Kolenda. Rys. F. Kostrzewski. Kłosy, 1869 r., nr 234. |
Wypełnionych ciepłymi barwami,
roziskrzonych światłem wigilijnej nocy
Świąt Bożego Narodzenia,
spędzonych w atmosferze spokoju i radości
oraz
obfitującego w pomyślność
Nowego, 2014 Roku!
życzy
Zespół Historia Rabki
Jest to artykuł sprzed prawie 120 lat, opublikowany w krakowskim „DZIENNIKU PORANNYM”, w jego kolejnych czterech numerach 19, 20, 21 i 22, od 24 grudnia do 29 grudnia 1895 roku. Jego autorem jest polski dziennikarz Edmund Kolbuszowski (1865-1919). Pisownia została zachowana tak jak w oryginale.
Boże Narodzenie
Obrazek usnuty z podań i wierzeń ludowych.
Święta Bożego Narodzenia należą do najmilszych i najprzyjemniejszych świąt w roku. Szczególniejszy urok dla wszystkich posiada wieczerza wigilijna. Każdy w dniu tym dąży do domu, pragnie wieczór ten spędzić w rodzinnym kole. Wieczór ten poprzedzający dzień przyjścia na świat Zbawiciela napełnia otuchą serca, łączy ze sobą wszystkich i żywo przywodzi na pamięć owe czasy, kiedy to zamki rycerzy i chaty wieśniacze w potrjachalną jeszcze składały się całość.
Lud nasz wielką sympatją otoczył te święta. Przeróżne zwyczaje i obrzędy, jakie lud podczas świąt tych zachowuje, dziwią prawdziwie bogactwem szczegółów i rozmaitością. Ze świętami temi łączy się wiele dawnych skazek, podań i pięknych legend, sięgających jeszcze owych czasów, w których nowe pojęcia chrystjanizmu wikłały się jeszcze z pogańskiemi wyobrażeniami, kiedy Świat duchów i rzeczywistości nie rozdzielał się jeszcze i wzajem oddziaływał na siebie, kiedy:
„Dzisiejsze dziwy, dziwami nie były
Grały widomie, niewidome siły
I pilnowały człowieka jak dziecka.
W powietrzu, w drzewach, w kamieniach, pod wodą
Krewne współczucie ludzie znajdowali,
Bo nie gardzili naówczas przyrodą,
Bo ją jak matkę znali i kochali.”
Wprawdzie podania przechodząc z ust do ust przez długie lata tak się już zatarły, iż z wielką trudnością tylko można dociec ich wątku, gdyż w ustach ludu zwyczaje i bożkowie pogańscy pomięszani są ciągle z wyobrażeniami wiary katolickiej, opowieści z mitologji słowiańskiej łączą się z faktami ewanielji, a lud będąc oddawna wyznawcą religji objawionej zapomniał już, że przodkowie jego urojone czcili bożyszcza. Jednak mimo to lud zawsze wiernie chowa dawne obrzędy i zwyczaje, a choć wiernym jest swej religji, to jednak z obrzędami kościelnemi Bożego Narodzenia łączy jeszcze szczątki dawnej uroczystości pogańskiej zimowego zwrotu słońca i wcale nie wie o tem, że zwyczaje te są zabytkiem pogańskim, są echem dawnych zwyczajów, jakie święcili pogańscy jego przodkowie, nim jutrzenka wiary do nich zawitała.
Ucztę wilijną uroczyście obchodzi tylko lud nasz, lud dawnej Polski; inni Słowianie zwyczaju tego nie znają, bandjak bowiem południowo-słowiański traci na porównaniu z wilją i kutią, a Rosjanie – według Karamzina – przyjęli zwyczaj ten od Polaków i Małorusinów.
W dzień wilji Bożego Narodzenia w każdym domu polskim i ruskim wre życie już od rana, czynią się przygotowania na święta i do wilijnej wieczerzy. Gospodyni wiejska, idąc za starym ojców obyczajem, pewna, że Zbawiciel świata przyszedł na świat w ubogiej stajence i że pierwszem posłaniem Jego było siano, zaściela stół sianem i na niem dopiero rozściela obrus; kładzie także wiązkę siana lub słomy pod stół, a w rogach izby ustawia snopy zboża. Gdy pierwsza gwiazdka zabłyśnie na niebios stropie, siadają wszyscy do kolacji.
W Makowie siadając uważają, aby cień każdej osoby padał na ścianę, bo wierzą, iż jeżeli która osoba tak usiędzie, iż cienia jej nie będzie widać, to nie dożyje drugiej wilji. Łamiąc się opłatkiem życzą sobie wszyscy „dosiego roku”, a gospodarz i gospodyni muszą się złamać opłatkiem nie tylko z rodziną, gośćmi i czeladzią, ale idą także do stajen i obór i tam rzucają kawałeczki święconego opłatka w żłoby przed konie i bydło, bo to ochroni je od wszelkich czarów i sprawi, że przez rok cały dobrze będą wyglądały. Podczas kolacji każdy uważa, żeby mu łyżka lub nóż nie upadł na ziemię, bo w pierwszym razie groziłaby mu w ciągu roku choroba, w drugim zaś razie jakiś nieszczęśliwy wypadek.
Wyglądanie gwiazdki. Rys. J. K. Wehle. Kłosy, 1882 r., nr 913. |
W Makowie siadając uważają, aby cień każdej osoby padał na ścianę, bo wierzą, iż jeżeli która osoba tak usiędzie, iż cienia jej nie będzie widać, to nie dożyje drugiej wilji. Łamiąc się opłatkiem życzą sobie wszyscy „dosiego roku”, a gospodarz i gospodyni muszą się złamać opłatkiem nie tylko z rodziną, gośćmi i czeladzią, ale idą także do stajen i obór i tam rzucają kawałeczki święconego opłatka w żłoby przed konie i bydło, bo to ochroni je od wszelkich czarów i sprawi, że przez rok cały dobrze będą wyglądały. Podczas kolacji każdy uważa, żeby mu łyżka lub nóż nie upadł na ziemię, bo w pierwszym razie groziłaby mu w ciągu roku choroba, w drugim zaś razie jakiś nieszczęśliwy wypadek.
W powiecie bobreckim w czasie wieczerzy kładą po rogach stołu, jego brzegach i na samym środku czosnek w główkach, razem 12 kawałków, odpowiadających dwunastu potrawom, które zwykle w wieczór ten podają. Potrawy te są: barszcz z olejem i czosnkiem, kapusta, groch, kasza hreczana z olejem, różne grzyby zasypane jagłami, fasola, fasola ze śliwkami, gołąbki z liści kapuścianych i kaszy, pierogi z kapustą, kutia (pszenica tłuczona, gotowana i zmieszana z makiem i miodem), suszone owoce i hrecuszki tj. pączki z mąki hreczanej na oleju smażone. Potrawy te muszą być nawet u najuboższego wieśniaka, bogatsi zaś, oprócz tego podają jedną lub dwie potrawy z ryb. W Andrychowskiem stół, na którym zastawiono wieczerzę wilijną, otaczają łańcuchem, aby się go chleb trzymał.
Gdy na stole pojawi się kutia, wtedy gospodarz – zanim się nią obecni podzielą – wstaje, a złożywszy raz jeszcze wszystkim wieczerzającym życzenia pomyślności i szczęścia, nuci kolędę: „W żłobie leży, któż pobieży”. Wszyscy mu wtórują i tony tej tak prostej, a tak pięknej i rzewnej kolędy zdają się przedzierać przez ściany chatki i płynąć wprost przed tron Najwyższego i jednać błogosławieństwo Jego dla tych, którzy wiernie w swem sercu zachowując dawne obyczaje, cieszą się i radują z narodzin Zbawiciela i ślą dziękczynne za to modły do stóp Zastępów Pana.
Po kolacji, wśród wesołej i żywej pogadanki, wśród wspólnych zabaw mile spływa czas biesiadującym, a gdy o północy dzwonek na wieżyczce kościelnej uderzy i do kościoła wiernych wezwie, wszyscy spieszą na pasterkę (na pierwszą mszę św.).
Po kolacji zwykle wioska cała rozbrzmiewa od kolęd, śpiewanych w każdej chacie, a młódź wiejska to z szopką, to z gwiazdą chodzi od chaty do chaty, śpiewając kolędy i zbierając za to skromne datki dla siebie.
Nader zajmującą, a dość rzadką kolendę o cudzie uczynionym przez Matkę Boską chłopkowi siejącemu pszenicę, słyszałem śpiewaną w Kieleckiem. Kolędę tę przytaczam:
„A stał się nam dzień wesoły czasu onego,
O, przywitajmy Króla nowonarodzonego!
Gdzie się narodził? W Betlejem miedzy zwierzetem,
O, między wołem, między osłem, między zwierzętem
I trzej Królowie na kraju świata tam se mieszkali,
Z wielkiemi dary do Pana Jezusa tam się zjeżdżali.
Jeden mirę, drugi kadzidło, a trzeci złoto
Oj wzięli wszyscy od Pana Jezusa zapłatę za to,
I król Heród im powiedział, aby mu znać dali,
Gdzie będą to dzieciątko oglądywali.
A Marja ze swym Synaczkiem, gdy posłychnęła,
Oj do Egiptu, do Jeruzalem, tam uciekała.
I napadła chłopka w polu, on pszeniczkę siał,
„Oj, siejże, orzże chłopku, jutro będziesz żął”.
A kat za nią z gołym mieczem już ją zrąbać miał,
Oj, napotkał chłopka w polu, on pszeniczkę żął.
„Szczęść Ci Boże! chłopku miły, pszeniczkę żący,
Oj, czyś nie widział jakiej panny tędy bieżącej?”
„Widziałemci panie miły, kiejm pszeniczkę siał!”
„Oj, bodajże cię kat zrąbał! Jużeś ją zebrał!”.
Ze świętem tem i wieczorem wilijnym łączy się jednak wiele wierzeń spaczonych i zabobonów. W Wielkiem Księstwie Poznańskiem pod stół, przy którym wieczerzają, kładą wiązkę siana lub słomy, a nadto jeden parobek i dziewka trzymają na podorędziu garnki próżne, do których wrzucają odrobinę z każdej potrawy, a gdy się już przysmakami nagotowanemi przez gospodynię uraczą, wtedy garnki napełnione temi różnościami, stawiają obok wiązki siana lub słomy. Tam stoją one przez noc całą. Nazajutrz jak najraniej ten parobek i ta dziewczyna, którzy jadło do garnków wrzucali, ubiegają się na wyścigi, aby tę wiązkę wraz z przysmakami zawartymi w garnkach dać bydłu na czczo do jedzenia, pewni będąc, że temu, kto prędzej rozdać je zdąży, bydło lub konie, które ma pod swą opieką wieść i paść się będą jak najlepiej. W zachodnio południowej części Poznańskiego parobcy po kolacji udają się zwykle cichaczem do sadu właściciela wioski, aby nałamać tam gałązek z różnych drzew owocowych, w przekonaniu, że kiedy człowiek w wilję ma szczęście do porwania gałązki z owocowego drzewa, to będzie je miał przez rok cały do cudzego owocu. W wielu okolicach w wilję Bożego Narodzenia, gospodarz lub ktoś z domowników przynosi ze stodoły snop słomy i rozdziela go na trzy części: pierwszą kładzie na stole, drugą rozrzuca po podłodze, a trzecią stawia na uboczu aż do ukończenia wieczerzy, po której źdźbła z niej rzuca za obrazy świętych zawieszone na ścianie. Święcenie tego zwyczaju ma szczególniej między rolnikami doniosłe znaczenie, gdyż, według wiary ludu, wywiera zbawienny wpływ na pola zasiane, ochraniając je od wielu klęsk. Słoma, znajdująca się na stole w czasie wieczerzy, zebrana zaraz po jej ukończeniu i dana bydłu z opłatkiem chroni je od chorób i wpływa na jego dobry wygląd; część znów słomy wyniesiona i porzucona na polu chroni je od gradu. W Szydłówku, Niewachlowie i wielu innych miejscowościach rozrzuconą podczas wilji po podłodze słomę, zbierają dopiero w dzień św. Szczepana przed wschodem słońca i wynoszą na pole, gdzie palą ją w tym celu, aby nie było na roli ostów i chwastu.
W niektórych miejscowościach (n.p. w powiecie bobreckim), gospodynie wiejskie w dzień wilji robią placki z dziewięciu gatunków zboża i dają je do zjedzenia krowom, aby czarownice mleka im nie odbierały. Na taki placek bierze się: żyto, pszenicę, owies, jęczmień, proso, len, konopne siemię, groch, mak, bób, nasienie marchwi, buraków itp., miesza się je razem, daje do żaren i miele na opak. Zmieloną mąkę zaś zarabia się święconą wodą. W Bełzkiem o północy zbierają jemiołę, gdyż wtedy zebrana ma tę własność, iż wszystkie otwiera zaniki. Czosnek, który podczas wieczerzy kładą na stół, po ukończeniu jej zbierają, przechowują starannie i używają potem jako środka leczniczego w różnych słabościach, a głównie przeciw bólowi zębów, gardła, lub kaszlowi. W razie choroby pocierają nim twarz i dziąsła lub gardło. Również z wielkim rzekomo skutkiem mają go używać przeciw kolkom, pocierając nim miejsce, w którem ból czują. Także dają go do jedzenia bydłu, gdy jest chorem. Taki czosnek, który leżał na stole wilijnym jest także niezawodnym środkiem na odpędzenie złych duchów i dlatego też często panna młoda jadąc do ślubu, wtyka sobie do włosów jeden ząbek czosnku, aby jej kto nie urzekł, albo zły duch jakiej psoty nie wyrządził. Także po wieczerzy wilijnej dają czosnek ze słoniną kurom, aby je uchronić od pypcia.
Ważnym jest także wieczór ten dla gospodarzy mających sady, pielęgnujących drzewa owocowe, bo w dzień ten można nakłonić, aby na rok przyszły obfite zrodziły owoce. Drzewa owocowe uważa wieśniak niejako za swych towarzyszy. Myśl, że roślina jest uduchowioną, jest rozszerzoną wielce między ludem, a dawniej nawet powszechnie w to wierzono i rośliny uważano za równe z ludźmi, za ich sobowtóry. Już w epoce antropogonicznych mitów napotykamy pewien rodzaj podobnego zrównania; inny rodzaj polegał na tem, iż drzewa uważano za żyjące duchowe istoty i przemawiano do nich jak do osób. Człowiek pierwotny musiał uosabiać wszystkie zjawiska przyrody, gdyż inaczej pojąćby ich nie potrafił. Szum lasów przypisywał więc rozhoworowi bogów leśnych, królów olch, dryjad; w szmerze strumieni słyszał głosy bagnisk, wodnych rusałek i najad. Sam czując w sobie pierwiastek życia obdzielam niem wszystko, na co tylko patrzył, czego doświadczał; sam obdarzony ruchem, sądził, że i inne martwe na pozór twory mają w sobie istotę dowolnie poruszać się mogącą. W roślinach, a szczególniej w drzewach dopatrywał różnicy płci tak jak wśród ludzi i zwierząt i uważał je za rozumne istoty, przedewszystkiem te drzewa, które mu plony przynosiły. A przypisując płeć roślinom i uważając je za rozumne istoty, nie tworzył z nich dawny człowiek dowolnie jakichś chimerycznych osób, ale rzeczywiście je za takie poczytywał. Najlepszym tego dowodem jest dawny zwyczaj zachowany do dziś wśród włościan, a tyczący się drzew owocowych. Owóż w wilję Bożego Narodzenia z tej słomy, która była w izbie jadalnej pod stołem lub stała w rogu izby wieśniaczej – robią powrósła i obwiązują niemi drzewa, aby lepiej rodziły. Zwyczaj ten jest rozpowszechniony w całej Polsce i we wszystkich sadach można po Bożem Narodzeniu widzieć drzewa obwiązane powrósłami ze słomy.
Obwiązywanie drzew dzieje się jednak z pewnym obrzędem. W wilję bowiem idzie gospodarz z siekierą do sadu, przystępuje do drzew, które mało albo wcale owoców nie rodzą, a złajawszy je za to, zamierza się siekierą tak jakby je chciał ścinać. Żona, lub czeladź obecna przy tym obrzędzie, powstrzymuje rękę grożącą zniszczeniem nierodzącemu drzewu i prosi i błaga za niem, by mu gospodarz nic złego nie robił ręcząc za nie, że się na rok przyszły poprawi. Wtedy gospodarz raz jeszcze napomina drzewo, aby spełniło swe przeznaczenie i rodziło owoce, poczem obwija je powrósłem (Tyniec). Uważają tu więc drzewo za rozumną istotę, która pojmuje mowę ludzką i może uczynić zadość wypowiedzianemu życzeniu.
Na Mazowszu włościanie wieczorem w wilją obwiązują drzewa słomą lub sianem, które rozpostarte było pod obrusem, na którym jedzono wilijną wieczerzę. Po wieczerzy gospodarz ukręciwszy kilka powróseł ze słomy lub siana, bierze siekierę w rękę i biegnie z nią do ogrodu, gdzie przystępuje do każdego owocowego drzewa, a uderzając siekierą lekko w pień, jakby straszył drzewo, że je zetnie, pyta się: „będziesz rodziło, albo nie będziesz rodziło?”. Na to odpowiada rzekomo drzewo(czyni to zwykle albo sam pytający, albo któryś z towarzyszących gospodarzowi domowników), że będzie obficie rodziło; gospodarz przeto na podziękowanie całuje je i obwiązuje powrósłem. Tu więc także obchodzą się z drzewem jak z osobą.
Kierski pisząc w „Tygodniku ilustrowanym” o zwyczajach w gubernji lubelskiej, wspomina, iż włościanie biorą tam po wilji pęki słomy na jutrznię lub mszę ranną zwaną pastorałką i tą słomą obwiązują potem drzewa owocowe, aby lepiej rodziły.
W Rawskiem i Bełzkiem znów obwiązują drzewa owocowe słomą na to, aby się szkodliwe gąsienice na nich nie mnożyły.
W Poznańskiem gospodarz w wilję puka kulką drewnianą w każde drzewo owocowe, mówiąc przytem: „żebyście się pilnowały i więcej owoców niż liści miały”.
Na Szląsku włościanie zanim pójdą na pasterkę obsypują drzewa szczątkami z wieczerzy, bo według ich wiary, drzewa potem obficiej rodzić będą owoce. Czyż zwyczaj ten nie jest echem dawnych obrzędów, dawnej ofiary, którą składano w potrawach świętym drzewom? W wielu miejscach znów np. koło Leżajska, Zagórzu, Klęczan, Sidziny itd. gospodyni, która w wilją Bożego Narodzenia miesi ciasto, po skończonej robocie, nim sobie ręce umyje, wybiega z rękami obranemi ciastem do sadu, obiega go w koło, a następnie obejmuje po koleji wszystkie owocowe drzewa, prosząc je, aby na rok przyszły obficie zrodziły owoce.
Noc wilijna pełna jest cudów; tajne siły przyrody z podwójną mocą działają w tym czasie, na „Swatyj weczer”, jak powiadają Rusini. O północy woda we wszystkich rzekach i studniach przemienia się na chwilę w wino. Włościanie niecierpliwie czekają północy i gdy tylko uderzenie zegaru lub pierwsze pianie koguta ogłosi, iż północ już nadeszła, wszyscy pędzą do studni i rzek, aby zaczerpnąć wody zamienionej w wino. Szczęśliwy kto na tę chwilę trafi, bo zaczerpnięte wówczas wino doda mu zdrowia i obdarzy szczęściem i pomyślnością na długie, długie lata.
O północy również wszystkie zwierzęta mogą mówić jak ludzie i rozmawiają między sobą ludzką mową. Wtedy to można wiele ciekawych dowiedzieć się rzeczy. Lecz śmiertelnikowi nie wolno na chwilę tę czatować i przysłuchiwać się tym rozmowom, gdyż nigdy mu to na dobre nie wyjdzie. Raz – opowiada lud – jeden gospodarz strasznie był ciekawy, koniecznie chciał się przekonać, czy to prawda, iż bydło w dzień ten o północy mówić może. Chcąc tego dociec, zakradł się do obory, ukrył w kącie i czekał. Nadeszła północ. Nagle słyszy on w oborze ludzką mowę i któż opisać zdoła jego ździwienie, gdy zobaczył, iż to bydlęta rzeczywiście po ludzku z sobą gwarzą. Za ciekawość swą jednak ciężko został ukarany, gdy z rozmowy bydląt nader smutnej o sobie dowiedział się rzeczy. Woły bowiem rozmawiając z sobą rzekły, iż wkrótce przykry będą musiały spełnić obowiązek, bo za trzy dni zawiozą swego gospodarza na mogiłki. Wiadomość tę podsłuchawszy, tak wziął sobie do serca, iż ze zmartwienia na drugi dzień umarł, a trzeciego dnia woły istotnie wywiodły go na cmentarz.
Wieczór wilijny sprzyja również wróżbom, bo prawie wszystkie rzeczy, które w wieczór ten się wywróżą, spełnią się wkrótce niezawodnie. Gospodarz na Rusi, gdy na stole postawią kutię, pierwszą łyżkę rzuca na sufit i wróży z tego o przyszłym urodzaju i o stanie pasieki. Jeśli ziarno wraz z miodem trzyma się sufitu, wtedy na pewno można się spodziewać urodzaju, oraz licznych roi pszczół, gdy nie, to rok przyszły nadzieje zawiodą. Przy końcu wieczerzy chłopcy i dziewczęta wyciągają spod obrusa źdźbła siana; jeżeli wyciągną źdźbło zielone, to w zapusty przywdzieje dziewica wieniec ślubny, a ożeni się młodzieniec, gdy zwiędłe, to rok ten napróżno minie, gdy żółte, to grozi wyciągającej dozgonne panieństwo. Ze słomy poświęconej na Pasterce, również źdźbła wyciągają. Jeżeli wyciągnięta słomka pociągnie za sobą drugą, oznacza to, iż osoba ta napewne ożeni się, lub wyjdzie za mąż, w nadchodzącym roku. Nadto prosta słomka oznacza pięknego, krzywa zaś brzydkiego i chorego kochanka, lub kochankę. Ze snopów żyta, stojącego przy wilji po rogach izby, wyciągają kłosy i liczą wykruszone z nich ziarnka; parzysta liczba oznacza związek małżeński w nadchodzącym roku, nieparzysta przeciwnie.
W dzień ciekawe dziewice wypatrują w wodzie studzien obraz sądzonego im męża, wieczorem zaś po wieczerzy wybiegają do płotu i trzęsą nim póty, póki skądś pies się nie odezwie. Z której strony pies zaszczeka, z tej strony przyjdzie narzeczony, a nadto cienkość lub grubość głosu psiego pozwala wróżyć o stanie tego narzeczonego. Gdy głos psa jest gruby, narzeczony będzie bogaty, gdy cienki – ubogi.
Wiele wróżą też w wieczór ten o urodzajach na rok przyszły. Jeżeli nóż włożony po wieczerzy przez gospodarza domu między dwa gatunki chleba: żytni pszeniczny, czyli między chleb i kukiełkę, lub też między chleb żytni i placek owsiany do następnego dnia zardzewieje od jednego gatunku chleba, to to zboże, z którego ów chleb był upieczony, nie uda się w następnym roku, gdyż będzie w niem zaraza. Podczas wieczerzy kładą na żarzące węgle po ziarnku z każdego gatunku zboża. Które ziarnko spaliwszy się, zostawi po sobie węgiel, ten gatunek zboża nie uda się w następnym roku, z którego zaś sam popiół tylko zostanie ten gatunek uda się dobrze.
Na Rusi gdy w wilję chleb pieką, kładą na piecu żarzące węgle, oznaczające za porządkiem rozmaite gatunki zboża oraz jarzyny. Który węgiel spopieleje ten gatunek zboża uda się dobrze w przyszłym roku. W Sądeckiem wyjmuje gospodyni w dzień Bożego Narodzenia, gdy dzwonią na podniesienie, kilka żarzących się węgli z ogniska, kładzie je obok siebie, a przy nich karteczki z wypisanemi na nich nazwami gatunków zboża, poczem uważa, które z nich najwięcej pokryją się ulatującym z węgli popiołem, gdyż zboże, którego nazwisko wypisanem jest na tej karteczce będzie bardzo plenne w następnym roku. Rzucają także po wieczerzy słomę do szpar w ścianie izby i kuchni. Ile ździebeł zaczepi się w szparach izby, tyle ma być kóp pszenicy, ile w kuchni, tyle kóp żyta. Im dłuższe są kluski, które jedzą na wieczerzę wilijną, tem dłuższe będą kłosy żytnie.
W dzień wilijny można także z wróżby dociec, jaki będzie rok następny. W tym celu idzie wieśniak do lasu i zacina drzewo smolne, najczęściej świerk, robiąc na niem 12 – ście karbów, oznaczających 12 miesięcy. Po kilku dniach przychodzi i ogląda ta karby, który zajdzie żywicą to miesiąc mu odpowiadający będzie mokry.
W Kieleckiem przez dwa dni po Bożem Narodzeniu nie przędą kądzieli, aby rodziły się konopie. Na Szląsku gospodarz, zanim pójdzie na Pasterkę, kładzie wiązkę siana na gnoju przed oborą, gdzie ono leży dopóty, póki on nie wróci z kościoła, poczem siano to daje bydłu. Ma ono chronić bydło od czarów i zarazy. W Kieleckiem także łamią gałązki z wisien i wtykają do butelki napełnionej wodą. Butelkę tę wstawiają w jakiś kąt, aby jej nikt nie ruszał. W dzień Trzech Króli dopiero wyjmuje się ją z kąta i patrzy czy gałązka zakwitła. Jeżeli puściła listki znakiem to, że rok następujący będzie obfitował w owoce, w przeciwnym razie będzie nieurodzaj na nie. W Olkuskiem w wilją wsadzają za stragarze gałązki świerczyny, które po Bożem Narodzeniu palą, a otrzymany popiół przechowują starannie do wiosny. Na wiosnę, pokrajawszy ziemniaki do sadzenia, posypują je tym popiołem „żeby nie były chrobaczywe”. Niektórzy zamiast palić gałązki te zaraz po Bożem Narodzeniu przechowują je niespalone, aż do czasu, w którym zaczynają sadzić ziemniaki i wtedy dopiero palą je na popiół. Aby wróble nie spijały prosa wrzucają w wilję złowionego wróbla żywcem do pieca, a potem proszek ze spalonego mięszają do prosa przeznaczonego na siew. Barbarzyński ten zwyczaj już na szczęście bardzo rzadki i znanym jest zaledwie w kilku wioskach na Pokuciu. Na Rusi w wilję nie wymawiają wyrazu cebula, bo u tego kto ten wyraz wymówi, przez cały rok pojawiałyby się wrzody wielkie jak cebula. Zamiast cebula, mówią „zakryszka” lub „zaprawa”. Jeśli gospodarz, lub gospodyni, długo śpią w dzień Bożego Narodzenia, to len na polu wybuja. Aby len się darzył dziewczęta w wilję zaprzędzają wrzeciona przed zachodem słońca lub po wieczerzy. Prząść jednak lnu lub konopi nie wolno przez cały tydzień Bożego Narodzenia, gdyż przędzącego spotkałoby z pewnością jakieś nieszczęście.
Aby ptaki nie wypijały (wydzióbywały) gospodarzowi zboża i nie czyniły mu przez to szkody, zbiera gospodarz okruszyny z obrusu pozostałe po wilijnej wieczerzy i kładzie je na 4 węgłach domu. W innych stronach nie piją w tym celu podczas wieczerzy wody. Na Rusi zwyczaj ten także istnieje, z tego to powodu poszczą tam a podczas wieczerzy nie piją wody, rozciągając ten zwyczaj i na dzień. Wierzą nawet, że gdyby przez cały dzień w święty wieczór jeszcze i małe dzieci pościły, toby ptaki żadnej szkody nie robiły. Gdyby zaś kto obcy przyszedł po wieczerzy i chciał się napić wody, to mu jej nie dadzą, a gdyby się sam napił i to dopiero później, natychmiast mówią, odpędzając grożącą sobie szkodę „naj twoju pszenyciu worobli pjut”. Również na Rusi przez całe święta uważają, aby do stołu nikt z garnkiem się nie zbliżył, gdyż w przeciwnym razie zboże byłoby bardzo zaśniecone.
Przy kominku. Kłosy, 1877 r., nr 652. |
Aby ptaki nie wypijały (wydzióbywały) gospodarzowi zboża i nie czyniły mu przez to szkody, zbiera gospodarz okruszyny z obrusu pozostałe po wilijnej wieczerzy i kładzie je na 4 węgłach domu. W innych stronach nie piją w tym celu podczas wieczerzy wody. Na Rusi zwyczaj ten także istnieje, z tego to powodu poszczą tam a podczas wieczerzy nie piją wody, rozciągając ten zwyczaj i na dzień. Wierzą nawet, że gdyby przez cały dzień w święty wieczór jeszcze i małe dzieci pościły, toby ptaki żadnej szkody nie robiły. Gdyby zaś kto obcy przyszedł po wieczerzy i chciał się napić wody, to mu jej nie dadzą, a gdyby się sam napił i to dopiero później, natychmiast mówią, odpędzając grożącą sobie szkodę „naj twoju pszenyciu worobli pjut”. Również na Rusi przez całe święta uważają, aby do stołu nikt z garnkiem się nie zbliżył, gdyż w przeciwnym razie zboże byłoby bardzo zaśniecone.
Podczas Pasterki można poznać wszystkie czarownice. W tym celu na Szląsku kobiety urywają w dzień św. Andrzeja o godzinie 12 w nocy gałązkę z wiśni, która wstawiona w wodę, zakwita na Boże Narodzenie. Z tą zakwitłą gałązką udają się do kościoła na Pasterkę i tu podczas błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem, patrząc przez ową gałązkę, poznają wszystkie czarownice, gdyż każda z nich ma skopiec na głowie, co dla niemających gałązki jest niewidzialnem.
Wreszcie dość rozpowszechnionym, nawet między ludem, jest zwyczaj urządzania na wilję choinki. Zwyczaj ten jednak jest jednym z nowszych i przybył do nas z Niemiec.
Edmund Kolbuszowski
Tekst przygotował i nadesłał Józef Szlaga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz