niedziela, 29 czerwca 2008

Śladami Kostki-Napierskiego

Połowa XVII wieku to bardzo trudne lata w historii Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Szalejąca od 1648 roku nad Dzikimi Polami, czyli wschodnimi krańcami kraju, wojna polsko-kozacka miała ogromny wpływ na sytuację gospodarczą, społeczną i militarną państwa. Wojna ta to efekt nieudolnej polityki Rzeczpospolitej wobec Kozaczyzny. Sprawiła ona, że na niepokonanym wizerunku Polski zaczęły pojawiać się rysy, poprzez które można było dojrzeć pierwsze oznaki słabości państwa. Społeczeństwo szlacheckie zadufane we własną potęgę, zlekceważyło siłę i możliwości wojska zaporoskiego złożonego głównie z piechoty chłopskiej. A przecież szlachta i wojsko, które zostało wysłane do tłumienia powstania Chmielnickiego, miało okazję poznać zalety bojowe Kozaków, kiedy całkiem niedawno, pod wodzą hetmana kozackiego Piotra Sahajdacznego, walczyli w obronie granic Rzeczypospolitej.

Obóz Zaporożców, mal. Józef Brandt
Skutkiem takiego podejścia było wciągnięcie kraju w długotrwałą wojnę z Kozakami, a klęski pod Żółtymi Wodami i Korsuniem stanowiły zimny prysznic wskazujący, że samo wyobrażenie własnej potęgi militarnej tu nie wystarczy, a z przeciwnikiem należy się liczyć. Kampania, która miała się zakończyć szybkim stłumieniem buntu Chmielnickiego przeciągała się, a nawet przyjęła niekorzystny dla Rzeczypospolitej obrót. Jednak po ponad roku nieustannych zmagań obie strony potrzebowały wytchnienia, co doprowadziło do podpisania tzw. Ugody Zborowskiej. Jednak każda ze stron nie była z niej zadowolona, wiadomo było, że wznowienie działań militarnych było tylko kwestią czasu. Ten czas został wykorzystany na przygotowanie do dalszych zmagań.


Sejm Rzeczypospolitej na przełomie listopada i grudnia 1650 roku uchwalił podatki na utworzenie 50-tysięcznej armii oraz zwołanie pospolitego ruszenia w celu ostatecznego stłumienia buntu kozackiego. Ogłoszono nowe zaciągi, które wiosną 1651 roku miały wyruszyć w kierunku Dzikich Pól.

Przygotowania hetmana kozackiego nie ograniczyły się do samego uzupełnienia i wyekwipowania swoich wojsk. Nawiązał też porozumienie z księciem Siedmiogrodu Jerzym II Rakoczym, który miał go wesprzeć, napadając w odpowiednim momencie na Polskę przez Podhale. Sam Jerzy Rakoczy II, mimo nieprzychylnego nastawienia do Polski, nie palił się zbytnio do zadzierania z potężnym sąsiadem, więc czekał na rozwój wypadków.

Jednak zagrożenie napadu od strony południowej przez Podhale było realne i władze Rzeczypospolitej miały informacje o porozumieniu Chmielnickiego z Rakoczym. Dlatego wyruszający na wojnę z Kozakami król Jan Kazimierz Waza, uniwersałem z 6 maja 1651 roku, dał biskupowi krakowskiemu Piotrowi Gembickiemu szerokie pełnomocnictwa do obrony województwa. Sam duchowny, niezbyt zadowolony z tego faktu, starał się uniknąć tego obowiązku. Pisał do króla, aby wyznaczył kogoś innego do tego zadania, gdyż sam nie ma sług do własnej ochrony, a co dopiero robić zaciągi dla obrony wewnętrznej. Przede wszystkim jednak prosił o dobrego dowódcę. Jako, że król pozostał głuchy na te prośby, biskup z własnej szkatuły musiał zaciągać ludzi, dbać o zaopatrzenie miasta w żywność i broń. Tak więc Piotr Gembicki, po odejściu pospolitego ruszenia, był najważniejszą osobistością w województwie krakowskim. Reprezentował władzę kościelną i świecką. Zorganizowane przez niego szczupłe zaciągi stanowiły jedyną realną siłę obronną.

Piotr Gembicki
Hetman kozacki, wykorzystując spowodowaną Ugodą Zborowską przerwę w walkach, sięgnął po jeszcze jedną metodę mającą osłabić przeciwnika w zbliżającej się batalii. Tym razem od wewnątrz. Jako swoisty rodzaj dywersji porozsyłał emisariuszy na tereny Rzeczypospolitej, aby ci w odpowiednim momencie wywoływali bunty i ruchawki chłopskie bądź zbuntowanej szlachty. W odpowiednim momencie, wraz ze zbliżaniem się wojsk zaporoskich, mogliby wzniecać powstania. Działania takie wzmogłyby dezorganizację, zmusiłyby wysłanie oddziałów polskich na tyły. Buntownicy mogliby nawet bezpośrednio wspomagać uderzenia wojsk kozackich, jak to miało miejsce na Ukrainie. Aktywność tych emisariuszy wzmogła się wiosną 1651 roku wraz z wyjściem pospolitego ruszenia w kierunku Ukrainy. Jednak ich działalność nie spełniła nadziei Chmielnickiego. Stosunkowo niewielkie bunty chłopskie, z których największe było w Wielkopolsce, zostały szybko stłumione. Ilość złapanych wichrzycieli i ich zeznania świadczą o zasięgu ich akcji, a także o tym, iż w Koronie i na Litwie zdawano sobie sprawę, że działalność taka jest prowadzona. Poza tym cesarz Ferdynand III już wcześniej przekazał informację do Jana Kazimierza o próbach organizowania przez nich zaciągów na terenie Śląska.

Wydawać by się mogło, że na Podhale, znajdujące się setki kilometrów od bezpośrednich wydarzeń militarnych, docierać mogą tylko echa wiadomości z odległego teatru działań. Obecność chorągwi Krzysztofa Ossolińskiego i Zachariasza Czetwertyńskiego na przełomie 1650 i 1651 roku, na zamku w Czorsztynie, w drodze na wojnę z Kozakami, z pewnością dała się we znaki miejscowej ludności. O podobnej sprawie słyszymy ze skargi mieszkańców okolic pobliskiego Krościenka na stacjonujący tam 300 osobowy pułk piechoty. Jednak wojska te przebywały na tym terenie przez niezbyt długi okres.

Koleje losu sprawiły, że pewne wydarzenia na Podhalu znalazły się w centrum uwagi nie tylko króla i całej Rzeczypospolitej, ale również w pismach poselskich innych krajów. Zamek w Czorsztynie, który od czasów Kazimierza Wielkiego pełnił rolę strażnicy granicznej, zyskał sławę jako główna scena wydarzeń.

Ruiny zamku w Czorsztynie
Zwiastunem bliskości odległej wojny było pojawienie się późną wiosną 1651 roku na Podhalu niejakiego Aleksandra Kostki Napierskiego, tytułującego się pułkownikiem wojsk królewskich. Kim był ten człowiek? Właściwie do dziś nie wiadomo. Nawet nie mamy pewności czy przytoczone tu imię i nazwiska są prawdziwe. A w toku całej jego działalności (tej, o której nam wiadomo), podawał ich jeszcze kilka.

Przed powstaniem podpisywał się na dokumentach Aleksander Leon ze Sztemberku Napierski. W czasie interesujących nas wydarzeń przedstawia się jako Aleksander Leo (Lew) ze Sztemberku Kostka. Po schwytaniu przyznał się do nazwiska Napierski. W czasie tortur zeznał, że jest nieślubnym synem króla Władysława IV Wazy (!!!!), a potem, że nazywa się Wojciech Stanisław Bzowski.

Władysław IV Waza
Jako, że była to niezwykle tajemnicza postać, ustalenie jego wcześniejszej działalności jest bardzo trudne. Jednak jest to kluczowa postać opisywanych wydarzeń, więc wskazanie skąpych, nie do końca pewnych informacji jest niezbędne dla przedstawienia wcześniejszych losów głównego bohatera.

Wiadomo, że był szlachcicem. Oprócz polskiego znał język niemiecki i łacinę oraz posiadał lepsze wykształcenie niż przeciętny szlachcic. Był paziem na dworze królowej Cecylii Renaty, pierwszej żony króla Władysława IV. W czasie wojny 30-letniej służył w wojsku królowej szwedzkiej Krystyny jako kapitan i organizował wśród Polaków zaciągi wojskowe na jej rzecz. Skąd się tam wziął? Pewnie zaciągnął się jako młody chłopak, lub służył w wojsku cesarskim, a dostawszy się do niewoli szwedzkiej przeszedł do nich i zdobył ich zaufanie. Świadczy o tym jego korespondencja (1645) ze szwedzkim feldmarszałkiem Gustawem Karolem Wranglem. Był zatem doświadczonym żołnierzem, który z „niejednego pieca chleb jadał.”

W roku 1646 na rozkaz króla Władysława IV Wazy wszystkie polskie formacje walczące w wojnie 30-letniej zostały wezwane do kraju w związku z planami wojny tureckiej. Skutkiem tego znajdujemy naszego bohatera w Gdańsku (1648), gdzie jako zaufany króla (?) wybiera się z tajną misją do Madrytu. Dotarł tylko do Sztokholmu, a rzekome tajne listy królewskie, które wiózł ze sobą już wtedy wzbudzały wątpliwości, co do ich autentyczności. Nie należy jednak zupełnie wykluczać udziału Napierskiego w tajnej misji królewskiej, która wobec rychłej śmierci monarchy (1648) została przerwana bądź straciła znaczenie. Dalej ślad się urywa aż do przybycia na Podhale. Tylko, że… w międzyczasie był on w obozie Chmielnickiego. Wiemy to, bo miał ze sobą jego pisma. Bywał też u Jerzego Rakoczego II.

Napierski ubierał się na styl zachodni. Był on „...wzrostu niewielkiego, cienki, młody, wąs czarny sypał się, bródka mała spiczasta, włosy wielkie, kędzierzawe…” - tak naoczny świadek opisuje jego wygląd w czasie, gdy go schwytano. Mógł mieć około 30 lat. A jeśli był naprawdę Wojciechem Stanisławem Bzowskim, to dokładnie 34 lata.

Pod koniec kwietnia lub na początku maja 1651 roku Aleksander Kostka-Napierski zjawia się w Nowym Targu. Okazując polecające go listy królewskie na organizowanie zaciągów wojskowych wśród górali podhalańskich, zostaje ugoszczony przez podstarostę nowotarskiego Wiktoryna Zdanowskiego. Ten okazuje mu dalekosiężną pomoc, goszcząc jako wysłannika królewskiego, nawet zapraszając na rodzinne posiłki. Zdanowski nie wie jednak, że owe listy królewskie są sfałszowane przez Marcina Radockiego, rektora miejscowej szkoły w Pcimiu. Nie zdaje sobie również sprawy, że jego gość ma też przy sobie ukryte pisma od Chmielnickiego.

Trudno określić kiedy Napierski nawiązał kontakt z Radockim. Możemy przypuszczać, że jadąc do Nowego Targu. Sam Marcin Radocki był pochodzenia chłopskiego lub mieszczańskiego. Przebywał w Pcimiu kilkadziesiąt lat, zjednał sobie chłopów, a nawet ożenił się z chłopką. Wykorzystując swoje wykształcenie, bronił tej warstwy ludności, czy to biernie – pisząc listy i petycje, czy też czynnie - występując przeciw szlachcie.

Przebywając w Nowym Targu Aleksander Kostka-Napierski rozpoczął agitację wśród miejscowej ludności - co ciekawe nie tylko wśród górali, ale nawet pośród miejscowej szlachty. Wysłannik królewski, mający pełne poparcie podstarościego, zdobywając zaufanie okolicznej szlachty mógł dotrzeć do miejscowego chłopstwa i zbójników. To oni mieli stanowić trzon jego formacji. Plan był bardzo sprytny. Wiedział, że jako szlachcic, poza tym obcy na tym terenie, nie pociągnie za sobą górali, jedynie jako reprezentant samego króla będzie osobą, której można zaufać. Mamił więc wszystkich tymi rzekomo królewskimi listami i opowiadał, że z rozkazu króla przeprowadza werbunek żołnierzy w celu obrony granicy południowej przed najazdem księcia Jerzego Rakoczego II.

Biskup krakowski Piotr Gembicki bardzo szybko dowiedział się o działalności Napierskiego na Podhalu. Uspokojony przez mieszczan nowotarskich, że „ów Kostka” nic złego nie robi, nie interweniował. Jednakże bacznie obserwował jego poczynania. Szczególnie cennym informatorem był proboszcz z Szaflar, którego listy docierały regularnie do biskupa.

Rzekomy wysłannik króla chcąc wywołać powstanie na Podhalu, trafił na idealne warunki społeczne, gospodarcze i prawne wiodące ku temu celowi. Ludność góralska, szczególnie przywiązana do swojej wolności, broniła jej przez pokolenia. Dawne królewskie dokumenty gwarantujące te przywileje były przechowywane z dużą pieczołowitością. Jeżeli bierny lub czynny opór przeciw próbom ucisku zawodził, wówczas ludność ta uciekała w góry, na Węgry, na Śląsk lub zasilała bandy zbójnickie. Ciągły opór i warunki geograficzne doprowadziły, że ludność ta nie płaciła takich powinności jak na innych terenach Rzeczypospolitej. Pańszczyzna nie była tu nawet zbliżona do poziomu ogólnokrajowego. Każda próba zwiększenia ucisku rodziła bunty. Przechodziły one z pokolenia na pokolenie i stały się niemal tradycją. Podczas tych buntów wyłaniali się naturalni przywódcy, którzy nie tylko dowodzili podczas zamieszek, ale byli również reprezentantami w sądach krakowskich, nowosądeckich a nawet warszawskich.

Największe nasilenie takich zamieszek przypadło na lata 1624–1633, kiedy starostą nowotarskim był Mikołaj Komorowski. Dał się góralom tak we znaki, że rozpoczęli oni regularne powstanie. Punktem szczytowym był dwukrotny atak na Nowy Targ 9 stycznia i 17 maja 1631 roku. W pierwszym ataku brało udział około 500 osób, a w drugim około dwóch tysięcy pieszych i konnych, z bębnami i chorągwiami. Jednym z ich przywódców był Stanisław Łętowski z Czarnego Dunajca zwany Marszałkiem. Powstanie upadło z powodu złej organizacji, ale spowodowane nim wrzenie ludności przetrwało do 1651 roku. Pozyskanie więc przywódcy pokroju Łętowskiego przez Kostkę-Napierskiego wzmocniłoby sprawę.

Około 12 czerwca Napierski informując Zdanowskiego, że wyjeżdża na polowanie, zebrał umówionych sobie ludzi w liczbie około 40 i przez Bukowinę Waksmundzką i Lubań dotarł do Czorsztyna. W nocy 14 czerwca 1651 roku bez większego trudu zajął zamek. Załogi w zamku nie było, gdyż starosta czorsztyński Jerzy Plattemberg zabrał ją ze sobą na wojnę z Kozakami. W zamku był tylko dzierżawca miejscowy Żyd Salomon Włochowicz i jeden hajduk. Pozostawienie zamku bez załogi, w końcu twierdzy granicznej w obliczu zagrożenia ze strony Jerzego Rakoczego II, to był karygodny błąd Jerzego Plattemberga. Szlachta domagała się później nawet odebrania mu starostwa.

Próba odtworzenia XVII – wiecznego wyglądu zamku w Czorsztynie.
Tak mógł wyglądać podczas powstania Kostki-Napierskiego. 
Zajęcie zamku czorsztyńskiego nie było głównym celem Napierskiego. Był to tylko etap do dalszych działań. Stanowić miał sygnał dla agitowanych wcześniej górali i chłopów z Pogórza do powstania. Na 24 czerwca wyznaczył marsz na Kraków, podczas którego miały po drodze dołączać luźne grupy zbuntowanego chłopstwa. Ostateczną bazą zaopatrzeniowo-wypadową do uderzenia na dawną stolicę miał być klasztor benedyktynów w Tyńcu. Sam Napierski wystawił dla tego klasztoru uniwersał, aby wojska powstańcze, w razie dotarcia tam, oszczędziły to miejsce. Kiedy Kostka tam bywał? Tego dokładnie nie wiadomo, tak jak nie wiemy co go bezpośrednio łączyło z klasztorem w Tyńcu.

Kolejne pytania dotyczą celowości zajęcia zamku czorsztyńskiego. Możemy się domyślać, że nie liczył na szybkie nadejście w te rejony Kozaków Chmielnickiego. Było za daleko, a na drodze stało jeszcze wojsko Rzeczypospolitej. Bardziej liczył na nadejście sił Rakoczego, niejako otwierając mu granicę.

Czorsztyn, widok z dziedzińca zamku dolnego
Po zajęciu zamku Kostka Napierski przystąpił do jego umacniania. Dlatego wysyłał polecenia wstawienia się podburzonym przez niego chłopom z łopatami. Jednocześnie gromadził żywność i porozsyłał posłańców do Krakowa i Lubowli z poleceniem skupu broni, prochów i ołowiu. Wysłannicy ci zostali szybko wyłapani, gdyż od 1648 roku istniał surowo przestrzegany zakaz sprzedaży prochu tzw. ludziom luźnym w obawie przed zamieszkami.

Polecenie przybycia na zamek wysłał też Napierski do Stanisława Łętowskiego. Jednak szczytem bezczelności było wysłanie listu do biskupa Gembickiego, aby ten mu przysłał działek, prochu i kul w celu ochrony zamku przed niebezpieczeństwem węgierskim. Piotr Gembicki przejrzał już jednak prawdziwe zamiary Napierskiego. Można to wnioskować z jego korespondencji z proboszczem z Szaflar. Po 14 czerwca, a więc po zajęciu zamku, listy te emanują przerażeniem. Z ich tonu cała sprawa pachnie buntem chłopskim. Sam biskup o sytuacji zawiadamia króla Jana Kazimierza, który przebywa wtedy z wojskiem w obozie pod Beresteczkiem na Ukrainie.

Wbrew oczekiwaniom Napierskiego, biskup zamiast oczekiwanych przez niego działek, prochu i kul, wysyła starostę dobczyckiego Michała Jordana na czele 60 dragonów i 25 ludzi piechoty. Już 18 czerwca pojawiają się oni pod murami Czorsztyna z rozkazem ustąpienia przez Kostkę z zamku. Napierski ani myślał się podporządkowywać poleceniu biskupa, prezentując wspomniane listy królewskie. Jordan spróbował więc siłą wypełnić rozkaz biskupa Gembickiego. Jego ludzie sforsowali furtę zamku dolnego i przez dziedziniec dostali się pod budynek bramny, którego pozostałości możemy jeszcze dziś oglądać. Po wyrąbaniu bramy ruszyli dalej i usiłowali wyłamać wrota do baszty Baranowskiego. Tutaj jednak natarcie utknęło. Próbowali podłożyć ogień, jednak obrońcy szybko go ugasili.

Fragment baszty Baranowskiego
Baszta Baranowskiego, której budowę rozpoczął w 1629 roku ówczesny starosta Jan Baranowski (II), była solidną i nowoczesną jak na tamte czasy budowlą. Czterokondygnacyjna wieża z oknami przystosowanymi do prowadzenia ognia artyleryjskiego, wzmacniała obronność zamku i przystosowywała go do nowych warunków pola walki. Nawet dziś jej pozostałości robią wrażenie i obok muru tarczowego jest najbardziej charakterystycznym elementem czorsztyńskiego zamku.

Starosta Michał Jordan musiał więc odstąpić od oblężenia. Przywiódł ze sobą zbyt słabe siły. Na dodatek dotarły do niego wieści, że od strony Czarnego Dunajca duży oddział chłopski zbliża się do Czorsztyna. Nie wrócił jednak do Krakowa. Ze swoimi dragonami kręcił się po okolicy oczekując posiłków i nowych rozkazów. Jego ludzie prawdopodobnie poturbowali podstarościego Zdanowskiego, biorąc odwet za nieudaną akcję pod zamkiem.

Sytuacja stawała się coraz bardziej napięta. Zajęcie zamku czorsztyńskiego przez Kostkę miało być sygnałem do wybuchu powstania. Zbuntowani chłopi zaczęli się organizować w grupy, które jednak zamiast ruszać pod Czorsztyn, czekały na kolejny ruch Napierskiego. Być może chciały dołączać do głównych sił powstańczych w czasie ich marszu na Kraków. Na dodatek szybka reakcja biskupa krakowskiego na zaistniałą sytuację, spowodowała jeszcze większą dezinformację. W dokumentach znajdujemy opisy, że całe grupy chłopów przychodziły do dworów i księży z zapytaniem co mają robić oraz po której stronie stanąć. Z jednej strony był człowiek podający się za wysłannika króla, a z drugiej przedstawiciele biskupa głoszący, że ten pierwszy to zdrajca i łotr.

Po odejściu Jordana Napierski triumfował. Napisał nawet krótki poemat o swoim triumfie nad starostą dobczyckim. Wysłał list do podstarościego Zdanowskiego z poleceniem przybycia na zamek, ale ten zdążył się już zorientować do czego Kostka dąży. Najważniejszym dokumentem napisanym przez Napierskiego był „Uniwersał wzywający chłopów do powstania” wydany w Czorsztynie 22 czerwca 1651 roku. Wzywał w nim aby przybywali oni czym prędzej pod jego komendę do Czorsztyna i razem z nim bronili króla przed szlachtą, bo chce ona rokosz uczynić. Jednakże nie wolno im wierzyć w żadne pisma królewskie, nawet podpisane i opieczętowane przez monarchę, gdyż musiał on je wydać bojąc się szlachty. Ogłasza na 24 czerwca marsz na Kraków, podczas którego zabrania atakowania kościołów i wsi, przy których na tyce będzie wieniec. Istotną sprawą jest, że namawia do walki przeciw szlachcie. Jest to o tyle ważne, że dotychczasowe bunty chłopskie w tym regionie, skierowane były zawsze przeciwko konkretnej osobie krzywdzącej chłopów. Górale nie wyobrażali sobie podważenia ustroju szlacheckiego. W tym uniwersale Kostka Napierski wyraźnie ich do tego namawia, a także do rabowania dworów i bogatych plebanii. Bo jak inaczej zrozumieć słowa: „…i będą dwory ślacheckie wasze i to wszystko co w nich zastaniecie.” Albo „Mająli oni was wniwecz obracać do ostatka, lepiej, że ich wy sami obrócicie.”

Zasięg terytorialny powstania można określić jako miejsce przebywania głównych przywódców - Napierski w Czorsztynie, Marcin Radocki w Pcimiu i Stanisław Łętowski w Czarnym Dunajcu. Otrzymali oni listy od przywódcy powstania z poleceniem przybycia do Czorsztyna. Radockiego jakieś sprawy zatrzymały w Pcimiu, jednak nadal kierował buntem w kasztelanii krakowskiej. Łętowski przybywa do Czorsztyna witany strzałami na wiwat z broni palnej jednak przyprowadza tylko kilkanaście osób wbrew oczekiwaniom Kostki Napierskiego. O tej zbliżającej się grupie chłopów słyszał Jordan. Tylko liczba ludzi była mocno przesadzona. Przybycie grupy starego marszałka Łętowskiego zwiększyło liczbę powstańców stacjonujących w zamku do około 50 osób. Wśród nich na pewno było paru zbójników. Z imienia znamy niejakiego Pawełka, który wcześniej agitował na rzecz Napierskiego, a także był jakiś Czepiec uratowany przez Kostkę z jakiejś egzekucji. Choć roli zbójników w tym zrywie nie należy przeceniać, to byli oni wartościowi ze względu na obycie w walce i umiejętność posługiwania się bronią.

Widok z zamku górnego
Jak pokazała późniejsza historia, z usług ludzi tej profesji korzystała i Rzeczypospolita. W schyłkowym okresie potopu Nowy Sącz został wyzwolony spod okupacji szwedzkiej przez górali. Wśród nich musiało być przynajmniej kilkunastu zbójników. Wątpliwe bowiem, aby w takiej akcji brali udział tylko ludzie zajmujący się uprawą roli, a ich doświadczenie bojowe opierało się jedynie na karczmianych bójkach. 

Biskup Piotr Gembicki, jakkolwiek zdawał sobie sprawę z groźby sytuacji, to po wycofaniu się Jordana spod Czorsztyna wpadł niemal w przerażenie. Po 19 czerwca ton jego listów do Jana Kazimierza odzwierciedla nastrój, jaki panował w pałacu biskupim. Świadomy odpowiedzialności, jaka na nim ciąży, natychmiast zorganizował nową ekspedycję, która miała zdławić powstanie. Pod dowództwem pułkownika Wilhelma Jarockiego wysłał około 1000 żołnierzy pieszych i konnych z biskupiego państwa muszyńskiego, szlachtę ze swojego księstwa siewierskiego, ze starostwa spiskiego i górali żywieckich. Mając jeszcze 6 armat stanął pod Czorsztynem 22 czerwca. Tym razem wojska biskupa były przygotowane do prowadzenia oblężenia. Zanim doszło do ostrzału zamku Jarocki próbował podstępem wywabić Napierskiego zza murów i porwać go mówiąc, że ma wiadomość do przekazania osobiście i na osobności. Przywódca powstania chyba zorientował się, że to mistyfikacja, gdyż z zamku nie wyszedł.

Rozpoczęło się oblężenie. Załoga zamku żywności miała pod dostatkiem jednak bardzo szybko została pozbawiona wody. Jedyna studnia znajduje się na zamku dolnym, a tę część pierwszego dnia zajęli ludzie Jarockiego. W myśl zamierzeń budowniczych na wypadek oblężenia, na zamku górnym znajduje się cysterna wykuta w skale. W obliczu zagrożenia należało ją napełnić wodą przynoszoną w wiadrach ze wspomnianej studni. Gwoli ciekawostki, dziś tę cysternę napełniają turyści wrzucając monety. Czemu Kostka jako doświadczony oficer, spodziewając się oblężenia jej nie napełnił? Tego nie wiemy. Może nie wierzył, że tak szybko pozwoli się otoczyć w zamku. Albo, że ruszy na Kraków zanim wojska biskupa staną pod Czorsztynem.

Uzbrojenie obrońców było liche. Prochy, po które posłał Kostka nie nadeszły. Zaczęto więc brać ołów z opraw okiennych i witraży i przetapiać go na kule, siekano gwoździe, wyrywano płyty z podłóg i rzucano nimi w oblegających. Atakujący ostrzeliwali zamek z armat i być może uszkodzili jedną z baszt. Jednak szkody nie były duże jak wykazały późniejsze opisy. Szturmy przeprowadzano najpewniej od strony północno–wschodniej, gdyż tam znajdowały się bramy i było najłatwiejsze podejście. Należy wykluczyć atak z kierunku południowo-zachodniego. Tutaj, od strony Dunajca, zamek stał na 100-metrowej, prawie pionowej skale. Dziś już nie możemy podziwiać tego waloru obronnego, gdyż woda z utworzonego tu Jeziora Czorsztyńskiego przykryła w większej części tę skałę.

Zwerbowani przez Napierskiego ludzie nie stanowili zdyscyplinowanej grupy. Trudno ich porównać z regularnym wojskiem. Widząc przewagę liczebną oblegających, nie przejawiali zbytniej chęci do walki. Poza tym Kostka obiecywał, zwłaszcza zbójnikom, bogate łupy z dworów i plebanii. Tymczasem coraz bardziej jawiła im się mało ponętna wizja pala, haka bądź szubienicy. Zapewne ktoś z obrońców zaczął przebąkiwać o bezsensowności obrony i poddaniu się, ale Napierski, który w trakcie walk został ranny nie zgodził się. Nawet w tak beznadziejnej sytuacji militarnej zachowywał się jakby liczył na zwrot w akcji. Wobec tego zwolennicy kapitulacji, których w miarę przedłużania się walk przybywało, postanowili wejść w układy z dowódcą wojsk biskupich. Jarocki zgodził się za cenę poddania zamku i wydania przywódców powstania puścić ich wolno. Wobec tego obrońcy związali Napierskiego i Łętowskiego i poddali zamek 24 czerwca. Dowódca wojsk biskupich umowy dotrzymał. Wszyscy obrońcy, oprócz dwóch głównych przywódców, zostali puszczeni wolno. Zapewne fakt ten wpłynął na uspokojenie nastrojów na Podhalu.

Widok z zamku średniego
Obserwując postępowanie Napierskiego podczas oblężenia, można wnioskować jakby oczekiwał na coś. Czy miały to być zbuntowane oddziały chłopskie, które ukrywały się po lasach i miały przyjść na odsiecz Czorsztynowi? A wraz z nimi zbójnicy, którzy pojawili się na podtatrzańskich bezdrożach? Czy oczekiwał oddziałów zwerbowanych na Śląsku? A może miał to być Jerzy Rakoczy II? Poza tym mógł przecież poddać Jarockiemu zamek i być może uratowałby głowę. Nie był typem desperata. Jego działania cechował realizm. Jako doświadczony oficer, dla którego szkołą życia była wojna 30-letnia, mógł lepiej przygotować zamek do obrony. Marszałek Łętowski przyprowadził tylko kilkunastu ludzi, więc musiał zdawać sobie sprawę, że oczekiwane masy chłopstwa i zbójników raczej nie dotrą. Wiadomości o dużych grupach zbuntowanych i uzbrojonych górali, które dotarły do Krakowa okazały się plotką. Rozpuszczali ją prawdopodobnie żołnierze Michała Jordana chcąc usprawiedliwić własną klęskę pod Czorsztynem. Aczkolwiek niewielkie grupy ludzi oczekiwały po lasach na bieg wydarzeń. Ich liczba była jednak mocno przesadzona. Uzasadnieniem tej tezy jest fakt, że po zdobyciu zamku, Jarocki zabierając Napierskiego i Łętowskiego, przez Nowy Targ z całym wojskiem wyruszył do Krakowa. Dowódca wojsk biskupich uznał, że nie ma zagrożenia buntu. Dlatego nie zostawił na Podhalu żadnych oddziałów. Do Krakowa orszak dotarł 27 czerwca 1651 roku. Mieszkańcy dawnej stolicy tłumnie wylegli na przedmieścia. Jeden ze świadków tego wydarzenia pozostawił nam przytoczony wcześniej opis wyglądu Kostki Napierskiego. Akt oskarżenia wobec przywódców powstania postawiono na trzeci dzień po ich przywiezieniu do miasta. Na początku lipca schwytano też Radockiego. 

Wydarzenia na Podhalu wzbudziły wielkie zaniepokojenie w obozie wojsk królewskich pod Beresteczkiem. Szlachta, zwłaszcza małopolska, niepewna losu swych rodzin i majątków, szykowała się do opuszczenia obozu. Sytuacja ta nie pozwoliła wykorzystać świetnego zwycięstwa nad Kozakami w bitwie pod Beresteczkiem, po której losy całej wojny zaczęły się odmieniać na korzyść Rzeczypospolitej. Król i rada wojenna postanowili wysłać ekspedycję w sile 1500-2000 żołnierzy na Podgórze pod dowództwem Michała Zebrzydowskiego i Aleksandra Lubomirskiego. Stanowiło to osłabienie wojsk Jana Kazimierza na Ukrainie. Poza tym, w chwili gdy ekspedycja opuszczała obóz królewski, 25 czerwca, powstanie Kostki Napierskiego było już stłumione. Dwóch spośród trzech głównych przywódców było już schwytanych.

Oskarżenie przeciw Napierskiemu zawierało: knucie zdrady ojczyzny, szykowanie zguby województwu krakowskiemu, sprzymierzanie się z pospolitymi łupieżcami skazanymi już na karę śmierci, podszywanie się pod cudze nazwisko, wszczynanie buntu, bezprawne zajęcie zamku czorsztyńskiego i fałszowanie dokumentów. W świetle ówczesnego prawa, całość tych zarzutów, jako zbrodnia, była tak ciężka jak porwanie się na życie króla. Łętowskiemu postawiono te same oskarżenia, ale jako wspólnikowi, a nie inicjatorowi. Groziła mu więc łagodniejsza kara, co mogło oznaczać tylko łagodniejszą śmierć.

Baszty - Zieleniec i Baranowskiego oraz fragment muru tarczowego
Jeszcze przed postawieniem właściwych oskarżeń Kostka przyznał się do nazwiska Napierski. Wydany na tortury wyznał, że jest nieślubnym synem króla Władysława IV Wazy. Można sobie tylko wyobrazić jakie zdziwienie i konsternację inkwizytorów oraz sędziów musiał tym wzbudzić. Prawdopodobnie znowu chciał zyskać na czasie. Biskup Gembicki natychmiast wysłał specjalnego posłańca do króla Jana Kazimierza z tą informacją. Nikt nie chciał podnosić ręki na syna królewskiego, choćby był on z nieprawego łoża. Coś musiało być na rzeczy, skoro król zrazu wstrzymał rychłą egzekucję i polecił sprawę zbadać. 

Wszak Władysław IV był znany ze swojej słabości do płci pięknej. Wiemy, że miał oficjalnie uznanego nieślubnego syna, który znany jest z historii jako hrabia Wazenov (lub Wazenau). Jeżeli Napierski rzeczywiście był nieślubnym synem króla, to pochodził z jakiegoś krótkotrwałego związku króla. Jan Kazimierz, jako przyrodni brat Władysława IV, niewątpliwie znał upodobania w tym względzie swojego poprzednika na tronie, dlatego nie wykluczał możliwości istnienia kolejnego potomka. Poddano więc Napierskiego kolejnemu badaniu. To podczas niego przyznał się do nazwiska Bzowski. W tym czasie biskup i sędziowie znali już zeznania innego emisariusza od Chmielnickiego niejakiego Ślesińskiego, który wyznał o powiązaniach Kostki z hetmanem kozackim. Prawdopodobnie decyzję o wykonaniu wyroku zatwierdził sam król.

Tak więc cała sprawa znalazła swój epilog 18 lipca 1651 roku. Rankiem tego dnia sąd grodzki krakowski wydał wyrok skazując Aleksandra Kostkę Napierskiego na wbicie na pal. Stanisław Łętowski miał być przez kata ćwiartowany, a Marcin Radocki ścięty a jego głowa wystawiona na widok publiczny. Nie znamy dokładnie uzasadnienia wyroku oraz opisu zeznań Napierskiego. Dokumenty te w późniejszych czasach zaginęły. To, co wiemy na ten temat, to opisy, które przeniknęły na zewnątrz wskutek niedyskrecji śledczych. Stąd też tyle tajemnic w całej tej sprawie. Komuś bardzo zależało, aby zeznania Kostki nie wyszły poza izbę przesłuchań. Również sam wyrok wykonano jeszcze tego samego dnia na Krzemionkach w Krakowie. Skąd ten pośpiech? Czegoś się obawiano? W ostatniej chwili staremu Łętowskiemu zmieniono karę na taką jak Radockiemu – ścięcie i dopiero potem ćwiartowanie. Dwaj chłopi zginęli więc śmiercią „szlachecką” - od miecza. Kostka Napierski, którego szlachectwa nie zanegowano, zginął śmiercią „chłopską”, wyjątkowo rzadko stosowaną dla jego grupy społecznej.

14 lipca na Wołyniu król Jan Kazimierz wydał uniwersał do mieszkańców starostwa czorsztyńskiego. Miał on uspokoić ludzi i wykazać, że Kostka Napierski był buntownikiem. Sytuacja na Podhalu jednak nadal niepokoiła szlachtę. Ciągły opór rodził podejrzenia czy to już kolejny bunt. A pamięć o zrywie Kostki Napierskiego na Podhalu wciąż była żywa. Jako taka dotrwała do kolejnego wielkiego zrywu chłopskiego na Podgórzu w 1670 roku. Ale to już inna historia.

Sam Aleksander Kostka Napierski jest najbardziej charakterystyczną postacią tamtych czasów w tym regionie. Może dlatego, że tak mało wiemy o nim samym, pobudza naszą wyobraźnię. Komunistyczne władze PRL usiłowały wykreować go jako bohatera walk z niesprawiedliwością społeczną. Skrzętnie omijano jednak jego powiązania z Chmielnickim i Jerzym Rakoczym II oraz to, że działał jako dywersant na tyłach walczących wojsk koronnych. Jednak jego nazwisko zostanie już na zawsze związane z zamkiem w Czorsztynie. W końcu te ostatnie dwa i pół miesiąca jego życia, z którego większość spędził na Podhalu, to najbardziej znany dziś okres jego życia.

Ruiny części mieszkalnej zamku
 Jacek Pędzimąż

1 komentarz:

  1. Ciekawy artykuł. Gratuluje autorowi. Wyczytałem z jednej z encyklopedii, że Kostka Napierski był wychowywany na dworze Kostków. Czy wiadomo u którego Kostki? Drugie pytanie dotyczy miejscowości Napierki w pow. niborskim. Józef Krzepla w "Spisie miejscowości i rodów ziemiańskich województwa pomorskiego" podaje, że mieszkali tam ( dosłownie było tam gniazdo) rodu Napierskich herbu Dabrowa. Czy zatem Kostka Napierski nie pochodził z tych stron? mój e-mail: jerzy_kostka@op.pl

    /*
    Autor: Jerzy Kostka
    Data: 2009-03-13
    Godzina: 22:09:16

    Komentarz przeniesiony z poprzedniej strony Historii Rabki
    */

    OdpowiedzUsuń