Połowa XVII wieku to bardzo trudne lata w historii Rzeczpospolitej
Obojga Narodów. Szalejąca od 1648 roku nad Dzikimi Polami, czyli
wschodnimi krańcami kraju, wojna polsko-kozacka miała ogromny wpływ na
sytuację gospodarczą, społeczną i militarną państwa. Wojna ta to efekt
nieudolnej polityki Rzeczpospolitej wobec Kozaczyzny. Sprawiła ona, że
na niepokonanym wizerunku Polski zaczęły pojawiać się rysy, poprzez
które można było dojrzeć pierwsze oznaki słabości państwa. Społeczeństwo
szlacheckie zadufane we własną potęgę, zlekceważyło siłę i możliwości
wojska zaporoskiego złożonego głównie z piechoty chłopskiej. A przecież
szlachta i wojsko, które zostało wysłane do tłumienia powstania Chmielnickiego, miało okazję poznać zalety bojowe Kozaków, kiedy całkiem niedawno, pod wodzą hetmana kozackiego Piotra Sahajdacznego, walczyli w obronie granic Rzeczypospolitej.
Obóz Zaporożców, mal. Józef Brandt |
Skutkiem takiego podejścia było wciągnięcie kraju w długotrwałą wojnę z
Kozakami, a klęski pod Żółtymi Wodami i Korsuniem stanowiły zimny
prysznic wskazujący, że samo wyobrażenie własnej potęgi militarnej tu
nie wystarczy, a z przeciwnikiem należy się liczyć. Kampania, która
miała się zakończyć szybkim stłumieniem buntu Chmielnickiego przeciągała
się, a nawet przyjęła niekorzystny dla Rzeczypospolitej obrót. Jednak
po ponad roku nieustannych zmagań obie strony potrzebowały wytchnienia,
co doprowadziło do podpisania tzw. Ugody Zborowskiej. Jednak każda ze
stron nie była z niej zadowolona, wiadomo było, że wznowienie działań
militarnych było tylko kwestią czasu. Ten czas został wykorzystany na
przygotowanie do dalszych zmagań.
Sejm Rzeczypospolitej na przełomie listopada i grudnia 1650 roku
uchwalił podatki na utworzenie 50-tysięcznej armii oraz zwołanie
pospolitego ruszenia w celu ostatecznego stłumienia buntu kozackiego.
Ogłoszono nowe zaciągi, które wiosną 1651 roku miały wyruszyć w kierunku
Dzikich Pól.
Przygotowania hetmana kozackiego nie ograniczyły się do samego
uzupełnienia i wyekwipowania swoich wojsk. Nawiązał też porozumienie z
księciem Siedmiogrodu Jerzym II Rakoczym,
który miał go wesprzeć, napadając w odpowiednim momencie na Polskę
przez Podhale. Sam Jerzy Rakoczy II, mimo nieprzychylnego nastawienia do
Polski, nie palił się zbytnio do zadzierania z potężnym sąsiadem, więc
czekał na rozwój wypadków.
Jednak zagrożenie napadu od strony południowej przez Podhale było realne
i władze Rzeczypospolitej miały informacje o porozumieniu
Chmielnickiego z Rakoczym. Dlatego wyruszający na wojnę z Kozakami król
Jan Kazimierz Waza, uniwersałem z 6 maja 1651 roku, dał biskupowi
krakowskiemu Piotrowi Gembickiemu
szerokie pełnomocnictwa do obrony województwa. Sam duchowny, niezbyt
zadowolony z tego faktu, starał się uniknąć tego obowiązku. Pisał do
króla, aby wyznaczył kogoś innego do tego zadania, gdyż sam nie ma sług
do własnej ochrony, a co dopiero robić zaciągi dla obrony wewnętrznej.
Przede wszystkim jednak prosił o dobrego dowódcę. Jako, że król pozostał
głuchy na te prośby, biskup z własnej szkatuły musiał zaciągać ludzi,
dbać o zaopatrzenie miasta w żywność i broń. Tak więc Piotr Gembicki, po
odejściu pospolitego ruszenia, był najważniejszą osobistością w
województwie krakowskim. Reprezentował władzę kościelną i świecką.
Zorganizowane przez niego szczupłe zaciągi stanowiły jedyną realną siłę
obronną.
Piotr Gembicki |
Hetman kozacki, wykorzystując spowodowaną Ugodą Zborowską przerwę w
walkach, sięgnął po jeszcze jedną metodę mającą osłabić przeciwnika w
zbliżającej się batalii. Tym razem od wewnątrz. Jako swoisty rodzaj
dywersji porozsyłał emisariuszy na tereny Rzeczypospolitej, aby ci w
odpowiednim momencie wywoływali bunty i ruchawki chłopskie bądź
zbuntowanej szlachty. W odpowiednim momencie, wraz ze zbliżaniem się
wojsk zaporoskich, mogliby wzniecać powstania. Działania takie wzmogłyby
dezorganizację, zmusiłyby wysłanie oddziałów polskich na tyły.
Buntownicy mogliby nawet bezpośrednio wspomagać uderzenia wojsk
kozackich, jak to miało miejsce na Ukrainie. Aktywność tych emisariuszy
wzmogła się wiosną 1651 roku wraz z wyjściem pospolitego ruszenia w
kierunku Ukrainy. Jednak ich działalność nie spełniła nadziei
Chmielnickiego. Stosunkowo niewielkie bunty chłopskie, z których
największe było w Wielkopolsce, zostały szybko stłumione. Ilość
złapanych wichrzycieli i ich zeznania świadczą o zasięgu ich akcji, a
także o tym, iż w Koronie i na Litwie zdawano sobie sprawę, że
działalność taka jest prowadzona. Poza tym cesarz Ferdynand III już wcześniej przekazał informację do Jana Kazimierza o próbach organizowania przez nich zaciągów na terenie Śląska.
Wydawać by się mogło, że na Podhale, znajdujące się setki kilometrów od
bezpośrednich wydarzeń militarnych, docierać mogą tylko echa wiadomości z
odległego teatru działań. Obecność chorągwi Krzysztofa Ossolińskiego i
Zachariasza Czetwertyńskiego na przełomie 1650 i 1651 roku, na zamku w
Czorsztynie, w drodze na wojnę z Kozakami, z pewnością dała się we znaki
miejscowej ludności. O podobnej sprawie słyszymy ze skargi mieszkańców
okolic pobliskiego Krościenka na stacjonujący tam 300 osobowy pułk
piechoty. Jednak wojska te przebywały na tym terenie przez niezbyt długi
okres.
Koleje losu sprawiły, że pewne wydarzenia na Podhalu znalazły się w
centrum uwagi nie tylko króla i całej Rzeczypospolitej, ale również w
pismach poselskich innych krajów. Zamek w Czorsztynie, który od czasów
Kazimierza Wielkiego pełnił rolę strażnicy granicznej, zyskał sławę jako
główna scena wydarzeń.
Ruiny zamku w Czorsztynie |
Zwiastunem bliskości odległej wojny było pojawienie się późną wiosną
1651 roku na Podhalu niejakiego Aleksandra Kostki Napierskiego,
tytułującego się pułkownikiem wojsk królewskich. Kim był ten człowiek?
Właściwie do dziś nie wiadomo. Nawet nie mamy pewności czy przytoczone
tu imię i nazwiska są prawdziwe. A w toku całej jego działalności (tej, o
której nam wiadomo), podawał ich jeszcze kilka.
Przed powstaniem podpisywał się na dokumentach Aleksander Leon ze
Sztemberku Napierski. W czasie interesujących nas wydarzeń przedstawia
się jako Aleksander Leo (Lew) ze Sztemberku Kostka. Po schwytaniu
przyznał się do nazwiska Napierski. W czasie tortur zeznał, że jest
nieślubnym synem króla Władysława IV Wazy (!!!!), a potem, że nazywa się
Wojciech Stanisław Bzowski.
Władysław IV Waza |
Jako, że była to niezwykle tajemnicza postać, ustalenie jego
wcześniejszej działalności jest bardzo trudne. Jednak jest to kluczowa
postać opisywanych wydarzeń, więc wskazanie skąpych, nie do końca
pewnych informacji jest niezbędne dla przedstawienia wcześniejszych
losów głównego bohatera.
Wiadomo, że był szlachcicem. Oprócz polskiego znał język niemiecki i
łacinę oraz posiadał lepsze wykształcenie niż przeciętny szlachcic. Był
paziem na dworze królowej Cecylii Renaty, pierwszej żony króla
Władysława IV. W czasie wojny 30-letniej służył w wojsku królowej
szwedzkiej Krystyny jako kapitan i organizował wśród Polaków zaciągi
wojskowe na jej rzecz. Skąd się tam wziął? Pewnie zaciągnął się jako
młody chłopak, lub służył w wojsku cesarskim, a dostawszy się do niewoli
szwedzkiej przeszedł do nich i zdobył ich zaufanie. Świadczy o tym jego
korespondencja (1645) ze szwedzkim feldmarszałkiem Gustawem Karolem
Wranglem. Był zatem doświadczonym żołnierzem, który z „niejednego pieca
chleb jadał.”
W roku 1646 na rozkaz króla Władysława IV Wazy wszystkie polskie formacje walczące w wojnie 30-letniej
zostały wezwane do kraju w związku z planami wojny tureckiej. Skutkiem
tego znajdujemy naszego bohatera w Gdańsku (1648), gdzie jako zaufany
króla (?) wybiera się z tajną misją do Madrytu. Dotarł tylko do
Sztokholmu, a rzekome tajne listy królewskie, które wiózł ze sobą już
wtedy wzbudzały wątpliwości, co do ich autentyczności. Nie należy jednak
zupełnie wykluczać udziału Napierskiego w tajnej misji królewskiej,
która wobec rychłej śmierci monarchy (1648) została przerwana bądź
straciła znaczenie. Dalej ślad się urywa aż do przybycia na Podhale.
Tylko, że… w międzyczasie był on w obozie Chmielnickiego. Wiemy to, bo
miał ze sobą jego pisma. Bywał też u Jerzego Rakoczego II.
Napierski ubierał się na styl zachodni. Był on „...wzrostu niewielkiego,
cienki, młody, wąs czarny sypał się, bródka mała spiczasta, włosy
wielkie, kędzierzawe…” - tak naoczny świadek opisuje jego wygląd w
czasie, gdy go schwytano. Mógł mieć około 30 lat. A jeśli był naprawdę
Wojciechem Stanisławem Bzowskim, to dokładnie 34 lata.
Pod koniec kwietnia lub na początku maja 1651 roku Aleksander
Kostka-Napierski zjawia się w Nowym Targu. Okazując polecające go listy
królewskie na organizowanie zaciągów wojskowych wśród górali
podhalańskich, zostaje ugoszczony przez podstarostę nowotarskiego
Wiktoryna Zdanowskiego. Ten okazuje mu dalekosiężną pomoc, goszcząc jako
wysłannika królewskiego, nawet zapraszając na rodzinne posiłki.
Zdanowski nie wie jednak, że owe listy królewskie są sfałszowane przez Marcina Radockiego,
rektora miejscowej szkoły w Pcimiu. Nie zdaje sobie również sprawy, że
jego gość ma też przy sobie ukryte pisma od Chmielnickiego.
Trudno określić kiedy Napierski nawiązał kontakt z Radockim. Możemy
przypuszczać, że jadąc do Nowego Targu. Sam Marcin Radocki był
pochodzenia chłopskiego lub mieszczańskiego. Przebywał w Pcimiu
kilkadziesiąt lat, zjednał sobie chłopów, a nawet ożenił się z chłopką.
Wykorzystując swoje wykształcenie, bronił tej warstwy ludności, czy to
biernie – pisząc listy i petycje, czy też czynnie - występując przeciw
szlachcie.
Przebywając w Nowym Targu Aleksander Kostka-Napierski rozpoczął agitację
wśród miejscowej ludności - co ciekawe nie tylko wśród górali, ale
nawet pośród miejscowej szlachty. Wysłannik królewski, mający pełne
poparcie podstarościego, zdobywając zaufanie okolicznej szlachty mógł
dotrzeć do miejscowego chłopstwa i zbójników. To oni mieli stanowić
trzon jego formacji. Plan był bardzo sprytny. Wiedział, że jako
szlachcic, poza tym obcy na tym terenie, nie pociągnie za sobą górali,
jedynie jako reprezentant samego króla będzie osobą, której można
zaufać. Mamił więc wszystkich tymi rzekomo królewskimi listami i
opowiadał, że z rozkazu króla przeprowadza werbunek żołnierzy w celu
obrony granicy południowej przed najazdem księcia Jerzego Rakoczego II.
Biskup krakowski Piotr Gembicki bardzo szybko dowiedział się o
działalności Napierskiego na Podhalu. Uspokojony przez mieszczan
nowotarskich, że „ów Kostka” nic złego nie robi, nie interweniował.
Jednakże bacznie obserwował jego poczynania. Szczególnie cennym
informatorem był proboszcz z Szaflar, którego listy docierały regularnie
do biskupa.
Rzekomy wysłannik króla chcąc wywołać powstanie na Podhalu, trafił na
idealne warunki społeczne, gospodarcze i prawne wiodące ku temu celowi.
Ludność góralska, szczególnie przywiązana do swojej wolności, broniła
jej przez pokolenia. Dawne królewskie dokumenty gwarantujące te
przywileje były przechowywane z dużą pieczołowitością. Jeżeli bierny lub
czynny opór przeciw próbom ucisku zawodził, wówczas ludność ta uciekała
w góry, na Węgry, na Śląsk lub zasilała bandy zbójnickie. Ciągły opór i
warunki geograficzne doprowadziły, że ludność ta nie płaciła takich
powinności jak na innych terenach Rzeczypospolitej. Pańszczyzna nie była
tu nawet zbliżona do poziomu ogólnokrajowego. Każda próba zwiększenia
ucisku rodziła bunty. Przechodziły one z pokolenia na pokolenie i stały
się niemal tradycją. Podczas tych buntów wyłaniali się naturalni
przywódcy, którzy nie tylko dowodzili podczas zamieszek, ale byli
również reprezentantami w sądach krakowskich, nowosądeckich a nawet
warszawskich.
Największe nasilenie takich zamieszek przypadło na lata 1624–1633, kiedy
starostą nowotarskim był Mikołaj Komorowski. Dał się góralom tak we
znaki, że rozpoczęli oni regularne powstanie. Punktem szczytowym był
dwukrotny atak na Nowy Targ 9 stycznia i 17 maja 1631 roku. W pierwszym
ataku brało udział około 500 osób, a w drugim około dwóch tysięcy
pieszych i konnych, z bębnami i chorągwiami. Jednym z ich przywódców był
Stanisław Łętowski
z Czarnego Dunajca zwany Marszałkiem. Powstanie upadło z powodu złej
organizacji, ale spowodowane nim wrzenie ludności przetrwało do 1651
roku. Pozyskanie więc przywódcy pokroju Łętowskiego przez
Kostkę-Napierskiego wzmocniłoby sprawę.
Około 12 czerwca Napierski informując Zdanowskiego, że wyjeżdża na
polowanie, zebrał umówionych sobie ludzi w liczbie około 40 i przez
Bukowinę Waksmundzką i Lubań dotarł do Czorsztyna. W nocy 14 czerwca
1651 roku bez większego trudu zajął zamek. Załogi w zamku nie było, gdyż
starosta czorsztyński Jerzy Plattemberg zabrał ją ze sobą na wojnę z
Kozakami. W zamku był tylko dzierżawca miejscowy Żyd Salomon Włochowicz i
jeden hajduk. Pozostawienie zamku bez załogi, w końcu twierdzy
granicznej w obliczu zagrożenia ze strony Jerzego Rakoczego II, to był
karygodny błąd Jerzego Plattemberga. Szlachta domagała się później nawet
odebrania mu starostwa.
Próba odtworzenia XVII – wiecznego wyglądu zamku w Czorsztynie. Tak mógł wyglądać podczas powstania Kostki-Napierskiego. |
Zajęcie zamku czorsztyńskiego nie było głównym celem Napierskiego. Był
to tylko etap do dalszych działań. Stanowić miał sygnał dla agitowanych
wcześniej górali i chłopów z Pogórza do powstania. Na 24 czerwca
wyznaczył marsz na Kraków, podczas którego miały po drodze dołączać
luźne grupy zbuntowanego chłopstwa. Ostateczną bazą
zaopatrzeniowo-wypadową do uderzenia na dawną stolicę miał być klasztor
benedyktynów w Tyńcu. Sam Napierski wystawił dla tego klasztoru
uniwersał, aby wojska powstańcze, w razie dotarcia tam, oszczędziły to
miejsce. Kiedy Kostka tam bywał? Tego dokładnie nie wiadomo, tak jak nie
wiemy co go bezpośrednio łączyło z klasztorem w Tyńcu.
Kolejne pytania dotyczą celowości zajęcia zamku czorsztyńskiego. Możemy
się domyślać, że nie liczył na szybkie nadejście w te rejony Kozaków
Chmielnickiego. Było za daleko, a na drodze stało jeszcze wojsko
Rzeczypospolitej. Bardziej liczył na nadejście sił Rakoczego, niejako
otwierając mu granicę.
Czorsztyn, widok z dziedzińca zamku dolnego |
Po zajęciu zamku Kostka Napierski przystąpił do jego umacniania. Dlatego
wysyłał polecenia wstawienia się podburzonym przez niego chłopom z
łopatami. Jednocześnie gromadził żywność i porozsyłał posłańców do
Krakowa i Lubowli z poleceniem skupu broni, prochów i ołowiu. Wysłannicy
ci zostali szybko wyłapani, gdyż od 1648 roku istniał surowo
przestrzegany zakaz sprzedaży prochu tzw. ludziom luźnym w obawie przed
zamieszkami.
Polecenie przybycia na zamek wysłał też Napierski do Stanisława
Łętowskiego. Jednak szczytem bezczelności było wysłanie listu do biskupa
Gembickiego, aby ten mu przysłał działek, prochu i kul w celu ochrony
zamku przed niebezpieczeństwem węgierskim. Piotr Gembicki przejrzał już
jednak prawdziwe zamiary Napierskiego. Można to wnioskować z jego
korespondencji z proboszczem z Szaflar. Po 14 czerwca, a więc po zajęciu
zamku, listy te emanują przerażeniem. Z ich tonu cała sprawa pachnie
buntem chłopskim. Sam biskup o sytuacji zawiadamia króla Jana
Kazimierza, który przebywa wtedy z wojskiem w obozie pod Beresteczkiem
na Ukrainie.
Wbrew oczekiwaniom Napierskiego, biskup zamiast oczekiwanych przez niego
działek, prochu i kul, wysyła starostę dobczyckiego Michała Jordana na
czele 60 dragonów i 25 ludzi piechoty. Już 18 czerwca pojawiają się oni
pod murami Czorsztyna z rozkazem ustąpienia przez Kostkę z zamku.
Napierski ani myślał się podporządkowywać poleceniu biskupa, prezentując
wspomniane listy królewskie. Jordan spróbował więc siłą wypełnić rozkaz
biskupa Gembickiego. Jego ludzie sforsowali furtę zamku dolnego i przez
dziedziniec dostali się pod budynek bramny, którego pozostałości możemy
jeszcze dziś oglądać. Po wyrąbaniu bramy ruszyli dalej i usiłowali
wyłamać wrota do baszty Baranowskiego. Tutaj jednak natarcie utknęło.
Próbowali podłożyć ogień, jednak obrońcy szybko go ugasili.
Fragment baszty Baranowskiego |
Baszta Baranowskiego, której budowę rozpoczął w 1629 roku ówczesny
starosta Jan Baranowski (II), była solidną i nowoczesną jak na tamte
czasy budowlą. Czterokondygnacyjna wieża z oknami przystosowanymi do
prowadzenia ognia artyleryjskiego, wzmacniała obronność zamku i
przystosowywała go do nowych warunków pola walki. Nawet dziś jej
pozostałości robią wrażenie i obok muru tarczowego jest najbardziej
charakterystycznym elementem czorsztyńskiego zamku.
Starosta Michał Jordan musiał więc odstąpić od oblężenia. Przywiódł ze
sobą zbyt słabe siły. Na dodatek dotarły do niego wieści, że od strony
Czarnego Dunajca duży oddział chłopski zbliża się do Czorsztyna. Nie
wrócił jednak do Krakowa. Ze swoimi dragonami kręcił się po okolicy
oczekując posiłków i nowych rozkazów. Jego ludzie prawdopodobnie
poturbowali podstarościego Zdanowskiego, biorąc odwet za nieudaną akcję
pod zamkiem.
Sytuacja stawała się coraz bardziej napięta. Zajęcie zamku
czorsztyńskiego przez Kostkę miało być sygnałem do wybuchu powstania.
Zbuntowani chłopi zaczęli się organizować w grupy, które jednak zamiast
ruszać pod Czorsztyn, czekały na kolejny ruch Napierskiego. Być może
chciały dołączać do głównych sił powstańczych w czasie ich marszu na
Kraków. Na dodatek szybka reakcja biskupa krakowskiego na zaistniałą
sytuację, spowodowała jeszcze większą dezinformację. W dokumentach
znajdujemy opisy, że całe grupy chłopów przychodziły do dworów i księży z
zapytaniem co mają robić oraz po której stronie stanąć. Z jednej strony
był człowiek podający się za wysłannika króla, a z drugiej
przedstawiciele biskupa głoszący, że ten pierwszy to zdrajca i łotr.
Po odejściu Jordana Napierski triumfował. Napisał nawet krótki poemat o
swoim triumfie nad starostą dobczyckim. Wysłał list do podstarościego
Zdanowskiego z poleceniem przybycia na zamek, ale ten zdążył się już
zorientować do czego Kostka dąży. Najważniejszym dokumentem napisanym
przez Napierskiego był „Uniwersał wzywający chłopów do powstania” wydany
w Czorsztynie 22 czerwca 1651 roku. Wzywał w nim aby przybywali oni
czym prędzej pod jego komendę do Czorsztyna i razem z nim bronili króla
przed szlachtą, bo chce ona rokosz uczynić. Jednakże nie wolno im
wierzyć w żadne pisma królewskie, nawet podpisane i opieczętowane przez
monarchę, gdyż musiał on je wydać bojąc się szlachty. Ogłasza na 24
czerwca marsz na Kraków, podczas którego zabrania atakowania kościołów i
wsi, przy których na tyce będzie wieniec. Istotną sprawą jest, że
namawia do walki przeciw szlachcie. Jest to o tyle ważne, że
dotychczasowe bunty chłopskie w tym regionie, skierowane były zawsze
przeciwko konkretnej osobie krzywdzącej chłopów. Górale nie wyobrażali
sobie podważenia ustroju szlacheckiego. W tym uniwersale Kostka
Napierski wyraźnie ich do tego namawia, a także do rabowania dworów i
bogatych plebanii. Bo jak inaczej zrozumieć słowa: „…i będą dwory
ślacheckie wasze i to wszystko co w nich zastaniecie.” Albo „Mająli oni
was wniwecz obracać do ostatka, lepiej, że ich wy sami obrócicie.”
Zasięg terytorialny powstania można określić jako miejsce przebywania
głównych przywódców - Napierski w Czorsztynie, Marcin Radocki w Pcimiu i
Stanisław Łętowski w Czarnym Dunajcu. Otrzymali oni listy od przywódcy
powstania z poleceniem przybycia do Czorsztyna. Radockiego jakieś sprawy
zatrzymały w Pcimiu, jednak nadal kierował buntem w kasztelanii
krakowskiej. Łętowski przybywa do Czorsztyna witany strzałami na wiwat z
broni palnej jednak przyprowadza tylko kilkanaście osób wbrew
oczekiwaniom Kostki Napierskiego. O tej zbliżającej się grupie chłopów
słyszał Jordan. Tylko liczba ludzi była mocno przesadzona. Przybycie
grupy starego marszałka Łętowskiego zwiększyło liczbę powstańców
stacjonujących w zamku do około 50 osób. Wśród nich na pewno było paru
zbójników. Z imienia znamy niejakiego Pawełka, który wcześniej agitował
na rzecz Napierskiego, a także był jakiś Czepiec uratowany przez Kostkę z
jakiejś egzekucji. Choć roli zbójników w tym zrywie nie należy
przeceniać, to byli oni wartościowi ze względu na obycie w walce i
umiejętność posługiwania się bronią.
Widok z zamku górnego |
Jak pokazała późniejsza historia, z usług ludzi tej profesji korzystała i
Rzeczypospolita. W schyłkowym okresie potopu Nowy Sącz został wyzwolony
spod okupacji szwedzkiej przez górali. Wśród nich musiało być
przynajmniej kilkunastu zbójników. Wątpliwe bowiem, aby w takiej akcji
brali udział tylko ludzie zajmujący się uprawą roli, a ich doświadczenie
bojowe opierało się jedynie na karczmianych bójkach.
Biskup Piotr Gembicki, jakkolwiek zdawał sobie sprawę z groźby sytuacji,
to po wycofaniu się Jordana spod Czorsztyna wpadł niemal w przerażenie.
Po 19 czerwca ton jego listów do Jana Kazimierza odzwierciedla nastrój,
jaki panował w pałacu biskupim. Świadomy odpowiedzialności, jaka na nim
ciąży, natychmiast zorganizował nową ekspedycję, która miała zdławić
powstanie. Pod dowództwem pułkownika Wilhelma Jarockiego wysłał około
1000 żołnierzy pieszych i konnych z biskupiego państwa muszyńskiego,
szlachtę ze swojego księstwa siewierskiego, ze starostwa spiskiego i
górali żywieckich. Mając jeszcze 6 armat stanął pod Czorsztynem 22
czerwca. Tym razem wojska biskupa były przygotowane do prowadzenia
oblężenia. Zanim doszło do ostrzału zamku Jarocki próbował podstępem
wywabić Napierskiego zza murów i porwać go mówiąc, że ma wiadomość do
przekazania osobiście i na osobności. Przywódca powstania chyba
zorientował się, że to mistyfikacja, gdyż z zamku nie wyszedł.
Rozpoczęło się oblężenie. Załoga zamku żywności miała pod dostatkiem
jednak bardzo szybko została pozbawiona wody. Jedyna studnia znajduje
się na zamku dolnym, a tę część pierwszego dnia zajęli ludzie
Jarockiego. W myśl zamierzeń budowniczych na wypadek oblężenia, na zamku
górnym znajduje się cysterna wykuta w skale. W obliczu zagrożenia
należało ją napełnić wodą przynoszoną w wiadrach ze wspomnianej studni.
Gwoli ciekawostki, dziś tę cysternę napełniają turyści wrzucając monety.
Czemu Kostka jako doświadczony oficer, spodziewając się oblężenia jej
nie napełnił? Tego nie wiemy. Może nie wierzył, że tak szybko pozwoli
się otoczyć w zamku. Albo, że ruszy na Kraków zanim wojska biskupa staną
pod Czorsztynem.
Uzbrojenie obrońców było liche. Prochy, po które posłał Kostka nie
nadeszły. Zaczęto więc brać ołów z opraw okiennych i witraży i
przetapiać go na kule, siekano gwoździe, wyrywano płyty z podłóg i
rzucano nimi w oblegających. Atakujący ostrzeliwali zamek z armat i być
może uszkodzili jedną z baszt. Jednak szkody nie były duże jak wykazały
późniejsze opisy. Szturmy przeprowadzano najpewniej od strony
północno–wschodniej, gdyż tam znajdowały się bramy i było najłatwiejsze
podejście. Należy wykluczyć atak z kierunku południowo-zachodniego.
Tutaj, od strony Dunajca, zamek stał na 100-metrowej, prawie pionowej
skale. Dziś już nie możemy podziwiać tego waloru obronnego, gdyż woda z
utworzonego tu Jeziora Czorsztyńskiego przykryła w większej części tę
skałę.
Zwerbowani przez Napierskiego ludzie nie stanowili zdyscyplinowanej
grupy. Trudno ich porównać z regularnym wojskiem. Widząc przewagę
liczebną oblegających, nie przejawiali zbytniej chęci do walki. Poza tym
Kostka obiecywał, zwłaszcza zbójnikom, bogate łupy z dworów i plebanii.
Tymczasem coraz bardziej jawiła im się mało ponętna wizja pala, haka
bądź szubienicy. Zapewne ktoś z obrońców zaczął przebąkiwać o
bezsensowności obrony i poddaniu się, ale Napierski, który w trakcie
walk został ranny nie zgodził się. Nawet w tak beznadziejnej sytuacji
militarnej zachowywał się jakby liczył na zwrot w akcji. Wobec tego
zwolennicy kapitulacji, których w miarę przedłużania się walk
przybywało, postanowili wejść w układy z dowódcą wojsk biskupich.
Jarocki zgodził się za cenę poddania zamku i wydania przywódców
powstania puścić ich wolno. Wobec tego obrońcy związali Napierskiego i
Łętowskiego i poddali zamek 24 czerwca. Dowódca wojsk biskupich umowy
dotrzymał. Wszyscy obrońcy, oprócz dwóch głównych przywódców, zostali
puszczeni wolno. Zapewne fakt ten wpłynął na uspokojenie nastrojów na
Podhalu.
Widok z zamku średniego |
Obserwując postępowanie Napierskiego podczas oblężenia, można wnioskować
jakby oczekiwał na coś. Czy miały to być zbuntowane oddziały chłopskie,
które ukrywały się po lasach i miały przyjść na odsiecz Czorsztynowi? A
wraz z nimi zbójnicy, którzy pojawili się na podtatrzańskich
bezdrożach? Czy oczekiwał oddziałów zwerbowanych na Śląsku? A może miał
to być Jerzy Rakoczy II? Poza tym mógł przecież poddać Jarockiemu zamek i
być może uratowałby głowę. Nie był typem desperata. Jego działania
cechował realizm. Jako doświadczony oficer, dla którego szkołą życia
była wojna 30-letnia, mógł lepiej przygotować zamek do obrony. Marszałek
Łętowski przyprowadził tylko kilkunastu ludzi, więc musiał zdawać sobie
sprawę, że oczekiwane masy chłopstwa i zbójników raczej nie dotrą.
Wiadomości o dużych grupach zbuntowanych i uzbrojonych górali, które
dotarły do Krakowa okazały się plotką. Rozpuszczali ją prawdopodobnie
żołnierze Michała Jordana chcąc usprawiedliwić własną klęskę pod
Czorsztynem. Aczkolwiek niewielkie grupy ludzi oczekiwały po lasach na
bieg wydarzeń. Ich liczba była jednak mocno przesadzona. Uzasadnieniem
tej tezy jest fakt, że po zdobyciu zamku, Jarocki zabierając
Napierskiego i Łętowskiego, przez Nowy Targ z całym wojskiem wyruszył do
Krakowa. Dowódca wojsk biskupich uznał, że nie ma zagrożenia buntu.
Dlatego nie zostawił na Podhalu żadnych oddziałów. Do Krakowa orszak
dotarł 27 czerwca 1651 roku. Mieszkańcy dawnej stolicy tłumnie wylegli
na przedmieścia. Jeden ze świadków tego wydarzenia pozostawił nam
przytoczony wcześniej opis wyglądu Kostki Napierskiego. Akt oskarżenia
wobec przywódców powstania postawiono na trzeci dzień po ich
przywiezieniu do miasta. Na początku lipca schwytano też Radockiego.
Wydarzenia na Podhalu wzbudziły wielkie zaniepokojenie w obozie wojsk
królewskich pod Beresteczkiem. Szlachta, zwłaszcza małopolska, niepewna
losu swych rodzin i majątków, szykowała się do opuszczenia obozu.
Sytuacja ta nie pozwoliła wykorzystać świetnego zwycięstwa nad Kozakami w
bitwie pod Beresteczkiem, po której losy całej wojny zaczęły się
odmieniać na korzyść Rzeczypospolitej. Król i rada wojenna postanowili
wysłać ekspedycję w sile 1500-2000 żołnierzy na Podgórze pod dowództwem
Michała Zebrzydowskiego i Aleksandra Lubomirskiego. Stanowiło to
osłabienie wojsk Jana Kazimierza na Ukrainie. Poza tym, w chwili gdy
ekspedycja opuszczała obóz królewski, 25 czerwca, powstanie Kostki
Napierskiego było już stłumione. Dwóch spośród trzech głównych
przywódców było już schwytanych.
Oskarżenie przeciw Napierskiemu zawierało: knucie zdrady ojczyzny,
szykowanie zguby województwu krakowskiemu, sprzymierzanie się z
pospolitymi łupieżcami skazanymi już na karę śmierci, podszywanie się
pod cudze nazwisko, wszczynanie buntu, bezprawne zajęcie zamku
czorsztyńskiego i fałszowanie dokumentów. W świetle ówczesnego prawa,
całość tych zarzutów, jako zbrodnia, była tak ciężka jak porwanie się na
życie króla. Łętowskiemu postawiono te same oskarżenia, ale jako
wspólnikowi, a nie inicjatorowi. Groziła mu więc łagodniejsza kara, co
mogło oznaczać tylko łagodniejszą śmierć.
Baszty - Zieleniec i Baranowskiego oraz fragment muru tarczowego |
Jeszcze przed postawieniem właściwych oskarżeń Kostka przyznał się do
nazwiska Napierski. Wydany na tortury wyznał, że jest nieślubnym synem
króla Władysława IV Wazy. Można sobie tylko wyobrazić jakie zdziwienie i
konsternację inkwizytorów oraz sędziów musiał tym wzbudzić.
Prawdopodobnie znowu chciał zyskać na czasie. Biskup Gembicki
natychmiast wysłał specjalnego posłańca do króla Jana Kazimierza z tą
informacją. Nikt nie chciał podnosić ręki na syna królewskiego, choćby
był on z nieprawego łoża. Coś musiało być na rzeczy, skoro król zrazu
wstrzymał rychłą egzekucję i polecił sprawę zbadać.
Wszak Władysław IV był znany ze swojej słabości do płci pięknej. Wiemy,
że miał oficjalnie uznanego nieślubnego syna, który znany jest z
historii jako hrabia Wazenov (lub Wazenau). Jeżeli Napierski
rzeczywiście był nieślubnym synem króla, to pochodził z jakiegoś
krótkotrwałego związku króla. Jan Kazimierz, jako przyrodni brat
Władysława IV, niewątpliwie znał upodobania w tym względzie swojego
poprzednika na tronie, dlatego nie wykluczał możliwości istnienia
kolejnego potomka. Poddano więc Napierskiego kolejnemu badaniu. To
podczas niego przyznał się do nazwiska Bzowski. W tym czasie biskup i
sędziowie znali już zeznania innego emisariusza od Chmielnickiego
niejakiego Ślesińskiego, który wyznał o powiązaniach Kostki z hetmanem
kozackim. Prawdopodobnie decyzję o wykonaniu wyroku zatwierdził sam
król.
Tak więc cała sprawa znalazła swój epilog 18 lipca 1651 roku. Rankiem
tego dnia sąd grodzki krakowski wydał wyrok skazując Aleksandra Kostkę
Napierskiego na wbicie na pal. Stanisław Łętowski miał być przez kata
ćwiartowany, a Marcin Radocki ścięty a jego głowa wystawiona na widok
publiczny. Nie znamy dokładnie uzasadnienia wyroku oraz opisu zeznań
Napierskiego. Dokumenty te w późniejszych czasach zaginęły. To, co wiemy
na ten temat, to opisy, które przeniknęły na zewnątrz wskutek
niedyskrecji śledczych. Stąd też tyle tajemnic w całej tej sprawie.
Komuś bardzo zależało, aby zeznania Kostki nie wyszły poza izbę
przesłuchań. Również sam wyrok wykonano jeszcze tego samego dnia na
Krzemionkach w Krakowie. Skąd ten pośpiech? Czegoś się obawiano? W
ostatniej chwili staremu Łętowskiemu zmieniono karę na taką jak
Radockiemu – ścięcie i dopiero potem ćwiartowanie. Dwaj chłopi zginęli
więc śmiercią „szlachecką” - od miecza. Kostka Napierski, którego
szlachectwa nie zanegowano, zginął śmiercią „chłopską”, wyjątkowo rzadko
stosowaną dla jego grupy społecznej.
14 lipca na Wołyniu król Jan Kazimierz wydał uniwersał do mieszkańców
starostwa czorsztyńskiego. Miał on uspokoić ludzi i wykazać, że Kostka
Napierski był buntownikiem. Sytuacja na Podhalu jednak nadal niepokoiła
szlachtę. Ciągły opór rodził podejrzenia czy to już kolejny bunt. A
pamięć o zrywie Kostki Napierskiego na Podhalu wciąż była żywa. Jako
taka dotrwała do kolejnego wielkiego zrywu chłopskiego na Podgórzu w
1670 roku. Ale to już inna historia.
Sam Aleksander Kostka Napierski jest najbardziej charakterystyczną
postacią tamtych czasów w tym regionie. Może dlatego, że tak mało wiemy o
nim samym, pobudza naszą wyobraźnię. Komunistyczne władze PRL usiłowały
wykreować go jako bohatera walk z niesprawiedliwością społeczną.
Skrzętnie omijano jednak jego powiązania z Chmielnickim i Jerzym
Rakoczym II oraz to, że działał jako dywersant na tyłach walczących
wojsk koronnych. Jednak jego nazwisko zostanie już na zawsze związane z
zamkiem w Czorsztynie. W końcu te ostatnie dwa i pół miesiąca jego
życia, z którego większość spędził na Podhalu, to najbardziej znany dziś
okres jego życia.
Ruiny części mieszkalnej zamku |
Jacek Pędzimąż
Ciekawy artykuł. Gratuluje autorowi. Wyczytałem z jednej z encyklopedii, że Kostka Napierski był wychowywany na dworze Kostków. Czy wiadomo u którego Kostki? Drugie pytanie dotyczy miejscowości Napierki w pow. niborskim. Józef Krzepla w "Spisie miejscowości i rodów ziemiańskich województwa pomorskiego" podaje, że mieszkali tam ( dosłownie było tam gniazdo) rodu Napierskich herbu Dabrowa. Czy zatem Kostka Napierski nie pochodził z tych stron? mój e-mail: jerzy_kostka@op.pl
OdpowiedzUsuń/*
Autor: Jerzy Kostka
Data: 2009-03-13
Godzina: 22:09:16
Komentarz przeniesiony z poprzedniej strony Historii Rabki
*/