i odetchnąłem z ulgą, gdy zawarczały w dole silniki 9 armat przeciwpancernych, które już złapał w Skomielnej mój rozkaz natychmiastowego obsadzenia góry, gdyż zachodnie stoki góry, łagodnie spadające ku wsi, aż prosiły się o masowe natarcie czołgów. Bariera wzgórz z punktami obserwacyjnymi zasłaniająca rokadę Jordanów – Skomielna - Chabówka, bariera tak konieczna dla rozwinięcia się i zorganizowania do bitwy brygady, była teraz silnie trzymana. Jeszcze tego samego dnia, zasilona na odcinku „Góra Wysoka” dywizjonem 24. p. uł. przy wsparciu ogniem dyonu naszej artylerii odeprze ze stratami poważnymi pierwsze natarcie czołgów niemieckich i ustalili sytuację do dnia następnego.
Niemieckie czołgi w górskim terenie
Po południu niemieckie oddziały zajęły Zakopane, Nowy Targ, Czarny Dunajec i dotarły do Spytkowic. Zaobserwowano również ruch nieprzyjaciela na odcinku Nowy Targ – Chabówka.

Około godziny 17-tej główne siły 10 Brygady Kawalerii Zmotoryzowanej osiągnęły rejon Pcim – Lubień – Mszana Dolna. O 18-tej w Skomielnej Białej odbyła się odprawa dowódców brygady. Pas działania brygady został podzielony na dwa odcinki „Jordanów” i „Rabka”.
Tankietki (TKS) - polskie, lekkie czołgi rozpoznawcze
Odcinek „Jordanów” obejmujący wzgórza Wysoka i Góra Ludwiki, łagodnie opadające w kierunku Spytkowic i łatwo dostępne dla czołgów, stanowił główny punkt obrony brygady. Dowództwo w tym rejonie objął płk dypl. Kazimierz Dworak. Do obrony tego odcinka skierowano: 24 Pułk Ułanów, będący już na stanowiskach szwadron przeciwpancerny i kompanię Obrony Narodowej. Jako wsparcie wykorzystano 16 Dywizjon Artylerii Motorowej, który znajdował się w Naprawie. Punkt obserwacyjny dywizjonu umieszczono na wzgórzu Wysoka.
Odznaka 24 pułku Ułanów
Nad odcinkiem „Rabka”, obejmującym teren rozciągający się od Skawy Górnej do Ponic, dowództwo objął ppłk Wojciech Wójcik. Rejonu tego miał bronić: 1 Pułk Korpusu Ochrony Pogranicza – Bataliony „Snów I” dowodzony przez ppłk Jana Kazanowskiego (został ściągnięty ze wzgórza Wysoka) i „Snów II” pod dowództwem mjr Czesława Jamki, szwadron dział przeciwpancernych, bateria górska 65 mm oraz bateria haubic 100 mm.
Haubica 100 mm
Franciszek Skibiński: Zgodnie z decyzją, pas obrony podzielony został na dwa odcinki. Odcinek „Jordanów”, pod dowództwem pułkownika Dworaka, dowódcy 24 pułku ułanów, miał być broniony przez: 24 pułk ułanów, kompanię Obrony Narodowej (obsadzającą poprzednio wzgórza), szwadron artylerii przeciwpancernej.
Pułk ułanów
Odcinek „Rabka”, trzymany przez 1 pułk KOP (bez kompanii Obrony Narodowej), wzmocniony przez szwadron armat przeciwpancernych, wspierany przez własną baterię. 16 dywizjon artylerii motorowej na stanowiskach w Naprawie miał wspierać obronę Jordanowa. Saperzy otrzymali zadania wykonania zniszczeń przed frontem oraz przygotowania zniszczeń wyprzedzających.
Ćwiczenia KOP
W odwodzie płk. Maczka pozostały: 10 pułk strzelców konnych i 2 kompanie czołgów w Lubieniu oraz dywizjon rozpoznawczy Brygady w Krzeczowie. Wkrótce dotarły jeszcze: batalion 12 pułku piechoty, batalion Ochrony Narodowej z Żywca i pociąg pancerny. Pułkownik Maczek oceniał, że najważniejszym rejonem są wzgórza na południe Jordanowa - Wysoka i Góra Ludwiki - jako panujące nad całym terenem, łatwo dostępne dla czołgów, a przy tym wyprowadzające nieprzyjaciela na nasze skrzydło. Stąd podjęta decyzja: bronić pozycji Rabka - Jordanów. Skupić siły w obronie wzgórza Wysoka i Góra Ludwiki. Przeprowadzić przed świtem wypad na Spytkowice w celu opóźnienia natarcia nieprzyjacielskiego.
PanzerKampfwagen I
Gdy w Skomielnej Białej odbywała się odprawa, na Wysokiej trwały zacięte walki. Żołnierze broniący pozycji na Łysej Górze, na razie nieatakowani, mogli obserwować te zmagania. Kazimierz Grzesiak: Szczęście, że Niemcy nie ponowili ataków na nasze pozycje na Łysej Górze. Po obu stronach spytkowickiej drogi były uprawne orne pola i czołgi mogły z lewej i z prawej strony polami obejść nasze pozycje, a następnie bez trudności terenowych dostać się do Zaborni. Niemcy jednak skierowali huraganowy ostrzał artyleryjski na Wysoką i atakowali falami po 70 czołgów, za którymi posuwała się w opancerzonych pojazdach piechota szturmująca polskie pozycje. Na Wysokiej wszystkie domy paliły się, dymy pożarów zakrywały pole bitwy. Błyski wybuchów i nieprzerwany warkot cekaemów mówił o zaciętości walk. Tam ziemia oddychała gorącem i pierwsi żołnierze w obronie Ojczyzny oddawali swą krew. Byliśmy tak blisko walczących naszych kolegów z pułku, a nie mogliśmy im pomóc. W każdej chwili spodziewaliśmy się takiego samego ataku i to z kilku stron więc trwaliśmy na stanowiskach.
Żołnierze niemieccy podczas walki
Około godziny 19-tej w rejon walk przybył 2 szwadron 24 Pułku Ułanów. Wziął on udział w odparciu wieczornego natarcia niemieckich czołgów, które zmuszono do wycofania się do Spytkowic. W walkach tych szczególnym bohaterstwem odznaczył się szwadron armat przeciwpancernych. Do walki włączył się również 16 Dywizjon Artylerii Motorowej ostrzeliwujący pozycje niemieckie z rejonu Naprawy. Po powstrzymaniu natarcia Polacy kilkakrotnie przechodzili do kontrataku zmuszając nieprzyjaciela do opuszczenia zajmowanych przez niego stanowisk. Na miejscu walki pozostało kilka wraków spalonych czołgów; były przypadki zdobywania czołgów w walce wręcz, wzięto do niewoli kilku jeńców. Stanisław Maczek: W tym samym czasie, gdy na odcinku płk-a dypl. K. Dworaka toczyła się zażarta bitwa z czołgami niemieckiej 2 dywizji pancernej na odcinku południowym dowodzonym przez ppłk-a Wójcika, a zamykającym kierunek na Chabówkę, sytuacja była dużo lżejsza. Wychodząca jakaś nowa wielka jednostka niemiecka, którą wkrótce zidentyfikujemy jako 4 dywizję lekką, wyplątywała się mozolnie z trudności terenowych, nie ułatwionych chyba przez zniszczenia saperów.
Armatka przeciwpancerna 37 mm
Realizując swój plan płk Maczek nakazał przeprowadzenie w nocy wypadu na zgrupowanie niemieckich czołgów w Spytkowicach. W wypadzie miały uczestniczyć: batalion 12 pp. wsparty kompanią Obrony Narodowej, w skład której wchodzili mieszkańcy Jordanowa i okolicznych wiosek, znający doskonale teren. Kompania przed trzema dniami ćwiczyła na tym samym terenie natarcie, była więc dobrze przygotowana do akcji. Wszystko rokowało powodzenie temu wypadowi. Niestety z niewyjaśnionej przyczyny batalion 12 pułku dotarł do Spytkowic dopiero tuż przed świtem, gdy Niemcy już uruchamiali silniki czołgów.

Franciszek Skibiński: Zamierzone działanie zaczepne na Spytkowice przechodziło szereg zmian koncepcyjnych. Początkowo miał to być wypad dokonany pieszo, górami przez dywizjon 24 pułku ułanów z jedną kompanią Obrony Narodowej w charakterze przewodników. Gdy pułkownik Maczek udał się z tą koncepcją do Jordanowa, zastał tam niespodziewanie pułkownika Strażyca, który przybył z jednym batalionem 12 pułku piechoty i usłyszawszy o zamierzonym działaniu - zaproponował, że osobiście poprowadzi wypad na Spytkowice.

Pułkownik Maczek zgodził się i zmienił plan w ten sposób, że wypadu przez góry miał dokonać pułkownik Strażyc z batalionem 12 pułku piechoty i jedną kompanią Obrony Narodowej, podczas gdy dywizjon pułku ułanów miał w ciągu nocy podejść nad potok Podżega, doczekać się tam ataku Strażyca na Spytkowice i zaatakować równocześnie od czoła. Całość działania miała rozegrać się przed świtem.
(...)
Ćwiczenia WP w latach dwudziestych
Prawdę mówiąc, wypad nie udał się zupełnie. Na szczęście jeszcze przed świtem mieliśmy łączność telefoniczną z majorem Deskurem, dowódcą dywizjonu 24 pułku ułanów, który poszedł nad Podżagę, i od niego otrzymywaliśmy meldunki, coraz bardziej niepokojące, z których coraz wyraźniej wynikało, że Strażyca nie ma jeszcze w pobliżu Spytkowic. A jeżeli go nie będzie przed świtem, to trzeba również przed świtem wycofać Deskura, który w przeciwnym razie zostanie bez najmniejszej wątpliwości rozjechany przez czołgi niemieckie w tym otwartym terenie. (…) Wyjaśniło się wkrótce, że kolumna Strażacy - z powodu zbyt późnego przybycia do Jordanowa - wyszła na stok panujący nad Spytkowicami już za dnia i sprawa skończyła się na obustronnej, mało skutecznej strzelaninie. Wzięto tylko jednego jeńca i godziny ataku nie opóźniono, a Deskur został na czas wycofany.

Stanisław Maczek: Nie udał się wypad nocny z 1 na 2 września na Spytkowice, wieś długą, w której zmasowała się duża ilość oddziałów niemieckich. Gdy montowałem ten wypad, zameldował się u mnie dowódca 12 p.p. płk Strażyc z baonem swym (sąsiad z zachodniej strony) z prośbą, bym go użył do tego, gdyż to ich rejon ćwiczeń przed wojną. Znają każdy kawałek terenu, więc mają większe szanse. Z niewiadomych mi przyczyn wypad się opóźnił i doszedł do skutku już po świtaniu, nie uzyskując zamierzonego efektu, a przemęczając jeden szwadron 24 p. uł., który manifestacją od frontu odciągał uwagę przeciwnika od właściwego kierunku wypadu.

O świcie, 2 września 1939 roku, około godziny 5-tej, artyleria niemiecka rozpoczęła ostrzał pozycji polskich na odcinku „Jordanów”. Natarcie rozpoczęło się w świetle wstającego słonecznego dnia.
Opuszczona polska tankietka
Natarcie rozpoczęło się w świetle wstającego słonecznego dnia, obrońcom jednak udało się zniszczyć kilka czołgów i wziąć paru jeńców. Strzelanina w Spytkowicach obwieściła początek bitwy.
Palące się chłopskie domy
Właściwe natarcie ruszyło około 7:30. Nieprzyjaciel nacierał na kierunkach: Wysoka – Jordanów i Góra Ludwiki – Jordanów, siłami 150–200 czołgów. Jednak ogień polskich dział oraz bohaterska postawa żołnierzy 10 Brygady Kawalerii, Obrony Narodowej i miejscowych ochotników powstrzymywała kolejne ataki i zadawała nieprzyjacielowi wielkie straty. Skoncentrowany ogień artylerii i powtarzające się bombardowania z powietrza powodowały ciężkie straty wśród Polaków. Chwilę później nastąpił nalot na pozycje niemieckie. Stanisław Maczek: Za to udała się interwencja lotnictwa własnego. Kilka „Łosi” (prawdopodobnie autorowi chodziło o "Karasie") zbombardowało zmasowanie wojsk niemieckich w Spytkowicach - na moją prośbę - via d-ca armii. Szkoda, że tak mała ilość samolotów! Straty Niemców były jednak znaczne. 

Około południa obie strony wyczerpane kilkugodzinną walką zaczęły odczuwać zmęczenie. Gdy wydawało się, że czołgi przełamią obronę na Wysokiej nagle zaczęły się wycofywać do Spytkowic. Na polu bitwy pozostało około 20 zniszczonych maszyn nieprzyjaciela.
Niemiecki czołg, PzKpfw I, biorący udział  w kampanii wrześniowej .
Po krótkiej przerwie wrogie oddziały wznowiły ogień artyleryjski. Tym razem był on jeszcze bardziej skuteczny, zwalczano zwłaszcza rozpoznane w czasie porannego natarcia, stanowiska polskich działek przeciwpancernych, armat i broni maszynowej. Ponownie uderzyły czołgi i piechota. Obrona stawała się coraz bardziej zażarta. Franciszek Skibiński: Po krótkiej przerwie rozpoczął się drugi atak natarcia na Wysoką od nowego przygotowania artyleryjskiego, bardziej tym razem skutecznego, ponieważ Niemcy oczywiście wstrzelali się dokładnie, a przede wszystkim wypatrzyli zdekonspirowane w czasie walki porannej stanowiska naszych broni. A później poszły do ataku dwa rzuty czołgów i piechoty niemieckiej. Meldunki Dworaka stawały się alarmujące. Wprawdzie zniszczono znowu parę czołgów - razem tego dnia już ponad trzydzieści - ale i nasze armaty przeciwpancerne wykruszały się w ogniu artylerii i czołgów niemieckich. Około godziny 16 Dworak meldował, że czołgi wchodzą na Wysoką i że rzuca on do kontrataku dywizjon majora Deskura. W tym miejscu meldunek się urwał telefon ogłuchł. Najwidoczniej kabel został przerwany – może przez ogień, a może i przez czołgi niemieckie! W tym też momencie ogień artylerii niemieckiej przeniósł się ze wzgórz na miejscowości Jordanów i Naprawę. Nasze działa umilkły: łączność z artylerią również została przerwana. Maczek czerwony i zły rozkazał mi, abym pojechał do artylerii, stwierdził, czemu te „…syny” przerwały ogień, i zrobił z tym porządek, następnie skoczył do Jordanowa, zobaczył, co się tam dzieje, i przekazał rozkaz bezwzględnego utrzymania Jordanowa i Doliny Skawy do nocy.
PzKpfw I wjeżdżający na wzgórze
Obsługi armat przeciwpancernych nie nadążały strzelać do kolejnych nadciągających czołgów. Szwadron przeciwpancerny stracił 3 armaty 37 mm. Pozostałe udało się wycofać dzięki nienagannej postawie żołnierzy. Szczególną odwagą wsławił się działonowy kpr. Wincenty Dziechciarz, który zniszczył siedem czołgów. Zginął rozniesiony ogniem trzech czołgów nacierających jednocześnie z trzech stron. Franciszek Skibiński: Szczególnie odznaczył się w walce działonowy - kapral Dziechciarz - który sam jeden zniszczył ogniem swego działa siedem czołgów niemieckich i w końcu zginął rozstrzelany zapalającą amunicją przez trzy czołgi nacierające jednocześnie z trzech stron. Dziechciarz spalił się na węgiel. Pozostała po nim pamięć i srebrny Krzyż Virtuti Militari. Podobnych czynów było więcej.
Zabici chłopi
Straty polskie rosły, gdy czołgi niemieckie przełamały pozycje obrońców i wyszły na Wysoką i Górę Ludwiki. Na punkcie obserwacyjnym ginie mjr Żmudziński, dowódca 16 dywizjonu artylerii motorowej. Franciszek Skibiński: Baterie 16 dywizjonu artylerii motorowej były już też pod ogniem broni małokalibrowej i właśnie zmieniały stanowiska pozostawiając na miejscu dotychczasowych stanowisk ogniowych punkty obserwacyjne. Powróciło też do baterii paru niedobitków z punktów obserwacyjnych rozbitych na górze Wysokiej z wiadomościami, że major Żmudziński ciężko ranny dostał się do niewoli. O obu dowódcach baterii wiadomo było tylko tyle, że bateryjne punkty obserwacyjne zostały przejechane przez czołgi niemieckie. Los ich był nieznany.
Obecnie na Wysokiej znajduje się cmentarz
poległych w obronie ojczyzny.
Dowódca 24 pułku ułanów, płk Kazimierz Dworak, wysłał do kontrataku, będące do tej pory w odwodzie, dwa szwadrony ułanów pod dowództwem mjr Jerzego Deskurta. Brawurowy atak spieszonych ułanów pozbawionych osłony zaskoczył nieprzyjaciela. Piechota niemiecka ukryta za pancerzami czołgów i wozów pancernych na chwilę się zatrzymała. Atak nie mógł zakończyć się sukcesem, ale wprowadził zamieszanie w szeregi nieprzyjaciela, opóźnił jego marsz i dał szansę na wycofanie się jednostek polskich z zagrożonego terenu. Kontratak dywizjonu 24 pułku ułanów nie dał rezultatów. W tej sytuacji linia obrony odcinka „Jordanów” przesunięta została na wzgórze bezpośrednio przed skrajem tego miasta. Franciszek Skibiński: Zobaczyłem przy drodze szwadrony Deskura, ukryte w fałdzie terenowej nad rzeką. Ludzie wyglądali na absolutnie wyczerpanych. Większość z nich leżała jak trupy na trawie. Inni siedzieli tępo wpatrzeni przed siebie. Pot strugami lał się spod Chełmów na twarze pokryte warstwą kurzu, tworząc pasy błota. Sam Deskur wyglądał niewiele lepiej od swoich podkomendnych. Objawy te były najzupełniej zrozumiałe. Dywizjon miał poza sobą ciężką dobę: wczoraj w nocy skradał się na Podżagę, zaległ nad rzeką i spędził resztę nocy w bliskiej styczności z nieprzyjacielem po to, by przed świtem wycofać się na Jordanów do odwodu odcinka. Dzień spędził w ogniu nieprzyjaciela, a przed godziną czy dwiema chodził do kontrataku – pieszo na czołgi. Odrzuceni ze stratami, wycofali się wreszcie pod ogniem za ten zbawczy pagórek.
Kolumna czołgów niemieckich
Od świtu 2 września wojska polskie walczące na Wysokiej wspierał swym ogniem pociąg pancerny „I Marszałek”, który przybył na stację w Jordanowie. Ponieważ ukształtowanie terenu uniemożliwiało obserwacje nieprzyjaciela, dowódca pociągu, kpt. Leon Cymborski wysłał motocyklem na punkt obserwacyjny por. Kazimierza Pffenhoffen – Chłędowskiego z telefonistą. Po przybyciu na miejsce zameldowali oni o obecności nieprzyjaciela w miejscu odległym ok. 3 km od stacji Były to formacje niemieckiej 2 Dywizji Pancernej, która głównymi siłami szturmowała wzgórze Wysoka bronione przez KOP i 10 BKZ. Artyleria pociągu otworzyła ogień wspierając walczące oddziały. Kierowany meldunkami z punku obserwacyjnego, był on na tyle skuteczny, że Niemcy nie mogli osiągnąć żadnych sukcesów w terenie. Po pewnym czasie artyleria niemiecka wstrzelała się w miejsce stacjonowania pociągu. Zacięty pojedynek artyleryjski trwał kilka godzin, pociski wybuchały tuż przy wagonach. Około południa kpt. Cymborski został ranny odłamkiem w nogę. Odwieziono go do szpitala w Myślenicach. Dowództwo objął kpt. Zdzisław Rokossowski. Walka trwała nadal. Około godziny 15 zniszczony został punkt obserwacyjny. Telefonista zginął, por. Chłędowski został ciężko ranny i stracił lewą rękę. Czołgi nieprzyjaciela wdarły się na szczyt wzgórza spychając obrońców.
Ostrzał artyleryjski
Aby rozpoznać sytuację w kierunku Chabówki wysłano czołg Renault na prowadnicy szynowej, który został jednak rozbity, a jego załoga odniosła rany. Obrońcy wieczorem wycofali się w kierunku Jordanowa. Bitwa dobiegła końca. Zbocze Wysokiej usiane był 50 wrakami niemieckich czołgów. W takiej sytuacji kpt. Rokossowski podjął decyzje o wycofaniu pociągu do Suchej Beskidzkiej. 

W bitwie o Wysoką obok żołnierzy brali również udział ochotnicy z Wysokiej, Jordanowa i Chabówki i innych okolicznych miejscowości. Wśród nich byli miedzy innymi robotnicy pracujący przy budowie wiaduktu w Chabówce. Państwowe Przedsiębiorstwo Przebudowy Drogi Nr 13 Kraków – Zakopane – Morskie Oko zatrudniało w Chabówce około 250 ludzi, którzy mimo pierwszych oznak wojny, 1 września, przybyli na budowę rano w swoich roboczych ubraniach. W tym czasie na plac budowy przybył kierownik, inżynier Jan Benedykt Różycki, który przywiózł samochodem broń i amunicje, która rozdał chętnym do walki. W ten sposób powstał oddział, któremu przewodził szef firmy oraz robotnik kapral rezerwy Zarychta, mistrz Wojciech Toll i inżynier Rudolf Molisz. W skład oddziału weszli również junacy z 7 Junackiego Hufca Pracy pod dowództwem mjr Czechaka, stacjonujący w Jordanowie i Spytkowicach. 2 września u boku oddziałów Obrony Narodowej i KOP bronili oni skraju lasu pomiędzy Wysoką a Spytkowicami nawet po wycofaniu się regularnych jednostek.
Ochotnicy w rejonie Wysokiej
Stanisław Maczek: Ostatecznie pod wieczór 2 września straciliśmy sam szczyt góry, spędzając ogniem ześrodkowanym naszych 2 baterii czołgi, które zapędziły się poza grzbiet w kierunku rzeki Skawy. Straty były bolesne i w pułku białych ułanów i w oddziale Obrony Narodowej. Kilka naszych działek przeciwpancernych zostało rozjechanych na swych stanowiskach przez czołgi. Zabici obserwatorzy artylerii i dowódca dywizjonu artylerii motorowej mjr Żmudziński.”
Zdobyte przez Niemców polskie działa polowe
Na odcinek „Rabka” broniony przez 1 pułk KOP, gdzie teren nie sprzyjał masowemu użyciu czołgów, nacierała piechota wsparta niewielką ilością wozów pancernych. Toteż atak ten został stosunkowo łatwo zatrzymany. Franciszek Skibiński: Na odcinku 1 pułku KOP nieprzyjaciel nacierał siłami piechoty, której towarzyszyła niewielka ilość czołgów. Natarcie zaległo natychmiast po wyruszeniu i nie czyniło żadnych poważniejszych postępów. Ten kierunek nie budził niepokoju.

Polscy żołnierze we wrześniu 1939 roku
Jan Staszyński: Kompania przygotowała na Obidowej koło kościółka rowy strzeleckie i umocnienia ziemne w kierunku przewidywanego ataku niemieckiego, a celem było zablokowanie autostrady Zakopane – Kraków. (…) Zakopiańska autostrada, która mieliśmy zamykać, tworzyła przed naszymi pozycjami jakby siodło. Od Nowego Targu, w linii prostej zjeżdżała do siodła, a my byliśmy na drugim wzniesieniu siodła, ukryci w ziemnych umocnieniach. Pole ostrzału mieliśmy bardzo dobre, gdyż nie było drzew przy drodze, a dodatkowo zaminowaliśmy drogę do Rdzawki i pastwiska, przez które czołgi mogłyby objechać nasze stanowiska. Dnia 1 września o godzinie 6.10 byliśmy na stanowiskach. Niemiecki samolot zwiadowczy rozpoznawał nasze stanowiska i to kilka razy. Nie mając broni przeciwlotniczej nie mogliśmy mu nic zrobić. Około godziny 19 od strony Nowego Targu pokazał się zwiad czołgów, które po wymianie z nami ognia, zawróciły. W sobotę, 2 września, rano, kolumna około 30 czołgów z Obidowej zaatakowała nas. Pozwoliliśmy im wjechać do siodła, zbliżyć się na odległość strzału i wówczas nasze działko zniszczyło dwa czołgi. Trzeci chcąc wyminąć przeszkodę skręcił na pastwisko i wjechał na minę. Pozostałe wycofały się z zasięgu naszego ognia.

Po południu nastąpiło kolejne niemieckie natarcie. Część sił niemieckich uderzyła w rejonie Chabówki, część ruszyła w kierunku Starych Wierchów, aby górskimi zboczami zejść do Rabki i Poręby Wielkiej. Jan Staszyński: Na szczycie Obidowej, za czołgami widoczne były opancerzone auta z piechotą. Jedne oddziały skierowały się w las na górze Bani, skąd drogi prowadziły do Raby. Duża ilość pojazdów i wojska na szczycie Obidowej kierowała się grzbietem gór, w kierunku na Stare Wierchy. W ten sposób chcieli wyjść na nasze tyły.
Polska zapora przeciwczołgowa na leśnej drodze
Niemcy dotarli do schroniska na Starych Wierchach wieczorem, rozpoczęli ostrzał Poręby i zatłoczonej uciekinierami drogi na odcinku Rabka – Mszana Dolna. Czołowe oddziały po zajęciu Starych Wierchów poprzez Maciejową ruszyły w kierunku Ponic, Rabki i Chabówki. W takiej sytuacji walczący w rejonie Chabówki 1 Pułk Korpusu Ochrony Pogranicza, aby uniknąć okrążenia, otrzymał rozkaz wycofania się z zagrożonego odcinka na wzgórza po obu stronach Rabki. Wieczorem Chabówka została opanowana przez wojska niemieckie.

W walkach tych brała również młodzież licealna, gimnazjalna i absolwenci szkół rzemieślniczych zrzeszeni w Ochotniczy Pluton Pomocniczy. Pluton ten powstał w Nowym Targu, 27 sierpnia 1939 roku, z inicjatywy Powiatowej Komendy Uzupełnień. Uzbrojony został w broń pochodząca z pierwszej wojny światowej. Józef Janus: My – pierwsi ochotnicy, umundurowani, zgłosiliśmy się, 27 sierpnia 1939 roku, do domu przy ulicy Waksmundzkiej 125, w którym mieszkali oficerowie. W ogrodzie przed domem stała kuchnia polowa. Dano nam grochówkę, kawę i papierosy i podzielono nas na poszczególne drużyny. Staliśmy się żołnierzami ósmej kompanii o pseudonimie „Niemen”, która tu stacjonowała. Dowódcą kompanii był por. Rosik, jego zastępcą ppor. Jakubowski. Kompania była częścią 1 Pułku KOP. 1 września 1939 roku, po południu, kiedy od strony Czarnego Dunajca wojska niemieckie zbliżały się do Nowego Targu, pluton otrzymał rozkaz wycofania się w kierunku Chabówki. Ochotnicy, wieczorem, poprzez Stare Wierchy dotarli do Ponic, gdzie zostali zakwaterowani w szkole. Józef Janus: Następnego dnia, już o świcie, odprowadzono nas do Chabówki. Część zgrupowania poszła okopywać się do Rdzawki, by ubezpieczać Chabówkę od południa. Nasze drużyny przeszły tory kolejowe i wyszły na wzgórze Rabki i Zaborni i schodziły do Skomielnej. Były tam już przygotowane okopy, a w nich pełno żołnierzy. W oddali widać było płonące osiedla Wysokiej i Jordanowa. Biła tam artyleria z obu stron. (…) Przed nami sformowano tyralierę, żołnierze zaczęli schodzić w dół. Poszliśmy i my za nimi. Po jakimś czasie, z przodu, odezwały się karabiny maszynowe wroga. Za moment zobaczyłem, jak polną drogą zza lasu wyjeżdżają samochody, a z nich wypadają Niemcy i otwierają do nas ogień z boku. Tyraliera zaległa, plackiem padliśmy i my. Atak się załamał. Żołnierze nasi zaczęli odskakiwać do tyłu, prowadząc jednak ogień. Niektórzy ciągnęli rannych pod górę. Na łące i polach pozostały jednak nieruchome sylwetki. W naszej drużynie nie było strat. (…) Wróciliśmy do Rabki. Noc spędziliśmy w jakiejś restauracji śpiąc na podłodze.
Rabka, cmentarz, kwatera żołnierzy poległych
we wrześniu 1939 roku
Bilans drugiego dnia walki był dla strony polskiej korzystny. Nieprzyjaciel zdobył wprawdzie grzbiety dominujących wzgórz, dające mu wgląd w dolinę Skawy i Raby, ale zyskał zaledwie około 1000 m terenu, za które zapłacił bardzo wysoką cenę w ludziach i sprzęcie. Żołnierze polscy nabrali do siebie zaufania. Franciszek Skibiński: Rozważania nad przebiegiem pierwszego dnia walki pozwoliły na zebranie szeregu wniosków z różnych dziedzin. (…) Przekonaliśmy się, że pomimo ogromnej przewagi nieprzyjaciela, szczególnie w lotnictwie, czołgach i artylerii, jesteśmy w stanie stawiać mu poważny opór i zadawać ciężkie straty. (…) Ten dzień 2 września miał decydujący wpływ na morale żołnierza brygady. Pomimo poniesionych strat nabrał on zaufania do siebie i do swojej broni. Niemiec przestał być dla niego wielką nieznaną: okazało się, że łatwo ugryźć go pociskiem, bagnetem i ręcznym granatem. Czołg też nie taki znów straszny, jak go malują; są sposoby i na czołgi, patrzcie ile ich tam dymi jeszcze na Wysokiej.
Grób poległych żołnierzy niemieckich
Gdy zapadał już zmrok, a walka się kończyła pułkownik Maczek podjął decyzję wycofania się pod osłoną nocy z pozycji, do której artyleria nieprzyjaciela była już wstrzelana, a także z obszaru nadającego się do użycia czołgów. Postanowił przy tym bronić Armii „Kraków” zamykając trzy szlaki: są to drogi z Jordanowa przez Tokarnię - Krzeczów - Pcim, z Skomielnej Białej - przez Tęczyn – Lubień - Pcim i z Rabki - przez Mszanę Dolną - Kasinę Wielką. Kierunku pierwszego miało bronić zgrupowanie płk Dworaka, drugiego - zgrupowanie ppłk Bokszczanina, a trzeci szlak zamykała grupa ppłk Wójcika. W odwodzie znalazły się: dywizjon rozpoznawczy 10 Brygady i kompania czołgów. Obsadzenie wyznaczonych stanowisk dokonano bez zakłóceń. Nieprzyjaciel nie zauważył, że poprzednie pozycje zostały opróżnione i od rana ostrzeliwał je nadaremnie. Franciszek Skibiński: Powyższe rozważania stanowiły podstawę decyzji pułkownika Maczka, powziętej wieczorem 2 września. Myślą przewodnią było zamknięcie wąwozów górskich przez trzy samodzielne zgrupowania, przy zatrzymaniu w ręku silnego odwodu w celu interwencji na każdym z zagrożonych kierunków. Przystąpiliśmy niezwłocznie do pisania i rozsyłania rozkazów szczególnych. (…) Przegrupowania osłaniał dywizjon rozpoznawczy, rozwinięty początkowo przed całym pasem obrony brygady, który miał o świecie odejść do odwodu brygady, do Lubienia. Kompania Vickersów pozostała w ręku dowódcy brygady w Tęczynie. Saperzy otrzymali zadanie zaminowania najdogodniejszych podejść dla broni pancernej w paru zasadniczych punktach, na wszystkich trzech kierunkach. Stanowisko dowodzenia brygady przeniosło się na plebanię - tym razem czysty i wygodny dom w Lubieniu, gdzie niezwłocznie przystąpiono do redagowania ogólnego rozkazu operacyjnego. Zanim usmażyliśmy tę znakomitą pieczeń w kuchni sztabowej, świtało już i ledwo zdołałem umyć się i ogolić przed bitwą, działa niemieckie znad Skawy ogłosiły koniec przerwy.
Niemieccy żołnierze przed bitwą
Działania w dniu 3 września zapoczątkowało lotnictwo polskie dokonując bombardowania eskadrami „Karasi”. Eskadra nr 24 wykonała atak bombowy na Spytkowice. Eskadra nr 31 bombardowała kolumnę pancerną 4 dywizji lekkiej na szosie Nowy Targ - Chabówka. Bombardowania te znacznie opóźniły niemiecki atak. Niestety jeden z „Karasi”, trafiony przez artylerię przeciwlotniczą, spadł kilkaset metrów od kościoła w Orawce. Polegli ppor. obs. Tadeusz Gredecki i kpr. Rudolf Diduch*, trzeci z lotników, zdołał wyskoczyć ze spadochronem, ciężko ranny dostał się do niewoli. Franciszek Skibiński: Nie można się uskarżać na brak wrażeń w tym dniu 3 września. Zaczęło się od przelotu nad naszymi głowami zaraz o pierwszym świcie polskiej wyprawy bombowej w kierunku na Tatry, pewno na skutek naszych meldunków z dnia wczorajszego. Mało ich było, tych Karasi, ale ich widok i głuche detonacje wyrzuconych za Skawą bomb bardzo nas podniosły na duchu - nie zapominają o nas, pomagają! 
„Karaś” – lekki bombowiec lotnictwa polskiego w kampanii wrześniowej
Niemcy nie zorientowali się w naszym nocnym manewrze „odskoku”, zmarnowali sporo amunicji artyleryjskiej na wczorajsze stanowiska brygady, po czym dopiero rozpoznanie ich stwierdziło wycofujące się patrole dywizjonu rozpoznawczego. Zarówno skutkiem tego błędu, jak pewno i nalotu bombowego, właściwe natarcie wyszło późno: zarobiliśmy tanim kosztem sporo godzin dnia tak cennych w manewrze opóźniającym.
Niemiecki bombowiec
Około godziny 8:00 wyszło jednak uderzenie czołgów wsparte potężnym ogniem artylerii oraz atakami lotnictwa bombardującego i szturmowego. Niemieckie oddziały rozpoznawcze wpadły jednak w zasadzki. m.in. pluton motocyklistów 10 pułku strzelców konnych, pod dowództwem por. Wasilewskiego, zniszczył samochód niemiecki zabijając dwóch oficerów i zdobywając teczkę z rozkazami i mapami obrazującymi aktualną sytuację. Zdobycz odesłano natychmiast do Lubnia, gdzie na plebanii znajdował się punkt dowodzenia. Stanisław Maczek: Przenikające rozpoznanie niemieckie wpadało w zasadzki i pułapki. W próżni bowiem, między rzeką Skawą a właściwą pozycją, grasowały patrole dywizjonu rozpoznawczego i 10 pułku strz. konnych, w których wyrabiał się talent i doświadczenie jednego z najlepszych zagończyków i dowódców w przyszłej dywizji pancernej, por. Wasilewskiego. (…) Jego to śmiałe i zaczepne zwroty dały nam pierwszych jeńców, między nimi oficera niemieckiego z sytuacją wyrysowaną na mapie, z której po raz pierwszy dowiedzieliśmy się, że mamy przed sobą dwie dywizje pancerne.
Odznaka 10 pułku Strzelców Konnych
Franciszek Skibiński: Por. Wasilewski (…) zaczaiwszy się z patrolem na południowym skraju Naprawy, wyskoczył na przejeżdżający samochód sztabowy, niemiecki, zabił usiłujących uciekać dwóch oficerów, a co ważniejsze – przysłał teczkę zawierającą rozkazy i mapy z wyrysowaną sytuacją. Przywiózł je podniecony i szczęśliwy motocyklista – strzelec konny, wpadając setką między ptactwo domowe na podwórku plebanii.
Polski krajobraz, w tle Karpaty
Z tych dokumentów płk Maczek dowiedział się, że oprócz 2 dywizji pancernej ma przed sobą również 4 dywizję lekką. Wiadomość ta potwierdziła kolejna zdobycz dostarczona dowódcy. W tym czasie lotnictwo niemieckie atakowało pozycje obronne wojsk polskich. Kilka samolotów dokonało nalotu na stanowisko dowodzenia brygady. Franciszek Skibiński: Ostry gwizdek alarmu lotniczego, który rozdarł powietrze. Zaraz za nim huk silników samolotów idących nisko, tuż prawie idących nad dachami. Żołnierze rzucili się w poszukiwaniu schronienia, obsługa karabinu maszynowego – do swojej broni, nastawiając lufę w kierunku zbliżającego się, choć jeszcze niewidocznego celu. (…) Cel ukazał się natychmiast w postaci czterech kluczy po trzy lekkie bombowce idące od strony Krakowa, w kolumnie – klucz za kluczem. Karabin maszynowy zadygotał długą serią i jednocześnie pierwszy klucz zrzucił wiązkę lekkich bomb. Parę tuzinów wybuchów wstrząsnęło plebanią, ogrodem, całym obejściem. Eksplozje następowały nie jednocześnie, ale jedna za drugą, w odstępie ułamka sekundy, co sprawiało efekt przeciągłego grzmotu. Huk był obrzydliwy, aż bębenki pękały w uszach. Odłamki bomb, grudy ziemi, kamienie, tynk i szkło z gwizdem latały dookoła, żółtawy dym pokrył wszystko. (…) I już było po wszystkim – okolica plebanii poryta dziesiątkami lejów, sąsiedni dom w płomieniach, z podwórka wołano sanitariuszy, jakaś kobieta krzyczała histerycznie.
Niemiecki samolot
Straty po nalocie na szczęście nie były zbyt wielkie, ale uległy zerwaniu napowietrzne linie telefoniczne, co utrudniło łączność z walczącymi oddziałami. W kilkanaście minut później nad sztabem pojawił się niemiecki samolot obserwacyjny, Henschel Hs 126, który prawdopodobnie sprawdzał skutki nalotu. Celnie ostrzelany przez artylerie przeciwlotniczą runął w okolicy Tenczyna. Franciszek Skibiński: W naszych oczach zwinął się w powietrzu jak zabity w locie bażant i na łeb na szyję zaczął spadać korkociągiem w las. Nie wytrzymałem, wskoczyłem do maszyny i pojechałem w stronę upadku. Znalazłem Niemca niezwłocznie, kierując się zwłaszcza zapachem benzyny, którą śmierdział strumyk przecinający w tym miejscu szosę. Nad strumykiem samolot czarny i postrzępiony wisiał tuż nad ziemią na gałęziach połamanych sosen. Natychmiast nadbiegli artylerzyści z pobliskich stanowisk i wyciągnęli spod wraka jego załogę. Jeden z lotników był już niewątpliwym i opalonym trupem. Drugi żył jeszcze, choć widać było, że nie ma ani jednej kości całej i wszystko wewnątrz jest poobrywane i porozbijane. Kanonierzy zebrali tę żyjącą miazgę w spadochron i położyli na boku szosy. Kiedy zajechał samochód sanitarny, Niemiec jeszcze jęczał. Lotnicy mieli z sobą mapę, która ocalała. (…) Gdy wracałem z mapą od samolotu, lekarz schylił się właśnie nad rannym lotnikiem i dotknął go ręką. Wtedy ten zerwał się, siadł o własnych siłach, wrzasnął strasznym głosem i padł na wznak nieżywy.
Zestrzelony niemiecki samolot obserwacyjny Henschel Hs 126
Ze zdobytej mapy wynikało, że Niemcy dysponują w tym rejonie jeszcze 3 dywizja górską. Tak więc stało się jasne, że polska brygada walczy z co najmniej dziesięciokrotną przewaga nieprzyjaciela. Stanisław Maczek: Jeszcze w tym samym dniu 3 września zestrzelony przez baterię przeciwlotniczą brygady lotnik niemiecki z klucza, który z wielkim hukiem, ale bardzo nieszkodliwie bombardował kolumnę brygady na szosie zakopiańskiej, dał w prezencie jeszcze jedną mapę z wyrysowaną sytuacją z dużą kolumną za obiema dywizjami pancernymi, oznaczoną jako dywizja górska.
Rozbity zaprzęg z armatą wz.02/26
Wiadomość ta została potwierdzona przez jeńców, których schwytano po rozbiciu czołgu. Przyprowadzeni do sztabu zostali poddani przesłuchaniu przez oficera informacyjnego. Franciszek Skibiński: Pierwszy z nich cichy i potulny zachowywał się grzecznie, na pytania odpowiadał bez zająknięcia. Powiedział co wiedział, potem wyprowadzono go na podwórze, gdzie w nagrodę dostał zupę. Następny – podoficer – przystojny wysoki blondyn wykazał zgoła odmienne ustosunkowanie się do zagadnienia. Z pogardliwą miną włożył ręce do kieszeni, rozkroczył się i oświadczył, że w ogóle nie będzie odpowiadał. „Dobrze, dobrze – odpowiedział mu oficer informacyjny – ale tymczasem zachowuj się przyzwoicie wobec oficerów, wyjmij łapy z kieszeni i stań w postawie zasadniczej.” Na to szkop odpowiedział najbezczelniej, że dla niego oficerem może być tylko Niemiec. Bardzo smutno zrobiło się na sercu kapitanowi Stankiewiczowi i prawie ze łzami w oczach powiedział do starszego ułana z ochrony sztabu, chłopaczka dwumetrowego: „Piotruś, przyjacielu, daj mu w mordę.” Piotruś trzasnął na odlew, aż nadczłowiekowi głowa kiwnęła się tam i z powrotem, a blond loczki rozleciały się w nieładzie. Jeszcze nie przebrzmiało klaśnięcie, gdy nasz niegrzeczny gość stał na baczność, wyciągnięty jak struna i zaczął pokornie, a z pośpiechem odpowiadać na wszystkie zadawane mu pytania, dodając to i owo z własnej pilności.
Rozbity niemiecki samochód pancerny
Tymczasem napór oddziałów wroga na siły obrońców był coraz silniejszy. Niemcy wkroczyli do opuszczonego Jordanowa. Jednak marsz jednostek pancernych został spowolniony przez zawały i barykady zbudowane przez miejscową ludność. Sam rynek zatarasowany był ściągniętym z całej okolicy sprzętem rolniczym. Opóźniło to natarcie na pozycję 10 pułku strzelców konnych. W ciągu dnia Niemcy wielokrotnie powtarzali ataki przy użyciu czołgów i wsparciu lotnictwa, które były jednak odpierane przez strzelców płk Bakszczanina. Dopiero około godziny 16, nastąpił na tym odcinku kryzys, gdy oprócz ataku frontalnego czołgów, idących miedzy szosą a Naprawą, niemieckie oddziały strzelców górskich dokonała obejścia lasem i wdarła się w ugrupowanie obronne tego pułku od strony Lubonia Małego. Na szczęście nastąpiło uderzenie brygadowej kompanii czołgów „Vickers” i odwodowego szwadronu pułku, co uratowało sytuację, lecz obrońcy zostali zepchnięci do rejonu Krzeczowa. Stanisław Maczek: Po sukcesach rannych na przedpolu obrony, pułk od południa odpierał natarcia niemieckie, które z godziny na godzinę przybierały na sile, tak ognia wspierającej artylerii, jak i ilości wprowadzonych czołgów i piechoty zmotoryzowanej. Gdzieś koło godziny 16, gdy odwód pułku nastawiał się do interwencji na prawym skrzydle, gdzie wzdłuż szosy natarcie niemieckie zyskiwało zwolna na terenie, na skrzydle lewym, opierającym się o las na stromym skalistym urwisku, piechota niemiecka, jak się potem okazało z dyw. górskiej, przeskrzydliła szwadron 10 strz. konnych i zaczęła go spychać w dół ku szosie. Sytuacja bardzo krytyczna, gdyż oba ruchy przeciwnika bardzo groźne dla obrony a reagować można tylko jednym szwadronem odwodowym dzielnego rtm. Tomkowicza. Oddałem dowódcy pułku płk Bokszczaninowi kompanię czołgów Vickersów, wymógł przeciwuderzenie na prawym swym skrzydle, podrywając do uderzenia czołowy, trzymający się zresztą dzielnie szwadron, co pozwoliło na użycie rtm. Tomkowicza do zlikwidowania obejścia przez góry.
Polska tankietka zdobyta przez Niemców, Beskid Wyspowy
W tym czasie nacisk na 24 pułk ułanów w rejonie wsi Chrobocze był niewielki. Niemcy skierowali natomiast jeden z pułków pancernych na Osielec, usiłując wyjść na tył brygady przez Łętownię. Działanie to było jednak na tyle powolne, że nie wpłynęło na zmianę sytuacji w ciągu całego dnia. Dopiero po zmroku 24 pułk ułanów otrzymał rozkaz wycofania się w rejon Łętowni.
Polskie stanowisko artyleryjskie rozbite we wrześniu 1939 roku.
1 pułk KOP przez cały dzień opóźniał posuwanie się niemieckiej 4 dywizji lekkiej wzdłuż szosy z Rabki do Mszany Dolnej. Ppłk Wójcik musiał przy tym brać pod uwagę możliwość oskrzydlenia swych wojsk przez pododdziały 3 dywizji górskiej maszerującej górami z Poręby Wielkiej przez Niedźwiedź do Mszany Górnej. Wieczorem pułk zaczął obsadzać północny brzeg rzeki Mszanka. Już po zmierzchu Batalion „Snów I” został zaskoczony uderzeniem około 30 czołgów w bardzo niekorzystnym dla siebie, otwartym terenie, w dolinie rzeki. Batalion uległ częściowemu rozproszeniu, poniósł duże straty, a czołgom udało się wedrzeć w obsadzoną właśnie pozycję. Jednocześnie pododdziały 3 dywizji górskiej uderzyły od Mszany Górnej. Tylko dzięki natychmiastowej pomocy, w zagrożony rejon wysłano 13 tankietek TK–3, sytuacja została opanowana. Powstrzymano nieprzyjaciela i obsadzono pozycje na północnym brzegu Mszanki. Franciszek Skibiński: Oto, gdy pułkownik Wójcik przeprowadzał jakieś przegrupowanie nad rzeczką Mszanką, nieprzyjaciel wykorzystał zarówno moment, jak i pasmo sprzyjającego terenu i uderzył przez zaskoczenie dużą ilością czołgów na jeden z batalionów, zadając mu poważne straty, a w paru miejscach przejeżdżając przez stanowiska batalionu. Pułkownik Wójcik miał duże trudności z utrzymaniem północnego brzegu Mszanki i z odzyskaniem utraconych chwilowo stanowisk.
Niemiec ogląda zdobycz wojenną.
Ostatecznie wieczorem trzeciego dnia bojów pozycje polskie ukształtowały się następująco: Łętownia – Krzeczów - Mszana Dolna - Mszana Górna. Na wszystkich odcinkach parcie nieprzyjaciela zostało powstrzymane, jednak wobec zagrożenia wschodniego skrzydła przez dwie niemieckie dywizje sytuacja stała się trudna. Franciszek Skibiński: Położenie oddziałów brygady w tym czasie, u schyłku dnia walki, przedstawiało się następująco: zgrupowanie 24 pułku ułanów w rejonie Łętowni - w styczności z dość pasywnym nieprzyjacielem; zgrupowanie 10 pułku strzelców konnych na grzbiecie pod Krzeczowem, po ciężkiej, całodziennej walce; 1 pułk KOP, raczej wstrząśnięty wieczornym natarciem i poniesionymi stratami, trzymał Mszanę Górną i Dolną. Odwód zbierał się ponownie w Lubieniu i Krzczonowie.
Żołnierze niemieccy we wrześniu 1939 roku
W takiej sytuacji płk Maczek oceniając zagrożenie wydał następujące rozkazy:
1. Kierunku na Myślenice bronić wzdłuż szosy zakopiańskiej.
2. W rejonie Pcimia nadejdzie wzmocnienie w postaci jednego batalionu KOP i jednej baterii haubic skierowanych tam rozkazem dowództwa armii „Kraków”.
3. Wszystkie pozostałe oddziały 10 Brygady przerzucić w nocy samochodami przez Myślenice i Dobczyce do rejonu Kasiny Wielkiej i tam wspólnie ze zgrupowaniem ppłk Wójcika uderzyć na nieprzyjaciela.
Armata 75 mm
Franciszek Skibiński: Pułkownik Maczek zdecydował się wykonać zwrot zaczepny większością sił brygady na kierunku operacyjnie najważniejszym. W tym celu w wąwozie myślenickim miał pozostać zastępca dowódcy brygady z 10 pułkiem strzelców konnych. (…) Pozostała część organicznych oddziałów brygady, a więc 24 pułk ułanów, dwie kompanie czołgów, dywizjon rozpoznawczy, reszta batalionu saperów, reszta dywizjonu przeciwpancernego, bateria 75 mm - miały zostać przerzucone nocą przez Myślenice i Dobczyce do rejonu Kasiny, połączyć się tam z 1 pułkiem KOP i jego środkami wsparcia (bateria 65 mm, działa ppanc, czołgi TKS) i o świcie uderzyć w kierunku południowym.
Żołnierze niemieccy przy uszkodzonym polskim czołgu
Wykonanie tej decyzji nie było proste. Część sił przewidzianych do natarcia rozpoczęła ruch o zmroku. Trasa wiodła przez Myślenice i Dobczyce do Kasiny Wielkiej, co stanowiło około 60 km. Przemarsz przez Myślenice odbył się bez przeszkód mimo niemieckiego ostrzału artyleryjskiego. Natomiast droga przez Dobczyce okazała się koszmarem. Franciszek Skibiński: Droga do Myślenic była wolna, same Myślenice znacznie mniej niebezpieczne, niż to sobie wyobrażaliśmy. (…) Po opuszczeniu oświetlonych pożarami Myślenic i zanurzeniu się w ciemna drogę na Dobczyce, natknęliśmy się po raz pierwszy w tej wojnie na zjawisko zatorów drogowych. Droga była szczelnie zapchana przez nie kończące się kolumny samochodów i wozów konnych, cywilnych i wojskowych, stada bydła i tłumy pieszych uciekinierów.
Polscy jeńcy wojenni
Nieoczekiwaną i największą przeszkodą okazały się jednak tłumy pieszych, masy pojazdów, a nawet stada bydła powodujące całkowite zablokowanie dróg. Przebijanie się przez te zatory, usuwanie wozów i samochodów splątanych na całej szerokości drogi było przedsięwzięciem niezwykle trudnym. Należało jednak jak najszybciej przybyć na miejsce koncentracji. Stanisław Maczek: Nocny przemarsz przeszło 60 km dla jednostek pancerno- motorowych, bez świateł z powodu zagrożenia lotniczego, jest już sam w sobie ciężką pracą. Ale wyczynem będzie przepchanie kolumn drogami w wąwozach bez możności zejścia z drogi, szczególnie dla sprzętu ciężkiego, przez te nieprawdopodobne zatory samochodów, wozów o zaprzęgu konnym, ręcznych wózków dziecięcych, uciekającej z płonących wiosek ludności. Kolumna motorowa co chwila utyka, posuwa się z szybkością nieraz nóg, pracujących ciężko na czole regulatorów ruchu i oficerów sztabu. W pewnych momentach na długie minuty i kwadranse zastyga w bezruchu wobec większych węzłów i pogmatwań. Dodać do tego trzeba przemęczonych śmiertelnie kierowców wozów i naloty choćby rozpoznawcze i ciągłą ich grozę. Była to istna Golgota dla plutonu regulacji ruchu, ich energicznego dowódcy rtm. Pieregorodzkiego, szefa sztabu brygady i oficerów, którzy w tym pomagali.
Polacy uciekający przed nadciągajacym frontem.
Wiele krzywd pozostawili żołnierze polscy na tych kilkudziesięciu kilometrach. Było to tym tragiczniejsze, że zdawali sobie oni sprawę z tego iż ich rodziny nogą się znajdować w podobnej sytuacji gdzieś na innych drogach Polski. Franciszek Skibiński: Na góralskim wozie spała cala rodzina, chłop w kożuchu, kobieta z dwojgiem małych dzieci i cielę śpiące na wozie z reszta rodziny. Pies przywiązany na łańcuchu pod wozem. Mała dziewczynka tuliła kota w objęciach. Widać było wyraźnie, ze jeżeli zepchnie się do rowu ten właśnie wóz, to ciężarówka stojąca za nim będzie mogła przejechać na prawą stronę drogi i cały ten korek da się rozplatać. Wozy wyciągną się w jedną linie po prawej stronie, czoło brygady będzie mogło ruszyć i przejść przynajmniej ten odcinek. Zaświeciłem latarką w oczy ludziom śpiącym na furce. Złazić z wozu! Chłop obudził się i zaczął wyłazić ociągając się i niechętnie mrużąc oczy w świetle mojej latarki.
- Do rowu z tym wozem!
Dziewczynka z kotem przestraszyła się i zaczęła płakać głosem mojej Krysiuni. A minuty płynęły i brygada stała.
- Do rowu!
- Panie, kobieta chora, małe dzieci!
Ach diabli, czyż ja sam nie widzę, że kobieta chora, że małe dzieci! Nie wiem, czy to kurz, czy łzy dusiły mnie w gardle, kurz czy łzy przeszkadzały widzieć. Żal mi było tego starego chłopa jak rodzonego ojca – żebyś wiedział diable, że wolałbym rzucić w kurz drogi Colta i beret, i czarną skórę, zostać z tobą i pomóc wyratować babę, cielę, kota, chabetę i psa, a najbardziej małą dziewczynkę płaczącą głosem Krysiuni. Nie męcz dłużej!
- Do rowu …synu!
Chłop zgiął się w pół, zdjął czapkę, jeszcze prosił. Znów przepadały minuty. Brygada stała, zagrożenie dla skrzydeł armii wzrastało. Wyrwałem chłopu bat i lejce. Zacząłem prać chabetę z całych sił po sterczących żebrach, kobieta podniosła histeryczny wrzask, dziewczynka zanosiła się od łkań, koń ruszył, ponaglony ciosami bata i moim dzikim wrzaskiem – chrypieniem, dał się wpędzić do rowu, za nim przechylił się wóz… i nie patrzyłem, co się dalej stało. Dziura w zatorze była wybita.
(…) Zostawiliśmy za sobą niemało krzywdy ludzkiej, niemało przekleństw spadło na nasze głowy. (…) Może kiedyś ktoś pokrzywdzony przez żołnierzy w czarnych skórach i czarnych beretach w czarna noc wrześniową na drogach południowo – zachodniej Polski przeczyta te słowa. W imieniu swoim i żołnierzy brygady proszę o przebaczenie i zrozumienie; myśmy wtedy wierzyli bez cienia wątpliwości w słuszność naszego postępowania – nie było innego wyjścia.
Uciekinierzy w okolicach Rabki
Brygada przeszła w rejon Kasiny Wielkiej i choć opóźniona, zdążyła jeszcze uprzedzić natarcie niemieckie. Budził się kolejny, piękny, jesienny dzień, 4 września 1939 roku. Użycie 1 pułku KOP w planowanym natarciu okazało się niemożliwe, ze względu na wyczerpanie żołnierzy wieczornymi i nocnymi wypadkami. Płk Maczek zdecydował się na uderzenie siłami 24 pułku ułanów wspartego przez dywizjon rozpoznawczy, kompanię czołgów „Vickers”, kompanie tankietek TKS i TK. Siły te zostały wsparte ogniem dwóch baterii artylerii. Uderzenie całkowicie zaskoczyło Niemców. W pierwszym impecie oddziały wroga zostały zepchnięte z przełęczy pomiędzy Lubogoszczą a Śnieżnicą i odrzucone w kierunku Mszany Dolnej. Zniszczono trzy niemieckie czołgi, wzięto jeńców. Franciszek Skibiński: Natarcie wyszło stosunkowo późno, uprzedzając wszelako działanie nieprzyjaciela, i było najwidoczniej dużym zaskoczeniem dla Niemców, ponieważ z miejsca uzyskano poważne sukces. Zdobyto najpierw wzgórza na południowy zachód od Kasiny Wielkiej, a następnie grzbiet na północny wschód od Mszany Dolnej. Na polu walki pozostały trzy nieprzyjacielskie czołgi. Wzięto jeńców z 4 dywizji lekkiej. Straty własne wynosiły około piętnastu zabitych.
Wrak rozbitego czołgu niemieckiego
Jednak siły atakujących wojsk szybko słabły. Niemcy po zatrzymaniu polskiego kontrataku przeszli ponownie do natarcia. Pierwszy atak nieprzyjaciela został odparty, a niemiecka 4 dywizja lekka poniosła znaczne straty. Drugi atak, wykonany po południu, poprzedzony silnym przygotowaniem artyleryjskim i wsparty kilkudziesięcioma czołgami, wyparł Polaków z zajmowanych przez nich pozycji i zepchnął ich na północ. Franciszek Skibiński: Niemcy w ciągu dnia atakowali dwukrotnie, z tym że pierwszy atak odparto ze znacznymi dla nich stratami, ale trzeba było wyciągnąć z odwodu jeden batalion KOP do ubezpieczenia lewego skrzydła, któremu zagrażało obejście. Drugi atak poprzedzony poważnym przygotowaniem artyleryjskim i wykonany przez masę czołgów wspartych kawalerią zmotoryzowaną, odrzucił zgrupowanie 24 pułku ułanów na stanowiska wyjściowe, które utrzymano do nocy. W każdym razie mogliśmy sobie powiedzieć, że zysk terenowy na najważniejszym dla przyjaciela kierunku operacyjnym wynosił w dniu 4 września około zero kilometrów.
Zniszczony wóz chłopski we wrześniu 1939 roku
Józef Janus: O świcie zrobił się ruch, wydano rozkazy. Nam kazano odmaszerować do Kasiny. (…) W południe wróg uderzył. Wybuchały pociski, dołem szły czołgi. Przed nami pojawili się w wielkiej masie piechurzy, siekąc w koło ogniem. Ktoś kazał się cofać. Czyniliśmy to ostrzeliwując się nieco, lecz gdy z trzaskiem i hurkotem zaczął wyłaniać się z zarośli tuż przed nami czołg, uciekali już wszyscy bezładnie starając się dopaść zbawczego lasu, dającego pewną ochronę. W nocy polskie oddziały wycofały się z Kasiny Wielkiej.

Tymczasem szosą zakopiańską parły ku Myślenicom czołgi 2 dywizji pancernej. Niemcy w tym rejonie rozpoczęli natarcie o 8 rano i spychali 10 pułk strzelców konnych na północ. Po godzinie 20 pierwsze niemieckie czołgi dotarły w okolice Myślenic. 
Po bitwie, zdobyty polski czołg
W kolejnych dniach 10 Brygada Kawalerii Zmotoryzowanej prowadziła ciężkie walki w rejonie Myślenic i Dobczyc. W czasie kampanii wrześniowej dotarła aż pod Lwów. Następnie w całym składzie przeszła na Węgry.

Tymczasem rankiem, 3 września 1939 roku, wojska niemieckie od strony Ponic przez Łęgi oraz przez Maciejową i Słone dotarły do Rabki.
Ciężka bateria przeciwlotnicza Schwere Flak w Jabłonce
Odgłosy walki w okolicach Rabki ucichły wieczorem 3 września 1939 roku. Żołnierze płk Maczka i Korpusu Ochrony Pogranicza wycofali się w kierunku Lubnia i Mszany Dolnej. Jeszcze następnego dnia słychać było odgłosy walk dochodzących okolic Myślenic i Kasiny Wielkiej, ale bitwa graniczna została przegrana.
Pluton Vickersów
Wojska niemieckie dotarły do obrzeży Rabki w nocy 2 września 1939 roku. Poprzez Stare Wierchy zeszły do Ponic i dotarły na Łęgi, a przez Maciejową na Słone. Rankiem 3 września 1939 roku wkroczyły do Rabki.
Rabka, widok na ulicę Orkana
Tak te pierwsze dni wojny wspomina mieszkaniec Rabki Andrzej Skowroński: Mój ojciec był komendantem Straży Pożarnej, a mama prowadziła sklep. Dzień 1 września pamiętam jakby był on wczoraj. Było to ogromne przeżycie. Mieszkaliśmy w „organistówce”, gdzie pokój dzieliłem z bratem. Jak na owe czasy żyliśmy w luksusowych warunkach. Wcześnie rano przyszła mama i obudziła mnie. Spostrzegłem, że brata już nie ma, a mama powiedziała: 
- Jędrek! Wstawaj szybko! Umyj się i ubierz, bo nie ma czasu, zaraz Ci podam śniadanie!
Posłuchałem mamy wstałem i podszedłem do okna a tam ujrzałem całą masę furmanek, jadąca od strony rynku w stronę Zarytego. Pomyślałem, że przecież nie jadą na jarmark, bo kierują się przeciwną stronę, nie mogłem zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi. Mało tego na tych furmankach siedziały kobiety z dziećmi, wozy ciągnęły krowy, barany, kozy. Byłem bardzo ciekaw co się dzieje, poszedłem zapytać mamy i wtedy ujrzałem siedzących na ławach strażaków. Było ich kilkunastu. Stał także wóz strażacki, który moim zdaniem był „udekorowany” gałęziami. Tak to odebrałem. Pomyślałem, że przecież nie ma zielonych świątek, więc po co ten samochód tak ubrany? I właśnie w tej chwili dowiedziałem się od mamy co się dzieje. Powiedziała: 
- JEST WOJNA!. 
Budynek Straży Pożarnej, Rabka, 1939 rok
Zacząłem zadawać pytania, ponieważ byłem bardzo przerażony i zastanawiałem się co z nami będzie. Mamusia opowiedziała mi w skrócie, że ludzie uciekają, gdyż niedaleko jest granica i Niemcy nas napadli i mogą wkroczyć także do Rabki. Gdy ubrałem się i zacząłem jeść śniadanie usłyszałem samolot, który wtedy był niesamowitą sensacją, bo samolotów prawie w ogóle nie było. Tylko raz na jakiś czas nad Rabką pokazał się jakiś mały samolot, to młodzi i starzy wychodzili z domu i patrzyli w niebo. Mówili: 
- Ósmy cud świata! Samolot. 
Dowiedziałem się, że na Bani było bardzo dużo ludzi, którzy zaczynali kopać okopy. I właśnie wydarzenie, które najbardziej zapamiętałem z tego dnia to, gdy samolot latał od strony Gilówki w stronę Bani i tam zrzucał nie bomby lecz granaty. Z tego co wiem to na szczęście nic nikomu się nie stało. Gdy ten samolot robił koło nad Chabówką, poszliśmy z bratem na front domu i spostrzegliśmy, że podjechała pod nasz dom ciężarówka z trzema żołnierzami. Wysiedli oni z samochodu i pobiegli przed nasz dom w pobliżu którego ustawiona była ogromna hałda kamieni, która przygotowana była do naprawy drogi. Mieli oni ze sobą karabin. Ustawili go na tej hałdzie i gdy samolot był blisko oddali kilka serii strzałów, a ten zaczął się palić. Niestety spadł on na tartak, który zlokalizowany był wtedy na Łęgach i momentalnie eksplodował. Piloci, Niemcy, zginęli. A co więcej doszczętnie spalił się cały tartak. Ludność była bardzo wdzięczna żołnierzom polskim, za to, że zestrzelili ten samolot i uratowali wielu ludziom życie. Ich reakcja była niesamowita. Zaczęli ich ściskać, podrzucać do góry, aż się bałem, że im krzywdę zrobią. 
Stanowisko przeciwlotniczego ckm wraz z obsługą
Potem była chwila spokoju. W tym czasie rozmawialiśmy z mamusią, która mimo wszystko była bardzo podenerwowana. Niedługo potem zrobił się ponownie chaos. Strażacy zabrali 2 samochody i pojechali wraz z ojcem. Okazało się, że kolejny samolot niemiecki krążył nad stacją kolejową w Chabówce. Tak jak poprzedni został on zestrzelony, zapalił się i spadł we wsi Skawa do stawu, w którym gospodarz miał ryby. Od razu na miejsce ruszyli strażacy, ale niedługo potem wrócili. Ojciec powiedział mamie, by spakowała najpotrzebniejsze rzeczy, gdyż Niemcy zbliżają się do Rabki i że nas zawiezie na Słone. I tak zrobił. Gospodarze bardzo życzliwie nas przyjęli. Ojciec wrócił z powrotem do Rabki. W domu, gdzie nas zostawił zaczęło przybywać bardzo dużo osób. Między innymi rodzina mieszkająca w „Wawelu”. Po chwili przyszedł bardzo zmęczony ojciec i poinformował nas, że jutro bardzo wcześnie rano wyruszam do wojska. Gdy ojciec nas zabrał, w domu została babcia, gdyż mieliśmy gospodarstwo: krowy, świnie, kury itd., którego nie chciała zostawić. Babcia chyba sobie sprawy nie zdawała z tego, że mogła zginąć. Opowiadała nam, że widziała jak na Gilówce kilku żołnierzy polskich, którzy prawdopodobnie przez radiostacje kierowali ogniem. Gdy Niemcy ostrzeliwali Sądecką to jeden z pocisków padł przed nasz dom. Kolejny upadł, nie wybuchając, w ogrodzie koło plebanii i przez bardzo długi okres czasu tam leżał. Ksiądz Zdebski wiele razy interweniował do Niemców by ten pocisk zabrali i w końcu to zrobili.
Jeden z rabczańskich budynków zniszczony podczas bombardowania
Nastał 2 września. Zmówiliśmy rankiem z ojcem modlitwę. Pożegnaliśmy się bardzo czule, tatuś nas pobłogosławił, apelował, że gdyby zginął mamy mamie pomagać, słuchać ją, żebyśmy nie mieli do niego żalu, że poszedł walczyć o Polskę. Gdy już wyszli zaczęliśmy płakać. Nie dało się powstrzymać łez. Atmosfera w sobotę była okropna. Pod wieczór do domu, w którym się znajdowaliśmy przyszła grupka polskich strasznie zmęczonych żołnierzy. Gospodarze dali im mleko i wodę, a także coś do jedzenia, by mogli zaspokoić pragnienie. Następnie udali się w dalszą drogę.
Rabka, widok na Luboń
W niedziele 3 września usłyszeliśmy trzask artylerii. Nastąpiło poruszenie. Nagle ktoś rzucił hasło byśmy uciekali do wąwozu. Tak też zrobiliśmy. Było tam kilkadziesiąt osób, głównie kobiety z dziećmi. Będąc już w tym wąwozie usłyszeliśmy szum, dziwny warkot. Okazało się, że to niemiecki samochód pancerny. Gdy żołnierze nas zobaczyli momentalnie skierowali w naszą stronę lufy karabinów maszynowych. Wybuchła histeria. Jeden z Niemców zaczął coś krzyczeć ich językiem. Nikt nie wiedział o czym on mówi, tylko jedna pani zrozumiała i zaczęła z nim rozmawiać. Nie wiem jak to się stało, ale nie zrobili nam krzywdy, a wręcz przeciwnie rozkazali nam wrócić do domów i że nie ma powodu do obaw. Gdy wracaliśmy do domu okazało się , że nasz sklep, tak jak wszystkie pozostałe, został zrabowany. Było to bardzo przykre i przygnębiające, szczególnie dla mamusi. W nocy wojska niemieckie wyruszyły w stronę Olszówki.
Kwatera główna wojsk niemieckich w Rabce,
budynek Gimnazjum dr Wieczorkowskiego
Wkraczający do Rabki żołnierze niemieccy podpalili zabudowania dworskie, gdzie mieściło się Męskie Gimnazjum dr Wieczorkowskiego. Prawdopodobnie gdzieś w jego okolicy znajdował się punkt obserwacyjny obrony przeciwlotniczej, który kierował ogniem polskiej artylerii. W ten sposób Niemcy chcieli sterroryzować i zastraszyć mieszkańców. Władze terenowe, już 1 września, opuściły Rabkę. Wójt Franciszek Bala i sekretarz gminy Józef Jankowski ewakuowali się na wschód. Podobnie uczynili pracownicy zakładu Kąpielowego i członkowie Komisji Zdrojowej. Rabka wyludniła się gdyż część mieszkańców poszła za przykładem władz. Jednak nie wszyscy opuścili zdrojowisko. Doktor Teodor Cybulski senior i doktor Ludwik Łuka zorganizowali prowizoryczne szpitale dla rannej ludności cywilnej i żołnierzy. Szpitale zorganizowane zostały miedzy innymi w sanatorium dr Cybulskiego, u sióstr Nazaretanek i w „Pałacyku Babuni”. Andrzej Skowroński: Wkraczające oddziały niemieckie zrobiły bardzo potężne szkody. Spalili dwór w Rabce, w którym mieściło się prywatne gimnazjum, liceum, internat, oraz budynek straży pożarnej z dużym wyposażeniem.
Gimnazjum męskie dr Wieczorkowskiego
Dzień wkroczenia wojsk niemieckich został odnotowany przez ks. Mateusza Zdebskiego w kronice parafialnej kościoła św. Marii Magdaleny: Ostatnia wojna światowa nie oszczędziła tutejszej parafii. Wojska niemieckie wkroczyły do Rabki w drugim dniu wybuchu wojny t. j. 2 września 1939 roku, znacząc swój pochód napastniczy, pożarami domów, rozstrzeliwaniem lub aresztowaniem wielu mężczyzn, którzy nie dając się porwać fali tłumów uciekających w popłochu przed najeźdźcą pozostali w domach swoich. 
Ksiądz prałat Mateusz Zdebski
Pierwsze oddziały zbrojne zaraz po wkroczeniu wyprowadziły pozostałych księży miejscowych t. j. Ks. Proboszcza Zdebskiego, Kochana i Pietraszkę, wikarjuszów ówczesnych z plebanii i postawili ich pod płotem na rozstrzelanie, jeżeli zarządzona rewizja plebanii i zabudowań gospodarczych wykryje jakiekolwiek ślady żołnierza polskiego lub porzuconej broni. Na szczęście nie znaleziono niczego, choć uciekający żołnierz polski w nieładzie, głodny i przemęczony, zrzucał broń gdziekolwiek aby tylko ujść cało przed przeważającymi siłami nieprzyjaciela.
Stary kościół w Rabce
5 września 1939 roku na plebanii kościoła Marii Magdaleny pojawili się przedstawiciele niemieckich władz wojskowych. Nakazali oni ks. Mateuszowi Zdebskiemu objęcie funkcji tymczasowego burmistrza. Ksiądz proboszcz już po wojnie w kronice parafialnej zapisał: Dnia 5 września 1939 roku zjawiło się na plebanii Gestapo, indagując mnie, gdzie ludność, gdy oświadczyłem, że uciekła przed żołnierzami, zapytano mnie dlaczego ja nie uciekłem. Kiedy odpowiedziałem, że jako proboszcz miałem obowiązek pozostać na stanowisku, wówczas zamianowano mnie – mimo protestu z mej strony – burmistrzem miasta. Polecono ogłosić ludności, gdy wróci, aby składała wszelką broń, na plebanii, jeśli po 2 tygodniach, znajdą u kogo broń, nie oddaną, zostanie rozstrzelany. Nadto kazano mi być w kontakcie z Komendantem miasta i wypełniać jego polecenia. Dzięki temu, ze broń była składana na plebanii uratowałem życie mężczyźnie, którego przyprowadziło do mnie Gestapo z zapytaniem, czy oddał broń – niedobrzy sąsiedzi oskarżyli go przed Gestapo. Po moim oświadczeniu, że broń została oddana przez niego, puszczono go wolno, choć żadnej broni nie oddawał.” Pierwsze zarządzenia okupanta dotyczyły więc zdania wszelkiej broni pozostałej po niedawnych walkach. Bardzo szybko nakazano również oddanie wszystkich odbiorników radiowych. Andrzej Skowroński: „Ludzie tymi wszystkimi zarządzeniami byli zaniepokojeni i zszokowani. Trzeba było oddać broń i radio. Ojciec także podporządkował się tym zarządzeniom, jednak zostawił sobie krótką broń, ale absolutnie nikt poza nim o tym nie wiedział. Pomimo licznych sprzeciwów, ludność podporządkowała się, bo wiedziała, że jedyną karą jest śmierć.
Kościół św. Marii Magdaleny w Rabce
Dzięki stanowisku burmistrza ks. Mateusz Zdebski mógł, 7 września 1939 roku, wraz z komendantem miasta, kpt. Hubnerem, udać się do zajętego przez Niemców Krakowa gdzie spotkał się z Księciem Metropolitom Kardynałem Adamem Sapiehą. Podczas rozmowy zdał mu relację z sytuacji panującej w terenie. Doniosłem Mu, że kościół w Skomielnej Białej spalony, Ks. Sitarz przyłapany, otrzymał strzał w głowę, kula na szczęście przeszła obok mózgu, jako ranny został wywieziony do szpitala; również kościół w Lubniu spalony, moc domów popalonych. Ks. Metropolita polecił założyć natychmiast Komitet niesienia pomocy rannym i pozbawionym dachu nad głową.
Rabka, ulica Orkana
W połowie września Niemcy zorganizowali Zarząd Gminy. Na plebanii przy kościele św. Marii Magdaleny zebrała się grupa mężczyzn, mieszkańców Rabki. Przybyli na wezwanie ks. Mateusza Zdebskiego z polecenia kpt. Hubnera. Zebrani reprezentowali różne grupy społeczne: księży, lekarzy, nauczycieli i rolników. W ten sposób powstała dziesięcioosobowa Rada Gminy.
Kserokopia odpisu dokumentu powołującego
Zarząd Gminy Rabka, 15 wrzesień 1939 rok
Wójtem gminy wybrano Antoniego Nawarę, a jego zastępcą Stanisława Mlekodaja. Poza nimi do rady weszli: ks. dziekan Mateusz Zdebski, ks. kanonik Stanisław Dunikowski, dr Teodor Cybulski, dr Ludwik Łuka, Sebastian Kapłon, Jan Palarczyk, Ludwik Klempka, Józef Wójciak. Wszyscy członkowie rady zostali zakładnikami, zobowiązano ich do utrzymania spokoju i porządku na terenie Rabki. Rozpoczęła się hitlerowska okupacja Rabki.
Antoni Nawara
Andrzej Skowroński: W pierwszych tygodniach okupacji w Rabce ludność była ogromnie przygnębiona. Przestały funkcjonować piekarnie. Mieliśmy jednak piecyk, w którym mamusia piekła ogromne chleby. A my chodziliśmy i rozdawaliśmy go najbiedniejszym, którzy potrzebowali pomocy. Jako jedni z niewielu mieliśmy zrobione zapasy (mąkę, zboża) nie dlatego, że rodzice spodziewali się, że wybuchnie wojna, a dlatego, że gdy ojciec chodził i sprzedawał po wszystkich wsiach opłatki, to nie za pieniądze tylko za zboża. Ojciec był niesamowicie dobrym człowiekiem. Wszystkim pomagał podobnie jak mamusia. W każdą niedzielę i święta nim siadaliśmy do stołu, mama dawała nam odpowiednie bańki i ja wraz z rodzeństwem zanosiliśmy biednym sąsiadom obiad. Do Rabki przyjechała pani Lisowska z synem (który był moim rówieśnikiem) i z młodszą córeczką, bez męża, gdyż ten został zamordowany w Katyniu. Była bez środków do życia. Mój ojciec wymyślił, że każdego dnia będzie dostawała te 3 obiady od jednej rodziny. I tak też się stało. Z tego co pamiętam my dawaliśmy obiad w piątek, pewnego roku wigilia wypadała w piątek i wraz z rodzicami i rodzeństwem przygotowaliśmy dla nich wigilię. Ojciec zawsze powtarzał, że tak wspaniałej społeczności jak społeczność góralska to nigdzie nie spotkał.
Andrzej Skowroński  z katechetą
ks. Justynem Bulandą
* prawdziwe nazwisko kaprala brzmi Widuch (zobacz komentarz).

Zespół Historia Rabki serdecznie dziękuje panu Andrzejowi Skowrońskiemu za udzielenie wywiadu!

Dziękujemy za udostępnienie zdjęć panu Piotrowi Kuczajowi!

11 komentarzy:

  1. Witam, mam jedynie uwagę do fotografii użytych w artykule, na jednej jako żywo stoi porzucony sowiecki T-26 a za nim KW-2 więc nijak nie pasują do kampanii wrześniowej na Podkarpaciu, podobnie zdaje się zdjęcie z czołgami PzKpfw II i III z których te drugie są w wersji produkowanej po 1940 roku. Oba zdjęcia najbardziej pasują mi do drugiej połowy 1941 roku i "Barbarossy". To gwoli "prawdy ekranu", może się czepiam ale użyte częściej przekłamania lub nieścisłości wchodzą do powszechnego użytku i są później powielane. Za to zdjęcie Vickersa E bardzo ciekawe i niespotykane a jak najbardziej pasujące do tematu 10 BKZmot.

    /*
    Autor: Zbyszek
    Data: 2009-12-29
    Godzina: 00:41:04

    Komentarz przeniesiony z poprzedniej strony Historii Rabki
    */

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękujemy za komentarz! Przepraszamy za błędy, uwagi zostały już naniesione. Pozdrawiamy! Zespół Historia Rabki

      /*
      Autor: Historia Rabki
      Data: 2010-03-03
      Godzina: 07:18:07

      Komentarz przeniesiony z poprzedniej strony Historii Rabki
      */

      Usuń
  2. Fajnie jakby autor się jeszcze znał...Ale ostatnio coraz więcej osób pisze o rzeczach, o których nie ma pojęcia. 1/ Na pierwszym zdjęciu nie jest czołg niemiecki, a dwuwieżowy 7TP! 2/ Na trzecim zdjęciu nie jest to kolumna polskich czołgów, a niemieckich! 3/ Na piątym zdjęciu to nie czołgi 10BK, a czołgi 7TP poczas pokazu na Polu Mokotowskim w Warszawie. Nie było ich nigdy w 10 BK 4/ Zdjęcie ósme to nie TKSy z 10BK, bo zdjęcie zrobiono w innej jednostce. Trochę uwagi...

    /*
    Autor: Pathe39
    Data: 2009-02-15
    Godzina: 22:38:27

    Komentarz przeniesiony z poprzedniej strony Historii Rabki
    */

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękujemy za Pana uwagi! Pisząc ten artykuł opieraliśmy się na różnych materiałach i stąd te nieścisłości. Jeżeli chodzi o zdjęcia to pochodzą one z różnych źródeł i nie posiadaliśmy do większości z nich opisów. Pana uwagi wkrótce naniesiemy na artykuł. Jeszcze raz dziękujemy! Pozdrawiamy! Zespół Historia Rabki

      /*
      Autor: Historia Rabki
      Data: 2009-02-26
      Godzina: 17:25:37

      Komentarz przeniesiony z poprzedniej strony Historii Rabki
      */

      Usuń
  3. KIEDY ŁOŚ WALCZYŁ W POLSKICH SIŁACH ZBROJNYCH?????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????

    /*
    Autor: Pathe39
    Data: 2009-02-15
    Godzina: 22:41:48

    Komentarz przeniesiony z poprzedniej strony Historii Rabki
    */

    OdpowiedzUsuń
  4. Poprawne nazwisko wspomnianego w treści rannego porucznika to Pffenhoffen – Chłędowski. Zmarł w Koblencji w 1996 roku.

    /*
    Autor: MirKasp
    Data: 2010-12-31
    Godzina: 20:41:39

    Komentarz przeniesiony z poprzedniej strony Historii Rabki
    */

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękujemy za uwagi! Zostaną ona wkrótce naniesione. Pozdrawiamy!

    /*
    Autor: Historia Rabki
    Data: 2011-02-24
    Godzina: 15:34:28

    Komentarz przeniesiony z poprzedniej strony Historii Rabki
    */

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam. Przeczytałem z wielka chęcią i zainteresowaniem artykuł "Tragiczny Wrzesień" który znajduję się na waszej stronie. Mam jednak jedną drobna uwagę odnośnie tego artykułu. Można w nim przeczytać że 3 września zginął kpr. Rudolf Diduch. Jest to nieprawda. Prawdziwe nazwisko tego kaprala to Widuch. Był to brat mojej prababci a pomyłka może wynikać z tego że początkowo myślano że rzeczywiście tak się nazywał. Ogień zniszczył papiery i nazwisko zostało przekręcone. Pozdrawiam serdecznie twórców strony. Paweł Widera.

    /*
    Autor: Paweł Widera
    Data: 2009-04-03
    Godzina: 15:24:30

    Komentarz przeniesiony z poprzedniej strony Historii Rabki
    */

    OdpowiedzUsuń
  7. Miejsce kaźni Polaków u wylotu doliny Wielkiej Suchej Doliny (Dolina Chochołowska). Symboliczny grób pomordowanych 27 grudnia 1939 r. przez żołnierzy niemieckich, w tym właśnie miejscu. Mimo ekshumacji zwłok, która odbyła się w październiku 1949 r. i przeniesieniu prochów na cmentarz do Chochołowa, nagrobek pamiątkowy pozostawiono. Znajduje się on po lewej stronie potoku, przy wylocie doliny. Otoczony sztachetowym płotem,, wyznaczony betonowym krawężnikiem (3,26 x 2,04 m), z betonowym krzyżem przy jednym z krótszych boków, na nim tablica pod szkłem zawierająca następujący tekst: \"Ciężko jest dla ojczyzny pracować, jeszcze ciężej walczyć za nią. Trudniej umierać, ale najtrudniej cierpieć. Tu zostali wymordowani w biały dzień przez siepaczy hitlerowskich. Było ich dziewięciu, między nimi prof. Antoni Nawara z Rabki. Dnia 27 XII 1939 r. Nazwiska pozostałych ośmiu osób nieznane. Ekshumacja zwłok odbyła się w październiku 1949 roku. Prochy zostały przeniesione z miejsca mordu Suchej Doliny do Chochołowa i tam na cmentarzu spoczywają. Cześć ich pamięci. Za komitet SI - CH.\" Obecnie dopisane są pozostałe nazwiska.

    /*
    Autor: busiek56
    Data: 2009-08-15
    Godzina: 2009-08-15

    Komentarz przeniesiony z poprzedniej strony Historii Rabki
    */

    OdpowiedzUsuń
  8. zdjęcie przedstawiające dwa zniszczone czołgi na leśnej drodze nie pochodzi z 1939 r., jest późniejsze. Na wspomnianym zdjęciu widać dwa sowieckie czołgi. Zdjęcie prawdopodobnie wykonane w 1941 r. Pozdrawiam

    /*
    Autor: Grzegorz
    Data: 2010-02-09
    Godzina: 18:15:11

    Komentarz przeniesiony z poprzedniej strony Historii Rabki
    */

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękujemy za komentarz! Przepraszamy za błędy, uwagi zostały już naniesione. Pozdrawiamy! Zespół Historia Rabki

      /*
      Autor: Historia Rabki
      Data: 2010-03-03
      Godzina: 07:19:11

      Komentarz przeniesiony z poprzedniej strony Historii Rabki
      */

      Usuń