poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Wrześniowe niebo nad Podhalem

Od wczesnych godzin rannych 1 września 1939 roku żołnierze 1 Brygady Górskiej pod dowództwem płk Janusza Gaładyka stawiali bohaterski opór wojskom niemieckim i słowackim, które wtargnęły na Podhale. W skład brygady wchodziły dwa pułki piechoty Korpusu Ochrony Pogranicza oraz dwa bataliony Obrony Narodowej. Siły te były bardzo szczupłe i nie mogły powstrzymać wojsk nieprzyjacielskich, które uderzyły w kierunku Zakopanego, Nowego Targu i Jordanowa. W takiej sytuacji dowódca Armii „Kraków”, gen. Antoni Szylling, zdecydował się na wzmocnienie obrony i wysłanie w ten rejon 10 Brygada Kawalerii Zmotoryzowanej pod dowództwem płk Stanisława Maczka. W ciągu 1 i 2 września toczyły się zacięte walki w okolicy Wysokiej, Jordanowa i Chabówki. Mimo bohaterskiego oporu polskie oddziały w nocy z 2 na 3 września opuściły swe pozycje i wycofały się w kierunku na Lubień i Mszanę Dolną.
Niemieckie oddziały wkraczające na terytorium Polski
Rankiem 3 września 1939 roku wojska niemieckie wkroczyły do Rabki. W tym czasie mieszkańcy i nieliczni goście uzdrowiska byli światkami dwóch nalotów polskich samolotów na niemieckie jednostki pancerne. Szef sztabu 10 Brygady Kawalerii Franciszek Skibiński w swych wspomnieniach zanotował: Nie można się uskarżać na brak wrażeń w tym dniu 3 września. Zaczęło się od przelotu nad naszymi głowami zaraz o pierwszym świcie polskiej wyprawy bombowej w kierunku na Tatry, pewno na skutek naszych meldunków z dnia wczorajszego. Mało ich było, tych Karasi, ale ich widok i głuche detonacje wyrzuconych za Skawą bomb bardzo nas podniosły na duchu - nie zapominają o nas, pomagają! Niemcy nie zorientowali się w naszym nocnym manewrze „odskoku”, zmarnowali sporo amunicji artyleryjskiej na wczorajsze stanowiska brygady, po czym dopiero rozpoznanie ich stwierdziło wycofujące się patrole dywizjonu rozpoznawczego. Zarówno skutkiem tego błędu, jak pewno i nalotu bombowego, właściwe natarcie wyszło późno: zarobiliśmy tanim kosztem sporo godzin dnia tak cennych w manewrze opóźniający.
Pułkownik Stanisław Maczek w otoczeniu oficerów
10 Brygady Kawalerii, Zaolzie, listopad 1938 rok.
Działania w dniu 3 września zapoczątkowało lotnictwo polskie dokonując bombardowania eskadrami „Karasi”. Eskadra Rozpoznawcza nr 24 pod dowództwem kpt. obs. Julian Wojda stacjonująca na lotnisku w Klimontowie koło Krakowa, wchodząca w skład Armii „Kraków”, wykonała uderzenie bombowe na zgrupowanie niemieckiej broni pancernej w rejonie Podwilka i Jabłonki. Około 8 rano sześć samolotów typu PZL 23 B „Karaś” pod dowództwem por. obs. Aleksandra Paszkowskiego rozpoczęło atak.
PZL P-23B Karaś przed lotem bojowym, samolot
w oznakowaniu 22 Eskadry Bombowej z drugie Pułku
Lotniczego w Krakowie. Do kabiny samolotu wchodzi dowódca
22 Eskadry Bombowej kpt. Kazimierz Sławiński,
3 września 1939 rok.
Porucznik pilot Stanisław Pietruszka, uczestnik tej akcji, wspominał: Cała załoga od razu opracowała trasę lotu. Załogi lecą na zadanie razem, wracają pojedynczo. Maszyna już się kręci (...). Startujemy pojedynczo. Maszyna za maszyną. Lecimy jak sześć szatanów nad górami i kotlinami. Co chwila maszyny chowają się za gęstą ścianę chmur. Ładuję karabin i oddaję krótką serię. Wszystko w porządku. Obracam się do tyłu krzyczę: Konrad! Walimy z nurkowego! (...) Pod nami przesuwają się szczyty górskie pokryte sinymi prawie, granatowymi lasami i doliny o nieco jaśniejszym odcieniu, pocięte wstążkami jasnych szos dróg i ścieżek. Na drogach widzimy już ciągnące oddziały pancerne i piechoty. Szukamy jednak większego zgrupowania. Mamy wysokość 600 metrów. Nagle czuję silne szarpnięcie za prawą rękę, oglądam się. Konrad pokazuje mi coś na ziemi. Przez zamglone powietrze ciężko widać. Wpatruję się lepiej i serce z radości (...) i emocji wali mi mocno. Pod nami szosa, a koło niej łąka czy coś innego, a na niej pełno wozów, czołgów i piechoty. Krótka decyzja, nalatywać z daleka nie ma co, bo mogą człowieka zrąbać. Zadzieram "Karasia", kopię prawą nogą i przewrotem walę w środek kolumny. Celuję skrupulatnie, oddaję serię. W tym momencie Konrad posyła Niemcom powietrzną pocztą 6 setek. Usłyszałem głuchy huk pod maszyną i podmuch rozdartego powietrza rzucił maszyną. Trafiliśmy doskonale... łąka była pokryta białym tumanem dymu. A więc doskonale! Teraz wracać! Ale niełatwe to zadanie, dotąd milczące działa i karabiny przeciwlotnicze wroga rzygają pociskami na potęgę. Widzę wyraźnie pozycje karabinów i dział na szosach i wzgórzach. Nie przypuszczałem, że takie piekło może być na ziemi. Pociski karabinowe ciągnące za sobą długie smugi ognia lecą koło maszyn jak robaczki świętojańskie... lecą dziesiątkami... później setkami, z każdego wzgórza, z każdej szosy i drogi, przecinają się i krzyżują z maszyną, przy czym wydają cichy, złowrogi świst. Co kilka sekund przelatuje koło maszyny po 10 - 20 pocisków artylerii szybkostrzelnej, są to granaty, najgroźniejsza dla lotnika broń. (...)
PZL-23A KARAŚ.
 Społeczeństwo spoglądając na klucze przelatujących
samolotów myślało z otuchą, że gdyby wojna wybuchła,
polskie niebo nie będzie bezbronne.
Maszyną rzuca okropnie, że aż knypel z łapy wyrywa - to bliskie wybuchy szrapneli i granatów. W maszynie czuję zapach spalonego prochu. Przechodzę ostrą piką do kosyniera. Walę tuż nad drogę, przy czym nie żałuję karabinu maszynowego, również obserwator i strzelec swoich nie żałują. Na wprost nie mogę przelecieć, przede mną wysoka góra. Robię rozpaczliwy zwrot do tyłu na obserwatora czy jeszcze żyje. Żyje, żyje i dziwnie się śmieje, ale się śmieje. Patrzę na horyzont, pokryty kłębuszkami dymu po wybuchach artyleryjskich. Maszynę rzuca na lewo i prawo jak zabawkę, robiąc ciasne skręty wznoszę się i spadam. Żeby tylko przelecieć przez góry. One mnie oddzielą od moich oprawców i prześladowców. Drapię się do góry. Ledwie osiągnąłem szczyt, puściłem maszynę na mordę po stoku na pełnym gazie i buście... przy czym strzelec mało co nie opuścił kabiny, a Konrada chwyciły mdłości.Jeszcze z kilku wzgórz ostrzeliwano nas, ale już mniej groźnie. Następuje odprężenie, oddycham głęboko, już nie czuję zapachu prochu. (...) Cieszę się z całego świata... z takiej operacji wyjść cało, to naprawdę cholerny fuks. (...) Zbliżamy się do lotniska. Serce mam pełne radości. Pikuję na dwór, w którym mieszka nasz herszt eskadry i reszta oficerów personelu latającego, a później zawadiackim i cholernie podciągniętym "amerykańcem" zawracam na lotnisko i ląduję. Przyleciałem pierwszy! Wysiadam z grata i oglądam go. Su...syny zrąbali mi stateczniki, ale to głupstwo, dziury się jakoś załata, względnie da się nowe. Powoli zlatuje się reszta maszyn, każda z pamiątkami od kul niemieckich. Jednej jednak załogi na próżno oczekiwaliśmy. Nie wróciła i już nigdy nie wróci. Koledzy (...) widzieli jak ich maszyna dostała się w wiązkę pocisków artyleryjskich i została - jak zabawka - rozdarta w powietrzu. Zginęli ppor. obs. Prędecki, kpr. pilot Rudy i strz. samolotu.
Żołnierze niemieccy przy wraku niezidentyfikowanego
PZL P.23 Karaś zestrzelonego we wrześniu 1939 roku.
Po prawej widoczny grób członków załogi.
Bombardowanie to znacznie opóźniło niemiecki atak. Niestety jeden z „Karasi”, został trafiony przez nieprzyjacielskie działo przeciwlotnicze z Jabłonki, spadł kilkaset metrów od kościoła w Orawce. Polegli ppor. obs. Tadeusz Prędecki i kpr. Rudolf Widuch, trzeci z lotników plut. Aleksander Rudkowski, zdołał wyskoczyć ze spadochronem, ciężko ranny dostał się do niewoli.
Plut. Aleksander Rudkowski w wieku 25 lat.
Fot. ze zbiorów: Tadeusza Rudkowskiego
Zestrzelony w Orawce we wrześniu 1939 roku P-23 Karaś.
Na odwrocie zdjęcia Aleksander Rudkowski zanotował:
"Tragedia mojej załogi, ppor. obs. Prędecki T.,
kpr. strz. samol. Widuch R., 3.IX.1939 r. - ORAWKA."

Fot. ze zbiorów: Tadeusza Rudkowskiego
Ciała poległych lotników pochowano w miejscu katastrofy nad rzeką Czarna Orawka, a następnie ekshumowano i przeniesiono na cmentarz parafialny w Orawce. Miejsce ich wiecznego spoczynku upamiętnia nagrobek w formie krzyża maltańskiego, na którym umieszczono tablice z napisem „TU SPOCZYWAJĄ LOTNICY/ KTÓRZY ODDALI SWE ŻYCIE/ W OBRONIE POLSKIEGO NIEBA/ W DNIU 3 IX 1939 r./ Ś.†P./ por. obs. PRĘDECKI TADEUSZ/ kpr. strzel. samol. WIDUCH RUDOLF/ z 24 Esk Liniowej 2 P. Lotn. KRAKÓW”. Za nagrobkiem znajduje się śmigło samolotu z tabliczką: „ŚMIGŁO – „SYMBOL ŚMIERCI LOTNIKÓW” – PAMIĘCI POLEGŁYM – W 40 ROCZNICĘ ZWYCIĘSTWA NAD FASZYZMEM WMONTOWAŁ/ URATOWANY NA SPADOCHRONIE Z ZESTRZELONEGO SAMOLOTU/ P-23 – „KARAŚ” PLUT. PILOT vel. RUDKOWSKI ALEKSANDER./ TABLICĘ POLSKIEGO ORŁA ORAZ NAGROBKOWĄ UFUNDOWALI/ KOMBATANCI – WRZEŚNIOWCY. CAŁOŚĆ ZMONTOWAŁ ODDZIAŁ/ FABRYCZNY ZBoWID – K. M. HUTY im. LENINA.”
Nagrobek w formie krzyża maltańskiego na cmentarzu
parafialnym w Orawce upamiętniający poległych
na polu walki lotników .
Pamiątkowa tablica na grobie poległych lotników w Orawce
Kolejny nalot w tym dniu, około godziny 12, przeprowadziła Eskadra Rozpoznawcza nr 31, wchodząca w skład Armii „Karpaty”, którą dowodził kpt. pil. Witalis Nikonow. Eskadra od 30 sierpnia 1939 roku stacjonowała na lotnisku polowym Werynia koło Kolbuszowej. Siedem „Karasi” pod dowództwem kpt. Nikonowa zaatakowała niemiecką kolumnę pancerno-motorową 4 Dywizji Lekkiej, na odcinku miedzy Nowym Targiem a Chabówką. Akcja ta została opisana przez członka eskadry por. Tadeusza Kołodziejczyka w artykule : „Działania bombardjerskie 31-ej eskadry linjowej”, który ukazał się 24 sierpnia 1941 roku na łamach tygodnika „Wiadomości Polskie” wydawanego w Londynie.


Od początku działań bojowych, 31-a eskadra linjowa była przydzielona do armji Karpaty. Pierwsze też loty bojowe wykonywano z małego lotniska polowego, położonego około 25 km na północ od Rzeszowa (miejsce postoju dowódcy armji). 

Eskadra była całkowicie wyposażona w samoloty Karaś II, z pełnym osprzętem (radjostacje pokładowe na każdym samolocie, wyrzutniki do bomb i t.d.). 

Rankiem dn. 1 września rozporządzano dziesięcioma samolotami. Przez dwa pierwsze dni wojny, eskadra wykonywała jedynie rozpoznania. Były to „rozpoznania dalekie” – rozpoznawano drogi i linje kolejowe na Słowacji. Wyniki tych rozpoznań wyraźnie przepowiadały użycie eskadry w najbliższej przyszłości. Oto wykryto w Igloo (Nowa Wieś Spiska), lotnisko dosłownie zapchane samolotami niemieckiemi, a w Popradzie stwierdzono wyładowania wielkiej jednostki pancernej.
Wysunięty przez dowódcę eskadry (rano dn. 2 września) projekt zbombardowania lotniska Igloo, sztab armji odrzucił (Polska nie była w stanie wojny ze Słowacją). Jednakże tego samego dnia, wieczorem, nakazano eskadrze osiągnąć gotowość do działań bombowych na dzień 3 września rano. Gotowość tę osiągnięto już o świcie. 

Z posiadanych w tym dniu dziewięciu maszyn (jeden samolot rozbito dn. 2 września), dwie odlatywały na rozpoznanie na Słowację. Siedem pozostałych uzbrojono w 6 bomb 50-kilowych każdą, pełny zapas amunicji na k.m.y, załogi gotowe do lotu – przy maszynach.

Około godz. 9, dowódca lotnictwa armji Karpaty, zawiadomił telefonicznie dowódcę eskadry, że niemiecka kolumna pancerna mija właśnie Nowy Targ, maszerując w kierunku północnym. Zadanie: – rozpoznać kierunek marszu tej kolumny i zbombardować ją po osi jej marszu, używając do tego wszystkich rozporządzalnych samolotów. 
Rabka 3 IX 1939 - plan sytuacyjny
Dowódca eskadry natychmiast wyznaczył jedną załogę, nakazując jej:
a) rozpoznać niemiecką kolumnę pancerną w rejonie Nowy Targ;
b) po upływie półtorej godziny, przekazać radjotelefonem wynik rozpoznania do dowódcy eskadry, który w tym czasie z całą eskadrą będzie już w powietrzu, lecąc w kierunku Starego Sącza;
c) spotkać eskadrę nad Starym Sączem, dołączyć do szyku i wraz z kluczem nr. 1 wykonać bombardowanie.

Pozatem omówiono szczegóły radjokorespondencji (meldunek miał być przekazany tekstem otwartym), miejsce samolotu w szyku i t.p. 
Karasie na lotnisku - gotowe by na rozkaz wylecieć na akcję
Samolot wystartował o godz. 10, po jego odlocie zarządzono odprawę załóg – oto jej treść. „Eskadra zbombarduje niemiecką kolumnę pancerną, maszerującą z Nowego Targu na północ. Najprawdopodobniej, kolumna ta pomaszeruje szosą Nowy Targ – Rabka . Dokładną oś jej marszu poda w swym meldunku samolot wykonujący rozpoznanie dla eskadry. 

Klucz nr. 1, pod dowództwem dowódcy eskadry (cztery samoloty)
[kpt. pil. Witalis Nikonow], bombarduje kolumnę mniejwięcej od środka jej długości w kierunku czoła. 

Klucz nr. 2, pod dowództwem zastępcy dowódcy eskadry (trzy samoloty)
[por. obs. Henryk Możdżeń], postara się zamknąć wyjście z Nowego Targu (na oś marszu kolumny, tak aby utrudnić jej ewentualny o dwrót, miały działać równocześnie jakieś własne oddziały ziemne), a następnie resztę bomb zrzucić na tylne człony kolumny. 

Bombardowanie sposobem „na oko”, pojedyńczo, wykonywają obserwatorzy. Rozpocząć bombardowanie na rozkaz dowódcy własnego klucza. Rozkaz ten będzie poprzedzony hasłem podanem przez radjo, przez dowódcę eskadry – „wykonać”. Strzelcy samolotowi w czasie nalotu ostrzeliwają kolumnę nieprzyjaciela z k.m.-ów z górnego stanowiska. Bombardowanie wykonać z wysokości 500 m. 

Eskadra aż do miejsca działania leci ciągiem kluczy – klucz prowadzący-klucz nr.1. Na hasło, podane przez dowódcę eskadry, dowódcy kluczy prowadzą swe samoloty na punkty skąd należy rozpocząć bombardowanie, przyczem samoloty w kluczach wyciągają się w kolumnę. Po ukończonem bombardowaniu zbiórka na wysokości 2000 m, nad Mszaną Dolną i powrót na lotnisko znowu ciągiem kluczy. 

W ciągu całego lotu, wszystkie załogi pozostają na radjopodsłuchu, celem odbierania rozkazów. Jedynie tylko dowódcy kluczy oraz samolot rozpoznawczy prowadzą z sobą korespondencję, przyczem radjostacja dowódcy eskadry jest radjostacją kierowniczą”. 

W części końcowej podano zarządzenia co do kolejności startu i lądowania (startowano i lądowano pojedyńczo), oraz umówiono sygnalizację na wypadek, gdyby zawiodła łączność radjo (podobne znaki omówiono poprzednio z samolotem, który odleciał na rozpoznanie). 
PZL P.23B Karaś - lekki samolot bombowo rozpoznawczy.
Rys. G. Sieracki.
O godz. 11 ostatni samolot oderwał się od ziemi. Start sześciu maszyn z małego, nieporęcznego lotniska, trwał około trzech minut. Natychmiast po starcie, dowódcy kluczy nawiązali ze sobą łączność. „Nile”( N.I.L/L - typowa pokładowa radjostacja lotnicza.) były niezawodne. 

Dzień był słoneczny, bezchmurny – widoczność olbrzymia. Dowódca eskadry, chcąc jak najdłużej ukryć przed nieprzyjacielską obserwacją z ziemi lot kluczy, wybrał następującą trasę: lotnisko – Stary Sącz – doliną Dunajca do Nowego Targu – i na północ. 

Szczyty Gorców miały chronić eskadrę przed zbyt wczesnem wykryciem jej przez nieprzyjaciela, nalot z południa na północ miał utrudnić działalność obrony przeciwlotniczej. Leciano na wysokości 600 – 700 m. 
Karasie były chlubą polskich sił powietrznych
O godz. 11³° punktualnie, usłyszano w słuchawkach wołania samolotu rozpoznawczego. Treść jego meldunku w całości potwierdzała domysły dowódcy eskadry, co do wyboru kierunku marszu przez Niemców: „Kolumna pancerna w marszu na szosie Nowy Targ – Rabka . Kierunek marszu – Rabka. Długość kolumny około 25 km. Tylne oddziały kolumny wychodzą z Nowego targu”... 

W kilka minut później, do szyku eskadry dołączył wyczekujący nad Starym Sączem Karaś – jeszcze raz powtórzył swój meldunek: „Kolumna pancerna w marszu ...” – obydwaj dowódcy kluczy potwierdzili odbiór depeszy. 

Minąwszy Stary Sącz od południa, eskadra skręciła w dolinę Dunajca. Ten szlak miał prowadzić aż na cel. 

Czorsztyn. Godz.11,50. Drobne oddziały piechoty posuwają się w kierunku północnym. Jest to pewnie niemiecka dywizja górska. 

Godz. 11.55 Widać Nowy Targ. Zmieniono kurs ku południowi, na tor kolejowy Szaflary – Nowy Targ. Po przekroczeniu toru skręt wprost na północ. 

Godz. 12. Rozkaz dowódcy eskadry radjem – „wykonać!”. 

Klucz nr. 1 idąc dużą szybkością ominął Nowy Targ od zachodu i wypadł na szosę w rejonie stacji kolejowej Lasek, a klucz nr. 2 wyciągnięty w kolumnę, ruszył wprost na miasto. 

Szosa Nowy Targ – Rabka, na całej swej długości, była dosłownie zawalona postojem kolumny pancernej. Ściśnięte w dwu rzędach, wzdłuż drogi, wozy bojowe, samochody, tworzyły najbardziej wymarzony cel. Było najzupełniej nieprawdopodobne, by z masy tej jakiś pojazd mógł uskoczyć z drogi na bok. Załogi stały koło wozów w grupach – wyglądało na to, że wydawano im właśnie posiłek. 

W tej samej chwili, kiedy pierwsze bomby klucza nr. 2 zamykały (zamknęły dokładnie!) wyjście z Nowego Targu na szosę, klucz nr. 1 rozpoczął bombardowanie swego odcinka. Pierwsze bomby były znakomicie celne – wprost na szosę! Jakaś Przyczepka z benzyną zapaliła się błękitnawym płomieniem. Dwa czołgi, trafione bezpośrednio, wywróciły się, barykadując drogę, a z ich rozdartych blach wytrysnął dym. 

Do uciekających Niemców otworzyli ogień strzelcy samolotowi. Klucz szedł dokładnie wzdłuż drogi, samolot za samolotem w odstępie 50 m. Bomby bez błędu „na kierunek”, orały zaskoczoną kolumnę.
Klucz nr. 2 na swej drodze napotkał samochody warsztatowe, przyczepki z benzyną – cały tabor. „Przejechał się” po tem , do celnego ognia bomb dokładając pociski Vickersów, a następnie, idąc już po śladach klucza nr. 1, kończył jego robotę. 

Cel był duży – lecz bomb było mało! Rzucano je wprawdzie pojedyńczo, rzadko po dwie, w miejsca dobrze upatrzone, tam, gdzie był największy tłok, jednak już po czterech minutach cały ładunek bomb się wyczerpał. 

Jakkolwiek eskadra dosłownie zaskoczyła Niemców, jednakże początkowa panika na ziemi szybko ustąpiła miejsca zorganizowanemu przeciwdziałaniu. Terkotliwe krzyki działek automatycznych i k. m-ów natychmiast odpowiedziały na huk bomb i jazgot Vickersów. Białe smugi pocisków poczęły krajać niebo tuż za samolotami, obok, przed... Jeden z Karasi, trafiony, zapalił się. Z załogi tylko dwu wyskoczyło ze spadochronami. Trzeci – w płonącej maszynie – roztrzaskał się na szosie... 
Niezidentyfikowany Karaś zestrzelony we wrześniu 1939 roku
Eskadra była bez bomb – jednak mimo ich braku, mimo ognia z ziemi – nie chciała opuścić pola walki bez zadania nieprzyjacielowi możliwie jak największych strat. Nie umawiano tego dokładnie przed startem, lecz wszystkie załogi, jakby jedną myślą tknięte, wykonały jedno. Obserwatorzy przepełzali do pogardzanych stale stanowisk dolnych, piloci pochylili maszyny do lekkiego nurkowania... Miast bomb, eskadra siała pociski swych k.m-ów, po łatwo dostrzegalnych stanowiskach obrony przeciwlotniczej, po kryjących się po rowach przydrożnych, po wozach. ... 

Bliżej Rabki, Niemcy mieli ustawioną swą obronę przeciwlotniczą na zboczach wzgórz. Bez przesady, stanowiska te niejednokrotnie były wyżej położone, niż wysokość lotu eskadry! Ten też odcinek drogi był najtrudniejszy i najgorszy. Jednakże eskadra, ogniem odpowiadając na ogień, szła naprzód, aż do końca kolumny! 

Rabka – nad pustemi ulicami miasta eskadra przeleciała „po dachach”. 

Nim doleciano do Mszany Dolnej, wszystkie samoloty zebrały się do szyku. Kurs na lotnisko. 

Na lotnisku, przy lądowaniu, dowódca eskadry rozbija samolot – miał ustrzelone podwozie... 

Dowódca lotnictwa armji, omawiając po locie z załogami wykonane bombardowanie, nazwał je „klasycznem”. Zasługiwało na tę nazwę w zupełności, tak ze względu na jego przeprowadzenie jak i na wynik. 

Cóż bardziej klasycznego, niż to przeprowadzenie bombardowania: – właściwie i umiejętnie wybrana trasa lotu, własne rozpoznanie i przekazanie jego wyników samolotom zdążającym na pole walki, rozkazodawstwo – wszystko przez radjo. W czasie bombardowania młode, nie otrzaskane jeszcze w ogniu załogi, pracowały spokojnie, pewnie, jak niegdyś w czasie pokoju, nad poligonem. 

Wynik: – więcej niż 25 trafień wprost w szosę, w zmasowane wozy, kilkanaście tuż obok drogi! 

Straty własne: – dwa samoloty, w tem jeden wraz z załogą. Pozatem w trzech maszynach musiano dokonać drobnych napraw – wynik celnego ognia Niemców (wszystkie samoloty wróciły z przestrzelinami). 

Nie zniszczyła, nie rozbiła eskadra atakowanej dywizji pancernej – ale to przecież nie leżało w jej możliwościach. Do tego trzebaby było kilku dywizjonów, uzbrojonych znacznie potężniej niż siedem Karasi.
(…) 

Nigdy w swych późniejszych działaniach nie spotkała się już eskadra z ową niemiecką dywizją pancerną spod Nowego Targu i Rabki. Zresztą następne zadanie bombardjerskie wykonywano na innym kierunku. Inna skolei nieprzyjacielska jednostka pancerna stała się celem eskadry.
Ułani przestworzy - pierwsza połowa września 1939 roku.
Polskie bombowce taktyczne PZL P.23B Karaś napotykają
po nalocie na niemieckie zgrupowanie pancerne
dwa myśliwce Messerschmitt BF-109. Rys. Jan Boruta
Jak widać i ten nalot zakończył się sukcesem polskich lotników. Jednak i tym razem poniesione przez Niemców straty zostały okupione zestrzeleniem jednego „Karasia”, którego załoga szczęśliwie ocalała dzięki udanym skokom na spadochronach, lecz dostała się do niewoli. Byli to: por. obs. Antoni Soroko, ppor. pil. Ignacy Rabiega i pchor. obs. Stefan Pigułowski. Opuszczony samolot uderzył w dom rodziny Smoleniów, stojący na północnym stoku góry Bania w Rabce Zarytem, niszcząc go. Drugi z samolotów, pilotowany przez samego dowódcę eskadry, kpt. pil. Witalisa Nikonowa, został poważnie uszkodzony, co prawda doleciał na lotnisko Werynia, ale rozbił się podczas lądowania. Na szczęście załogo wyszła cało z katastrofy.

Walki w okolicy Rabki trwały do końca 3 września 1939 roku. Żołnierze 10 Brygady Kawalerii, Korpusu Ochrony Pogranicza i Batalionów Obrony Narodowej wycofywali się na północ. Rozpoczęła się niemiecka okupacja.
Rabka, willa Wawel w czasie okupacji.
Przed budynkiem widoczny maszt z flagą Hitlerjugend.
Zespół Historia Rabki serdecznie dziękuje panu Józefowi Szladze, ze udostępnienie artykułu z tygodnika „Wiadomości Polskie”.

10 komentarzy:

  1. Kolejny świetny artykuł. Gratulacje! Tym razem o walkach powietrznych nad Rabką. Teraz wiadomo skąd ten pomnik przy kościele w Orawce. Ciekawostką jest jedno ze zdjęc prezentujących Karasie stojące na lotnisku bez charakterystycznych osłon na koła. To gratka dla kolekcjonerów, hobbystów i modelarzy! Zawsze lubiłem tę maszynę. Choc przestarzała już we wrześniu 1939 roku, to jednak piloci na nich operujący wykonali swoje zadania na więcej niż swoje możliwości. Wspaniale jest czytac, że te piękne samoloty broniły również rabczańskiego nieba. PZL P-23 Karaś był po prosztu piękną maszyną. Jaka szkoda, że żaden egzemplarz nie dotrwał do dziś. Może kiedyś komuś uda się go zrekonstruowac? Widok lecącego Karasia i warkot jego silnika. Co może byc piękniejsze? Chyba widok jadącego czołgu lekkiego 7TP... Ech, rozmarzyłem się. Jeszcze raz dziękuję za artykuł. Oby tak dalej.

    /*
    Autor: japed
    Data: 2010-08-30
    Godzina: 22:38:36

    Komentarz przeniesiony z poprzedniej strony Historii Rabki
    */

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdecydowanie świetny artykuł!

    /*
    Autor: Kasia
    Data: 2010-08-30
    Godzina: 22:53:38

    Komentarz przeniesiony z poprzedniej strony Historii Rabki
    */

    OdpowiedzUsuń
  3. Dotyczy grobu na Starym Cmentarzu Jan Świder, Jan Łopata, Mieczysław Gacek. Jeszcze był „Rusek” To robota „Ognia”, rozwalili ich pod Kamionką chyba w 1946. Mam gdzieś Foto jak ich niosą na cmentarz

    /*
    Autor: wlodek
    Data: 2010-09-06
    Godzina: 19:51:26

    Komentarz przeniesiony z poprzedniej strony Historii Rabki
    */

    OdpowiedzUsuń
  4. Popieram świetny artykuł :) Jako student historii mam nadzieje ze przyda mi się ta wiedza nie tylko do własnych celów.

    /*
    Autor: Agares
    Data: 2010-09-14
    Godzina: 14:01:31

    Komentarz przeniesiony z poprzedniej strony Historii Rabki
    */

    OdpowiedzUsuń
  5. Chwała Wielkiej Polsce !

    /*
    Autor: Daniel Dęblin
    Data: 2010-10-08
    Godzina: 20:52:27

    Komentarz przeniesiony z poprzedniej strony Historii Rabki
    */

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam. Jestem synem Aleksandra Rudkowskiego ktory przeżył zestrzelenie 3 września 1939 roku. Tata już nie żyje, ale wojnę przeżył, dzięki temu ja urodziłem się w roku 1953. Mam gdzieś w dokumentach zdjęcie tego rozbitego Karasia, i postaram się go przesłać. Pozdrawiam wszystkich serdecznie. Tadeusz

    /*
    Autor: Tadeusz Rudkowski
    Data: 2011-09-04
    Godzina: 20:54:25

    Komentarz przeniesiony z poprzedniej strony Historii Rabki
    */

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szanowny Panie Tadeuszu!Z wielkim zainteresowaniem przeczytałam wiadomości o tym co miało miejsce w Orawce 3 września 1939 roku,gdyż Tadeusz Prędecki był rodzonym bratem mojej matki.Do tej pory my jako rodzina prawie nic nie wiedzieliśmy o losach naszego wuja i jego bohaterskich kolegów.Od ponad 5-ciu lat moja matka nie zyje,do chwili śmierci nie znała losów swojego brata.Wiedziała tylko,że przy kościele w Orawce jest pochowany.Wielokroć odwiedzaliśmy wraz z matką i moją rodziną to miejsce,ale nigdy nie udało nam się spotkać kogoś kto by nam coś sensownego powiedział.Aż do wczoraj kiedy to pani przewodnik oprowadzająca po kościele wskazała mi stronę internetową z której mogę się dowiedzieć wiecej.Wobec tego bardzo pana proszę,jeśli oczywiście nie sprawi to panu kłopotu,o wysłanie na mój e-mail zdjęcia zestrzelonego 3.09.39r. Karasia.I mam jeszcze pytanie: czy wie pan i może mi napisać gdzie w Orawce płynie rzeka Orawka,może pan poda umiejscowienie względem kościoła.Pozdrawiam serdecznie Magdalena Hładki

      Usuń
    2. Do artykułu dołączyliśmy dwa zdjęcia przesłane nam przez pana Tadeusza Rudkowskiego. Pierwsze z nich jest to zdjęcie Aleksandra Rudkowskiego przed wybuchem wojny, gdy miał 25 lat. Drugie przedstawia zestrzelonego 3 września 1939 roku Karasia.

      Usuń
  7. Witam. Pole na którym znajdowało się lotnisko w Klimontowie należało do moich dziadków. Dziś stoi tam mój dom rodzinny. Babcia opowiadała, że lotnicy pozwolili jej posiedzieć wewnątrz samolotu. Szybka, rzekomo pochodząca z jednego z samolotów znajduje się w naszym posiadaniu.

    /*
    Autor: Konrad
    Data: 2011-09-09
    Godzina: 06:23:19

    Komentarz przeniesiony z poprzedniej strony Historii Rabki
    */

    OdpowiedzUsuń
  8. Pomnik lotników zestrzelonych nad Podwilkiem przechodzi obecnie gruntowny remont. A raczej czekamy na jego nową wersję:
    http://www.kurierorawski.pl/2014/07/przebudowa-pomnika-lotnikow-w-orawce.html

    OdpowiedzUsuń