niedziela, 29 czerwca 2014

Rabko, kuracjo moja... to już 150 lat !?

Rok 2014 zapisuje się w annałach historii Rabki jako 150 sezon jej funkcjonowania, w charakterze zasłużonego zdrojowiska. I choć współcześnie, z biegiem lat zatarło się już w świadomości społecznej właściwe pojęcie sezonu kąpielowego, kiedy to tylko w porze letniej w pełni rozkwitało tu życie towarzyskie i kulturalne, to jubileusz ten jest okazją do refleksji. Refleksji nad tym, jak na przestrzeni minionych 150 lat zmieniała i rozwijała się Rabka, co w tym okresie osiągnięto, ile wdzięcznej pamięci pozostało wśród kilku pokoleń chorych i słabowitych, którzy właśnie tutaj, w Rabce, uzyskiwali i nadal uzyskują to, co w życiu każdego bez wyjątku człowieka stanowi najcenniejszą wartość – zdrowie.

Koncert w Muszli przed Pijalnią wód.

Jednakże kuracja ciała to jedno, a kuracja duszy drugie. Także więc i na tym polu, Rabka jako kurort nie pozostawała za innymi w tyle. Wiele ciekawych i miłych (choć może nie zawsze) wspomnień zabierali ze sobą ci, którzy przybywali tu chorzy i skołatani. Niejednego też pobyt tutaj inspirował do zadumy, refleksji, a nawet rozbudzał zdolności literackie.

Koncert orkiestry wojskowej przed Kaplicą Zdrojową

Niech za przykład takiej refleksyjnej pamięci o Rabce posłuży utwór, zamieszczony w 208 numerze krakowskiego czasopisma Ilustrowany Kurier Codzienny, z dnia 30 lipca 1931 roku.

W Rabce,
na ławce.


Rabko, kuracjo moja… 


Rabko, kuracjo moja, tyś mi dała zdrowie, 
Tyś pod mą słabą istność złożyła fundament. 
Nad mą kolebką matki szept słyszałem: „Kto wie, 
Czy to chuchro żyć będzie?”. I zaczął się lament, 
I familijne wnet się zeszło pogotowie. 
I uradziły ciotki, że na ten mankament: 
Na wąską pierś, gruczoły i na krzywe łapki, 
Jedyny tylko ratunek: to wyjazd do Rabki!


Budynek Pijalni wód mineralnych

Może to być dlatego, iż zbyt kochał dziadek, 
Lub kufli nazbyt wiele wysączał mój tato, 
Ja, potomek niewinny, dostałem ten spadek. 
Oni grzeszyli miło, ja mam płacić za to? 
Czy to los, czy dziedziczność, czy prosty przypadek, 
Ja miałbym ich użycie życia płacić stratą!? 
O biada! Przodków długi, jak w księgach znajdziecie, 
Musi gorzko płacić pokolenie trzecie...

Spacer na Maciejową.

I ja, co wtedy byłem jedno wielkie manko, 
Czy rachitycznym znakiem zapytania, 
Krzywiłem chudą buzię, raczony solanką. 
Lecz za to dzisiaj jeszcze dusza moja wchłania, 
Woń tej, która mi była najpierwszą kochanką... 
Przeczystą i bez skazy, i bez wyuzdania, 
Która mi dała, gdym był bezradny i chory, 
Krew słońca swego, płucom zaś pachnące bory...

Dzieci czekające w kolejce po uzdrawiającą wodę.

Do Rabki wracam mocny dziś, zbrojny w muskuły, 
Lecz dzisiaj cię znajduję mutatam ab illa: 
Tam, gdzie się żaby w oczerecie snuły, 
Tam dzisiaj strzela w niebo komfortowa willa. 
Bo Rabka sama przeszła dziecięce szkrofuły, 
Ku zagranicznym badom wdziękiem się przymila. 
Zmężniała i wyrosła i zgrubiała w pasie, 
Ku Chabówce z swą taksą kuracyjną pcha się.

Pocztówka z lat 30-tych.

Gdzież wąwóz, co był ongiś ku Słonemu drogą? 
Ja go przezwałem wtedy Rabki Termopile, 
Bo kto nim jechał, musiał kości swe powierzyć bogom! 
Ku termom wiódł pacjentów to w błocie, to w pyle. 
Gdzież ten barak, gdzie wojsko muzyką swą srogą 
Spokojny lud cywilów raczyło lat tyle? 
Gdzie baraki, dziś gmachy, gdzie góralka bosa 
Chodziła na poziomki – marszałkowska szosa.

Pocztówka z lat 30-tych.

Jak król Kazimierz, rządzi tu Kazimierz Kaden, 
Burzy to, co jest brzydkie, a wznosi rzecz piękną. 
On stworzył dzieciom Eden (Rym tu ma być Aden) 
(Czuję, jako mi rymy w kanikule miękną. 
Przed tem się nie obroni wierszokleta żaden). 
A kiedyś, gdy legendą struny harf zajękną, 
Nie będzie końca o nim pochwalnym peanom: 
Zastał Rabkę drewnianą, wzniósł zaś murowaną... 

Dziś powracam do Rabki nie dzieckiem, lecz papą, 
I przywożę tu z grzechów mych znamieniem – syna, 
I znowu się komedja rozpocznie da capo, 
Bo znowu dziedziczności w górę mknie kurtyna. 
I znowu przeznaczenie swą paskudną łapą 
Grozi mu i przewiny ojca wypomina, 
Na licach mego dziecka ryjąc znak okrutny... 
Lutnio, zagłusz jęk ojca! Ach, jakim dziś smutny!

Restauracja "Pod Gwiazdą" widok od strony parku.

Tę żałość dziś trza będzie „pod Gwiazdą” utopić, 
Zabić dźwiękiem jazzbandu wyrzuty sumienia, 
I gdy syn mój się będzie solankami kropić, 
Ja będę słuchał skrzypek przymilnego pienia, 
Będę się musiał czyichś ócz niebieskich opić, 
(Bawi tu w Rabce dawna ma znajoma Henia). 
Wsłuchany w rytm muzyki, wpatrzony w dziewicę, 
Myślę, że precz odegnam czarną osmętnicę... 
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 
Kobieto, puchu marny, kaprys twoje miano, 
Ileż już tobie rymów poświęcili wieszcze, 
W falach snów przez poetów byłaś kołysaną, 
Niechaj i ja cię wierszem zjadliwym popieszczę, 
Czy Gretchen, Dorothea, czy Zosia czy Manon. 
Twej syntezy nikt dotąd nie wyśpiewał jeszcze. 
Znów słabość pokazałaś, ach, jakżeś jest krucha 
Ty, co w piersi duszyczkę nosisz zamiast ducha. 

Mężczyznę z dawnych jego stanowisk wyparła 
I w rękach twoich urząd i warsztat i władza 
Tyś rzekła, że niewola twa na wieki zmarła, 
Że suknia i fryzura ci w pracy przeszkadza, 
Że więcej nie chcesz roli laleczki lub karła, 
Że sport, praca, papieros, że to ci dogadza. 
Że gwoli tym urzędom, coś jest ich piastunką, 
Skróciłaś suknię, włosy, hołdujesz malunkom. 

A myśmy uwierzyli. I pewnego rana 
Zoczyliśmy kobietę, ciosaną jak drągi, 
Jak kroczy prawie naga, z włosów wyskubana, 
Ćwiczy boks, piłkę nożną i inne pingpongi. 
I w nas zaczęły gasnąć te czułe pociągi, 
Któremi tchnie kobieta, kiedy jest ubrana... 
(Nic tak prędko nie łamie chętek sexappealu, 
Jak dużo nagich wdzięków, gdy są w kiepskim stylu). 

Dziś znów ku pełnym kształtom oko twe spoziera, 
Do straconych okrągleń, tak z tyłu, jak z przodu, 
Znowu twoja sukienka do kostek dociera, 
Kryjąc kolana, widne dawniej dla narodu, 
Dziś loki, jutro warkocz kupisz u fryzjera 
By „kobiecością” działać wśród męskiego rodu. 
Coś czyniła i czynisz, wszystko hokus-pokus 
Dla rozniecenia pragnień, dla budzenia pokus! 
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 
Takie myśli mnie gryzły, podczas kiedy tango 
Grały skrzypki dancingu przy akordeonie. 
Siedziałem otoczony kobiecą falangą, 
Wtem jakiś gość w smokingu prosi pannę Lonię. 
„Kto to jest?” – pytam Henię. – „Nie zna jeszcze pan go? 
Wszak do niego rój kobiet w Rabce ogniem płonie, 
Dlań brwi golą, włos trefią, wargom dają karmin, 
To nasz nieoceniony tancerz Gabor Armin!”

Wnętrze werandy willi "Pod Gwiazdą".

Fortencer Gabor Armin!. Te więc są symbole, 
Które znaczą dzisiejszą kulturę kobiecą? 
O muzo moja, odwróć twarz swą boską z bolem, 
Legenda o kobiecie jest zwyczajną hecą, 
Którą wieszcze zdołali wywieść głupich w pole! 
Dziś panie więc na takich fortencerów „lecą”. 
Więc na to piał ich wdzięki Asnyk i Tetmajer, 
By je ściskał w foxtrocie byle płatny... frajer?! 

„Chodź Heniu ze mną z tego miejsca wyuzdania, 
Ja ci w parku pokażę ustronną aleję, 
Gdzie słowik swe synkopy uroczne wydzwania, 
Księżyc przez szpilki jodeł srebrny szampan leje... 
Tam ci przypomnę stare melodje kochania, 
Gdy z łąk nam macierzanka wonie swe przywieje, 
Poznasz sekret wieczności, że ludzki pęd zerem”. 
„Dzięki. Nie pójdę. Tango tańczę z fortencerem...”.

Cichy zakątek w rabczańskim parku...

Koren.


Tekst opracował i nadesłał Józef Szlaga.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz